30.03.2015

Rozdział 29 [ Zostaw mnie w spokoju ]

     Poprawił się na łóżku, starając wykonywać jak najmniej wymagających wysiłku ruchów. Lekarz wciąż upierał się, że chłopak musi odpoczywać, dopóki jego stan zdrowia nie polepszy się w stu procentach. Sam Stiles jednak nie rozumiał, o co chodziło mężczyźnie, czuł się dobrze. Jedynie minimalnie osłabienie, ale to zrozumiałe po tym, co przeszedł jego organizm. Chciał już stąd wyjść, miał dość bezsensownych badań. Niektóre z nich były naprawdę dziwne.
      Przygryzł wnętrze wargi, rozglądając się po pomieszczeniu. Minęło kilka dni od jego przebudzenia i czuł się coraz lepiej, tylko czasami było mu niedobrze lub brzuch dawał o sobie bolesne przypomnienia. Codziennie odwiedzała go Darcy, był trochę zaniepokojony, że zamiast się uczyć, przesiaduje tutaj, ale cieszył się, że przynajmniej chodziła do szkoły. Oprócz tego pojawił się nawet Ronny, który przyniósł mu lizaki, mówiąc: „Nie znam się na smakach dzieci, ale widziałem jak jakaś mała dziewczynka prosiła mamę, żeby jej kupiła Chupa Chups, tak więc pomyślałem, że ci zasmakują”.
      Powoli próbował pogodzić się z tym, że żyje dalej. Było to dla niego ciężkie, wciąż gdzieś podświadomie coś mówiło mu, że śmierć to jedyne rozwiązanie. Zrozumiał, że nie bez powodu udało mu się cudem przeżyć. Było ciężko, ale próbował dać radę, w końcu obiecał to Darcy.
      Rodzice kompletnie się nim nie interesowali, przyszli tylko na moment, pytając jak się czuje. Ojciec wyraźnie unikał rozmowy z nim. Powiedział, że dopóki nie wróci do domu nie ma zamiaru kontaktować się z nim bez ważniejszego powodu. Po części było to spowodowane jego nienawiścią do szpitali, o której z nikim nie chciał rozmawiać. Matka nie mogła nic na to poradzić, w ich domu panowała prosta zasada, że to najstarszy mężczyzna jest najważniejszy. Ani Stiles, ani Susan nie mieli prawa głosu, gdy Charlie się z czymś nie zgadzał.
       Brunet ułożył poduszkę tak, aby mógł oprzeć się o nią plecami w pozycji pół leżącej. Bał się powrotu do domu, teraz gdy rodzice wiedzieli o jego ocenach, miniętych lekcjach, wszystkich nieobecnościach na zajęciach pozalekcyjnych... Najgorsze, że zdawał sobie sprawę z prawdopodobnej konieczności powtarzania klasy. Może to i lepiej, może trafiłby do lepszego otoczenia?
      Ostatnim z jego zmartwień została więź łącząca go ze starszym mężczyzną. Za każdym razem, gdy o nim myślał, czuł ból i strach, jednakże przeważała tęsknota. Tęsknił za nim, ale czy on miał podobne odczucia w stosunku do niego? Nie wiedział się z nim od tygodnia, nie licząc śpiączki, a on nie odezwał się ani razu.
      Może... może zapomniał? Może on również ma mnie dość...
     
Potrząsnął głową, odpychając przykre myśli krzątające się po jego głowie. Poczuł kilka łez zbierających się w kącikach oczu. Darcy, która przechowywała jego telefon, nie wspominała, żeby próbował się skontaktować. Stiles nie rozumiał jedynie, dlaczego dziewczyna nie chce mu zwrócić telefonu. Jako wymówkę mówiła, że boi się, że chłopak spróbuje skontaktować się z dilerem. Ufał jej w tej kwestii, przecież by go nie okłamała i od razu powiedziała, że próbował się skontaktować, prawda...?
       Pociągnął nosem i przysunął kołdrę minimalnie wyżej, do połowy klatki piersiowej. Igła przyczepiona do jego ręki naprawdę go denerwowała, nie potrafił się do niej przyzwyczaić. Czekał tylko, gdy w końcu pozbędzie się narzędzia. Spojrzał na plaster w miejscu, gdzie wyrwał poprzednio aparaturę. Dlaczego tak szybko podjął decyzję o próbie samobójstwa, dlaczego tak szybko pragnął odejść? Zrozumiał, że psychicznie wciąż jest niestabilny, że zbyt szybko podejmuje decyzje. Może oni się go boją... Może on sam powinien bać się siebie...? Kiedyś próbował głupstw, ale jakoś dawał radę. Teraz był agresywny, podejmował nieprzemyślane decyzje, działał impulsywnie... To możliwe, że choroba zaczęła poszerzać swoje granice...?
      Najlepszym lekarstwem na wszystko jest uczucie – tę sentencję od zawsze powtarzała mu przyjaciółka. Spróbował, jednak zamiast tego zrobił coś okropnego. Zauroczył się w kimś, w kim nie powinien był i nic nie mógł z tym zrobić. Nie mógł nawet wyznać co czuje, bał się, że zniszczy i tak naderwaną już więź. Fakt, że robił wszystko, aby chociaż przy nim być nieświadomie niszczył go bardziej. Wiedział, że nie powinien żyć uzależniony od jakiejś osoby, ale nie potrafił wymagać czegoś.
      Jego rozmyślania przerwało otwarcie drzwi. Nie śpieszył się ze spojrzeniem na gościa, ponieważ był pewien, że to lekarz. Jakoś nie pałał sympatią do tego człowieka. W końcu uniósł wzrok, gdy usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła. Niemal natychmiast pożałował i odczuł potrzebę wybiegnięcia z sali. Kpiący uśmieszek na twarzy nastolatka tylko pogorszył mu automatycznie humor.
     – Jak się trzymasz, Stiles? Wciąż nieśmiertelny? – Zakpił, kręcąc głową.
     – Czego chcesz? – Warknął dziwnie załamanym głosem.
     – Do trzech razy sztuka, nie? – Zmarszczył brwi. – Nie, czekaj, to już chyba trzecia próba. Szkoda, że tylko próba... – Westchnął zasmucony.
     – Kto cię tu wpuścił? – Spytał drżącym głosem.
     Szatyn uśmiechnął się pobłażliwie, lekko przechylając głowę.
     – Przecież jesteśmy kumplami. Jak się czujesz?
     – Nie twój zasrany interes. – Burknął.
     – Dzieciaku, nie przemęczaj się, bo jeszcze zemdlejesz.
     – Dzieciaku? – Zignorował dalszą część jego nieprzyjemnej wypowiedzi. – Jesteśmy w tym samym wieku, idioto.
     – Jesteś ode mnie niższy i głupszy, dziecko jak nic. – Wzruszył ramionami, po czym na jego usta wpłynął rozbawiony uśmiech. – No dobra, aż tak niski nie jesteś, bo żeby załatwiać przykładowo oceny to jednak musisz klęknąć.
      Brunet umilkł i wbił wzrok z kołdrę. Miał dość rozmowy z rówieśnikiem, nie miał nawet najmniejszej ochoty na kontynuację konwersacji.
      – Hej, nie obrażaj się. – Zapadła niezręczna cisza, ale Felix mimo wszystko czuł się swobodnie. – Cicho tu coś. Ostatnio słyszałem taką piosenkę, kojarzy mi się z tobą, wiesz? – Zaśmiał się. – Specjalnie dla ciebie nauczyłem się słów! – Rzucił entuzjastycznie, przysuwając się krzesłem do łóżka szpitalnego.
So what now? I clowned you. / Więc co teraz, ośmieszam cię.
And I'm stealing your girl too. / I kradnę też twoją dziewczynę.
She wants a secure dude. / Ona chce mieć zabezpieczonego kolesia.
And that's just not you! / I – to nie ty!
Miał dość podobny głos, jednak nie identyczny. Śpiewanie nie wychodziło mu najgorzej.
Chwycił bruneta za podbródek, zmuszając do spojrzenia na siebie.
I kissed a boy, they liked it. / Całuje chłopca i oni to lubią.
Przybliżył się niebezpiecznie blisko jego ust, nie przerywając śpiewania z kpiącym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Got all the honeys in the club excited. / Sprawiam, że wszystkie ciacha w klubie są podniecone.
Nastolatek poruszył się gwałtownie, próbując uwolnić z jego uchwytu.
I kissed a boy just to start shit. / Całuje chłopca tylko po to, żeby rozpętać gówno.
Homeboy was not about it. / Ziomek się nie spodziewa.
Stiles w końcu wyrwał się z jego uścisku, przesuwając na przeciwległy kraniec łóżka.
     – No co ty, nie podoba ci się? – Zaśmiał się sardonicznie. – Tylko sobie słodziaku nie rób nadziei, że cię podrywam.
     – Możesz już sobie iść? – Szepnął, splatając dłonie na wysokości klatki piersiowej.
     Dlaczego lekarz nie mógł teraz przyjść...?!
   
