28.01.2015

Zwiastun


Cześć Kochani! 

Po prostu emanuję szczęściem, oglądając ten zwiastun! Mam nadzieję, że Wam również się on spodoba. 
Razem z Whitegoody spędziłyśmy przy nim sporo czasu, ja wyszukiwałam materiałów, a ona spajała to w całość i ulepszała.
Co mogę o nim powiedzieć? Cóż. Jest tam kilka wątków, które już miały miejsce, oraz przedstawionych kilka, które dopiero doczekają się ujawnienia. Filmik idealnie odzwierciedla moje plany co do historii Stilesa.
Byłabym wdzięczna za wyrażenie Waszej opinii o nim! Byłoby to ogromne uznanie za naszą pracę (trochę nam to zajęło).
Czy waszym zdaniem zwiastun zachęca do odwiedzenia bloga? ^^

Ogromne podziękowania dla Whitegoody z Bajkowych Zwiastunów.
<link do notki>





Rozdział 20 [ Muszę to zrobić dla jej dobra ]

     Siedział po turecku, wpatrując się beznamiętnie w głąb lasu. Chwycił do ręki byle jaki kamyk i rzucił nim przed siebie.
     Muszę.
     
Przyłożył obie dłonie do twarzy, chcąc w ten sposób choć przez moment nie widzieć otaczającego go świata. Wiedział, że za moment będzie musiał z najwyższą pogardą zranić kogoś, kogo kochał. Kogoś o kogo troszczył się przez tyle lat.
     Dla jej dobra.
     
Nie był do końca pewny czy sam tego chciał. Zagryzł z całej siły wargę, gdy poczuł, jak do jego oczu napływają niechciane łzy. Nie mógł teraz płakać, musiał pokazać, że nie rusza go ta sytuacja. Gdy usłyszał za sobą głos dziewczyny, strach przed tym, co miało się stać, wzrósł na sile. Coś jednak pomagało mu zachować spokój. Czuł, jakby nie był sobą.
     – Hej, Stiles. Coś się stało? – Brunetka usiadła obok niego, zadając nieśmiałe pytanie.
     – Nie. – Odparł sucho. – Po prostu chciałem porozmawiać.
     – Zachowujesz się jakoś dziwnie...
     – Ja? – Spojrzał na nią zaskoczony, po czym na jego twarz wpłynął smutny uśmiech. – Przepraszam. Pomyślałem o czymś i... i nieważne. – Wzruszył ramionami. – Pamiętasz to miejsce? – Rozejrzał się po otoczeniu z nadzieją, że to pomoże mu poczuć się lepiej; przywołać przyjemne wspomnienia.
     Darcy przez moment przyglądała mu się z podejrzeniem, po czym postanowiła zrezygnować z drążenia, prawdopodobnie czułego tematu.
     – Tak, pamiętam. –  Rozejrzała się z tęsknotą w oczach. – Tutaj pierwszy raz się poznaliśmy. Pamiętasz? Skręciłeś kostkę i płakałeś jak opętany, że umrzesz. – Zachichotała, przypominając sobie scenę, gdy mały chłopczyk płacząc, przytulał się do pnia. Sama pamiętała to jak przez mgłę, ale rodzice opowiadali jej o tym zdarzeniu.
     – Miałem sześć lat, a to bolało jak cholera! – Krzyknął oburzony. – Poza tym zwiałem z podwórka, a rodzice wmawiali mi wtedy, że jak ucieknę to dopadnie mnie Eyeless Jack...
     – Tak, a kilka lat później wzdychałeś, że on jest seksowny, mimo że jest potworem tak jak Jeff the Killer, podczas przeglądania fan-artów. – Wydusiła przez śmiech.
     – Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. – Przekręcił oczami i spojrzał na nią. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
     – Brakuje mi tego. – Westchnęła ze smutkiem, gdy zdążyła się już uspokoić, a uśmiech zniknął z jej twarzy. – Patrz co dzieje się teraz... – Pokręciła głową, przełykając ślinę. – Chyba domyślam się, o czym chciałeś pogadać... Przepraszam. – Wyszeptała, patrząc na niego z autentycznymi wyrzutami sumienia. – Jus mi opowiadała o tym, co zrobiłam.
     – Jak to możliwe, że ja większość pamiętam, a ty nic. – Zapytał, nie obdarowując jej nawet spojrzeniem.
     – Przesadziłam, poza tym chciałam spróbować narkotyków... To był durny pomysł.
    Musisz to mieć za sobą, Stiles.
     
– Dobry był? – Uśmiechnął się sarkastycznie
     – Co? – Zmarszczyła brwi zaskoczona jego pytaniem. – Ou, no tak. Zanim ci coś wytłumaczę, bo jesteś w błędzie, mam pytanie. Dlaczego poszedłeś, zamiast mnie od niego odciągnąć? Dobrze wiedziałeś, że mogłam nie wiedzieć, co się dzieje.
     Parsknął śmiechem, swoim zachowaniem powodując u niej zaniepokojony wyraz twarzy.
     – Przepraszam, naprawdę – Zakrył dłonią usta wciąż lekko rozbawiony, jednak jego śmiech nie przypominał radości. Brzmiał, jakby kpił sobie z jej zarzutu. – Wybacz, po prostu wiesz... Jak miałem cię odciągnąć, co? Nie miałem ochoty nawet próbować. Poza tym wolałem w tym samym czasie pieprzyć jego byłą. – Rzucił z szerokim uśmiechem.
    – C-co? Chyba żartujesz, że ta plotka to prawda. – Wykrztusiła, wciąż nie wierząc w jego słowa.
    – To nie plotka tylko fakt. Poza tym wiesz, o czym chciałem porozmawiać? – Obrócił głowę w jej kierunku. – Słuchaj, Darcy... Naprawdę gratuluję ci, że cię pieprzył. – Pokiwał głową z aprobatą. – Po prostu piękne, bo nareszcie mogę się ciebie pozbyć. Nienawidzę go, ale widzę, że ty jednak coś do niego czujesz. Błagam cię, nie patrz na mnie i po prostu z nim bądź. Od jakiegoś czasu szukałem sposobu, żeby się ciebie pozbyć, a ten spadł mi prosto z nieba! Chociaż w przypadku Felixa to bardziej z piekła. – Uśmiechnął się delikatnie, wzdychając. – Nie patrz tak na mnie, musiałem ci to kiedyś powiedzieć. Będziecie idealną parą i obydwoje dacie mi spokój. Nareszcie. Nie widzisz? Całe dnie spędzam z Marco albo mówię ci, że nie mam czasu. – Mówił wszystko ze spokojem, jakby było czymś oczywistym.
     – Ty pieprzony dupku jak możesz tak mówić?! – Wykrzyknęła, reagując impulsem.
     – Dziękuję. Przyjaźń była fajna, ale wszystko się kiedyś kończy, tylko nie miłość. – Wstał, idąc powoli przed siebie. – Podparł się rękami z zamiarem wstania, ale uniemożliwił mu to silny chwyt dziewczyny na jego ramieniu.
     – Oszalałeś?! – Zmusiła go do spojrzenia na siebie. – Od kiedy niby jesteś pieprzonym hipokrytą, co?! – W jej oczach zabłysnęły łzy. Nagle zamilknęła, wciąż na niego patrząc i nie pozwalając mu wstać. – Ty byś nigdy tego nie powiedział. – Wyszeptała z nieukrywanym żalem, owszem, jego słowa były dla niej ciosem w serce, ale gdzieś w głębi nie potrafiła w to uwierzyć. – Nigdy byś tego nie powiedział. – Powtórzyła z naciskiem, gdy dostrzegła, jak jego oczy zaczęły szklić się, jakby wstrzymywał się od płaczu. – Dlaczego to powiedziałeś? – Dociekała, na rozumiejąc jego zachowania.
     – Nie chcę cię znać, odpierdol się ode mnie! – Wrzasnął, desperacko wyrywając się z jej uścisku i szybkim krokiem ruszył w stronę swojego domu.
     – Stiles?!! – Wykrzyknęła za nim niemalże piskiem. – Co ci się do cholery jasnej dzieje? – Powiedziała cicho, przyciągając kolana do klatki piersiowej. – To przez to, co zrobiłam? – Zapytała sama siebie z niedowierzaniem. – Gdybyś łaskawie normalnie ze mną rozmawiał, to wiedziałbyś, że między nami nic nie zaszło oprócz pocałunku. – Miała nadzieję, że wypowiedzenie tych słów uśmierzy jej ból. Spojrzała na leżący metr od niej spróchniały pień drzewa. Przypomniała sobie scenę, którą mama puściła jej kilka lat temu na wideo. Jej rodzice wpadli na pomysł zabrania ich na przechadzkę po lesie, gdy mieli zaledwie po sześć lat. Lawsonowie nie wyrazili sprzeciwu, było im to obojętne. Odkąd tylko pamiętała, rodziciele uwielbiali wszystko dokumentować za pomocą kamery. Chcieli właśnie nagrać zabawę dzieciaków, gdy całkiem przypadkiem stali się świadkami uroczej sceny. Wszystko było kamerowane z boku, a dzieci nawet nie zdawały sobie z tego sprawy.
   
