Poprawił się na łóżku, starając wykonywać jak najmniej wymagających wysiłku ruchów. Lekarz wciąż upierał się, że chłopak musi odpoczywać, dopóki jego stan zdrowia nie polepszy się w stu procentach. Sam Stiles jednak nie rozumiał, o co chodziło mężczyźnie, czuł się dobrze. Jedynie minimalnie osłabienie, ale to zrozumiałe po tym, co przeszedł jego organizm. Chciał już stąd wyjść, miał dość bezsensownych badań. Niektóre z nich były naprawdę dziwne.
Przygryzł wnętrze wargi, rozglądając się po pomieszczeniu. Minęło kilka dni od jego przebudzenia i czuł się coraz lepiej, tylko czasami było mu niedobrze lub brzuch dawał o sobie bolesne przypomnienia. Codziennie odwiedzała go Darcy, był trochę zaniepokojony, że zamiast się uczyć, przesiaduje tutaj, ale cieszył się, że przynajmniej chodziła do szkoły. Oprócz tego pojawił się nawet Ronny, który przyniósł mu lizaki, mówiąc: „Nie znam się na smakach dzieci, ale widziałem jak jakaś mała dziewczynka prosiła mamę, żeby jej kupiła Chupa Chups, tak więc pomyślałem, że ci zasmakują”.
Powoli próbował pogodzić się z tym, że żyje dalej. Było to dla niego ciężkie, wciąż gdzieś podświadomie coś mówiło mu, że śmierć to jedyne rozwiązanie. Zrozumiał, że nie bez powodu udało mu się cudem przeżyć. Było ciężko, ale próbował dać radę, w końcu obiecał to Darcy.
Rodzice kompletnie się nim nie interesowali, przyszli tylko na moment, pytając jak się czuje. Ojciec wyraźnie unikał rozmowy z nim. Powiedział, że dopóki nie wróci do domu nie ma zamiaru kontaktować się z nim bez ważniejszego powodu. Po części było to spowodowane jego nienawiścią do szpitali, o której z nikim nie chciał rozmawiać. Matka nie mogła nic na to poradzić, w ich domu panowała prosta zasada, że to najstarszy mężczyzna jest najważniejszy. Ani Stiles, ani Susan nie mieli prawa głosu, gdy Charlie się z czymś nie zgadzał.
Brunet ułożył poduszkę tak, aby mógł oprzeć się o nią plecami w pozycji pół leżącej. Bał się powrotu do domu, teraz gdy rodzice wiedzieli o jego ocenach, miniętych lekcjach, wszystkich nieobecnościach na zajęciach pozalekcyjnych... Najgorsze, że zdawał sobie sprawę z prawdopodobnej konieczności powtarzania klasy. Może to i lepiej, może trafiłby do lepszego otoczenia?
Ostatnim z jego zmartwień została więź łącząca go ze starszym mężczyzną. Za każdym razem, gdy o nim myślał, czuł ból i strach, jednakże przeważała tęsknota. Tęsknił za nim, ale czy on miał podobne odczucia w stosunku do niego? Nie wiedział się z nim od tygodnia, nie licząc śpiączki, a on nie odezwał się ani razu.
Może... może zapomniał? Może on również ma mnie dość...
Potrząsnął głową, odpychając przykre myśli krzątające się po jego głowie. Poczuł kilka łez zbierających się w kącikach oczu. Darcy, która przechowywała jego telefon, nie wspominała, żeby próbował się skontaktować. Stiles nie rozumiał jedynie, dlaczego dziewczyna nie chce mu zwrócić telefonu. Jako wymówkę mówiła, że boi się, że chłopak spróbuje skontaktować się z dilerem. Ufał jej w tej kwestii, przecież by go nie okłamała i od razu powiedziała, że próbował się skontaktować, prawda...?
Pociągnął nosem i przysunął kołdrę minimalnie wyżej, do połowy klatki piersiowej. Igła przyczepiona do jego ręki naprawdę go denerwowała, nie potrafił się do niej przyzwyczaić. Czekał tylko, gdy w końcu pozbędzie się narzędzia. Spojrzał na plaster w miejscu, gdzie wyrwał poprzednio aparaturę. Dlaczego tak szybko podjął decyzję o próbie samobójstwa, dlaczego tak szybko pragnął odejść? Zrozumiał, że psychicznie wciąż jest niestabilny, że zbyt szybko podejmuje decyzje. Może oni się go boją... Może on sam powinien bać się siebie...? Kiedyś próbował głupstw, ale jakoś dawał radę. Teraz był agresywny, podejmował nieprzemyślane decyzje, działał impulsywnie... To możliwe, że choroba zaczęła poszerzać swoje granice...?
Najlepszym lekarstwem na wszystko jest uczucie – tę sentencję od zawsze powtarzała mu przyjaciółka. Spróbował, jednak zamiast tego zrobił coś okropnego. Zauroczył się w kimś, w kim nie powinien był i nic nie mógł z tym zrobić. Nie mógł nawet wyznać co czuje, bał się, że zniszczy i tak naderwaną już więź. Fakt, że robił wszystko, aby chociaż przy nim być nieświadomie niszczył go bardziej. Wiedział, że nie powinien żyć uzależniony od jakiejś osoby, ale nie potrafił wymagać czegoś.
Jego rozmyślania przerwało otwarcie drzwi. Nie śpieszył się ze spojrzeniem na gościa, ponieważ był pewien, że to lekarz. Jakoś nie pałał sympatią do tego człowieka. W końcu uniósł wzrok, gdy usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła. Niemal natychmiast pożałował i odczuł potrzebę wybiegnięcia z sali. Kpiący uśmieszek na twarzy nastolatka tylko pogorszył mu automatycznie humor.
– Jak się trzymasz, Stiles? Wciąż nieśmiertelny? – Zakpił, kręcąc głową.
– Czego chcesz? – Warknął dziwnie załamanym głosem.