  – Nie smuć się. – Odparł przesłodzonym głosem. – To, że jesteś gejem, nie jest niczym złym.
     – A skąd niby wiesz, że jestem? – Spytał, powstrzymując się od płaczu.
     – Po prostu. – Wzruszył ramionami. – Seks z moją byłą? – Uniósł brwi, opierając się o krzesło. – Myślisz, że to zmieni moje zdanie o tobie? Chociaż lepsze to niżbyś myślał, że mnie to zabolało. Każda z tych lasek, którymi się bawiłem, miała być tylko odskocznią, sposobem na zapomnienie o kimś, kogo naprawdę kochałem. – Prychnął, na moment posyłając mu szeroki uśmiech, po czym spoważniał. – Dopóki będzie trzymał się swojej pedalskiej strony, będzie źle. Jeżeli przestaniesz, będzie jeszcze gorzej. Myślę, że wybór jest prosty. Spójrz, będąc pedałem, masz z tego jakąś tam twoją przyjemność i kilka przezwisk. Będąc z dziewczyną... nie chcesz wiedzieć. Twoje życie będzie koszmarem, jasne? – Warknął, opierając łokcie na kolanach.
     – Przestań mnie tak nazywać... – Wycedził przez zęby, wbijając paznokcie w skórę ramienia.
     – Bo co? Zrobisz mi coś? Proszę bardzo, niech Darcy cierpi. Obydwoje wiemy, że jeżeli coś mi się stanie, to w głębi zaboli ją i to bardzo. – Pokiwał flegmatycznie głową. – Możesz też powiedzieć jej prawdę o tym, co ci robiłem, ale to również ją cholernie zaboli. Sytuacja bez wyjścia, co? – Zaśmiał się lekko. – W sumie, ty już ją ranisz.
     – Niby jak? – Zapytał słabo, spoglądając na niego na moment z nienawiścią w oczach.
     – Ty jeszcze pytasz? – Parsknął krótkim śmiechem. – A to dobre. Ostatnio jestem jedyną osobą, z jaką ona rozmawia szczerze. Ze wszystkiego mi się zwierza, wiesz? Powiedzieć ci dlaczego całymi dniami tutaj siedzi? Bo się boi. – Wyraźnie zaakcentował ostatnie zdanie. – Nie chce wyjść na tą złą. Zobacz, olała cię na moment, a ty robisz z siebie biedne, zranione szczeniątko. Ojej, jak to cię zabolało! Co to ona ci nie zrobiła! Kretynie, ona się wystraszyła. Jeżeli by cię zostawiła, pewnie byś ją obwinił, zrzucił na nią winę, tak jak zrobiłeś to ze mną. Zaraz by było, że ona cię zostawiła i to wszystko przez nią. Daj jej święty spokój, człowieku. Naprawdę szkoda mi jej, że ma takiego pseudo przyjaciela. – Mówił powoli, wlepiając w niego wredny, pełen pogardy wzrok.
     – Kłamiesz... Nie mów tak... – Szeptał drżącym głosem, przygryzając wargę. – Obydwoje wiemy, że to ty byłeś wtedy na moście.
      – Nie wiem. Może tak, może nie. Może to ci się tylko wydaje? Kto wie jak bardzo nieobliczalny jesteś. – Westchnął, udając zasmuconego, po czym wrócił do pełnego uporu nieprzyjemnego wyrazu twarzy.– Dzień w dzień ona cierpi, obwinia się za twoje głupoty. Wiesz jak to boli, gdy widzę ją jak naprawdę to wszystko znosi? Chodzi przemęczona, olewa wszystko, mało tego musi znosić twój charakterek. Jesteś nienormalny.
      – Przestań tak mówić, słyszysz? – Powiedział cicho, ignorując łzy zbierające się w jego oczach.
      – Po co to wszystko, Stiles? Nie potrafisz poradzić sobie z własnymi błędami? Może ja lepiej ostrzegę Ronny'ego, wiesz, boję się, że zaraz z kolejnego pogodnego chłopaka zrobisz kogoś nienormalnego. – Przyjrzał się uważnie Lawsonowi. – Och, będziesz płakał? Prawda boli, co? – Szepnął pełnym pogardy głosem.
      – Daj mi spokój. – Głos mu się załamał, a po policzkach spłynęło kilka łez. Nie miał nawet siły ich zetrzeć, po prostu zignorował je. – Nie masz racji...
      – Zastanów się, Stiles. Zobacz jak dziwnie zachowuje się każdy wokół ciebie. Nikt oprócz mnie nie ma odwagi powiedzieć ci prawdy, to takie przykre. Wiesz dlaczego mi to nie sprawia problemu? Bo ja się ciebie nie boję.
       Brunet owinął się mocniej ramionami, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Słowa, które wypowiadał szatyn, raniły go raz po raz. Sam już nie wiedział co jest prawdą, a co kłamstwem. Głos nastolatka był tak przekonujący, że sam zaczął wierzyć we wszystko co mówił. Od płaczu zaczynała boleć go głowa. Nie rozumiał dlaczego Felix nie mógł po prostu zostawić go w spokoju, na zawsze. Był w stanie zrobić wszystko, o co prosił, byleby tylko dał mu spokój.
      – Nie przerażają mnie twoje wybuchy agresji ani jakieś dziwaczne napady. Mam to głęboko gdzieś. Ile osób ma już przez ciebie wyrzuty sumienia, co?
      – Z–zrobię wszystko, tylko błagam, przestań... – Wyjąkał słabym głosem, zaciskając oczy.
      – Nie chcę od ciebie niczego. Masz jedynie przestrzegać tego co ci wcześniej powiedziałem. – Na jego twarzy znów pojawił się kpiący uśmieszek. – Wszystko? Co niby masz na myśli? Nie wiem, chcesz być dziwką?
      – Nie... – Szepnął, nieprzerwanie płacząc.
      – No więc po co proponujesz? – Spytał z uśmiechem. Wstał z krzesła, podchodząc do niego po drugiej stronie. Po drodze sięgnął po coś do kieszeni. – Wszyscy przez ciebie cierpią, muszą się z tobą zmagać, ale ja potrafię ci pomóc. Zawsze to jakieś wyjście, w twoim wypadku najlepsze. – Wysunął rękę, łapiąc nagle jego dłoń jakby na pożegnanie. – Pomyśl nad tym. Nie męczy cię to już?
     Odsunął się, zostawiając w dłoni chłopaka jakiś przedmiot. Bez wytłumaczeń skierował się prosto w stronę wyjścia.
      Stiles wciąż niekontrolowanie płacząc spojrzał na trzymane opakowanie. Było to coś cienkiego, owiniętego papierem. Nie musiał nawet otwierać, ponieważ z miejsca wiedział co to. Kiedyś musiał przynieść coś podobnego na zajęcia artystyczne. W rozłożonej dłoni trzymał opakowaną żyletkę, a skoro nie była otwarta, bez problemu mogła przeciąć większość rzeczy.
      Schował „prezent” do szafki, wsuwając go między deski, tak, aby nikt nie go nie znalazł. Nie wiedział co ma teraz zrobić, czy wykorzystać ostre narzędzie, czy nie. Z tą myślą zakrył się kołdrą i cicho łkając zasnął pod wpływem zmęczenia zarówno fizycznego, jak i psychicznego.

      Po wieczór do pomieszczenia wszedł lekarz, który lekko zmartwiony podszedł do łóżka. Usiadł na krawędzi posłania, przyglądając się śpiącemu nastolatkowi. Prezentował się naprawdę kiepsko od ciągłego płaczu, ale mimo to jego zdaniem wyglądał całkiem uroczo. Mężczyzna dotknął dłonią policzka chłopaka.
      Zauważył, że zezwolenie na odwiedzanie Lawsona dając się niby nabrać na kłamstwo, że to ktoś z rodziny i tym podobne, przynosi oczekiwane efekty. Zrozumiał, że znajomi chłopaka naprawdę nieświadomie ułatwiali mu pracę. Mógł nawet powiedzieć, że obce dzieciaki wykonywały za niego całą robotę.
      – Śpij mały. – Szepnął, gładząc jego włosy. – To tylko parę miesięcy.

      – Stiiiiles, miisiak? Ej, pluszaku jeden. Wstawaj no! – Powiedziała nieco głośniej nad jego głową, na co chłopak przebudził się natychmiast przerażony. – No brawo, niedźwiedziu!
      Nastolatek uspokoił się i przymrużył lekko powieki z łagodnym uśmiechem na twarzy.
      Jednak dobry humor nie utrzymywał się zbyt długo, ponieważ już po chwili przypomniała mu się treść wczorajszej rozmowy. Tak strasznie potrzebował obecności przyjaciółki, ale nie mógł patrzeć na to jak ona podświadomie cierpi. Nie wiedział już, czy Felix kłamał, czy dziewczyna perfekcyjnie ukrywała emocje. Nie powinien był mu ufać... ale to co mówił miało sens.
      Od ciągłego płaczu i snu na zmianę potwornie bolała go głowa i piekły oczy. Zamrugał kilka razy. Pamiętał, że przewrócił się gdzieś w środku nocy i leżał tak wpatrując się w sufit, cicho łkając. Całą noc zastanawiał się nad wszystkim. Tak strasznie potrzebował jakiegokolwiek najmniejszego uczucia, ale nie miał odwagi tego okazać. Pragnął, aby chociaż raz ktoś był z nim szczery, czego on sam nie potrafił. Teoretycznie szatyn spełnił to... jednak Stiles nie miał stuprocentowej pewności czy to było prawdą.
      – Stiles, leniu, już piętnasta! Lekarz mówił, że szkoda mu było ciebie budzić, ale ja mam to gdzieś! – Zaśmiała się promiennie. – Nie uwierzysz, dostałam piątkę!
     – Przyjechałaś tu prosto po szkole? – Spytał niewyraźnym głosem z osłabieniem wymalowanym, na twarzy.
     – Tak! Stęskniłam się, wiesz?
     – Darcy... proszę, idź do domu. – Szepnął smutno.
     – C–co? – Entuzjazm brunetki miarowo opadał. – Dlaczego? O nie, nie mów mi, że znów masz te humorki... – Mruknęła ponuro.
     – Nie, ja... Chcę spać, przepraszam. Chyba jestem chory, nie wiem.
     – Jesteś w sterylnym szpitalu, niby jak możesz być chory? Moment. – Jej źrenice rozszerzyły się z przerażenia. – To jakieś powikłania zatrucia?! O Boże, Stili...
     – Nie! – Zaprzeczył natychmiast. – Jest dobrze. Nie umiałem zasnąć, chcę odespać to teraz.
     – Ale...
     – Idź i odpocznij, ja też chcę odpocząć. Chociaż raz zrób to dla mnie.
     – No... ale... – Szepnęła zmieszana, wstając. Zabrała swoje rzeczy, podchodząc do drzwi. Miała plany co do ich dzisiejszych zajęć, ale zmiana zachowania jej przyjaciela zniszczyła w niej cały entuzjazm. – Pamiętaj tylko, przychodzę tu dla ciebie, nie z przymusu. – Powiedziała cicho, opuszczając salę.
      Nie rozumiała jego zachowania, jeszcze przedwczoraj był taki radosny...
      Co z tobą, Stili...?
   
   Zrozumiała, że najwyraźniej decyzja, którą na razie podejmowała, nie była jedną z najlepszych. Nie była nawet dobra. Myślała, że to wina kontaktów chłopaka z mężczyzną, teraz jednak zrozumiała, że on potrzebuje go. Musiała w końcu wziąć się na odwagę i porozmawiać z Marco, wytłumaczyć mu wszystkie sprytnie wykombinowane wymówki. Domyślała się, że mógł nabierać podejrzeń, ale za każdym razem przedłużała „powrót Stilesa” i „obowiązek pozbycia się komórek podczas obozu dla kujonów”. Głupia wymówka, ale poniekąd była z siebie dumna, bo dobrze jej szły krótkie rozmowy SMS z Marshallem. Na wypadek, gdyby chciał dzwonić, kłamała, że ktoś może usłyszeć i tym podobne. Nie była już tak zadowolona, gdy w jego wiadomościach był wyraźny podtekst erotyczny. Wtedy miała ochotę wyrzucić telefon, ale przecież musiała wczuć się w rolę Stilesa. W tym celu przeczytała większość ich wspólnych SMS-ów i postanowiła, że nigdy więcej tego nie zrobi. Niektóre rozmowy... nie były zbyt normalne... i żałowała, że je przeczytała. Szczególnie żałowała momentu, gdy weszła z ciekawości w galerię telefonu. Jednego ze specyficznych zdjęć Marshalla nigdy nie zapomni...
      Jak niektórzy faceci mogli przesyłać sobie takie zdjęcia?!
      Wzdrygnęła się na tę myśl, powstrzymując przed odruchem wymiotnym. W sumie nie był to aż tak zły widok, ale gdy wyobrażała sobie, że jej przyjaciel... O nie, nie.
      Czuła się potwornie kłamiąc i grzebiąc w jego prywatnych rzeczach, ale bała się o stan przyjaciela. Wiedziała, że to daremna wymówka, no ale... Chciała sprawdzić, czy brak obecności mężczyzny lepiej na niego wpłynie, jednak on zachowywał się coraz gorzej. Parę razy miewała ochotę zakończyć przez te SMS-y ich związek, ale wiedziała, że w to Marco by już nie uwierzył bez rozmowy na żywo.
      Najbardziej bała się faktu, że teraz obydwóm musiała wyznać prawdę o udawanych konwersacjach. W głębi podświadomości wyczuwała kolejną kłótnię, miała tylko cichą nadzieję, że Stiles będzie wtedy w bardzo, bardzo dobrym humorze.