     Dziewczynka ubrana w turkusową sukieneczkę, szeroko uśmiechnęła się do siedzącego obok niej chłopca.
     – Pamiętasz jak zrobiłeś tu sobie ała? –  Spytała, łapiąc go za rączkę,
     – To było dawno. – Odparł, robiąc uroczo naburmuszoną minkę.
     – No dobrze, dobrze. – Uniosła ich splecione rączki. – Uratowałam cię wtedy! – Brunecik przekręcił oczkami. – Dlatego... – Przybrała poważny wyraz twarzy. – Obiecujesz, że nikt nigdy nie zniszczy naszej przyjaźni?
     Patrzył na nią przez chwilę z powątpiewaniem.
     – Mam sześć, nie pięć lat i lozumiem, że to, co powiedziałaś nie baldzo ma sens. Mimo to obiecuję, że nikt nam nie pszeszkodzi. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Nigdy.

     
– Nigdy. – Wyszeptała, przypominając sobie nagranie. Może i nie pamiętała dokładnie tej sceny przez upływ lat, ale mimo wszystko zawsze ją wzruszała. Planowała spokojnie wrócić do domu, ale wspomnienie i bolesne słowa, wypowiedziane przez Stilesa, pogrążyły ją w głębokim płaczu.
   
     Wypoczywając na kanapie, a raczej odcinając się od wszystkiego dzięki „ogłupiającej” telewizji, wpatrywała się w teledysk Elastic Heart, starając się zrozumieć jego sens. Jej uwagę rozproszyło uderzenie o stół, a następnie ciche przekleństwo.
     – Tato, jak to możliwe, że kolejny raz uderzyłeś się w stół? – Mruknęła, patrząc na mężczyznę, który przymykając jedno oko, masował się po czubku głowy.
     – To w wyniku stresu, że nie znajdę tej śrubki. – Zaśmiał się. Klęcząc, położył łokieć na stół, podpierając głowę na dłoni. – Powiesz w końcu, co się stało? – Cierpliwie czekając na odpowiedź, przyglądał się twarzy córki. Gdy jej nie uzyskał, kontynuował nurtujący go temat. – No okej, nie powiesz mi. Domyślę się sam. – Prychnął, splatając dłonie na wysokości klatki piersiowej. – Rzucił cię chłopak, zamknęli wystawę, nie ma koncertu twojego ulubionego zespołu – Wyliczał, próbując wyczytać cokolwiek z jej twarzy. – Pokłóciłaś się z... – Urwał, rzucając kolejne podchwytliwe pytanie. – Dlaczego nie wyjdziesz gdzieś ze Stilesem?
     – No nie dasz mi spokoju, dopóki się nie dowiesz... – Westchnęła przeciągle. – Nie rozmawiam ze Stilesem. Ruszył naprzód, rozwinął skrzydła i takie tam bzdety. – Gdyby nie dopisujący jej kiepski humor, pewnie już turlałaby się ze śmiechu, widząc komiczną minę zdziwionego ojca.
     – Ma kogoś?
     – Tak i nie.
     – Lubisz tę osobę?
     – Tak i nie.
     – Jesteś zazdrosna?
     – Tak i – Przekręciła oczami. – Czuję się jak na komisariacie.
     – Po prostu jestem ciekawy... – Odparł oburzony. – Jak to ma i nie ma kogoś?
     – Ma kogoś, ale nie mogę powiedzieć kogo. – Fuknęła zirytowana ciągłymi pytaniami. Chciała jedynie spokoju, czy to było tak wiele?
     W pomieszczeniu nastała niezręczna cisza. Darcy miała ewidentnie zły humor, a Kol nie miał pojęcia jak rozmawiać z nastolatkami. Dziewczyna kątem oka dostrzegła, jak coś błyszczało się przy szafce, na której stał telewizor. Wskazała w tamtym kierunku palcem.
     – Co? – Obrócił głowę w tamtym kierunku. – No tak, zostawiłem ją przecież na szafce! Musiała spaść. – Podszedł i podniósł śrubkę, wkładając ją do kieszeni spodni. Z szerokim uśmiechem z powodu znalezienia poszukiwanej zdobyczy usiadł na kanapie obok jedynaczki. – Nie powiesz, o co chodzi?
     – Nooope. – Odparła przeciągle.
     – No dobra. Dałem ci szansę. – Objął ją nagle ramionami, wtulając jej głowę do swojej klatki piersiowej. – Mój mały pączuś już jest zadowolony, taaak? – Zapytał mocno przesłodzonym głosem. Chwycił dłonią jej policzki, powodując, że wyglądała jak pulchniutka rybka. – Jak dobrze, że już wszystko okej!
     Brunetka zaczęła wiercić się, za wszelką cenę próbując się wydostać z silnego uścisku ojca. Mimo że wyglądał dość młodo, to nie można było powiedzieć, że jest słaby.
      – Maaamoo! On mówi do mnie pączkuuu!! – Wykrzyknęła, będąc na równej granicy śmiechu i złości. – Sugerujesz, że jestem gruba?! – Rzuciła, zdobywając mały sukces w postaci możliwości złapania oddechu.
      – Domyśl się. – Prychnął, puszczając ją i splatając ręce na wysokości klatki piersiowej, parodiując stereotypową kobietę.
      – Kol przypomnij mi, wyszłam za mężczyznę życia czy dziecko do opiekowania? – Kobieta westchnęła, stając w progu pokoju. – Zawsze myślałam, że mam jedno dziecko.
      – Przypomnij sobie noc poślubną i zapytaj ponownie. – Poruszył sugestywnie brwiami z szerokim uśmiechem.
      – Nie chcę o tym nawet słyszeć. – Darcy skrzywiła się, patrząc na nich z wyrzutem.
      – Darcy, Kol zawsze był uparcie ciekawski, taka natura. – Przysiadła się do nich na sofie obok córki. – Jesteśmy twoimi rodzicami, proszę, powiedz nam, o co chodzi. Zawsze wszystko mówiłaś, a ostatnio jesteś taka skryta w sobie...
      – Powiem to tylko dlatego, że nie potrafię dłużej trzymać tego w sobie. – Poczuła, jak znów bierze ją ochota na płacz, mimo iż była pewna, że wypłakała się w lesie. – Pokłóciliśmy się. Stiles zrobił się strasznie nie uprzejmy, ale myślę, że to przejściowe. – Spojrzała z nadzieją za okno.
     – Cóż, może on teraz nie zdaje sobie sprawy, ale uwierz mi, że doceni twoją obecność w tych najgorszych chwilach, nawet jeżeli zachowuje się jakby miał wszystko gdzieś. – Caroline czule przejechała dłonią po ramieniu córki, chcąc dodać jej otuchy. – Jeżeli ta dziewczyna jest jego pierwszą miłością, to zrozumiałe, że będzie robił dla niej wszystko, nawet te najgłupsze rzeczy.
     – Jaka dziew –  Urwała, o mało nie ujawniając sekretu. Mimo wszystko poczuła się głupio, gdy rodzice spojrzeli na siebie podejrzliwym wzrokiem.
     – No... dobrze. – Blondynka poruszyła się niezręcznie na miejscu. – To... nie dziewczyna prawda? – Zapytała wyraźnie onieśmielona. – Zresztą nieważne, każda miłość jest taka sama, przechodzimy ją tak samo mocno. Szczególnie piękna jest ta nagła pierwsza nastoletnia miłość. Może ty też powinnaś kogoś poszukać?
     – Może i masz rację. – Dziewczyna westchnęła. – Dziękuję...
     – Dobra, idę w końcu skręcić ten samolot. – Mężczyzna wstał, kierując się w stronę dworu, aby móc dostać się do swojego modelu pomniejszonej wersji maszyny lotniczej.
     – Naprawdę szukał pół godziny śrubki do samolociku...? – Spytała z niedowierzaniem.
     – Skarbie, taty nie da się zrozumieć.
     Leżący na stole telefon zabrzęczał, informując ją o powiadomieniu. Darcy sięgnęła po telefon i zaczęła przeglądać informacje, które dawały o sobie znak już przed ich rozmową, ale nie miała ochoty na kontakty z ludźmi.
     Gadu-gadu, SMS, Tumblr... Twitter.
     