– Do trzech razy sztuka, nie? – Zmarszczył brwi. – Nie, czekaj, to już chyba trzecia próba. Szkoda, że tylko próba... – Westchnął zasmucony.
– Kto cię tu wpuścił? – Spytał drżącym głosem.
Szatyn uśmiechnął się pobłażliwie, lekko przechylając głowę.
– Przecież jesteśmy kumplami. Jak się czujesz?
– Nie twój zasrany interes. – Burknął.
– Dzieciaku, nie przemęczaj się, bo jeszcze zemdlejesz.
– Dzieciaku? – Zignorował dalszą część jego nieprzyjemnej wypowiedzi. – Jesteśmy w tym samym wieku, idioto.
– Jesteś ode mnie niższy i głupszy, dziecko jak nic. – Wzruszył ramionami, po czym na jego usta wpłynął rozbawiony uśmiech. – No dobra, aż tak niski nie jesteś, bo żeby załatwiać przykładowo oceny to jednak musisz klęknąć.
Brunet umilkł i wbił wzrok z kołdrę. Miał dość rozmowy z rówieśnikiem, nie miał nawet najmniejszej ochoty na kontynuację konwersacji.
– Hej, nie obrażaj się. – Zapadła niezręczna cisza, ale Felix mimo wszystko czuł się swobodnie. – Cicho tu coś. Ostatnio słyszałem taką piosenkę, kojarzy mi się z tobą, wiesz? – Zaśmiał się. – Specjalnie dla ciebie nauczyłem się słów! – Rzucił entuzjastycznie, przysuwając się krzesłem do łóżka szpitalnego.
So what now? I clowned you. / Więc co teraz, ośmieszam cię.
And I'm stealing your girl too. / I kradnę też twoją dziewczynę.
She wants a secure dude. / Ona chce mieć zabezpieczonego kolesia.
And that's just not you! / I – to nie ty!
Miał dość podobny głos, jednak nie identyczny. Śpiewanie nie wychodziło mu najgorzej.
Chwycił bruneta za podbródek, zmuszając do spojrzenia na siebie.
I kissed a boy, they liked it. / Całuje chłopca i oni to lubią.
Przybliżył się niebezpiecznie blisko jego ust, nie przerywając śpiewania z kpiącym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Got all the honeys in the club excited. / Sprawiam, że wszystkie ciacha w klubie są podniecone.
Nastolatek poruszył się gwałtownie, próbując uwolnić z jego uchwytu.
I kissed a boy just to start shit. / Całuje chłopca tylko po to, żeby rozpętać gówno.
Homeboy was not about it. / Ziomek się nie spodziewa.
Stiles w końcu wyrwał się z jego uścisku, przesuwając na przeciwległy kraniec łóżka.
– No co ty, nie podoba ci się? – Zaśmiał się sardonicznie. – Tylko sobie słodziaku nie rób nadziei, że cię podrywam.
– Możesz już sobie iść? – Szepnął, splatając dłonie na wysokości klatki piersiowej.
Dlaczego lekarz nie mógł teraz przyjść...?!
– Nie smuć się. – Odparł przesłodzonym głosem. – To, że jesteś gejem, nie jest niczym złym.
– A skąd niby wiesz, że jestem? – Spytał, powstrzymując się od płaczu.
– Po prostu. – Wzruszył ramionami. – Seks z moją byłą? – Uniósł brwi, opierając się o krzesło. – Myślisz, że to zmieni moje zdanie o tobie? Chociaż lepsze to niżbyś myślał, że mnie to zabolało. Każda z tych lasek, którymi się bawiłem, miała być tylko odskocznią, sposobem na zapomnienie o kimś, kogo naprawdę kochałem. – Prychnął, na moment posyłając mu szeroki uśmiech, po czym spoważniał. – Dopóki będzie trzymał się swojej pedalskiej strony, będzie źle. Jeżeli przestaniesz, będzie jeszcze gorzej. Myślę, że wybór jest prosty. Spójrz, będąc pedałem, masz z tego jakąś tam twoją przyjemność i kilka przezwisk. Będąc z dziewczyną... nie chcesz wiedzieć. Twoje życie będzie koszmarem, jasne? – Warknął, opierając łokcie na kolanach.
– Przestań mnie tak nazywać... – Wycedził przez zęby, wbijając paznokcie w skórę ramienia.
– Bo co? Zrobisz mi coś? Proszę bardzo, niech Darcy cierpi. Obydwoje wiemy, że jeżeli coś mi się stanie, to w głębi zaboli ją i to bardzo. – Pokiwał flegmatycznie głową. – Możesz też powiedzieć jej prawdę o tym, co ci robiłem, ale to również ją cholernie zaboli. Sytuacja bez wyjścia, co? – Zaśmiał się lekko. – W sumie, ty już ją ranisz.
– Niby jak? – Zapytał słabo, spoglądając na niego na moment z nienawiścią w oczach.
– Ty jeszcze pytasz? – Parsknął krótkim śmiechem. – A to dobre. Ostatnio jestem jedyną osobą, z jaką ona rozmawia szczerze. Ze wszystkiego mi się zwierza, wiesz? Powiedzieć ci dlaczego całymi dniami tutaj siedzi? Bo się boi. – Wyraźnie zaakcentował ostatnie zdanie. – Nie chce wyjść na tą złą. Zobacz, olała cię na moment, a ty robisz z siebie biedne, zranione szczeniątko. Ojej, jak to cię zabolało! Co to ona ci nie zrobiła! Kretynie, ona się wystraszyła. Jeżeli by cię zostawiła, pewnie byś ją obwinił, zrzucił na nią winę, tak jak zrobiłeś to ze mną. Zaraz by było, że ona cię zostawiła i to wszystko przez nią. Daj jej święty spokój, człowieku. Naprawdę szkoda mi jej, że ma takiego pseudo przyjaciela. – Mówił powoli, wlepiając w niego wredny, pełen pogardy wzrok.
– Kłamiesz... Nie mów tak... – Szeptał drżącym głosem, przygryzając wargę. – Obydwoje wiemy, że to ty byłeś wtedy na moście.