══◊══

+Tutaj będzie trochę gadki...
+Dałam czadu z długością...
+Zacznijmy od rozdziału. Co myślicie o tych wszystkich wydarzeniach? ;) Na początku nie miało być fragmentu z lekarzem, ale uznałam, że jednak go dodam. Co jakiś czas będę dodawać podobne momenty. W końcu się wyjaśniło, dlaczego Stiles ma wahania co do przyjaźni. Jak myślicie, powinien skorzystać z „prezentu”? Wyjaśniło się również dlaczego Marco aż tak nie próbował skontaktować się z Lawsonem. W końcu Darcy wciskała mu niezły kit. Mam nadzieję, że każdy zrozumiał o co chodzi ze „specyficznym” zdjęciem. :p Hm, ciekawe czy na miejscu Darcy bardziej bym się popłakała, czy szczerzyła...
+Pojawiła się nowa ankieta. Mam nadzieję, że przeczytaliście informację nad nią. :p Ciekawe, czy ktoś naprawdę zagłosuje na kogoś innego niż Marco... hm.
+Pojawiła się również ścieżka dźwiękowa. Piosenki będą czasami zmieniane.
+To chyba tyle. Pozdrawiam i dziękuję za komentarze, w których mogę czytać wasze opinie, haha! :D

25.03.2015

Rozdział 28 [ Ostatnia szansa? ]

      Przez dziwną barierę słyszał niewyraźny głos.
      – ...to miło z jego strony, że cię odwiedził, ale wciąż za nim nie przepadam. Nie wiem, Ronny nie przypadł mi do gustu...
     Znów szum i niewyraźny bełkot.
     Co się dzieje...?
     –
...nie działo się nic ciekawego, szkoda, że ciebie tam nie było...
     Zignorował głos, skupiając się na pytaniach uderzających do jego głowy. Spróbował unieść powieki, udało się to jedynie minimalnie. Rażące światło oślepiło go natychmiast, dlatego odruchem zamknął oczy. Spróbował poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Gdy szum w jego głowie ucichł, zdołał poruszyć jednym z palców. W tym momencie jego ciało przeszłą potworna fala bólu, tak silna, że miał ochotę krzyczeć na całe gardło, ale nie potrafił wydobyć z siebie dźwięku.
     Gdzie ja jestem?
     
Gardło piekło go niemiłosiernie, widocznie wysuszone, poza tym mowę utrudniał również przedmiot ciągnący się wzdłuż gardła. Zakręciło mu się w głowie, kujący ból rozszedł się po czaszce, przeszywając kolejno kręgosłup.
      Spróbował przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, jednak na marne. Każda próba dokonania tej czynności kończyła się niewyobrażalnym bólem. Spróbował złapać oddech, jednak coś go przydusiło, a jego ciałem wstrząsnęły odruchy wymiotne, jednak czuł jednocześnie, że nie potrafi wymiotować.
      Wnętrze jego głowy rozerwał potworny pisk jakiejś osoby, po czym coś ścisnęło jego klatkę piersiową. To zmusiło go do otworzenia oczu, na tyle na ile potrafił. Początkowo jednak nie widział nic oprócz rozmazanego, rozjaśnionego otoczenia.
      Piekło go gardło, głowę rozrywał ból, czuł zdrętwienie w kończynach, potworne osłabienie, a na dodatek ktoś ścisnął go, w prezencie jeszcze krzycząc koło ucha coś niezrozumiałego. Z czasem obraz nabrał ostrości, teraz jednak dostrzegł, jak stoją nad nim jakieś osoby. Nad głowami otaczających go postaci widniał śnieżnobiały sufit, na którym przytwierdzone były podłużne świetlówki.
       Z najwyższym wysiłkiem obrócił łagodnie głowę, spotykając się ze wzrokiem dziewczyny, której policzki zalewały gęste łzy. Usłyszał szelest jakichś rurek.
       Poczuł ulgę, gdy nastolatka odsunęła się. Następnie stało się coś jeszcze, ale nie był pewny co. Obraz zaczął ponownie zanikać.
      Co się dzieje...?

      Znów odczuł ten nieprzyjemny szum i odrętwienie, teraz jednak nie było tak tragicznie. Uchylił powieki, co również nie zadało mu takiej ilości bólu. Wbił zmęczone spojrzenie w sufit, oddychając spokojnie i miarowo. Zauważył też, że teraz nic nie przeszkadzało mu w nabieraniu powietrza.
      Przeleżał tak dobre kilka minut, nie myśląc o niczym. Po prostu beznamiętnie wpatrywał się w obity śnieżnobiałymi kafelkami sufit. Obrócił z wysiłkiem głowę i obrzucił wzrokiem śpiącą w niewygodnej pozycji na krześle dziewczynę.
     Co ja tu robię?
     Spróbował przypomnieć sobie coś więcej niż wydarzenia z pierwszego przebudzenia. Wewnętrzny ból psychiczny, telefon, umowa, pierwsza tabletka. Zamknął oczy, nadal nie rozumiejąc, co znaczyły te obrazy. Flegmatycznie przyłożył dłonie do skroni, unosząc ręce jego uwadze nie umknęły przyczepione rurki.
     Co ja tu robię?
     Nastolatka poruszyła się nieznacznie, przechylając głowę, pochłonięta błogim snem. Sądząc po zmęczeniu wymalowanym na jej twarzy, potrzebowała tego.
     Zamknął oczy, skupiając się na tych obrazach, przecież musiał coś pamiętać.
     
    – Jak szybko to zadziała? – Spytał, obracając w dłoni opakowanie.    – Im więcej tabletek weźmiesz, tym szybciej zadziała. Słuchaj, ja tym tylko handluję, każdy skutek uboczny nie jest z mojej winy. Żeby nie było, wolę cię ostrzec. – Mówił, co jakiś czas rozglądając się.
     – Jasne. Mówisz, że mogę przez to umrzeć?
     – Tak, dlatego nie przeginaj. Słuchaj, na pewno chcesz to kupić? Wywołuje fajny stan, ale jest zbyt niebezpieczne. – Kontynuował niepewnie, pocierając dłonią kark.

     – Pięć stów więcej i nie widziałeś mnie tutaj. – Powiedział nagle, chowając opakowanie.
     – I tak nikomu nie powiem... Poza tym to więcej niż zapłaciłeś za tabletki...
     – Po prostu weź te pieniądze, niepotrzebne mi one. – Warknął, wpychając plik banknotów do jego ręki. Odsunął się równie szybko i odszedł. 