Pierwsze co zrobiła, to kliknęła otrzymaną wiadomość z portalu społecznościowego. Przeczytała wiadomość kilka razy, po czym na jej twarzy zawitał radosny uśmiech.
     "dobra, przecież mnie nie zjesz! co powiesz na spotkanie w tym tygodniu? ♥"
    
══◊══

+Jejku, to już 20 rozdział.
+Dziękuję za te wszystkie komentarze, dzięki Wam blog wciąż istnieje i w ogóle dotrwał do tego rozdziału!
+Patrzę i nie wierzę. 20 rozdziałów, 21 obserwatorów, ponad 16 tys. wyświetleń, ponad 200 komentarzy... Dziękuję, dziękuję, dziękuję! ♥
+Zwiastun gotowy, osobiście go widziałam, jednak nie jest jeszcze opublikowany. Mam nadzieję, że choć trochę zakochacie się w nim tak jak ja!
+Jeżeli ktoś lubi pomagać w błędach, to byłabym wdzięczna za pomoc. Jeżeli widzicie coś bez sensu, jakiś błąd, cokolwiek, proszę, informujcie mnie. Muszę jakoś zadbać o tego bloga, a wiadomo, ja wszystkiego nie zauważę.
+By the way, jest tutaj jakiś humanista orientujący się w jaki sposób prawidłowo pisać „ała”? Jedne słowniki podają, że „aua”, inne, że „ała”. Ma to w ogóle jakieś znaczenie?
+Jestem ciekawa co myślicie o zachowaniu Stilesa. :p Powiedziałabym coś więcej na ten temat, ale nie chcę spojlerować. ;D

17.01.2015

Rozdział 19 [ W końcu to nie kłamstwo, prawda? ]