– Nie wiem. Może tak, może nie. Może to ci się tylko wydaje? Kto wie jak bardzo nieobliczalny jesteś. – Westchnął, udając zasmuconego, po czym wrócił do pełnego uporu nieprzyjemnego wyrazu twarzy.– Dzień w dzień ona cierpi, obwinia się za twoje głupoty. Wiesz jak to boli, gdy widzę ją jak naprawdę to wszystko znosi? Chodzi przemęczona, olewa wszystko, mało tego musi znosić twój charakterek. Jesteś nienormalny.
– Przestań tak mówić, słyszysz? – Powiedział cicho, ignorując łzy zbierające się w jego oczach.
– Po co to wszystko, Stiles? Nie potrafisz poradzić sobie z własnymi błędami? Może ja lepiej ostrzegę Ronny'ego, wiesz, boję się, że zaraz z kolejnego pogodnego chłopaka zrobisz kogoś nienormalnego. – Przyjrzał się uważnie Lawsonowi. – Och, będziesz płakał? Prawda boli, co? – Szepnął pełnym pogardy głosem.
– Daj mi spokój. – Głos mu się załamał, a po policzkach spłynęło kilka łez. Nie miał nawet siły ich zetrzeć, po prostu zignorował je. – Nie masz racji...
– Zastanów się, Stiles. Zobacz jak dziwnie zachowuje się każdy wokół ciebie. Nikt oprócz mnie nie ma odwagi powiedzieć ci prawdy, to takie przykre. Wiesz dlaczego mi to nie sprawia problemu? Bo ja się ciebie nie boję.
Brunet owinął się mocniej ramionami, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Słowa, które wypowiadał szatyn, raniły go raz po raz. Sam już nie wiedział co jest prawdą, a co kłamstwem. Głos nastolatka był tak przekonujący, że sam zaczął wierzyć we wszystko co mówił. Od płaczu zaczynała boleć go głowa. Nie rozumiał dlaczego Felix nie mógł po prostu zostawić go w spokoju, na zawsze. Był w stanie zrobić wszystko, o co prosił, byleby tylko dał mu spokój.
– Nie przerażają mnie twoje wybuchy agresji ani jakieś dziwaczne napady. Mam to głęboko gdzieś. Ile osób ma już przez ciebie wyrzuty sumienia, co?
– Z–zrobię wszystko, tylko błagam, przestań... – Wyjąkał słabym głosem, zaciskając oczy.
– Nie chcę od ciebie niczego. Masz jedynie przestrzegać tego co ci wcześniej powiedziałem. – Na jego twarzy znów pojawił się kpiący uśmieszek. – Wszystko? Co niby masz na myśli? Nie wiem, chcesz być dziwką?
– Nie... – Szepnął, nieprzerwanie płacząc.
– No więc po co proponujesz? – Spytał z uśmiechem. Wstał z krzesła, podchodząc do niego po drugiej stronie. Po drodze sięgnął po coś do kieszeni. – Wszyscy przez ciebie cierpią, muszą się z tobą zmagać, ale ja potrafię ci pomóc. Zawsze to jakieś wyjście, w twoim wypadku najlepsze. – Wysunął rękę, łapiąc nagle jego dłoń jakby na pożegnanie. – Pomyśl nad tym. Nie męczy cię to już?
Odsunął się, zostawiając w dłoni chłopaka jakiś przedmiot. Bez wytłumaczeń skierował się prosto w stronę wyjścia.
Stiles wciąż niekontrolowanie płacząc spojrzał na trzymane opakowanie. Było to coś cienkiego, owiniętego papierem. Nie musiał nawet otwierać, ponieważ z miejsca wiedział co to. Kiedyś musiał przynieść coś podobnego na zajęcia artystyczne. W rozłożonej dłoni trzymał opakowaną żyletkę, a skoro nie była otwarta, bez problemu mogła przeciąć większość rzeczy.
Schował „prezent” do szafki, wsuwając go między deski, tak, aby nikt nie go nie znalazł. Nie wiedział co ma teraz zrobić, czy wykorzystać ostre narzędzie, czy nie. Z tą myślą zakrył się kołdrą i cicho łkając zasnął pod wpływem zmęczenia zarówno fizycznego, jak i psychicznego.
Po wieczór do pomieszczenia wszedł lekarz, który lekko zmartwiony podszedł do łóżka. Usiadł na krawędzi posłania, przyglądając się śpiącemu nastolatkowi. Prezentował się naprawdę kiepsko od ciągłego płaczu, ale mimo to jego zdaniem wyglądał całkiem uroczo. Mężczyzna dotknął dłonią policzka chłopaka.
Zauważył, że zezwolenie na odwiedzanie Lawsona dając się niby nabrać na kłamstwo, że to ktoś z rodziny i tym podobne, przynosi oczekiwane efekty. Zrozumiał, że znajomi chłopaka naprawdę nieświadomie ułatwiali mu pracę. Mógł nawet powiedzieć, że obce dzieciaki wykonywały za niego całą robotę.
– Śpij mały. – Szepnął, gładząc jego włosy. – To tylko parę miesięcy.
– Stiiiiles, miisiak? Ej, pluszaku jeden. Wstawaj no! – Powiedziała nieco głośniej nad jego głową, na co chłopak przebudził się natychmiast przerażony. – No brawo, niedźwiedziu!
Nastolatek uspokoił się i przymrużył lekko powieki z łagodnym uśmiechem na twarzy.
Jednak dobry humor nie utrzymywał się zbyt długo, ponieważ już po chwili przypomniała mu się treść wczorajszej rozmowy. Tak strasznie potrzebował obecności przyjaciółki, ale nie mógł patrzeć na to jak ona podświadomie cierpi. Nie wiedział już, czy Felix kłamał, czy dziewczyna perfekcyjnie ukrywała emocje. Nie powinien był mu ufać... ale to co mówił miało sens.