     Próbowałem się otruć...
     Po chwili dotarło do niego znaczenie tych słów. Powoli przypominał sobie kim był i co, prawdopodobnie, tu robił. Nie wiedział jednak, co zrobił będąc pod wpływem trucizny. Skoro substancja nie zadziałała, wciąż był tym, kim był. Wciąż był potworem.
     Zmarszczył brwi, uchylając usta. Uniósł drżącą dłoń nad twarzą i przerażony rozejrzał się po otaczającej go aparaturze szpitalnej. Rysy jego twarzy diametralnie zmieniły się, ukazując zdezorientowanie i ból. Pozwolił łzom bezwładnie spływać po policzkach, pozostając w całkowitym bezruchu.
     Pociągnął nosem i przyłożył wnętrze dłoni do ust, szlochając coraz intensywniej. Obraz rozmazał się, przez zbierające się w jego oczach łzy. Nie miał nawet siły czy ochoty ich przetrzeć.
     – O Boże, Stiles, ty żyjesz! – Krzyknęła dziewczyna, gwałtownie zrywając się z krzesła. Widocznie spała pół snem, ponieważ wybudziło ją nawet ciche szlochanie. – Nie płacz misiu, już okej. – Szepnęła kojąco, a po jej policzkach również spłynęły łzy. – Tak się bałam, że wtedy obudziłeś się po raz ostatni... – Wtulała się do jego klatki piersiowej, jakby nigdy nie miała go puszczać. Z radości nieustannie szczerzyła się mimo łez. – Tak się bałam. Już lepiej, już będzie dobrze, obiecuję. – Powtarzała gorączkowo, przejeżdżając dłonią po jego policzku, ścierając z niego kilka łez.
     – Nie... nie... – Powiedział cicho, kręcąc głową. – Przecież... tabletki...
     – Lekarze dali z siebie wszystko, Stili, już dobrze.
     – Nie.... nie! Nic nie jest dobrze. To miało... to miało mnie zabić... – Spojrzał na stojąca w progu pielęgniarkę, która posyłała mu pełen czułości uśmiech, wołając przy tym lekarza. – Co wyście zrobili! – Wrzasnął tak gwałtownie, że klęcząca obok Darcy odskoczyła gwałtownie. – Co ja wam zrobiłem, co?! – Po jego policzkach wciąż nieustannie spływały łzy. – Dlaczego?! – Kręcił głową, ledwo łapiąc kolejne wdechy. Roztrzęsiony chwycił przyczepiony przyrząd, wyrywając go, tym samym rozcinając igłą skórę. Zanim zdążył wstać z łóżka do sali wbiegł lekarz, przyciskając go do materaca.
       – Co mu jest...? – Szepnęła brunetka, ze strachem wpatrując się w rozgrywająca się przed nią sceną. Podbiegła do niej pielęgniarka, wyjaśniając i tym samym starając się uspokoić ją.
      – Puszczaj mnie dupku, to twoja wina! – Rzucił z wyrzutem, stale łkając.
      – Słuchaj mały, uspokój się. – Mężczyzna zachowywał się jakby w ogóle nie dziwło go zachowanie nastolatka. – Ciesz się, że nic ci nie jest. W pewnym sensie dostałeś drugie życie.
      – Drugie życie?! Nie dziękuję! – Spróbował się wyszarpać.
      – Słuchaj, to tylko szok spowodowany przebudzeniem i skrajnym wyczerpaniem organizmu. Za chwilę przejdzie i będzie po wszystkim. – Spojrzał na jego zranioną rękę, kręcąc głową.
      Chłopak w dalszym ciągu próbował uwolnić się od uścisku, aż w końcu zmęczony wiercił się coraz słabiej, opadając z sił.
     – Proszę... Nie możecie mnie zabić? Proszę... – Szeptał przez łzy wycieńczonym głosem, przestając się całkowicie poruszać. Zamknął oczy, przygryzając wargę. – Nie chcę tu wracać, nie rozumiecie tego? Proszę... – Wyjąkał słabo, kręcąc głową. Skierował spojrzenie na strzykawkę, którą pod jego nieuwagę wbiła pielęgniarka za poleceniem mężczyzny.
      Brunet leżał prosto na łóżku, wciągając gwałtowne hausty powietrza. Uchylił usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili opuścił powieki, ostatecznie nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
     – Co pan mu wstrzyknął?! – Wrzasnęła zdruzgotana dziewczyna, stając na równe nogi.
     – Darcy, tak? Zaufaj mi, nic mu nie będzie. Musiałem podać mu środki uspokajające, sama widziałaś, co się stało. – Mówił beztrosko, wydając pielęgniarką polecenia, aby naprawiły szkody, które chłopak zdążył wyrządzić. – Psychiatra uprzedzał, że może wybudzić się z szokiem, to było konieczne.
     – Co proszę...? Przecież on dopiero co wybudził się... Jak pan mógł tak szybko podać mu środki osłabiające jego organizm?!
     – Młoda damo, nie tym tonem. Poza tym to ja tu jestem lekarzem. – Ostatni raz spojrzał na ekran wskazujący rytm bicia serca pacjenta.
     Darcy w tym czasie obiegła wzrokiem mężczyznę. Ciężko było jej uwierzyć, że był profesjonalistą. Widocznie w szpitalu musiał być nowy, ponieważ nie kojarzyła go znikąd. Pierwszy raz zobaczyła go, gdy przeprowadzał operację Stilesa, a zanim działo się to wszystko odwiedzała tutaj koleżankę ze złamaną nogą i nie spotkała go ani razu. Poza tym nie podobał jej się jego wyraz twarzy, w ogóle się nie uśmiechał, pracował w dziwnej ciszy, jakby zajmował się nie kimś, a czymś. Tak, jakby miał gdzieś pacjenta.
      Nim wyszedł, ukradkiem spojrzała na jego plakietkę. Wyglądała na autentyczną. Upomniała się w myślach, jak mogła w codziennym życiu doszukiwać się podstępów jak w filmach, podczas gdy jej przyjaciel potrzebował pomocy.
     – Stiles... – Zaczęła, uważnie obserwując chociażby najmniejsze ruchy jego twarzy. Poruszyła się niepewnie, gdy z wysiłkiem uniósł powieki. Ostrożnie przysunęła dłoń do jego policzka, wypatrując oznaki protestu. Nic takiego się nie stało, dlatego pewniej objęła jego policzek. Kciukiem przetarła ostatnie łzy, spływające po jego policzku. – Przepraszam... To wszystko moja wina? To przez to, że z nim rozmawiałam? Mogę już nigdy więcej tego nie robić, obiecuję. – Mówiła cicho, patrząc na niego ze smutkiem w oczach. – Jesteś nam potrzebny. – Zrozumiała, że nie może mu pokazać obawy. Musi pokazać mu, że gdyby był obojętnie jak złośliwy, to ona będzie przy nim. Zatraciła się wzrokiem w jego przekrwionych i opuchniętych od płaczu oczach.
     – P–przepraszam... a–ale.... – Szeptał z wysiłkiem, łapiąc łagodne wdechy. – m–mieliśmy nie rozmawiać... – Mówił niemal niesłyszalnie, dlatego dziewczyna musiała przybliżyć się, aby go słyszeć.
     – Nie wierzę ci, Stiles. Sam nie wierzysz w to, co mówisz, prawda? Wcale tak nie myślisz. Tyle lat przyjaźni nie może nic nie znaczyć, to zawsze jest coś. Nie byłbyś w stanie tyle lat udawać.
     – A–ale... – Przełknął ślinę. – To już nie ten sam Stiles. Zmieniłem się. – Stwierdził, a w jego głosie wciąż pobrzmiewała chrypka. – Zmieniłem się na gorsze.
     – Nie mów tak, kocham cię niezależnie od tego, kim jesteś. Jesteś moim Stilesem. Byłeś, jesteś i będziesz. – Umilkła na chwilę, cicho wzdychając i krążąc kciukiem po jego policzku.
     – Męczysz się przeze mnie, prawda? – Oblizał językiem wargi, mówienie wciąż sprawiało mu ból. – Wciąż cię olewam, utrudniam ci miłość, wciąż czegoś od ciebie wymagam. – Skierował wzrok w drugą stronę, tak aby nie patrzeć na nią. – Jemu zniszczyłem życie, małżeństwo i za chwilę zniszczę też karierę. Spójrz na to tak, gdybym umarł, każdy by chwilę popłakał i zapomniał, tak? Zniknęłyby wszystkie problemy. Moi rodzice nareszcie mieliby spokój o którym zawsze marzyli.
     – Nie mów tak. – Przerwała mu, powstrzymując łzy. Wciąż nie wierzyła, że z jej przyjacielem było tak źle, że cierpiał od tego stopnia. Wiedziała, że nigdy nie wybaczy sobie tego, że nic nie zauważyła. Otrzymała szansę, aby to naprawić... a co gdyby on się nie obudził? – Zrób to dla mnie, ostatnia szansa. Teraz będzie dobrze, obiecuję. – Teraz naprawdę poczuła ukłucie w sercu, gdy uniósł na nią zmęczony wzrok. Był wychudzony przez wszystkie czyszczenia, przez które przeszedł, aby pozbyto się szkodliwej substancji z jego organizmu, w dodatku był wyraźnie przemęczony, a z jego oczu zniknął błysk, który zawsze się utrzymywał. Wiedziała, że miał tego po prostu dość.
     – Ostatnia próba?
     – Tak. Proszę, pozwól sobie pomóc.
     – Kiedy mnie wypuszczą? – Spytał po chwili milczenia.
     Brunetka zaśmiała się lekko.
     – Stili, wyglądasz jak trup, na pewno tu trochę poleżysz. Spałeś przez dobre trzy tygodnie, myślisz, że po kilku dniach cię wypuszczą?
     – Leżę tu już trzy tygodnie?! – Rzucił z wyrzutem, otwierając szerzej oczy. Myślał nad czymś intensywnie, po czym westchnął, podejmując decyzję. – Posłuchaj... czy mogłabyś... jeżeli będziesz go widziała... powiedz, że musimy porozmawiać.
     – Go? Masz na myśli Marshalla? – Zapytała, chcąc się upewnić.
     – Tak... – Odparł cicho, niemrawo potakując głową. – Jeszcze jedno, nie musisz zrywać z Feliksem.
     – Zrywać? – Spojrzała na niego zaskoczona. – Stiles, my nawet nie jesteśmy razem. Więc to prawda, to wszystko co ci robił...? Jeżeli tak, to obiecuję ci, że go znienawidzę.
     – Będziesz cierpieć, prawda?
     – To nie ma znaczenia, z potworem nie można być.
     Nastała między nimi niezręczna cisza, dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, a Stiles patrzył na ścianę, ponownie intensywnie nad czymś myśląc.
     – Nie urywaj z nim kontaktu. To moja wina. Tak naprawdę nie wiedziałem na kogo zrzucić winy. Przepraszam... Bałem się, że on mi ciebie odbierze, a to było najlepsze wyjście. – Mówił wszystko z wysiłkiem, dlatego Darcy nie potrafiła rozpoznać, czy kłamie, czy po prostu ciężko mu się do tego przyznać, z tego też powodu postanowiła na razie zignorować wyznanie. – Owszem dokuczał mi, ale każdy zasługuję na drugą szansę, tak?
     – Tak... – Odparła niepewnie, zabierając w końcu rękę z jego policzka. – Muszę nad tym wszystkim pomyśleć, dlatego rozmowa o tym teraz nie jest dobrym pomysłem.
     – Rodzice w ogóle wiedzą, że tu jestem? Ktokolwiek wie?
     – Tak, twoi rodzice byli tu kilka razy, ale tylko na chwilę... Lepiej korzystaj, że tutaj leżysz. Są wściekli, szczególnie ojciec. Przez twoją nieobecność zostali wezwani do szkoły i... dowiedzieli się o wszystkich ocenach i opuszczonych lekcjach... Dlaczego mi nie mówiłeś, że w zasadzie ze wszystkiego masz jedynki? – Rzuciła z wyrzutem, kręcąc głową. – To nie koniec przykrych wiadomości związanych ze szkołą. Podobno będziesz pod stałą obserwacją psychologa szkolnego i będziesz musiał codziennie bywać na wizytach. Twój ojciec był tak wściekły, że bez słowa wyszedł z gabinetu. Nie pytaj skąd to wiem...
      Brunet skrzywił się, rozglądając.
      – To i tak dobrze... Początkowo miałeś trafić do psychiatryka...
      – Chcieli mnie zamknąć?! – Powiedział nieco głośniej, z niedowierzaniem patrząc na przyjaciółkę. – Oszaleli?!
      – Nie przejmuj się...
      – Darcy, jak mam się nie przejmować?! – Kilka razy uderzył tyłem głowy w poduszkę, zwężając usta w prostą linię. – Nieważne, możesz już iść, chcę odpocząć.
      – Znów zaczynasz...? Proszę, możemy przestać się kłócić? Chociaż raz.
      – Nic nie zaczynam, chcę po prostu odpocząć. – Mruknął, wpatrując się w ścianę.
      Dziewczyna przygryzła wargę i odwróciła się, zdenerwowana wyciągając swoje rzeczy ze szpitalnego stolika nocnego. Przez te trzy tygodnie zdążyła się tutaj zakwaterować.
      Nie. Obiecałam coś zarówno mu, jak i sobie.
      Odwróciła się i uklękła przy jego łóżku.
      – Spójrz na mnie i powtórz, że mam stąd iść. – Posłała mu zawzięte spojrzenie.
      – Darcy... – Zawahał się. Po chwili ciszy, podczas której uparcie mierzyli się wzrokiem, rzucił tylko: – Zostań.

     Marshall otworzył ponownie skrzynkę wiadomości, przeglądając ich ostatnie rozmowy.
     Zrobiłem coś nie tak?
    
Przygryzł wargę, wzdychając. Przywarł plecami do ściany, unosząc wzrok do góry. Spróbował skupić swoje myśli nad czymś, co nie dotyczyło Stilesa. Po chwili zrozumiał, że to nie ma sensu. Nie mógł udawać, że wszystko jest okej. Starał się ukrywać zakłopotanie i ponury nastrój, ale siłą rzeczy czasami mu to nie wychodziło.
     Skupił swoją uwagę na drgającym telefonie. Pod słuchawką informującą o połączeniu wyświetliła się nazwa kontaktu – „Jessy”. Wpatrywał się w ekran, nie mając pomysłu co zrobić. Sam już nie wiedział, czy ma ochotę na rozmowę z nią.
     Chwilę po rozpoczęciu połączenia do pokoju pośpiesznym krokiem wszedł mężczyzna, spoglądając na boksera.
     – Musimy się zbierać, chodź.
     – Idę. – Odparł zrezygnowany, rzucając wciąż dzwoniący telefon do szafki. Ostatni raz spojrzał na ekran, po czym odwrócił się i podszedł do menadżera.
      – Gadałeś już z Jess? – Zapytał, gdy szli korytarzem. – Zawsze dzwoni przed walką, mówiłeś, że to pomaga ci się skupić, a dziś tego potrzebujesz.
      – Nie dzwoniła. – Skłamał.
      – Nie? – Zapytał szczerze zdziwiony, unosząc brwi. – Zawsze dzwoni.
      Marco obojętnie wzruszył ramionami, patrząc przed siebie.
      – Mniejsza... Słuchaj, pogadaj chwilę z dziennikarzami, dawno nie prowadziłeś wywiadu. Dobrze to zrobi na powrót.
      – Nie mam ochoty na rozmowy. – Burknął, poprawiając bandaże okalające dłonie.
      – Cholera, myślałem, że już ci przeszło. – Rzucił z wyrzutem, wyraźnie zdenerwowany.
      – Nie przejdzie mi, dopóki nie dowiem się, dlaczego się nie odzywa. – Odparł mocniejszym tonem, co miało oznaczać koniec rozmowy na ten temat.