     Jessica weszła do pomieszczenia, wyraźnie zirytowana ich poprzednią rozmową, gdy nagle zatrzymała się, widząc gości. Posiadając wyćwiczona umiejętność charyzmy, której wymagał jej zawód, usiadła obok męża i posłała państwu delikatny uśmiech.
     – Tak, a to moja żona, Jessica. – Starał się utrzymać normalny ton głosu. Peszył go fakt, że nastolatek siedział w pomieszczeniu. W dodatku przerażał go fakt, że jego rodzice mogli się dowiedzieć, to by znaczyło, że wszystko wyjdzie na jaw... Przełknął ciężko ślinę.
     – Ach, pani Jessica Marshall! Proszę przekazać szefowi, że inwestycja, w którą wspólnie postanowiliśmy włożyć pieniądze, wygląda obiecująco. – Charlie posłał blondynce pewny siebie uśmiech.
     Pięknie, jeszcze się znają.
     Nasłuchując prostej wymiany zdań dotyczących biznesowych spraw, kątem oka spojrzał na Stilesa. Natychmiast odwrócił spojrzenie, gdy napotkał lodowaty wzrok nastolatka. Było to z jego strony tak niespodziewane, że przez moment nie potrafił się na niczym skupić. Chłopak przez chwilę dosłownie wpatrywał się w niego z lekko przymrużonymi oczami. Miał bezdenną pustkę w głowie, gdy zastanawiał się, dlaczego tak na niego spojrzał. Chociaż w sumie... Miał podejrzenia, że mogło mu chodzić o Jess.
     – Cóż, czemu zawdzięczam państwu tę wizytę? – Zapytał, gdy zakończyli poprzedni temat.
     – Porozmawiajmy, że tak powiem, jak ludzie interesu. – Charlie splótł ze sobą dłonie, opierając łokcie na kolanach i pozwalając sobie na cichy chichot. – Edukacja jest czymś najważniejszym, jednak dodatkowe zajęcia są również jednymi z ważniejszych... W tym celu udaję się do pana. Postanowiłem, że mój syn nie może rozwijać się jedynie psychicznie. Wspominał, że zdarzyło mu się już kilka razy brać tutaj lekcje boksu... Tym razem chciałbym zaproponować konkretna stawkę za te zajęcia.
     Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, w tym samym momencie poczuł na sobie wzrok żony. Ewidentnie robiła dobrą minę do złej gry.
     – Skarbie, nie wspominałeś mi o tym.
     – Uznałem, że nie specjalnie cię to zainteresuje. Zdarzyło się, że gdy ciebie nie było, zrobiłem kilka prostych zajęć z samoobrony. – Wzruszył ramionami, jakby to była nic nieznacząca informacja. Ponownie spojrzał na nastolatka, tym razem wpatrywał się uparcie w stół. Odnosił wrażenie, że jego ojciec jest miłym człowiekiem, jednak zdecydowanie zbyt wiele uwagi poświęcał edukacji oraz biznesowi. – Wracając do tematu... Proszę pana, to nie są żadne opłacalne kursy, nie musi pan rozliczać się z tych godzin.
     – Ależ nalegam. Jestem człowiekiem, którego życie toczy się wokół pieniędzy. – Wyjął z kieszeni portfel, wysuwając z niego kilka banknotów.
    – Nie, to naprawdę nie jest konieczne...
    – Ależ nalegam. – Dodał z naciskiem. – Nie jestem zagorzałym fanem sportu, ale kiedyś kilka razy przemknął mi przed oczami artykuł odnoszący się do pana. Nie jest pan pierwszy lepszym trenerem szkolnym, czy z jakiegoś klubu. Ma pan doświadczenie. Sugeruję około... trzystu dolarów za godzinę.
     Poczuł ucisk w gardle, ten mężczyzna zdecydowanie oszalał.
     – Nie, nie mogę tego przyjąć. Może być... sto dolarów? – Rzucił, zdając sobie sprawę, że niższa kwota prawdopodobnie byłaby dla niego obrazą. – Z przyczyn osobistych, jeżeli zawyży pan stawkę, będę zmuszony odmówić. – Zwęził usta, mając nadzieję, że biznesmen nie będzie się z nim targował. Odetchnął z ulgą, gdy ten łagodnie pokiwał głową. Po odłożeniu pieniędzy Charles spojrzał na ekran telefonu.
     – Proszę mi wybaczyć, ale jeden z praktykantów najwyraźniej się pomylił... – Skrzywił się, odkładając urządzenie do kieszeni eleganckich spodni. – Susan, musimy jechać. – Marco dopiero teraz przypomniał sobie o kobiecie, która milczała przez całą rozmowę, podobnie jak jej syn. Najwidoczniej panowała u nich zasada, że tylko głowa rodziny ma prawo głosu... – Stiles, nie mam czasu ustalić daty tych zajęć... Zostań i zajmij się tym. – Wstał, a za nim czarnowłosa kobieta. – Przepraszamy za kłopot. Obowiązek wzywa.
     – Pójdę odprowadzić państwo. – Jessica wstała nagle, posyłając mężowi mordercze spojrzenie. – Idźcie się dogadać w tej sprawie. Najwyraźniej z jakiegoś powodu nie miała ochoty na rozmowę.
     – Idź do sali treningowej. Zaraz tam będę.
     Nie czekając na reakcję chłopaka, skierował się do drzwi wejściowych.
     – Jess, o co chodzi? – Spojrzał na nią zmartwionym wzrokiem.
     – Ja, kurczę... Przyznaj, ile dziewczyn już tak trenowałeś. – Wypowiedziała ostatnie słowo z sarkazmem.
     – To nie tak. – Uśmiechnął się do niej. – Zresztą nie robiłem z tego wielkiego wydarzenia, po prostu raz kilku fanów mnie zapytało o jednorazowe spotkanie. – Czuł się niezręcznie, zmuszony okłamywaniem jej.
     – Marco... Przysięgnij mi, że nigdy nie zdradziłeś mnie z żadną kobietą. – Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
     – Przysięgam, Jess, że nigdy nie zdradziłem cię z żadną kobietą.
     W końcu to nie kłamstwo, prawda?
     Blondynka przyglądała mu się przez chwilę, po czym uśmiechnęła się łagodnie i ruszyła przed siebie, rzucając:
     – Muszę gdzieś zadzwonić.
     Odetchnął, po czym skierował się do sali treningowej. Szykowała się kolejna niezręczna rozmowa. Wszedł do pomieszczenia, popychając ciemne drzwi. Z cichym westchnięciem usiadł na jednym z przyrządów służących do ćwiczeń.
     – Skąd oni wiedzą, o tym, że tu byłeś? Dlaczego on dał mi pieniądze? Dlaczego przez pół rozmowy patrzyłeś na mnie wilkiem? – Mężczyzna zadawał pytanie za pytaniem, intensywnie wpatrując się w chłopaka.
     – Dostałem karę, polegającą na zawaleniu mi całego wolnego czasu. Nie miałem ochoty chodzić na popieprzone zajęcia dodatkowe, dlatego powiedziałem, że chodzę na boks. Wolę siedzieć tutaj niż w szkole albo z Jovesterem. – Z niesmakiem wypowiedział nazwisko jednego z sąsiadów. Zignorował pytające spojrzenie mężczyzny, nie mając ochoty na wyjaśnianie wszystkiego. – Ile jeszcze osób tak trenowałeś?
    – Chryste, Stiles. – Mężczyzna zaśmiał się, wstając i zatrzymując się kilka centymetrów od niego. – Nie mogłem powiedzieć, że jesteś jedynym uczniem, bo mogliby nabrać podejrzeń. – Delikatnie chwycił jego podbródek, zmuszając do spojrzenia na siebie. – Jesteś jedyną osobą, do której odezwałem się w ten sposób. Nie wiem, po prostu nie potrafiłem się powstrzymać.
     – Też mnie porwiesz? – Chłopak uniósł brwi, będąc w kiepskim nastroju.
     – O czym ty mówisz?
     – La... Nieważne. – Zaśmiał się, rozumiejąc, że mężczyzny niespecjalnie obchodziła mitologia. Odsunął głowę, gdy ten chciał go pocałować. – A ona? – Znacząco spojrzał w kierunku drzwi.
     Mężczyzna przekręcił oczami z uśmiechem.
     – Dobra, zrobię ci chwilowy trening. Jeżeli dotrzymasz mi tempa w robieniu pompek, to dzisiaj dam ci spokój. W przeciwnym wypadku stanie się wręcz przeciwnie. Co ty na to?
     – Pompki? – Lawson spojrzał sceptycznie w kierunku podłogi. – Jestem na przegranej pozycji... Nie lubię sportu, a jak już to tańczę, a nie obijam ludzi jak ty...
     – No weź, chociaż spróbuj! – Ze śmiechem stanął na środku pokoju i przygotował się, utrzymując ciężar ciała na wyprostowanych rękach. – To jak, tchórzysz?
     – To nie fair, i tak przegram. – Podszedł ze smętną miną, również przygotowując się.
     – Oj nie bądź taki sceptyczny. – Obrócił na moment głowę w jego stronę i puścił do niego oczko. – Raz, dwa, trzy – Liczył, podczas gdy w mniej więcej podobnym tempie wykonywali ćwiczenie – Siedemdziesiąt sześć... Hej, nieźle ci idzie. – Uśmiechnął się pocieszająco, licząc w myślach.
     – Ta... – Wysapał chłopak, gdy byli już koło osiemdziesiątki.
     – No dalej! Sto jeden, sto dwa, sto trzy – Zwolnił tempo, starając się dorównać nastolatkowi, który z trudnością unosił się nad podłogą. Parsknął śmiechem, gdy ten położył się na plecach, kręcąc głową i łapiąc głębokie, urywane oddechy. – Przesadzasz i... przegrałeś zakład. – Z uśmiechem usiadł na nim okrakiem.
     – Oszalałeś?! Złaź ze mnie! – Wyjęczał, czując się kompletnie wyczerpanym. Odetchnął, gdy ten położył się obok.
     – Jakim cudem przez taniec tak wyćwiczyłeś ręce?
     – Widać dużo nie wiesz o tym sporcie. Poza tym mówiłem ci, że ćwiczyłem akrobatykę. Jak myślisz, ile trzeba mieć siły, żeby utrzymać się przez minutę w pionowej pozycji, na samych rękach? – Uniósł brew, patrząc na niego. Wciąż starał się unormować oddech.
     Marco uśmiechnął się i złożył delikatny pocałunek na jego szyi, następnie kontynuując pieszczoty. Szepnął mu do ucha kilka słów, które spowodowały, że Stiles zarumienił się i rozszerzając oczy, odwrócił wzrok. Wsunął dłoń pod jego koszulkę, delikatnie muskając brzuch opuszkami palców. Uniósł fragment koszulki, składając chłodne pocałunki na jego rozgrzanym brzuchu. Następnie przejechał językiem, pozostawiając wilgotny ślad.
     – Może i masz rację, dzisiaj nie mamy czasu, ale za to są też inne dni. – Wyszeptał, całując go w policzek. – Nie jestem dokładnie pewien kiedy, ale spodziewaj się, że cię zaskoczę. – Zaśmiał się, podpierając się łokciami. – To jak z tymi godzinami zajęć?