Od ciągłego płaczu i snu na zmianę potwornie bolała go głowa i piekły oczy. Zamrugał kilka razy. Pamiętał, że przewrócił się gdzieś w środku nocy i leżał tak wpatrując się w sufit, cicho łkając. Całą noc zastanawiał się nad wszystkim. Tak strasznie potrzebował jakiegokolwiek najmniejszego uczucia, ale nie miał odwagi tego okazać. Pragnął, aby chociaż raz ktoś był z nim szczery, czego on sam nie potrafił. Teoretycznie szatyn spełnił to... jednak Stiles nie miał stuprocentowej pewności czy to było prawdą.
– Stiles, leniu, już piętnasta! Lekarz mówił, że szkoda mu było ciebie budzić, ale ja mam to gdzieś! – Zaśmiała się promiennie. – Nie uwierzysz, dostałam piątkę!
– Przyjechałaś tu prosto po szkole? – Spytał niewyraźnym głosem z osłabieniem wymalowanym, na twarzy.
– Tak! Stęskniłam się, wiesz?
– Darcy... proszę, idź do domu. – Szepnął smutno.
– C–co? – Entuzjazm brunetki miarowo opadał. – Dlaczego? O nie, nie mów mi, że znów masz te humorki... – Mruknęła ponuro.
– Nie, ja... Chcę spać, przepraszam. Chyba jestem chory, nie wiem.
– Jesteś w sterylnym szpitalu, niby jak możesz być chory? Moment. – Jej źrenice rozszerzyły się z przerażenia. – To jakieś powikłania zatrucia?! O Boże, Stili...
– Nie! – Zaprzeczył natychmiast. – Jest dobrze. Nie umiałem zasnąć, chcę odespać to teraz.
– Ale...
– Idź i odpocznij, ja też chcę odpocząć. Chociaż raz zrób to dla mnie.
– No... ale... – Szepnęła zmieszana, wstając. Zabrała swoje rzeczy, podchodząc do drzwi. Miała plany co do ich dzisiejszych zajęć, ale zmiana zachowania jej przyjaciela zniszczyła w niej cały entuzjazm. – Pamiętaj tylko, przychodzę tu dla ciebie, nie z przymusu. – Powiedziała cicho, opuszczając salę.
Nie rozumiała jego zachowania, jeszcze przedwczoraj był taki radosny...
Co z tobą, Stili...?
Zrozumiała, że najwyraźniej decyzja, którą na razie podejmowała, nie była jedną z najlepszych. Nie była nawet dobra. Myślała, że to wina kontaktów chłopaka z mężczyzną, teraz jednak zrozumiała, że on potrzebuje go. Musiała w końcu wziąć się na odwagę i porozmawiać z Marco, wytłumaczyć mu wszystkie sprytnie wykombinowane wymówki. Domyślała się, że mógł nabierać podejrzeń, ale za każdym razem przedłużała „powrót Stilesa” i „obowiązek pozbycia się komórek podczas obozu dla kujonów”. Głupia wymówka, ale poniekąd była z siebie dumna, bo dobrze jej szły krótkie rozmowy SMS z Marshallem. Na wypadek, gdyby chciał dzwonić, kłamała, że ktoś może usłyszeć i tym podobne. Nie była już tak zadowolona, gdy w jego wiadomościach był wyraźny podtekst erotyczny. Wtedy miała ochotę wyrzucić telefon, ale przecież musiała wczuć się w rolę Stilesa. W tym celu przeczytała większość ich wspólnych SMS-ów i postanowiła, że nigdy więcej tego nie zrobi. Niektóre rozmowy... nie były zbyt normalne... i żałowała, że je przeczytała. Szczególnie żałowała momentu, gdy weszła z ciekawości w galerię telefonu. Jednego ze specyficznych zdjęć Marshalla nigdy nie zapomni...
Jak niektórzy faceci mogli przesyłać sobie takie zdjęcia?!
Wzdrygnęła się na tę myśl, powstrzymując przed odruchem wymiotnym. W sumie nie był to aż tak zły widok, ale gdy wyobrażała sobie, że jej przyjaciel... O nie, nie.
Czuła się potwornie kłamiąc i grzebiąc w jego prywatnych rzeczach, ale bała się o stan przyjaciela. Wiedziała, że to daremna wymówka, no ale... Chciała sprawdzić, czy brak obecności mężczyzny lepiej na niego wpłynie, jednak on zachowywał się coraz gorzej. Parę razy miewała ochotę zakończyć przez te SMS-y ich związek, ale wiedziała, że w to Marco by już nie uwierzył bez rozmowy na żywo.
Najbardziej bała się faktu, że teraz obydwóm musiała wyznać prawdę o udawanych konwersacjach. W głębi podświadomości wyczuwała kolejną kłótnię, miała tylko cichą nadzieję, że Stiles będzie wtedy w bardzo, bardzo dobrym humorze.
Przygryzł wnętrze wargi, rozglądając się po pomieszczeniu. Minęło kilka dni od jego przebudzenia i czuł się coraz lepiej, tylko czasami było mu niedobrze lub brzuch dawał o sobie bolesne przypomnienia. Codziennie odwiedzała go Darcy, był trochę zaniepokojony, że zamiast się uczyć, przesiaduje tutaj, ale cieszył się, że przynajmniej chodziła do szkoły. Oprócz tego pojawił się nawet Ronny, który przyniósł mu lizaki, mówiąc: „Nie znam się na smakach dzieci, ale widziałem jak jakaś mała dziewczynka prosiła mamę, żeby jej kupiła Chupa Chups, tak więc pomyślałem, że ci zasmakują”.
Powoli próbował pogodzić się z tym, że żyje dalej. Było to dla niego ciężkie, wciąż gdzieś podświadomie coś mówiło mu, że śmierć to jedyne rozwiązanie. Zrozumiał, że nie bez powodu udało mu się cudem przeżyć. Było ciężko, ale próbował dać radę, w końcu obiecał to Darcy.