══◊══

+Odnośnie przebudzenia – nigdy nie wybudziłam się ze śpiączki, siłą rzeczy nie wiem jakie to uczucie... ale mam nadzieję, że to wyszło dość realnie przy czytaniu. ;)
+Rozdział dedykuję (ponownie) Sarabeth, która chciała dedyk, cytuję: „BO TAK”. Dedykuję go również Annie, która poprawiła mi humor, „upominając się” o rozdział, haha. :D ♥
+Co mogę powiedzieć o rozdziale? Przyznam, puściłam sobie przy pisaniu tak smutne piosenki, że mnie zdołowało i ze smutkiem pisałam to. Bardziej ciekawi mnie wasza opinia! :)

══◊══

Na Wattpadzie założyłam nowego bloga. Miałam publikować tylko tam, ale pomyślałam, że wam też należy się dostęp do niego. Na tamtym portalu spotkałam się z ogromem pozytywnych reakcji mimo kontrowersyjnego tematu.
O co chodzi? Prowokator to mój „poboczny projekt”. Rozdziały są dodawane nieregularnie, ponieważ historia Stilesa jest dla mnie na pierwszym miejscu. Jest on pewnego rodzaju rekompensatą za brak na TMYSS-ie wielu wątków erotycznych, które jak na początku wskazywała kategoria, powinny się tutaj znaleźć.

Fabuła
Jackson to niewyżyty seksualnie skurwiel, który na ogół mógłby mieć każdego, jednak on chce konkretnie ich. Interesują go jedynie szybkie przygody z nauczycielami. Kochał to robić. Fantazje uczeń-nauczyciel mógł spełniać kiedy tylko chciał. Prowadził nawet spis swoich seksualnych kochanków. Czy był męską dziwką? Owszem, i był z tego dumny.
Myśląc nad kolejną ofiarą, zobaczył go. Spokojny, seksowny i starszy od niego.
Jego nazwisko musiało niezwłocznie zaistnieć na szczycie listy.

Jak już mówiłam, według czytelników z Wattpada, to dobre opowiadanie, a bohater ma ciekawy i dobrze określony charakter. Przekonajcie się sami! :)

18.03.2015

Rozdział 27 [ Myślę, że on mnie zdradza ]