══◊══

+To, co wspomniał Stiles o mitologii chodziło o ciekawą historię Lajosa... tutaj mogę polecić bloga Sarabeth [kilk], tam znajdziecie te historię. :3
+Dziękuję za każdy komentarz i za to, że jest tak dużo czytelników i obserwujących! ♥
+Ostatnio pojawiła się kłótnia porno/nie porno. Hm, myślę, że naprawdę trzeba by dać trochę więcej scen erotycznych. Na początku rozdziałów będę ostrzegać. ^^

15.01.2015

Rozdział 18 [ Upadły gwiazdor boksu, czy cisza przed burzą? ]

    Ze snu wyrwał go gwałtowny ból w okolicach brzucha. Obudził się wręcz natychmiast, odwracając w kierunku, z którego nadleciał obiekt.
    – Czemu śpisz na schodach? – Dzieciak zaśmiał się, utrzymując ciężar ciała na rękach, ponieważ bardzo łatwo mógł ześlizgnąć się z płotu oddzielającego ich posiadłości.
    Nastolatek przymrużył oczy, gdy promienie słoneczne wschodzącego słońca oślepiły go. Wrócił do niewygodnej pozycji. Było mu wszystko jedno, czy leży na schodach, czy w łóżku, byle żeby leżeć. Z trudem powstrzymał się przed rzuceniem potoku nieprzyzwoitych słów.
    – Bo jestem dorosły. – Burknął, czując się potwornie. Bolała go każda część ciała.
    – Jesteś dzieciuch, żaden dorosły. – Młody odgryzł się. –  Podaj mi piłkę!

    –  Spier – Urwał gwałtownie, przypominając sobie, że jego sąsiad miał zaledwie dziewięć lat. – Mówiłem ci, że jak jeszcze raz tu wpadnie, to więcej jej nie zobaczysz. –  Przyłożył dłonie do skroni, starając się w jakikolwiek sposób załagodzić ból.
    – To nie fair, ona tu nie wpadła! Chciałem cię po prostu obudzić. – Spiorunował go wzrokiem. Zaczął powoli kiwać się w przód i w tył, czekając na reakcję nastolatka. – Jak mi jej nie podasz, zacznę śpiewać i drzeć się tak, że usłyszy mnie pół dzielnicy!
     Chłopczyk zręcznie uniknął lecącej piłki, ale ku jego nieszczęściu noga ześlizgnęła mu się i upadł na swój trawnik.
     – Nic mi nie jest! – Wykrzyknął szyderczo i pobiegł do domu.
     – Jasna cholera, niech mnie ktoś zabije. – Wyjęczał, gramoląc się ze swojego miejsca. Promienie słoneczne tylko pogarszały jego stan. – Nie, najpierw zabiję ciebie, Blake. – Przeczołgał się kilka centymetrów i położył na tarasie. Kompletnie nie rozumiał, co przyszło mu do głowy, że spał w tak niewygodnym miejscu. Odchylił głowę do tyłu, rozglądając się. Powoli wracały do niego wspomnienia z wczorajszej nocy. – Dobra, trzeba się ogarnąć.
     Z jego ust ponownie wyrwał się stłumiony jęk, gdy kolejny raz odczuł ból. Tym razem był to kant drzwi tarasowych.
     – Mamo! – Wyjęczał, obracając się na bok i chwytając za łydkę. – Patrz, jak łazisz.
     – Ja nie łażę, tylko chodzę. – Odparła stanowczo, wymijając go. – Już myślałam, że w życiu nie zaliczysz imprezowej wpadki. Zawsze musi być ten pierwszy raz, wiesz, inaczej byłbyś dziwny. – Zachichotała, dumna ze swej rodzicielskiej roli.
     Podążył za nią wzrokiem.
     No ona chyba żartuje.
     Pomyślał, przypominając sobie, że jego rodzice chcieli być idealni... tylko szkoda, że na pokaz.
      – Idź do pokoju, a ja za ten czas pomyślę, jaką karę mógłbyś dostać. – Kobieta wręcz emanowała szczęściem. – Twoja pierwsza imprezowa kara, jak ty szybko dorastasz! – Z uśmiechem wróciła do rozwieszania bluzki na suszarce.
     Dość, dość, dość.
     Zaczął zastanawiać się, czy oni na pewno powinni byli otrzymać prawa rodzicielskie. Wszedł do domu, powtarzając w myślach słowo „dość” jak mantrę. Podbiegł do schodów, sztywno patrząc przed siebie.
     – Gdzie ci się tak śpieszy, co?
     – Nie twój interes. – Odparł, będąc w połowie schodów. Gdzieś w głębi zdawał sobie sprawę z tego, że ojciec zabije go za tą odzywkę, ale na chwile obecną miał wszystko gdzieś.
     Wszedł do pokoju, czując jak zmęczenie zastępuje spotęgowana złość. Podszedł do szafy i oparł się o nią dłońmi, wbijając paznokcie do drewna. Zaczął lekko uderzać czołem o twardą powierzchnię.
     Uspokój się.
     
Odepchnął się od mebla, łapiąc nierówne oddechy. Poczuł, jakby widział wszystko przez mgłę, coraz ciężej szło mu łapanie kolejnych wdechów. Zaciskając zęby, przewrócił stół, wywołując porządny hałas. Z dołu usłyszał niewyraźne głosy, prawdopodobnie zdenerwowanych rodziców.
      – Pieprzony alkohol. – Wysyczał przez zęby, kopiąc w szafkę. – Pieprzone ognisko. – Zrzucił ręką leżące na niej przedmioty.
     – Kurwa, Stiles co ty robisz tam na górze? – Ponownie usłyszał stłumiony głos swojego ojca.
     – Dajcie mi spokój, dajcie mi cholerny spokój. – Kopnął karton leżący na podłodze, który przeleciał kawałek, rozsypując swoją zawartość. Unosząc głowę, zobaczył przed sobą lustro, a w nim swoje odbicie. – Zadowolony? Jesteś męską dziwką, Stiles. – Odezwał się z gniewem. – Myślisz, że to coś da? Te wszystkie spotkania? – Z jego gardła wydobył się przeraźliwy śmiech. – Dobre sobie! Otwórz oczy, to tylko seks. Życie nie jest bajką. – Wysyczał odsuwając się. – Olej ją dla mnie, tak jak i wszystko, nie wiem jak, mam taką zachciankę, bo jestem tylko gówniarzem, tylko gówniarzem, który nie zna się na życiu. – Odwrócił się, mając dość swojego odbicia. – Nie widzisz? Mojej przyjaciółce poszło bardzo łatwo. Ma mnie z głowy, więc może być z tym dupkiem. Czemu ty tak nie potrafisz? – Śmiał się, parodiując własne wymagania od mężczyzny, które były czymś niedorzecznym. Kilka łez spłynęło na jego koszulkę, tworząc mokre ślady. – Jestem tylko gnojkiem, gnojkiem, który też ma uczucia! – Wykrzyknął na cały dom, z całej siły kopiąc w lustro, które roztłukło się na kawałeczki, zasypując podłogę jego pokoju.
     – Czyś ty oszalał?! – Usłyszał chwilę po wydarzeniu, gdy jego rodzice przerażeni hałasem wbiegli na piętro. – Co ty do jasnej cholery wyprawiasz?! – Ojciec z niedowierzaniem rozejrzał się po zdemolowanym pomieszczeniu.
     Stiles, jakby wyrwany z transu podążył za wzrokiem ojca.
     – Pięć minut. Masz pięć minut i widzę cię na dole, na baczność. – Mężczyzna wyszeptał, będąc na skraju wściekłości, po czym wyszedł, a za nim pobiegła żona, która wcześniej stała obok przypatrując się w milczeniu.
     – Co ja narobiłem. – Z szeptem ostrożnie wyszedł z miejsca zasypanego odłamkami i podszedł do przedmiotu, który jako pierwszy rzucił mu się w oczy. Podniósł z podłogi kolaż zdjęć, którego ramka była w fatalnym stanie po zderzeniu z podłogą. Fotografie przedstawiały różne etapy przyjaźni między nim a Darcy. Ponownie popatrzył na zwierciadło. – Nigdy więcej, nigdy więcej. – Odparł tym samym głosem, czując, jak w kącikach jego oczu ponownie zbierają się łzy.