Rodzice kompletnie się nim nie interesowali, przyszli tylko na moment, pytając jak się czuje. Ojciec wyraźnie unikał rozmowy z nim. Powiedział, że dopóki nie wróci do domu nie ma zamiaru kontaktować się z nim bez ważniejszego powodu. Po części było to spowodowane jego nienawiścią do szpitali, o której z nikim nie chciał rozmawiać. Matka nie mogła nic na to poradzić, w ich domu panowała prosta zasada, że to najstarszy mężczyzna jest najważniejszy. Ani Stiles, ani Susan nie mieli prawa głosu, gdy Charlie się z czymś nie zgadzał.
Brunet ułożył poduszkę tak, aby mógł oprzeć się o nią plecami w pozycji pół leżącej. Bał się powrotu do domu, teraz gdy rodzice wiedzieli o jego ocenach, miniętych lekcjach, wszystkich nieobecnościach na zajęciach pozalekcyjnych... Najgorsze, że zdawał sobie sprawę z prawdopodobnej konieczności powtarzania klasy. Może to i lepiej, może trafiłby do lepszego otoczenia?
Ostatnim z jego zmartwień została więź łącząca go ze starszym mężczyzną. Za każdym razem, gdy o nim myślał, czuł ból i strach, jednakże przeważała tęsknota. Tęsknił za nim, ale czy on miał podobne odczucia w stosunku do niego? Nie wiedział się z nim od tygodnia, nie licząc śpiączki, a on nie odezwał się ani razu.
Może... może zapomniał? Może on również ma mnie dość...
Potrząsnął głową, odpychając przykre myśli krzątające się po jego głowie. Poczuł kilka łez zbierających się w kącikach oczu. Darcy, która przechowywała jego telefon, nie wspominała, żeby próbował się skontaktować. Stiles nie rozumiał jedynie, dlaczego dziewczyna nie chce mu zwrócić telefonu. Jako wymówkę mówiła, że boi się, że chłopak spróbuje skontaktować się z dilerem. Ufał jej w tej kwestii, przecież by go nie okłamała i od razu powiedziała, że próbował się skontaktować, prawda...?
Pociągnął nosem i przysunął kołdrę minimalnie wyżej, do połowy klatki piersiowej. Igła przyczepiona do jego ręki naprawdę go denerwowała, nie potrafił się do niej przyzwyczaić. Czekał tylko, gdy w końcu pozbędzie się narzędzia. Spojrzał na plaster w miejscu, gdzie wyrwał poprzednio aparaturę. Dlaczego tak szybko podjął decyzję o próbie samobójstwa, dlaczego tak szybko pragnął odejść? Zrozumiał, że psychicznie wciąż jest niestabilny, że zbyt szybko podejmuje decyzje. Może oni się go boją... Może on sam powinien bać się siebie...? Kiedyś próbował głupstw, ale jakoś dawał radę. Teraz był agresywny, podejmował nieprzemyślane decyzje, działał impulsywnie... To możliwe, że choroba zaczęła poszerzać swoje granice...?
Najlepszym lekarstwem na wszystko jest uczucie – tę sentencję od zawsze powtarzała mu przyjaciółka. Spróbował, jednak zamiast tego zrobił coś okropnego. Zauroczył się w kimś, w kim nie powinien był i nic nie mógł z tym zrobić. Nie mógł nawet wyznać co czuje, bał się, że zniszczy i tak naderwaną już więź. Fakt, że robił wszystko, aby chociaż przy nim być nieświadomie niszczył go bardziej. Wiedział, że nie powinien żyć uzależniony od jakiejś osoby, ale nie potrafił wymagać czegoś.
Jego rozmyślania przerwało otwarcie drzwi. Nie śpieszył się ze spojrzeniem na gościa, ponieważ był pewien, że to lekarz. Jakoś nie pałał sympatią do tego człowieka. W końcu uniósł wzrok, gdy usłyszał dźwięk odsuwanego krzesła. Niemal natychmiast pożałował i odczuł potrzebę wybiegnięcia z sali. Kpiący uśmieszek na twarzy nastolatka tylko pogorszył mu automatycznie humor.
– Jak się trzymasz, Stiles? Wciąż nieśmiertelny? – Zakpił, kręcąc głową.
– Czego chcesz? – Warknął dziwnie załamanym głosem.
– Do trzech razy sztuka, nie? – Zmarszczył brwi. – Nie, czekaj, to już chyba trzecia próba. Szkoda, że tylko próba... – Westchnął zasmucony.
– Kto cię tu wpuścił? – Spytał drżącym głosem.
Szatyn uśmiechnął się pobłażliwie, lekko przechylając głowę.
– Przecież jesteśmy kumplami. Jak się czujesz?
– Nie twój zasrany interes. – Burknął.
– Dzieciaku, nie przemęczaj się, bo jeszcze zemdlejesz.
– Dzieciaku? – Zignorował dalszą część jego nieprzyjemnej wypowiedzi. – Jesteśmy w tym samym wieku, idioto.
– Jesteś ode mnie niższy i głupszy, dziecko jak nic. – Wzruszył ramionami, po czym na jego usta wpłynął rozbawiony uśmiech. – No dobra, aż tak niski nie jesteś, bo żeby załatwiać przykładowo oceny to jednak musisz klęknąć.
Brunet umilkł i wbił wzrok z kołdrę. Miał dość rozmowy z rówieśnikiem, nie miał nawet najmniejszej ochoty na kontynuację konwersacji.
– Hej, nie obrażaj się. – Zapadła niezręczna cisza, ale Felix mimo wszystko czuł się swobodnie. – Cicho tu coś. Ostatnio słyszałem taką piosenkę, kojarzy mi się z tobą, wiesz? – Zaśmiał się. – Specjalnie dla ciebie nauczyłem się słów! – Rzucił entuzjastycznie, przysuwając się krzesłem do łóżka szpitalnego.
So what now? I clowned you. / Więc co teraz, ośmieszam cię.