       Kobieta zaczęła krążyć łyżeczką w pucharku do połowy zapełnionym lodami, tracąc powoli apetyt. Słodka przekąska nijak poprawiała jej dziś humor, co dogłębnie ją zaskoczyło. Uniosła wzrok, ukradkiem rozglądając się po galerii handlowej. Wszystko było tutaj takie estetyczne, drogie, lśniące, zaplanowane. Każdy element miał swoje miejsce, każda sklepowa wystawa była dopracowana do perfekcji. Czy ona chciałaby tak żyć? Sama już nie wiedziała, czy taka jest, czy tylko stwarza pozory poukładanej i zmysłowej.
       Zwróciła uwagę na mijających ją ludzi. Kika roześmianych przyjaciółek, starsze małżeństwo, dyskutujące na jakiś błahy temat, kobieta , która próbowała zająć czymś swoją prawdopodobnie córeczkę, aby nie zwróciła uwagi na mijaną kawiarenkę ze słodkościami. Jedni przychodzili tu w konkretnych interesach, inni poddać się nic nieznaczącej pogawędce. Jako stały bywalec tego miejsca, Jess dzięki swoim obserwacjom dostrzegła, że życie może wydawać się monotonne. Dlatego zdarzało jej się ubarwiać je krótkimi historyjkami.
        Lubiła przesiadywać tutaj, zamawiając dla osłody jakiś deser lub po prostu kawę. Nie lubiła tego miejsca jako zapatrzona w wystawy zakupoholiczka, w zasadzie nie przepadała za zakupami, ale w końcu musiała taka być. Była kobietą, musiała o siebie dbać oraz upiększać nowymi rzeczami, a może powinna przestać słuchać się magazynów? Dlaczego zatłoczone miejsca zmuszały ją do refleksji? Czasami tego nie rozumiała, ale nie przepadała za zwierzaniem się z dziwnych upodobań.
       Tak, zdecydowanie kochała tworzenie własnych historii. Spojrzała na młodą dziewczynę, która obsługiwała klientów kawiarenki, w całym tym szumie próbowała dogadać się z jakimś chłopcem. Gdy kasjerka nic nie robiła, Jess zauważyła, że rzuca ukradkowe spojrzenia w kierunku jednego z pracowników sklepu z naprzeciwka. Młody mężczyzna również posyłał jej nieśmiałe spojrzenia, uśmiechy, kiedy jego klienci przyglądali się garniturom. Zdarzało jej się obserwować ich czasami, wymyślając jak wszystko mogłoby się potoczyć. Obmyślała ich pierwsze spotkanie, gdy kiedyś będą kończyli o tej samej godzinie i zbierając się do wyjścia, któreś z nich w końcu rozpocznie pierwszą rozmowę. Krótka, niezręczna w pozytywnym znaczeniu wymiana zdań i całkiem normalne pożegnanie. Może umówią się na kawę? Można by tutaj dodać pikanterię seksu po godzinach i innych tego typu zabaw, ale... nie chciała skreślać tego prostego uczucia.
       Przekonała się na własnej skórze, ile kosztuje tandetna miłość od pierwszego wejrzenia oraz rozpoczęcie związku po krótkim, zbyt krótkim, czasie zapoznania się. Pierwsze fazy zakochania mijają, a my tak naprawdę nie wiemy do końca, z kim jesteśmy. Zaczyna się udawanie, lekkie ukłucie, czy to może nie było błędem, co przechodzi w wyrzuty sumienia, niepewność i inne nieciekawe przeżycia.
       Wróciła myślami do wykreowanego świata, nie chcąc dłużej rozmyślać nad przeszłością.
       Na czym skończyłam?
       Parę razy wypiją razem kawę w jej kawiarence na koszt firmy, on chcąc się odwdzięczyć kupi jej piękne róże z kwiaciarni na pierwszym piętrze. Ona będzie traktowała to jako miły gest z jego strony, w głębi mając nadzieję, że to nie tylko gest wdzięczności. Ten gest rozpocznie coś nowego i pięknego. Jednak nic nie jest idealne, zawsze musi być ten minus.
     Spojrzała na jej współpracownicę, wredną z twarzy brunetkę, która na krańcu zdenerwowania starała się dogadać z dziewczynką, która nie potrafiła wybrać smaku lodów. Świetna postać. Brunetka może utrudniać życie zauroczonej kasjerce, wciąż zrzucając na nią swoje winy oraz wytykając jej każde najmniejsze błędy. Ona zawstydzona będzie brała na siebie konsekwencje. Z tego powodu będzie często chodziła ze skwaszonym humorem, ale dzięki niemu będzie wiedziała co to szczery uśmiech. On znów będzie w długach, dlatego wziął pierwszą lepszą pracę. Jego brat jest karanym przestępcą, a on ze współczucia chce uzbierać pieniądze, aby wpłacić za niego kaucję oraz zapewnić mu pobyt w ośrodku dla narkomanów, aby przestał się niszczyć. Uda im się, bo będą się razem wspierać.
       Uniosła z powrotem wzrok znad blatu i z uśmiechem spojrzała na tego mężczyznę. Wyraz jej twarzy natychmiast zrzedł, gdy jakaś inna kobieta podeszła do niego, owijając go rękoma wokół szyi i składając pocałunek na jego policzku. Z ponurością patrzyła w tamtym kierunku.
       Nie dadzą nawet pomarzyć.
       Z cichym westchnięciem, wróciła do obserwacji blatu. Nigdy nie była romantyczką, widocznie po latach wzięło ją na straszną czułość. Może po prostu miała ostatnio dziwne dni? Przecież jej życie również było idealne. Wymarzony ślub, na którym czuła się jak księżniczka, stała, dobrze płatna praca... Brakowało tylko kilku elementów, może jakiegoś kolejnego etapu w związku...? Nie. Nie mogła teraz o tym myśleć, na pierwszym miejscu musi zająć się karierą. Pieniędzy nie brakowało jej w żadnym wypadku, ale jednak potrzebowała wysokiej posady, aby móc być z siebie dumną. Tego brakowało w jej życiu na pierwszym miejscu.
      Uniosła wzrok na przyjaciółkę, która przez cały czas SMS-owała z kimś. Jej czarne tipsy kontrastowały z białą obudową telefonu, a beżowa apaszka tworzyła ciekawą kompozycję z bordowym sweterkiem. Vanessa pracowała w tej samej firmie razem z Jess, jednak ona była sekretarką. Van była przykładną żoną, znawczynią mody, oraz jej najlepszą przyjaciółką z lat dzieciństwa. To od niej brała inspirację.
       Starała się, aby być właśnie takim ideałem. Widocznie robiła coś źle, ponieważ po czasie zauważyła, że jej związek stał się jakby... udawaniem. Postanowiła pogodzić się z tym. Skoro tak ma być, to ona wytrwa, potraktuje to jako nowe wyzwanie. Sprawi, że ich uczucie powróci do dawnego blasku. O ile tylko jej podejrzenia nie były prawdą...
       Wewnętrzna dusza romantyczki pomagała jej w pewien sposób dostrzegać znaczące coś uczucie między dwoma osobami. Potrafiła to wywnioskować po intensywnym spojrzeniu, ukradkowych uśmiechach, po prostu to wiedziała. Oczywiście zawsze mogła się mylić, była tylko człowiekiem. Tak bardzo chciała mylić się i tym razem.
      Spojrzała z niesmakiem na pucharek, w którym kawowe lody zdążyły już niemalże całkowicie się roztopić. Straciła apetyt.
      Myślała przez chwilę nad swoimi podejrzeniami. Musiała się tym z kimś podzielić, nie mogła być w tym sama, nie dałaby sobie rady.
       – Myślę, że Marco mnie zdradza. – Szepnęła przygnębiona.
      Rudowłosa przyjaciółka natychmiast uniosła wzrok znad urządzenia, w dalszym ciągu milcząc. Po chwili powiedziała tylko:
      – Żartujesz.
      – Wiem, to brzmi dziwnie, ale...
      – To nie brzmi dziwnie, to brzmi strasznie i jest częstym prawdopodobieństwem! – Powiedziała nieco głośniej, tracąc nad sobą panowanie. Odetchnęła cicho, uspokajając się. – Dlaczego tak myślisz? Co się stało? – Schowała telefon do kieszeni, przecież nie mogła zajmować się niczym innym w takiej sytuacji.
      Jessica przygryzła wargę, lekko marszcząc brwi. Jak miała to wytłumaczyć?
      – Od pewnego czasu... właściwie to już bardzo długo ze sobą nie rozmawiamy. Znaczy, wiesz, nie tak rozmawiamy. Wymieniamy tam proste konwersacje i takie sprawy, ale w tym brakuje jakby uczucia. Jakbyśmy się nie znali. On stał się strasznie... obojętny. Owszem, wcześniej bywał taki, ale gdy wróciłam z ostatniego wyjazdu w zasadzie zignorował to. Zero przejęcia, jakby było mu obojętne czy jestem tam, czy w domu. Jest jeszcze jeden powód...
      – Jess, masz być ze mną szczera. Przecież możesz mi ufać. – Nachyliła się nad stolikiem, opierając o niego łokciami. – Nawet jeżeli to coś niedorzecznego.
      – Myślę, że on jest gejem.
      Blondynka przez chwilę ilustrowała wzrokiem kobietę, która zastygła w milczeniu. Może nie powinna była tego mówić? Po chwili rudowłosa dokonała jakiegoś ruchu, mianowicie chwyciła torebkę i wstała z miejsca.
      – Chodźmy do łazienki, muszę sprawdzić ten nowy kolor szminki. – Rzuciła beztrosko z lekkim uśmiechem.
      Jessica wpatrywała się w nią przez chwilę z niedowierzaniem, po czym również wstała. Nie rozumiała tego, jak jej przyjaciółka mogła w takim momencie myśleć o takich błahostkach? Przecież właśnie zwierzyła jej się z czegoś niedorzecznego, nienormalnego. Może nie powinna była tego mówić?
     Weszła na ruchome schody, stając obok rudowłosej. Niezręczną ciszę, podczas której kobietę zdążyło zaatakować już tysiące ponurych domysłów, przerwała stojąca dotychczas w milczeniu Vanessa.
      – Wybacz, ale to nie są tematy, o których można rozmawiać w jednym miejscu. Plotkary są wszędzie. – Fuknęła, kręcąc głową. – Konkrety. Dlaczego tak myślisz? Owszem, na początku waszego związku był biseksualny, ale wydawało mi się, że skończył z tym wypowiadając przysięgę.
     – Od pewnego czasy w naszym domu pojawia się regularnie jakiś chłopak. – Postanowiła skończyć z owijaniem w bawełnę. Zeszły ze schodów, kierując się w stronę łazienek. – A raczej pojawiał. Od dwóch tygodni nie widziałam go ani razu, a Marco dziwnie się zachowuje.
     – Jeżeli sugerujesz, że oni naprawdę coś mają ku sobie... Jess, przecież nie zapraszałby go do domu, to byłoby głupie.
     – Ma uzasadniony powód. Trenuje go z ogólnej samoobrony i boksu. W sumie, gdy ci to mówię, to ma sens. Może ja mam jakieś dziwaczne domysły? – Mruknęła, lekko się krzywiąc. – W każdym razie, tyle razy martwiłam się, że on zostawi mnie dla jakiejś młodszej laski, a tymczasem rzucił mnie dla młodszego chłopaka... – Powiedziała nieco poddenerwowanym głosem, już sama nie wiedziała co o tym myśleć.
     – Moment, jak dużo młodszy? Myślisz, że on jest też... no wiesz... – Przyjaciółka rzuciła jej przerażone spojrzenie, starając się unikać dokończenia zdania.
     – Van, źle mnie zrozumiałaś! Nie jest o tyle młodszy, wygląda na coś między szesnastką a osiemnastką. – Przekroczyły próg eleganckiej łazienki, kierując się w stronę luster.
     – Naprawdę sądzisz, że on by ci to zrobił? – Zapytała ciszej, wyjmując z torebki szminkę i muskając nią usta.
     – Sama już nie wiem. – Szepnęła, kręcąc głową. –  Myślałam, że wiem, za kogo wychodzę. Z każdym dniem dostrzegam, jak bardzo się myliłam. Nie wiem, czy on w ogóle jest przy mnie sobą... czy kiedykolwiek był...
     – Może powinnaś z nim porozmawiać? Tak prosto z mostu.
     – Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Opuściły łazienkę, siadając na wolną ławkę znajdująca się kilka metrów dalej. – Jeżeli to tylko moje podejrzenia, wyobraź sobie, jak dziwna sytuacja z tego wyniknie. Chyba wolę jeszcze poczekać. Lepiej żyć w niepewności niż mam poznać bolesną prawdę. Może powinnam była spróbować to naprawić?
     – Co masz na myśli? – Spytała, autentycznie zaciekawiona.
     – Nie wiem, naprawdę. Nie chcę o tym teraz myśleć.
     – Myślę, że nowa para butów dobrze ci zrobi.
     Blondynka zaśmiała się, kierując wzrok na przyjaciółkę.
     – Dobrze wiesz, że nie przepadam za zakupami. Robię to tylko dlatego, żeby jakoś wyglądać. Praca wymaga elegancji, a bycie żoną kogoś mniej lub bardziej znanego wymaga stylu. – Po chwili na jej twarz wpłynął lekki uśmiech. – Chętnie za to zaopatrzyłabym się w jakąś książkę na nudny wieczór.
      Po chwili stały już w Empiku, rozdzielając się. Vanessa nie przepadała za książkami, tak więc poszła prosto na dział z filmami. Jessica rozejrzała się najpierw, a jej uwagę przykuła nastolatka stojąca przy kasie z kilkoma książkami. Z daleka dostrzegła okładkę jeden z ulubionych powieści. Dlaczego by nie mogła zapytać ją o radę? Musiała odciągnąć od siebie ponure myśli, chociażby krótką rozmową z jakimkolwiek nieznajomym.
     – Przepraszam, masz chwilę? – Spytała przyjaznym tonem, posyłając dziewczynie szczery uśmiech, gdy ta odeszła już kilka kroków od lady.
     Brunetka spojrzała na nią z pół szokiem, pół zaskoczeniem, jakby zobaczyła ducha. Blondynka ze smutkiem zwróciła uwagę na jej mizerny wygląd. Worki pod oczami z wyraźnego zmęczenia, ogółem pobladła twarz i nieobecne spojrzenie
     – Tak, a o co chodzi? – Rzuciła, przełykając głośniej ślinę.
     – Szukam jakiejś ciekawej książki, a po twoim zakupie widzę, że mamy podobny gust. Poleciłabyś mi coś? Tak w ogóle, to jestem Jess.
     – Tak, mogę pokazać. – Odparła z wyraźną ulgą, kierując się w stronę regałów. – Coś słodkiego, zabawnego, czy raczej do płaczu?
     – Raczej coś do słodkiego pośmiania się. – Powiedziała, kiwając lekko głową. – Chyba powinnaś czytać po nocach. – Zaśmiała się cicho, próbując przerwać panująca między nimi niezręczną ciszę.
     – Wyglądam aż tak źle? Kurcze. To nie o to chodzi, opiekuję się moim przyjacielem. Leży w szpitalu w stanie śpiączki. Tak strasznie się o niego martwię, że spędzam tam całe dnie, robiąc jedynie krótkie drzemki. Tak strasznie za nim tęsknię... – Szepnęła, przejeżdżając palcami po grzbietach książek. – Przepraszam, wiem, że to nic interesującego... Za mało śpię i gadam od rzeczy.
     – Spokojnie, czasem trzeba z kimś porozmawiać. – Wzruszyła ramionami, z ukrywanym smutkiem obserwując nastolatkę. – Na pewno nic mu nie będzie, zaufaj mi. Jak już się śpioch obudzi, to pozdrów go ode mnie i przekaż, że ma cudowną przyjaciółkę.
     Brunetka uśmiechnęła się lekko, podając nowej znajomej kilka wybranych powieści. Wymieniły jeszcze kilka krótkich zdań, po czym pożegnały się.
     – Tu jesteś! – Zza regału wyskoczyła rudowłosa, wyraźnie podekscytowana. –  Mam genialny pomysł.
     – Zamieniam się w słuch.
     – Zemścij się. No co, ty nie możesz się zabawić? Niech cierpi jak ty, może to go coś ruszy!
     – Droga Van, za dużo filmów. – Streściła kobieta, kręcąc głową z irytacją. – Nie chcę powtarzać jego prawdopodobnego błędu. Nigdy.
     – No nic, to po planie. – Chwyciła do ręki jedną z trzymanych przez kobietę książek, przyglądając się okładce. – Matt kupił ostatnio nowe filmy, wpadniesz do nas je pooglądać? Weź ze sobą Marco, na pewno znajdzie się coś dla naszej czwórki.
      – Spróbuję go namówić, ale hej, Van, żadnych podstępów. O niczym nie wiesz, masz zapomnieć o tej rozmowie. Ja już cię znam, jak zaczęłabyś zadawać podchwytliwe pytania.
      Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko, oddając jej powieść.

      Nastolatka otworzyła cicho drzwi, jakby naprawdę bała się, że go obudzi. Zawsze, gdy tu wchodziła, do jej oczu napływały łzy. Tym razem również poczuła znajome pieczenie. Pociągnęła nosem, odkładając na stolik nowe książki.
      Przez ostatnie tygodnie to miejsce stało się jej tymczasowym domem, nawet rodzice nie zdołali jej stąd wyciągnąć. Uznali, że na razie pozwolą jej spędzać tutaj czas, ale pod warunkiem, że potem nadrobi wszystkie zaległości w szkole.
      Usiadła na krześle ze smutkiem, ostrożnie chwytając dłoń chłopaka. Była o wiele chłodniejsza niż zazwyczaj. Uniosła wzrok, przyglądając się całej aparaturze rozstawionej wokół szpitalnego łóżka.
      – Śpiochu, tęsknię za tobą. – Szepnęła, niepewnie przysuwając dłoń do jego policzka. Starannie uważała, aby nie naruszyć żadnej rurki oraz maski, która przyczepiona była do jego twarzy. Przerażała ją aparatura, dzięki której jej przyjaciel pozostawał przy życiu. – Kurczę, nawet nie zgadniesz, kto cię pozdrawia. – Powiedziała cicho, uśmiechając się lekko.
       Odsunęła dłoń, ponownie chwytając jego rękę i splatając ich palce. Nastolatek nie zareagował w żaden sposób, wciąż leżał nieruchomo z zamkniętymi oczami.
       Przerażała ją cisza, panująca w pomieszczeniu. Przygryzła wargę, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. W jej myślach wciąż krążyły słowa, które wypowiedział któregoś dnia lekarz.
      Śpiączka może trwać od kilku godzin, do nawet kilkudziesięciu lat. 