     – Ponad trzysta kanałów i nie ma co oglądać. – Przekręcił oczami, zostawiając włączone jakieś wiadomości i odłożył pilot na stół.
     Do salonu weszła kobieta, ubrana beżowe spodnie i biały top, blond włosy spięła w niechlujny kok. Podeszła do niego, stając na środku przed telewizorem, uniemożliwiając mu dalsze oglądanie, po czym rzuciła gazetę na stół i splotła ręce na wysokości klatki piersiowej.
     – Czytaj. – Rzuciła krótkie spojrzenie na magazyn.
     – Jess, o co znów chodzi. – Wyjęczał, chwytając kolorowe czasopismo i zaczął odczytywać nagłówek pierwszej strony. – Upadły gwiazdor boksu, czy cisza przed burzą? – Przerwał czytanie, wzdychając poirytowany. – O matko, Jess, daj spokój.
     – Nie, nie daj spokój! Zdajesz sobie sprawę, co tam piszą? Wiesz, ile podobnych informacji przeczytałam w gazetach i na forach? – Spojrzała na niego z wyrzutem. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie głupoty czasami wypisują. Nie żyjesz, masz kontuzję, masz dość, założyłeś rodzinę, wystraszyłeś się – Zaczęła kolejno wyliczać. – Wyłącz ten zasrany telewizor, słuchaj, co do ciebie mówię i wytłumacz mi, co robiłeś przez cały ten czas.
     – Nie miałem ochoty okej? To jest męczący sport, James przy okazji odpocznie. – Wzruszył ramionami.
     – Po pierwsze, w tym domu nie chcę słyszeć tego imienia, choćby nie wiem co. Po drugie od dzisiaj koniec obijania się, ćwiczysz, ćwiczysz i ćwiczysz. Tyle w temacie.
     – No dobra, już dobra. – Wymamrotał, krzywiąc się. – Idziesz do pracy? – Spojrzał na nią znużony.
     – Gdzie? – Zmarszczyła brwi, po czym nagle opamiętała się. – Nie, nie idę. – Pokręciła głową. – Nie mam ochoty.
     – Nie masz ochoty? – Zmarszczył brwi.
     – Nie, nie mam. Zresztą nieważne. – Odburknęła i skierowała się do kuchni.
     Spojrzał na kolorową okładkę magazynu, który nieświadomie wciąż trzymał w ręku.
     Jeszcze kilkanaście miesięcy temu z Jess łączyło go tak silne uczucie, że nic nie mogło tego zniszczyć. Nie bali się nawet czasu... a powinni. Trzy lata po ślubie, wszystko się zmieniło. Jess całymi dniami nie było w domu, on sam albo spędzał czas na treningach, albo samotnie w domu. Kobieta zawsze śmiała się, że jest ideałem, ponieważ nie przepadał za wyjściami na piwo. Sala treningowa była jego oazą spokoju, gdzie nikt mu nie przeszkadzał.
     Czasami miał wrażenie, że Jessica nigdy nie chciała tego ślubu, zresztą czy on sam chciał? Wydarzenie nie stało się prosto z serca. Gdy byli jeszcze młodzieńczo zakochani, rodzice obydwojga uznali, że będą idealną parą. Mając po dwadzieścia i dwadzieścia jeden lat, pod sporym naciskiem rodzin zawarli związek małżeński. Pierwszy rok był idealny, spędzali ze sobą mnóstwo czasu zakochani w sobie na zabój. W czwartym roku wszystko prysnęło. Zrozumiał, że to naprawdę było tylko zauroczenie. Poza tym mimo ślubu wciąż nie potrafił zdecydować swojej orientacji. Miał kilka dziewczyn oraz kilku chłopaków i dotychczas z nikim nie czuł większej różnicy. Czasami miał wrażenie, że jego rodzice kazali mu założyć rodzinę ze strachu, że zmieni orientację. W końcu przyjął, że jeżeli ona potrafi udawać, to on też da radę. Jednak na jego drodze stanęła kolejna osoba, niszcząca cały jego plan. Stiles.
     Dobrze zdawał sobie sprawę, że jest zdrajcą, ale wciąż nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego to robi. Widocznie mimo dwudziestu pięciu lat wciąż nie dorósł do obeznania się we własnych uczuciach. Prawidłowo powinien przyznać się Jess i zakończyć ich małżeństwo, ale z drugiej strony jaka była pewność, że to również nie jest tylko chwilowe. Poza tym, mimo iż podejrzewał, że ona prawdopodobnie nie darzy go uczuciem, rozumiał, że mogłaby znienawidzić go za zdradę. Uczucie czy bez, to nie było wybaczalne. Zostawała jeszcze jedna sprawa, przez którą mogłyby pojawić się komplikacje przy rozwodzie. Mianowicie majątek, o którym nie miała pojęcia.
     Odrzucił gazetę na biurko i wyłączył telewizor, wstając z kanapy.
     – Marco, wszystko okej? – Kobieta, która akurat weszła do pomieszczenia, podeszła do niego, przyglądając mu się z troską.
     – Tak, wszystko dobrze. – Odparł z obojętną miną. – Po prostu jestem trochę zmęczony.
     Kobieta przytaknęła delikatnie głową i przyłożyła dłoń do jego policzka, jakby zastanawiając się nad czymś. Niezręczną ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Blondynka westchnęła tylko i oddaliła się.
     Marco powłócząc nogami podszedł do drzwi i otworzył je. Zdziwiony spojrzał na stojących przed nim dwójkę dorosłych.  Skarcił się w myślach za nieostrożność, już raz w ten sposób nękali go dziennikarze. Po prawej stał mężczyzna, mniej więcej jego wzrostu, obok stała niższa zielonooka kobieta, a koło niej stał... Stiles.
     Kobieta, której czarne włosy sięgały do pasa, uśmiechnęła się życzliwie w jego kierunku.
     – Dzień dobry, nazywam się Susan Lawson, mój mąż Charles oraz Stiles, którego o ile mi wiadomo, już pan zna. Możemy porozmawiać?

══◊══

+Cały czas martwiło mnie to, że kiepsko piszę. Jako że jestem w załodze na katalogu *tarara tam tam, koniec reklam* to przeglądam naprawdę, naprawdę dużo blogów i wiele jest tak pięknych... Doszłam do wniosku, że koniec z dołowaniem się. Styl pisma staram się rozwijać, mam nadzieję, że jakieś postępy są (powiedzcie, że choć trochę lepiej niż wcześniej :c) Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się tak idealnie opisywać... Mówi się trudno, pisać nie przestanę! ^^ Gdzieś muszę się pozbywać pomysłów. xd
+„Histeria Stilesa oraz przybliżenie historii małżeństwa Marshallów.” Mam nadzieję, że ten rozdział przyniósł odpowiedź na niektóre pytania. :p [grr... wszędzie słowo "historia", przez nią wczoraj nie dodałam rozdziału! -.-]
+ Czekam na Wasze opinie. :)

6.01.2015

Rozdział 17 [ Nie masz prawa tak się do niej zwracać ]