And I'm stealing your girl too. / I kradnę też twoją dziewczynę.
She wants a secure dude. / Ona chce mieć zabezpieczonego kolesia.
And that's just not you! / I – to nie ty!
Miał dość podobny głos, jednak nie identyczny. Śpiewanie nie wychodziło mu najgorzej.
Chwycił bruneta za podbródek, zmuszając do spojrzenia na siebie.
I kissed a boy, they liked it. / Całuje chłopca i oni to lubią.
Przybliżył się niebezpiecznie blisko jego ust, nie przerywając śpiewania z kpiącym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Got all the honeys in the club excited. / Sprawiam, że wszystkie ciacha w klubie są podniecone.
Nastolatek poruszył się gwałtownie, próbując uwolnić z jego uchwytu.
I kissed a boy just to start shit. / Całuje chłopca tylko po to, żeby rozpętać gówno.
Homeboy was not about it. / Ziomek się nie spodziewa.
Stiles w końcu wyrwał się z jego uścisku, przesuwając na przeciwległy kraniec łóżka.
– No co ty, nie podoba ci się? – Zaśmiał się sardonicznie. – Tylko sobie słodziaku nie rób nadziei, że cię podrywam.
– Możesz już sobie iść? – Szepnął, splatając dłonie na wysokości klatki piersiowej.
Dlaczego lekarz nie mógł teraz przyjść...?!
– Nie smuć się. – Odparł przesłodzonym głosem. – To, że jesteś gejem, nie jest niczym złym.
– A skąd niby wiesz, że jestem? – Spytał, powstrzymując się od płaczu.
– Po prostu. – Wzruszył ramionami. – Seks z moją byłą? – Uniósł brwi, opierając się o krzesło. – Myślisz, że to zmieni moje zdanie o tobie? Chociaż lepsze to niżbyś myślał, że mnie to zabolało. Każda z tych lasek, którymi się bawiłem, miała być tylko odskocznią, sposobem na zapomnienie o kimś, kogo naprawdę kochałem. – Prychnął, na moment posyłając mu szeroki uśmiech, po czym spoważniał. – Dopóki będzie trzymał się swojej pedalskiej strony, będzie źle. Jeżeli przestaniesz, będzie jeszcze gorzej. Myślę, że wybór jest prosty. Spójrz, będąc pedałem, masz z tego jakąś tam twoją przyjemność i kilka przezwisk. Będąc z dziewczyną... nie chcesz wiedzieć. Twoje życie będzie koszmarem, jasne? – Warknął, opierając łokcie na kolanach.
– Przestań mnie tak nazywać... – Wycedził przez zęby, wbijając paznokcie w skórę ramienia.
– Bo co? Zrobisz mi coś? Proszę bardzo, niech Darcy cierpi. Obydwoje wiemy, że jeżeli coś mi się stanie, to w głębi zaboli ją i to bardzo. – Pokiwał flegmatycznie głową. – Możesz też powiedzieć jej prawdę o tym, co ci robiłem, ale to również ją cholernie zaboli. Sytuacja bez wyjścia, co? – Zaśmiał się lekko. – W sumie, ty już ją ranisz.
– Niby jak? – Zapytał słabo, spoglądając na niego na moment z nienawiścią w oczach.
– Ty jeszcze pytasz? – Parsknął krótkim śmiechem. – A to dobre. Ostatnio jestem jedyną osobą, z jaką ona rozmawia szczerze. Ze wszystkiego mi się zwierza, wiesz? Powiedzieć ci dlaczego całymi dniami tutaj siedzi? Bo się boi. – Wyraźnie zaakcentował ostatnie zdanie. – Nie chce wyjść na tą złą. Zobacz, olała cię na moment, a ty robisz z siebie biedne, zranione szczeniątko. Ojej, jak to cię zabolało! Co to ona ci nie zrobiła! Kretynie, ona się wystraszyła. Jeżeli by cię zostawiła, pewnie byś ją obwinił, zrzucił na nią winę, tak jak zrobiłeś to ze mną. Zaraz by było, że ona cię zostawiła i to wszystko przez nią. Daj jej święty spokój, człowieku. Naprawdę szkoda mi jej, że ma takiego pseudo przyjaciela. – Mówił powoli, wlepiając w niego wredny, pełen pogardy wzrok.
– Kłamiesz... Nie mów tak... – Szeptał drżącym głosem, przygryzając wargę. – Obydwoje wiemy, że to ty byłeś wtedy na moście.
– Nie wiem. Może tak, może nie. Może to ci się tylko wydaje? Kto wie jak bardzo nieobliczalny jesteś. – Westchnął, udając zasmuconego, po czym wrócił do pełnego uporu nieprzyjemnego wyrazu twarzy.– Dzień w dzień ona cierpi, obwinia się za twoje głupoty. Wiesz jak to boli, gdy widzę ją jak naprawdę to wszystko znosi? Chodzi przemęczona, olewa wszystko, mało tego musi znosić twój charakterek. Jesteś nienormalny.
– Przestań tak mówić, słyszysz? – Powiedział cicho, ignorując łzy zbierające się w jego oczach.
– Po co to wszystko, Stiles? Nie potrafisz poradzić sobie z własnymi błędami? Może ja lepiej ostrzegę Ronny'ego, wiesz, boję się, że zaraz z kolejnego pogodnego chłopaka zrobisz kogoś nienormalnego. – Przyjrzał się uważnie Lawsonowi. – Och, będziesz płakał? Prawda boli, co? – Szepnął pełnym pogardy głosem.
– Daj mi spokój. – Głos mu się załamał, a po policzkach spłynęło kilka łez. Nie miał nawet siły ich zetrzeć, po prostu zignorował je. – Nie masz racji...
– Zastanów się, Stiles. Zobacz jak dziwnie zachowuje się każdy wokół ciebie. Nikt oprócz mnie nie ma odwagi powiedzieć ci prawdy, to takie przykre. Wiesz dlaczego mi to nie sprawia problemu? Bo ja się ciebie nie boję.