══◊══

+Wybaczcie opóźnienie, mam teraz tyle roboty, że ledwo znalazłam czas, aby to napisać..
+Nie posuwa akcji dalej, ale za to po raz pierwszy rozdział napisany był z perspektywy Jess.
+Co myślicie o rozdziale? ^^
+Zapomniałabym! Dedykacja dla Sarci [Sarabeth], która strasznie chciała otrzymać zadedykowany rozdział z perspektywy Jess! Swoją drogą zapraszam do niej, aby dodać jej motywacji, w celu zabrania się za drugą część Hellady! :p

8.03.2015

Rozdział 26 [ Nie może go stracić ]

    Polecam włączenie piosenki Apologise, przy czytaniu rozdziału. Dlaczego link z polskim tłumaczeniem? Ponieważ moim zdaniem piosenka po części pasuje do całej sytuacji.
     Ronny westchnął przeciągle i splatając dłonie na wysokości klatki piersiowej, spróbował usiąść w wygodniejszej pozycji. Niestety chłodna podłoga i ściany szkolnego korytarza nie ułatwiały mu tego. Obrócił głowę w kierunku siedzącego obok Stilesa, który oprócz przywitania się od paru lekcji nie powiedział nic więcej. Wyglądał co najmniej podejrzanie, jakby był chory. Lekko przekrwione oczy nieustannie wpatrywały się w podłogę, a nietypowego wyglądu dodawały sine worki pod oczami.
     – Coś się stało, jesteś chory? – Zapytał, z czystej troski.
     Nastolatek nawet na niego nie patrząc, pokręcił niemrawo głową. Na ułamek sekundy skrzywił się, jakby coś go zabolało.
     – Widzę, że coś ci jest. Może chcesz iść do higienistki? – Pytanie zawisło między nimi, do momentu aż po dziwnie dłużącym się czasie ponownie pokręcił głową w odpowiedzi. – Stiles, co jest? Cały dzień chodzisz rozkojarzony, nie odpowiadasz na pytania nauczycieli, prawie nic nie piszesz na lekcjach, a w dodatku totalnie mnie ignorujesz. Dobra, w sumie wszystkich ignorujesz.
     – Ja... – Szepnął z wyraźną chrypką, dlatego natychmiast odchrząknął. – Ź-źle spałem. – Wyjąkał niepewnie i poruszył obojętnie ramionami, jakby nawet ten krótki wysiłek zadawał mu ból.
     – Na pewno nie masz grypy? – Dociekał, marszcząc brwi.
     – Nie. – Odparł krótko, wyraźnie zirytowany jego nachalnością.
     – To niespanie naprawdę źle na ciebie wpływa. – Rzucił, przyglądając się mu. Gdy zrozumiał, że chłopak nie ma zamiaru nic mówić, spróbował podjąć nowy temat. – Co u ciebie, oprócz tego, że wyglądasz jak trup?
     – U kogo? – Spytał, marszcząc brwi i lekko kręcąc głową, jakby nie rozumiał, o co mu chodzi.
     – U ciebie. – Powtórzył wyraźnie zaniepokojony.
     – A, okej, a co ma być?
     – Dobra, nieważne. – Wzruszył ramionami, wzdychając. – Pamiętasz sytuację z ogniska, no wiesz, namiot... – Mówił coraz ciszej, wyraźnie zawstydzony.
     – Jakiego ogniska? – Chłopak przechylił flegmatycznie głowę, mrużąc oczy.
     – Stiles, nie rób sobie ze mnie żartów. To naprawdę nie jest śmieszne. – Prychnął oburzony, gdy ten zareagował idiotycznym pytaniem na jego niepewność.
     – Co nie jest śmieszne?
     – Dobra, nie mam ochoty na żarty. Już nic. – Burknął, skupiając wzrok na kamiennej podłodze.
     Usłyszał szmer przesuwanego plecaka i mimowolnie spojrzał w tym kierunku. W milczeniu przyglądał się, jak z jednej z kieszeni torby wyjął białe opakowanie z niebieskim paskiem z boku. Zmarszczył brwi, gdy ten przełknął jedną z tabletek, popijając ją wodą, następnie chowając wszystko z powrotem.
     – Xanax? – Szepnął, niemal niesłyszalnie. – Przepraszam, że pytam, ale... boisz się koszmarów?
     – Dlaczego miałbym się bać koszmarów? – Odparł zgryźliwie, patrząc na niego z wyraźną złością.
     – To tabletki lękowe... ja po prostu tak tylko myślę, że może dlatego jesteś niewyspany... – Wypowiadał każde słowo, czując się coraz bardziej zakłopotanym, przeszywającym go wzrokiem rówieśnika. Wyglądał naprawdę kiepsko.
     – Gówno cię to obchodzi! – Wrzasnął gwałtownie, zwracając na siebie uwagę kilku uczniów na korytarzu.
     – O-okej, wybacz, że... – Zaczął, patrząc na niego przerażony.
     – Daj mi kurwa spokój!! Jesteś tak bardzo pojebany, że nie potrafisz usiedzieć kilku minut w spokoju, tylko już musisz wpierdalać się czyjeś życie?! – Krzyknął, wpatrując się w niego z nienawiścią.
     – P-prze...
     – Zamknij się do cholery! – Niebieskowłosy umilkł gwałtownie, ze strachem obserwując jego twarz. Stiles złapał obiema dłońmi jego koszulkę, przyciągając do siebie. – To, nie, twój, interes! – Odepchnął go, sprawiając, że chłopak upadł na plecy. Lawson wstał gwałtownie, łapiąc plecak i przewieszając go sobie przez ramię. Oddalił się szybkim krokiem w kierunku męskich łazienek.
      Ronny poczuł na sobie wzrok wszystkich uczniów, dlatego zawstydzony w milczeniu podniósł się z podłogi, w momencie, gdy podszedł do niego nauczyciel.
     – Co się stało? – Zapytał, oceniając stan chłopaka.
     – Nic, nic. Po prostu go zdenerwowałem, to nic takiego. – Powiedział cicho, wzruszając ramionami. – Proszę, niech pan do niego nie idzie. To naprawdę ważne, on potrzebuje w tej chwili spokoju. – Widząc zero przekonania na twarzy mężczyzny, postanowił zmyślić cokolwiek. – Źle się czuje, za chwile przychodzą po niego rodzice. Jest strasznie nerwowy, obecność innych w tej chwili źle na niego wpływa. Proszę mi uwierzyć.
     – Jeszcze jedna taka sytuacja, a porozmawiam z waszym wychowawcą. – Mruknął po chwili milczenia, odchodząc w przeciwnym kierunku.
     Zignorował wszystkie spojrzenia i szepty, kierując się w stronę schodów. Musiał jak najszybciej odnaleźć przyjaciółkę chłopaka. Może ona wiedziała coś na temat jego zachowania, musiała coś wiedzieć. Miał nadzieję, że jego najgorsze podejrzenia nie były prawdą. Z racji, że trwała właśnie przerwa na lunch, ale on nie miał ochoty, a Lawson z jakiegoś powodu również nie jadł, siedzieli już pod salą, podczas gdy większość znajdowała się teraz na stołówce.
      Przekroczył próg pomieszczenia, z ulgą dostrzegając brunetkę. Podszedł do niej, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Dziewczynie towarzyszyła Jus, razem zajmowały jeden ze stolików przy ścianie. Usiadł obok, a nastolatki ucichły, kierując na niego dziwne spojrzenie.
     – Darcy, muszę z tobą pogadać. – Ponaglił, zanim któraś z nich zdążyła się odezwać.
     – Ze mną? Nie jestem Stilesem i nie, nie wiem, gdzie on jest. – Odparła beztrosko, jednak nie spuszczała z niego wzroku pełnego podejrzeń.
     – Muszę, z tobą porozmawiać. – Powtórzył z naciskiem, patrząc znacząco na blondynkę. Dziewczyna pokręciła głową i z westchnięciem przewiesiła torbę przez ramię, wstając od stolika i odchodząc.
     – Ronny, co jest tak ważnego, że przerywasz nam lunch? – Rzuciła od niechcenia, przekręcając oczami.
     – Przyjaźnisz się ze Stilesem, prawda?
     Nastolatka skrzywiła się lekko, poruszając się niezręcznie na siedzeniu.
     – My... my już nie jesteśmy przyjaciółmi. – Wydusiła, a wyraz jej twarzy spoważniał.
     – Ou... – Spuścił wzrok, przejeżdżając dłonią po włosach w niebieskim kolorze. – Mimo wszystko chyba powinnaś wiedzieć. Myślę, że Stiles chce... no wiesz... Myślę, że on się odurza.
     – Co? – Spytała niedowierzająco, patrząc na niego jak na kretyna. – My chyba nie mówimy o tej samej osobie. Skąd te dziwne podejrzenia?
     – On bierze Xanax, to byłoby niebezpieczne, gdyby zażywał coś oprócz tego i...
     – Co bierze? Ronny, nie rób ze mnie idiotki.
     – Nie wiesz? – Spytał ostrożnie. – Mój brat przez to nie żyje. – Szepnął, przygryzając wargę.
     Nastolatka przyglądała mu się przez chwilę w milczeniu, starając się przypomnieć sobie czy kiedykolwiek widziała u niego taką substancję. Zamiast tego przypomniała sobie, o przeszłości jej przyjaciela.
     – Mów wszystko, co wiesz na temat tego leku. I... – Spojrzała na niego współczująco. – Moje kondolencje.
     – Dzięki, ale to zdarzyło się siedem lat temu. Najlepiej, jeżeli opowiem ci na przykładzie mojego brata. Matt miewał stany lękowe, przerażały go różne rzeczy. Jego lekarz przepisał mu właśnie te tabletki, miały mu pomóc. Jednak Matt oprócz lęków cierpiał na depresję, o której psychiatra nie wiedział. Łączenie depresji z tym lekiem powoduje skutki śmiercionośne. Nie pytaj, nie wiem, dlaczego tak się dzieje. – Oblizał wargę, widocznie zestresowany. – Któregoś dnia, gdy miałem dziesięć lat, zdenerwował mnie i zacząłem się z nim przedrzeźniać. Zawsze wygłupialiśmy się w ten sposób. Jednak wtedy on był już kimś innym. Spojrzał na mnie i wpadając w furię, chwycił krzesło i uderzył mnie z całej siły, tak, że uderzyłem o ścianę. Upadłem na podłogę i ze łzami w oczach zobaczyłem, jak złapał się za głowę i upadł na podłogę, mamrocząc coś o... otaczających go stworzeniach, jakkolwiek to brzmiało. Byłem tak przerażony, że zamiast wołać o pomoc, pobiegłem do swojego pokoju... – Urwał, a w jego oczach zagościły łzy.
     – Ron, to nie twoja wina, byłeś mały. – Ze smutkiem położyła dłoń na jego ramieniu. – Co się stało potem? – Spytała, jednak nie była pewna, czy chce słyszeć odpowiedź.
     – Matt trafił do szpitala. Nie pamiętał nic. Leki spowodowały u niego amnezję całkowitą. Wciąż był nerwowy. Któregoś dnia zapadł w śpiączkę, którą wywołał Xanax. On... nigdy się nie obudził. – Ostatnie słowa wyszeptał niemal niesłyszalnie, przygryzając wargę i powstrzymując się od płaczu. – Darcy... objawem przedawkowania jest agresja, ból głowy, zaburzenia pamięci, zmęczenie, padaczka, a nawet omamy. – Przetarł powieki zewnętrzną częścią dłoni. Do ich uszu dobiegł dzwonek. – Proszę, miej na niego oko.
     Nastolatka pokiwała lekko głową, przygnębiona wpatrując się w przestrzeń.