     – Dc!
     Do ich uszu dotarł dźwięk entuzjastycznego zawołania, po czym do Cullen podbiegła dziewczyna, ubrana w dżinsowe szorty i krótki, luźny top, a na jej prawym ramieniu przylegał niechlujny blond warkocz. Będąc tuż obok niej, z pełnym impetem rzuciła się na szyję przyjaciółki, wydając przy tym kolejny z radosnych okrzyków. Darcy nie pozostała jej dłużna, odzyskując świadomość, również wtuliła się do znajomej.
     – Cholera, tak się cieszę, że cię widzę! – Blondynka po paru minutach radosnego przywitania, odsunęła się i podeszła do towarzyszącego jej chłopaka, również go uciskając. – Nie wierzę w to, ale stęskniłam się nawet za tobą, Stiles. – Obydwoje zaśmiali się, kończąc bliższe spotkanie. – Jamajka jest genialna, ale brakowało mi znajomych. Kurwa, Darcy, nie widziałyśmy się cały miesiąc! Mam ci tyle do opowiedzenia, że ten wieczór zdecydowanie nam nie wystarcza. – Mówiła tak szybko, że niemal sama gubiła się w tym, co chce powiedzieć. Złapała brunetkę za ramię i zaczęła ciągnąć ją w kierunku pobliskiego przewalonego pnia, na którym siedziało już parę innych koleżanek Jus. – Wybacz, ale muszę ci ją na chwilę ukraść! – Rzuciła oddalając się. Darcy jedynie wzruszyła bezradnie ramionami, posyłając mu łagodny uśmiech.
     Odprowadził przyjaciółkę wzrokiem, po czym z cichym westchnięciem spojrzał w kierunku paleniska.
     Ta rozmowa na pewno nie będzie trwała chwili. Co ja mam teraz robić?
     W takich momentach nienawidził swojego braku umiejętności imprezowania.
     Obok niego znikąd pojawił się chłopak, którego natychmiast rozpoznał przez nastroszone, charakterystycznie błękitne włosy. W jednej dłoni trzymał otwartą, w połowie pustą butelkę piwa, a w drugiej kolejne dwie zamknięte.
     – Miałem dać jedną twojej koleżance, ale najwidoczniej poszła... To nic, wypiję za nią! – Zaśmiał się, wpychając mu do rąk jedną z butelek.
     Lawson przez moment przyglądał mu się z kpiącym uśmiechem, po czym pokręcił głową.
     – Jakim cudem zdążyłeś już się nieźle wstawić? Jest dopiero koło dwudziestej trzeciej.
     – Stiles, Stiles, Stiles. – Wybełkotał. – Ja nie jestem pijany, tylko trochę się rozluźniłem. Ty też powinieneś. – Wyjął z kieszeni otwieracz, otwierając obydwie butelki.
     Brunet przybił toast z towarzyszem i pociągnął długi łyk ze szklanego naczynia. Alkohol sprawił, że na moment lekko się skrzywił, ale z kolejnym łykiem przyzwyczaił się do gorzkawego smaku. Pod namową Ronny'ego wypił do dna całą zawartość, żeby jak to mówił przyśpieszyć działanie i trzymając w dłoni już drugą butelkę, ruszyli w kierunku ogniska, zajmując miejsce gdzieś koło drzewa.
     Kolejne cztery godziny minęły w miarę spokojnie, młodzież bawiła się do muzyki grającej z czyjegoś sprzętu, każdy upajał się alkoholem, głównie piwem, ale w tłumie krążyły również butelki z czystą wódką. Przeźroczysty płyn w połączeniu z wypitymi przez niektórych piwami zdążył zaszkodzić paru osobom, które teraz leżały mamrocząc coś prawdopodobnie o bólu głowy.
     Około dwóch godzin temu Stilesowi sprzed oczu zniknęła Darcy, nie miał pojęcia gdzie się podziewała. W tym czasie Ronny zdążył namówić go już do możliwie ponad kilku butelek (po piątej przestał zaprzątać sobie głowę liczeniem). W pewnym momencie ponownie rozglądając się za Cullen, poczuł czyjś wzrok na sobie. Obrócił się powoli w kierunku Blake'a, marszcząc przy tym brwi. Chłopak uśmiechnął się, ukazując niewielką część zębów.
     – Co? – Stiles odpowiedział mu tym samym, również przyglądając mu się, ale z pytającym wyrazem twarzy. – No co? – Zaśmiał się, gdy chłopak wciąż wpatrywał się w niego z uśmiechem. Tamten przekręcił jedynie delikatnie głową, nie odrywając od niego wzroku. – Ronny, o co ci chodzi? Przerażasz mnie. – Tym razem roześmiał się, czując się kompletnie wytrąconym z tematu.
     – Nic, nic. – Odparł z szerokim uśmiechem, upijając kolejny łyk. Z niesmakiem spojrzał na pustą butelkę i odrzucił ją na bok, ignorując czy ktoś później ma zamiar to posprzątać. – Miałeś już swój pierwszy raz? – Ponownie skierował na niego wzrok, delikatnie przymrużając oczy.
     – Eee, tak. Czemu pytasz? – Zadał kolejne pytanie, gdy ten odpowiedział mu jedynie wzruszeniem ramionami. – A ty?
     – Nie wiem, nie pamiętam. – Roześmiał się, odchylając głowę do tyłu. – Ej, nie pamiętam tego. – Rozbawiony swoim chwilowym brakiem pamięci kontynuował, patrząc na nastolatka. – Pamiętam za to takiego kretyna. Nie dobra, nie pamiętam. – Kolejny chichot. – Dobra, okej, nie pamiętam jak miał na imię. Najpierw był homo – Zatrzymał się, czując trudność w przypomnieniu sobie słowa. – homo-coś, eee, fobem? No, mniejsza. Nie przypadłeś mu do gustu, myślał, że ty jesteś jakiś nie taki, a teraz znowu zrzędzi, że musisz być nie taki. No wiesz, o co mi chodzi. Mam go dość.
     Stiles zmarszczył brwi, próbując domyślić się, o co mu chodziło. Naprawdę nie lubił rozmawiać z pijanymi i prawdopodobnie naćpanymi osobami.
     – Ten chłopak... Felix?
     – Ta, ta, chyba tak. Wiesz, co jest najlepsze? – Uśmiechnął się. – Kiedyś podobała mi się taka jedna Lilith, ma takie różowe włosy. Czekaj, może nadal mi się podoba? – Wydął wargę, przymykając jedno oko. – Tego też nie wiem. A ja, zamiast coś tym zrobić, siedzę i się upijam. Pieprzyć dziewczyny! – Osunął się na ziemię, patrząc na niebo. – Ej, no bo jest ta piosenka, no boyfrend, no problem. To ja od dziś będę śpiewał „nie ma dziewczyny, nie ma problemu”. Rozumiesz? Zmieniłem to słowo chłopak na dziewczyna. – Zaczął śmiać się, powtarzając w kółko jedno i to samo.
     Lawson z niepokojem rozejrzał się po otoczeniu, na szczęście większość była tak pijana, że nie zwrócili uwagi na zachowanie nastolatka. Zaśmiał się, udając, że to naprawdę coś zabawnego. Przypomniał sobie, że niektórzy z uczniów ze strachu przed reakcją rodziców postanowili, że będą spać w namiotach. Spojrzał z nadzieją, na rozłożonego na podłodze chłopaka.
     – Ronny, masz tutaj namiot?
     – Nooo tak. Taki srebrno-niebieski... Chyba.
     – Chodź, idź lepiej spać.
     Ignorując protest chłopaka, złapał go za ramiona i pomógł mu wstać. Za plecami usłyszał głos, który był czystą torturą dla jego uszu.
     – Lawson, nie idziesz grać w butelkę? – Szatyn zaśmiał się, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. – No weź, mógłbyś przelizać się z paroma osobami. – Zaśmiał się, wypowiadając kąśliwą uwagę.