Brunet owinął się mocniej ramionami, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Słowa, które wypowiadał szatyn, raniły go raz po raz. Sam już nie wiedział co jest prawdą, a co kłamstwem. Głos nastolatka był tak przekonujący, że sam zaczął wierzyć we wszystko co mówił. Od płaczu zaczynała boleć go głowa. Nie rozumiał dlaczego Felix nie mógł po prostu zostawić go w spokoju, na zawsze. Był w stanie zrobić wszystko, o co prosił, byleby tylko dał mu spokój.
– Nie przerażają mnie twoje wybuchy agresji ani jakieś dziwaczne napady. Mam to głęboko gdzieś. Ile osób ma już przez ciebie wyrzuty sumienia, co?
– Z–zrobię wszystko, tylko błagam, przestań... – Wyjąkał słabym głosem, zaciskając oczy.
– Nie chcę od ciebie niczego. Masz jedynie przestrzegać tego co ci wcześniej powiedziałem. – Na jego twarzy znów pojawił się kpiący uśmieszek. – Wszystko? Co niby masz na myśli? Nie wiem, chcesz być dziwką?
– Nie... – Szepnął, nieprzerwanie płacząc.
– No więc po co proponujesz? – Spytał z uśmiechem. Wstał z krzesła, podchodząc do niego po drugiej stronie. Po drodze sięgnął po coś do kieszeni. – Wszyscy przez ciebie cierpią, muszą się z tobą zmagać, ale ja potrafię ci pomóc. Zawsze to jakieś wyjście, w twoim wypadku najlepsze. – Wysunął rękę, łapiąc nagle jego dłoń jakby na pożegnanie. – Pomyśl nad tym. Nie męczy cię to już?
Odsunął się, zostawiając w dłoni chłopaka jakiś przedmiot. Bez wytłumaczeń skierował się prosto w stronę wyjścia.
Stiles wciąż niekontrolowanie płacząc spojrzał na trzymane opakowanie. Było to coś cienkiego, owiniętego papierem. Nie musiał nawet otwierać, ponieważ z miejsca wiedział co to. Kiedyś musiał przynieść coś podobnego na zajęcia artystyczne. W rozłożonej dłoni trzymał opakowaną żyletkę, a skoro nie była otwarta, bez problemu mogła przeciąć większość rzeczy.
Schował „prezent” do szafki, wsuwając go między deski, tak, aby nikt nie go nie znalazł. Nie wiedział co ma teraz zrobić, czy wykorzystać ostre narzędzie, czy nie. Z tą myślą zakrył się kołdrą i cicho łkając zasnął pod wpływem zmęczenia zarówno fizycznego, jak i psychicznego.
Po wieczór do pomieszczenia wszedł lekarz, który lekko zmartwiony podszedł do łóżka. Usiadł na krawędzi posłania, przyglądając się śpiącemu nastolatkowi. Prezentował się naprawdę kiepsko od ciągłego płaczu, ale mimo to jego zdaniem wyglądał całkiem uroczo. Mężczyzna dotknął dłonią policzka chłopaka.
Zauważył, że zezwolenie na odwiedzanie Lawsona dając się niby nabrać na kłamstwo, że to ktoś z rodziny i tym podobne, przynosi oczekiwane efekty. Zrozumiał, że znajomi chłopaka naprawdę nieświadomie ułatwiali mu pracę. Mógł nawet powiedzieć, że obce dzieciaki wykonywały za niego całą robotę.
– Śpij mały. – Szepnął, gładząc jego włosy. – To tylko parę miesięcy.
– Stiiiiles, miisiak? Ej, pluszaku jeden. Wstawaj no! – Powiedziała nieco głośniej nad jego głową, na co chłopak przebudził się natychmiast przerażony. – No brawo, niedźwiedziu!
Nastolatek uspokoił się i przymrużył lekko powieki z łagodnym uśmiechem na twarzy.
Jednak dobry humor nie utrzymywał się zbyt długo, ponieważ już po chwili przypomniała mu się treść wczorajszej rozmowy. Tak strasznie potrzebował obecności przyjaciółki, ale nie mógł patrzeć na to jak ona podświadomie cierpi. Nie wiedział już, czy Felix kłamał, czy dziewczyna perfekcyjnie ukrywała emocje. Nie powinien był mu ufać... ale to co mówił miało sens.
Od ciągłego płaczu i snu na zmianę potwornie bolała go głowa i piekły oczy. Zamrugał kilka razy. Pamiętał, że przewrócił się gdzieś w środku nocy i leżał tak wpatrując się w sufit, cicho łkając. Całą noc zastanawiał się nad wszystkim. Tak strasznie potrzebował jakiegokolwiek najmniejszego uczucia, ale nie miał odwagi tego okazać. Pragnął, aby chociaż raz ktoś był z nim szczery, czego on sam nie potrafił. Teoretycznie szatyn spełnił to... jednak Stiles nie miał stuprocentowej pewności czy to było prawdą.
– Stiles, leniu, już piętnasta! Lekarz mówił, że szkoda mu było ciebie budzić, ale ja mam to gdzieś! – Zaśmiała się promiennie. – Nie uwierzysz, dostałam piątkę!
– Przyjechałaś tu prosto po szkole? – Spytał niewyraźnym głosem z osłabieniem wymalowanym, na twarzy.
– Tak! Stęskniłam się, wiesz?
– Darcy... proszę, idź do domu. – Szepnął smutno.
– C–co? – Entuzjazm brunetki miarowo opadał. – Dlaczego? O nie, nie mów mi, że znów masz te humorki... – Mruknęła ponuro.
– Nie, ja... Chcę spać, przepraszam. Chyba jestem chory, nie wiem.
– Jesteś w sterylnym szpitalu, niby jak możesz być chory? Moment. – Jej źrenice rozszerzyły się z przerażenia. – To jakieś powikłania zatrucia?! O Boże, Stili...