      Cullen skończyła robić zadanie, które zadała im nauczycielka, zanim będzie kontynuowała lekcję. Niepewnie spojrzała na siedzącego obok niej milczącego bruneta. W jej myślach wciąż krążyły słowa wypowiedziane przez Blake'a.
     – Pomóc ci? – Szepnęła, przybliżając się do niego. Zauważyła, że kartka była cała popisana w różne napisy, które nijak miały związek z lekcją.
      Stiles pokręcił głową, zapisując kolejne słowa na kratce. Tym razem było to „Za późno, Stiles”. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co mogło to oznaczać.
      Dasz radę, nie okazuj strachu, pokaż, że może na ciebie liczyć.
     
Dodała sobie w myślach otuchy, przyglądając się nastolatkowi. Jego kruczoczarne, rozczochrane włosy kontrastowały z bladą cerą. W zasadzie wyglądał jak metalowiec albo demon. Jego wygląd naprawdę ją przerażał. Zdziwiło ją, że żaden nauczyciel nie zwrócił na to uwagi. Nie wyglądał na kogoś chorego, bardziej przypominał trupa. Szczególnie z sinymi ustami i nieobecnym spojrzeniem. Dostrzegła na jego twarzy grymas bólu, a powierzchnia jego oczu zaszkliła się, jakby miał ochotę płakać.
      Kątem oka dostrzegła, jak przysunął zeszyt na jej część ławki. Spojrzała na niego, a jej uwagę zwrócił napis otoczony czerwoną pętlą. „Przepraszam cię za wszystko”.
      – Stiles, nie musisz mnie przepraszać. Nic się nie stało, naprawdę. – Szepnęła, z nadzieją w głosie.
      – Mimo wszystko wciąż nie chcę cię znać, ale chcę, żebyś wiedziała, że mi przykro za tamte sytuacje. – Odparł równie cicho, nie patrząc na nią.
      Dziewczyna przymknęła powieki, obracając się w kierunku tablicy. Miała dość, nie wiedziała jak z nim rozmawiać. Musiała być silna, obiecała to zarówno Ronny'emu, jak i Stilesowi w dniu, gdy obiecali sobie, że już na zawsze będą najlepszymi przyjaciółmi, ale czasami brakowało jej sił.
      Brunet złapał się gwałtownie za brzuch, a jego ciałem wstrząsnął dziwny odruch, jakby miał zwymiotować.
      – Stiles, co się dzieje? – Zapytała gorączkowo, kładąc dłoń na jego ramieniu.
      – Nic. – Mruknął, a z kącika jego ust spłynęło coś w rodzaju śliny.
      Otworzyła szeroko oczy, gdy dostrzegła, że chłopak wyglądał jakby dławił się. Przestraszona zawołała nauczycielkę, w momencie, gdy chłopak wstał gwałtownie, przewracając krzesło i wybiegając z sali. Uczniowie znajdujący się w pomieszczeniu w milczeniu patrzyli na wszystko, nie rozumiejąc, o co chodzi. Jednak ona wiedziała, wiedziała, że Ron mógł mieć rację i to sprawiało, że jej ciało ogarnęła panika. Wstała równie szybko, również opuszczając pomieszczenie.
       Dostrzegła, że obok niej biegł niebieskowłosy, widocznie wybiegając w tym samym momencie.
       – Stiles! – Z krzykiem wbiegła do łazienki, upadając na kolana obok przyjaciela, który leżał na podłodze, zwijając się z bólu. – O Boże, Stiles, coś ty zrobił. – Szepnęła, gwałtownie go przytulając. Poczuła, jak po jej policzkach spływają łzy. Nie może go stracić.
       Chłopak odkaszlnął, a z kącika jego ust wypłynęło coś na zwór piany. Spojrzał na nią spod przymkniętych powiek i pokręcił głową. Gdzieś za sobą usłyszała, jak Ronny mówi coś do telefonu, a do pomieszczenia wbiegł dyrektor. Jednak ona nie odrywała wzroku od nastolatka, którego widziała rozmazanego przez łzy zbierające się w jej oczach. Szybko przetarła powieki wierzchem dłoni, następnie łapiąc przyjaciela za rękę. Nie może go stracić. Kłótnia to co innego, to w zasadzie mniejsze zło przy tym, co mogło się stać.
      Brunet zmarszczył brwi i wyrwał rękę z czyjegoś uścisku, a dokładniej Maggie, która również podbiegła do niego ze zrozpaczoną miną, która według Darcy nie była zbyt szczera.
       – Kim ty niby jesteś? – Burknął, patrząc na blondynkę. – Zostaw mnie! – Spróbował podeprzeć się na rękach, ale zaraz wrócił do pozycji leżącej, do której zmusił go starszy mężczyzna. W międzyczasie nauczycielka zabrała blondynkę, odganiając od drzwi również resztę ciekawskich uczniów. Do dziewczyny podbiegł Blake, który wyglądał, jakby starał się utrzymać w sobie strach i ból, prawdopodobnie wywołanych przez wspomnie. Darcy była z niego dumna, że potrafił być silny w tej sytuacji. Ona sama nie potrafiła zapanować nad łzami.
       – Chłopcze, oddychaj spokojnie, będzie dobrze. – Spokojny głos dyrektora nijak pomógł nastolatkowi.
       – Dajcie mi spokój! Wiem, że będzie dobrze. Chyba nie bez powodu to spowodowałem! – Odwarknął, spychając z siebie dłonie mężczyzny.
       – Proszę pana – Zaczął Ronny, widząc niezrozumiały wyraz twarzy dyrektora. – Chodzi o to, że będzie dobrze, gdy on już... wie pan... – Głos mu się załamał, nie potrafił wymówić nic więcej. Po prostu gdy dotarły do niego te słowa, przygryzł wargę, a po jego policzkach spłynęły łzy.
       Stiles spojrzał na nich z nienawiścią, jakby w ogóle ich nie rozpoznawał. Złapał się ponownie za brzuch, przewracając na bok i zginając w pozycji embrionalnej. Zacisnął z całej siły szczękę razem z powiekami. Widocznie powstrzymywał się przed zwymiotowaniem, wiedząc, że substancja mogłaby nie zadziałać.
       – Kto z was wie cokolwiek na ten temat, nie kryjcie go, nawet jeżeli brał jakieś narkotyki.
       – To nie narkotyki, prawdopodobnie otruł się środkiem przeciwlękowym. Przypuszczam, że mógł go przedawkować, ponieważ widziałem osobę w podobnej sytuacji. – Pierwszy odezwał się Ronny, wypowiadając każde słowo z przyśpieszonym biciem serca. – Ta substancja nazywa się Xanax.
       – Dobra, powtórzysz to ratownikom. – Polecił starszy mężczyzna, przykładając dłoń do czoła osłabionego nastolatka. – W takim wypadku, jeżeli pozbędziemy się substancji... – Powiedział sam do siebie, nagle zwracając uwagę na bruneta.
       Jednak zrozumiał, że było już za późno na realizację tego pomysłu, ponieważ dłoń chłopaka, którą kurczowo trzymał przy ustach, bezwładnie opadła na podłogę.
       – Nie, nie, nie nie. Mały, trzymaj się. – Szeptał gorączkowo widocznie przerażony tą sytuacją. W końcu nie zdarzyło mu się być świadkiem takiego wydarzenia. Ustabilizował pozycję nastolatka, tak aby nie przewrócił się na plecy, co mogłoby spowodować zagrożenie zadławienia się językiem. Po chwili do ich uszu dobiegł dźwięk syren pogotowia.
       Darcy odsunęła się przerażona, wciąż pogrążona w płaczu. W myślach błagała, aby to wszystko okazało się snem. W następnej kolejności zobaczyła, jak dwóch mężczyzn w jaskrawych strojach podbiegło do nieprzytomnego chłopaka.
       Nie wiedziała, co stało się dalej, ponieważ ktoś zabrał ją stamtąd, wyciągając na korytarz i objął ramionami. Gdy minimalnie się uspokoiła, uniosła głowę i spotkała się ze spokojnym wzrokiem Felixa. Jednak jego wzrok był inny, nie opanowany, jak u Ronny'ego, on po prostu przyglądał się wszystkiemu z obojętnością.
      Z powrotem opuściła głowę. Nie rozumiała, jak on mógł tak się zachowywać, jakby nie miał uczuć. To jej wina. To ona nie przejęła się przyjacielem, a wybrała zauroczenie. Nie była dość silna. To ona zignorowała go.
       Odepchnęła od siebie szatyna i czym prędzej pobiegła w kierunku karetki, zdążając w ostatnim momencie. Gdy nie chcieli pozwolić jej na jazdę, zaczęła płakać jeszcze głośniej i panikować, aż pod namową dyrektora, który zrozumiał, że to dla dziewczyny konieczne, pozwolili jej wejść.
        Już nie powtórzy tego błędu, już go nie zostawi. Pokaże mu, że można być silnym, że dla niej wciąż jest kimś ważnym, nawet jeżeli tak usilnie próbuje ją odepchnąć.
        Jeżeli tylko będzie miała możliwość...

══◊══

+Przyznać się, kto się cieszy, a kto właśnie przechodzi wewnętrzne załamanie? A tak serio, co myślicie o tym co się stało?
+Taka ciekawostka, nie zmyśliłam tego leku, więc jego dziwne zachowanie nie jest zmyślone, tak mogłoby być naprawdę.
+Mam nadzieję, że rozdział wyszedł mi dobrze. Chodzi o opisy i w ogóle.

4.03.2015

Cóż, kiepsko z bloggerem.

EDIT 04.03 
WIDZICIE, LEPIEJ SIĘ MARTWIĆ NA ZAPAS.
Blogger anulował tamten regulamin. W tym wypadku blog nie będzie sprywatyzowany, a wy w spokoju możecie czytać. Niemniej jednak dzięki tym wszystkim komentarzom widzę, że bloga czyta więcej osób niż początkowo się wydawało. ♥ 

Pewnie już każdy słyszał o zmianie regulaminu, więc nie będę się powtarzać.
Jeżeli ta „apokalipsa blogów erotycznych” nastąpi, to piszcie, kogo mam zaprosić, gdy blog będzie prywatny.
W razie czego, dla anonimowych użytkowników:
[czytam i poprawiam(niewielkie zmiany = tylko błędy itp.) rozdziały od początku, dlatego jest tam tyko kilka opublikowanych]

Jednak na razie proszę żebyście zostali tutaj, bo mam nadzieję, że to tylko nie potrzebna panika.

EDIT 26.02
Owszem piszą, że tylko zdjęcia i filmy erotyczne, ale nie wiadomo czy nie okażą się tak śmieszni, że będą się nawet pocałunków czepiać. Poza tym święta zasada: „Jak się panikuje w nadmiar, to potem nic z tych obaw się nie dzieje. :D”
Oprócz tego aż się pozytywnie zdziwiłam ile osób chciałoby zaproszenia! To mi tylko pokazuje, że jest tyle osób którym to się naprawdę podoba. 

Obserwatorzy