     Nastolatek dobrze zdawał sobie sprawę, co ten miał na myśli mówiąc z paroma osobami. Zrozumiał, że odprowadzenie kumpla jest idealną wymówką od durnej gry.
     – Spierdalaj, Gaterson. – Odwrócił na moment głowę w jego kierunku. W głębi duszy cieszył się, że Ronny chociaż przez chwilę jest cicho.
     – O kurwa, bo się boję. No dobra, nie przeszkadzam wam. – Dokończył swoją wypowiedź, wyraźnie akcentując sugestię. Najwyraźniej miał ochotę jeszcze podokuczać, ale kilku jego znajomych zaczęło nalegać, żeby przyszedł i zaczął zabawę.
     Stiles ignorując to, poszedł przed siebie, czując jak nagła zmiana pozycji, wymieszany alkohol oraz ciężar kumpla zaczynają przyprawiać go o mdłości. Ostatkiem sił udało znaleźć mu się namiot, na szczęście było tylko kilka, z czego tylko jeden był srebrno-niebieski. Z ulgą zaczął zbliżać się w tym kierunku, marząc o powrocie do domu. Wszedł pierwszy, po czym pomógł Blake'owi położyć się.
     – No ej, nie przytulisz mnie? Nie zaaasnę tak. Będę płakał. – Chłopak spojrzał na niego połyskującymi błękitnymi oczami.
     – Ale, kurde... No dobra. – Odparł z niechęcią, kładąc się obok niego i obejmując go ramionami. – Może być? – Wyszeptał.
     Chłopak pokiwał delikatnie głową, zamykając oczy i najwyraźniej nieświadomie, wtulił się w jego klatkę piersiową.
     – Nie dobrze mi. – Wybełkotał, krzywiąc się.
     – Tak, wiem, zresztą nie dziwię się. – Pogłaskał go czule po policzku. – Ciekawe ile będziesz rano pamiętał.
     – Zostaniesz tutaj na całą noc? – Uniósł wzrok, widocznie zaspany.
    Stiles spojrzał w kierunku wyjścia, po czym na niego. Nienawidził konieczności wyboru. Coś mówiło mu, że lepiej, żeby tu został, ale postanowił zignorować to. Podobno nie powinno się słuchać wewnętrznego głosu. Gdy spojrzał ponownie na błękitnookiego, ten zdążył już zasnąć. Z cichym westchnięciem wstał, zakrywając go kołdrą i wyszedł, starannie zasuwając zamek. Był dumny sam z siebie, że potrafił wytrzymać taką ilość alkoholu.
    Wychodząc, przez ciepło panujące w namiocie owionął go chłodny podmuch wiatru. Opuścił prowizoryczne pole namiotowe, kierując się w stronę ogniska. Zaczął zastanawiać się, czy powinien poszukać Darcy.
     – Lawson! – Znów ten znienawidzony głos. – Ej, szybko wam poszło. Masz szczęście, prawie minąłbyś najlepszy pocałunek wieczoru.
     Z niechęcią spojrzał w tym kierunku. Gdy jego wzrok napotkał dziewczynę, siedzącą na kolanach szatyna, poczuł jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Na kolanach kolesia, którego nienawidził od zawsze, siedziała jego najlepsza przyjaciółka. Zdążyła jedynie posłać mu krótkie spojrzenie, ponieważ chłopak kończąc swoją wypowiedź, złączył ich usta w długim i intymnym pocałunku. Następnie popchnął ją na ziemię i kładąc łokcie po dwóch stronach jej głowy, kontynuował intymne zbliżenie.
     Czując ogarniającą go wściekłość, wyłączył się na cały otaczający go świat i słysząc wszystko, jak przez niewidzialną barierę pobiegł przed siebie w głąb lasu. Nie miał ochoty oglądać tego nawet sekundy dłużej. Znajdując się w bezpiecznej odległości, zatrzymał się, zaciskając dłonie w pięści. Alkohol, zamiast przyćmić, jedynie spotęgował jego złość. Kopnął jakiś patyk, następnie desperacko przeczesując dłonią włosy.
     – Stiles, poczekaj. – Usłyszał za sobą słodki głosik jednej z blondynek składu cheerleaderek.
     – Czego chcesz?! – Spojrzał na nią z wyrzutem.
     – Domyślam się, że czujesz się potwornie, dlatego pomyślałam, że wiem, jak ci pomóc. Zaufaj mi. – Podeszła do niego, popychając go o pień drzewa. – To zawsze pomaga. – Wyszeptała i energicznie uklękła, rozpinając jego rozporek.
     – Co? Maggie, oszalałaś? – Rzucił jej niedowierzające spojrzenie, po czym oparł tył głowy o pień, rozchylając usta. Przyjemne uczucie odpychały jego myśli od minionych wydarzeń, ale niekoniecznie pomagały w uspokojeniu się. – I co? Będziesz teraz robiła za dziwkę, żeby mnie uspokoić? – Słowa nieświadomie wypadły z jego ust.
     – Nie, ale chcę, żebyś pieprzył mnie jak dziwkę. – Odparła, wstając i ściągając przy tym top.
     – Chyba żartujesz.
     – Nie żartuję. Wiem, że ci tego trzeba. – Zaśmiała się łagodnie, ściągając z siebie majtki. Stanęła przed nim jedynie w krótkiej spódniczce. Chłopak pokręcił głową, odwracając wzrok. Dziewczyna w tym czasie nałożyła kolorową gumkę na jego przyrodzenie. Łapiąc go za koszulkę, zamieniła się z nim miejscami i płynnym ruchem wskoczyła mu na biodra. – Nie musisz nic mówić, po prostu to zrób.
     – Słuchaj, naprawdę nie mam humoru, zresztą... – Poczuł się zirytowany, gdy dziewczyna przyłożyła mu palec do ust.
     Objął ją jedną ręką, a drugą pomógł sobie wejść w nią jednym płynnym ruchem. Po chwili chwycił ją obiema rękami, wchodząc w nią coraz to mocniej. Miał nadzieję, że nastolatka sama zadecyduje, że ma dość. Wszystko wskazywało jednak, że nie ma na co liczyć. Zaczął poruszać się coraz szybciej i spojrzał na jej piersi, które zdążyła już wyeksponować, pozbywając się stanika. Mimo wszystko wciąż nie czuł podniecenia.
     – Słyszałam plotki, że jesteś prawiczkiem. Teraz mogę się założyć, że to nie prawda. To nie może być twój pierwszy raz. – Wyjąkała, uśmiechając się przy tym.
     – C–co? – Uniósł brew. – Podoba ci się to?
     – Jasne, że tak! A tobie nie? – Przygryzła wargę, przyglądając się mu podejrzliwie.
     – Ee, jest zajebiście. – Wyszczerzył się, dla efektu próbując wejść w nią z większym entuzjazmem, ale zaczynało dopadać go zmęczenie. – Nie, słuchaj, Darcy będzie za to wściekła. – Pokręcił głową z rezygnacją, przerywając stosunek.
     – I co z tego? A ona co, może być dziwką osoby, której ty nienawidzisz? – Rozzłoszczona spojrzała na niego wyrzutem.
    – Może i jestem na nią wściekły, ale nie masz prawa tak się do niej zwracać. – Wskazał na nią palcem, dodając wypowiedzi charakter groźby.
    Odwrócił się na pięcie, zapinając rozporek i poszedł w obojętnie jakim kierunku. Usłyszał za sobą jedynie prychnięcie zirytowanej dziewczyny, która rzucając przekleństwami w jego kierunku, postanowiła ubrać się i wrócić do reszty.

══◊══

+Alkohol, słodki moment, niezręczna sytuacja... witam w siedemnastym rozdziale! :p
+Chodzę i cały czas się szczerzę. Szesnaście obserwatorów! ///parę sekund na uspokojenie radości///
+Mam nadzieję, że rozdział się podobał. c:

Obserwatorzy