– Nie! – Zaprzeczył natychmiast. – Jest dobrze. Nie umiałem zasnąć, chcę odespać to teraz.
– Ale...
– Idź i odpocznij, ja też chcę odpocząć. Chociaż raz zrób to dla mnie.
– No... ale... – Szepnęła zmieszana, wstając. Zabrała swoje rzeczy, podchodząc do drzwi. Miała plany co do ich dzisiejszych zajęć, ale zmiana zachowania jej przyjaciela zniszczyła w niej cały entuzjazm. – Pamiętaj tylko, przychodzę tu dla ciebie, nie z przymusu. – Powiedziała cicho, opuszczając salę.
Nie rozumiała jego zachowania, jeszcze przedwczoraj był taki radosny...
Co z tobą, Stili...?
Zrozumiała, że najwyraźniej decyzja, którą na razie podejmowała, nie była jedną z najlepszych. Nie była nawet dobra. Myślała, że to wina kontaktów chłopaka z mężczyzną, teraz jednak zrozumiała, że on potrzebuje go. Musiała w końcu wziąć się na odwagę i porozmawiać z Marco, wytłumaczyć mu wszystkie sprytnie wykombinowane wymówki. Domyślała się, że mógł nabierać podejrzeń, ale za każdym razem przedłużała „powrót Stilesa” i „obowiązek pozbycia się komórek podczas obozu dla kujonów”. Głupia wymówka, ale poniekąd była z siebie dumna, bo dobrze jej szły krótkie rozmowy SMS z Marshallem. Na wypadek, gdyby chciał dzwonić, kłamała, że ktoś może usłyszeć i tym podobne. Nie była już tak zadowolona, gdy w jego wiadomościach był wyraźny podtekst erotyczny. Wtedy miała ochotę wyrzucić telefon, ale przecież musiała wczuć się w rolę Stilesa. W tym celu przeczytała większość ich wspólnych SMS-ów i postanowiła, że nigdy więcej tego nie zrobi. Niektóre rozmowy... nie były zbyt normalne... i żałowała, że je przeczytała. Szczególnie żałowała momentu, gdy weszła z ciekawości w galerię telefonu. Jednego ze specyficznych zdjęć Marshalla nigdy nie zapomni...
Jak niektórzy faceci mogli przesyłać sobie takie zdjęcia?!
Wzdrygnęła się na tę myśl, powstrzymując przed odruchem wymiotnym. W sumie nie był to aż tak zły widok, ale gdy wyobrażała sobie, że jej przyjaciel... O nie, nie.
Czuła się potwornie kłamiąc i grzebiąc w jego prywatnych rzeczach, ale bała się o stan przyjaciela. Wiedziała, że to daremna wymówka, no ale... Chciała sprawdzić, czy brak obecności mężczyzny lepiej na niego wpłynie, jednak on zachowywał się coraz gorzej. Parę razy miewała ochotę zakończyć przez te SMS-y ich związek, ale wiedziała, że w to Marco by już nie uwierzył bez rozmowy na żywo.
Najbardziej bała się faktu, że teraz obydwóm musiała wyznać prawdę o udawanych konwersacjach. W głębi podświadomości wyczuwała kolejną kłótnię, miała tylko cichą nadzieję, że Stiles będzie wtedy w bardzo, bardzo dobrym humorze.
══◊══
+Tutaj będzie trochę gadki...
+Dałam czadu z długością...
+Zacznijmy od rozdziału. Co myślicie o tych wszystkich wydarzeniach? ;) Na początku nie miało być fragmentu z lekarzem, ale uznałam, że jednak go dodam. Co jakiś czas będę dodawać podobne momenty. W końcu się wyjaśniło, dlaczego Stiles ma wahania co do przyjaźni. Jak myślicie, powinien skorzystać z „prezentu”? Wyjaśniło się również dlaczego Marco aż tak nie próbował skontaktować się z Lawsonem. W końcu Darcy wciskała mu niezły kit. Mam nadzieję, że każdy zrozumiał o co chodzi ze „specyficznym” zdjęciem. :p Hm, ciekawe czy na miejscu Darcy bardziej bym się popłakała, czy szczerzyła...
+Pojawiła się nowa ankieta. Mam nadzieję, że przeczytaliście informację nad nią. :p Ciekawe, czy ktoś naprawdę zagłosuje na kogoś innego niż Marco... hm.
+Pojawiła się również ścieżka dźwiękowa. Piosenki będą czasami zmieniane.
+To chyba tyle. Pozdrawiam i dziękuję za komentarze, w których mogę czytać wasze opinie, haha! :D
+Dałam czadu z długością...
+Zacznijmy od rozdziału. Co myślicie o tych wszystkich wydarzeniach? ;) Na początku nie miało być fragmentu z lekarzem, ale uznałam, że jednak go dodam. Co jakiś czas będę dodawać podobne momenty. W końcu się wyjaśniło, dlaczego Stiles ma wahania co do przyjaźni. Jak myślicie, powinien skorzystać z „prezentu”? Wyjaśniło się również dlaczego Marco aż tak nie próbował skontaktować się z Lawsonem. W końcu Darcy wciskała mu niezły kit. Mam nadzieję, że każdy zrozumiał o co chodzi ze „specyficznym” zdjęciem. :p Hm, ciekawe czy na miejscu Darcy bardziej bym się popłakała, czy szczerzyła...
+Pojawiła się nowa ankieta. Mam nadzieję, że przeczytaliście informację nad nią. :p Ciekawe, czy ktoś naprawdę zagłosuje na kogoś innego niż Marco... hm.
+Pojawiła się również ścieżka dźwiękowa. Piosenki będą czasami zmieniane.
+To chyba tyle. Pozdrawiam i dziękuję za komentarze, w których mogę czytać wasze opinie, haha! :D
No i teraz wszystko wiadomo...
OdpowiedzUsuńTylko ta scena z Felixem mi sie nie podobala. Ja nie rozumiem co on chce od Stilesa przeciez on mu nic noe zrobił a ten sie nad nim tak zneca. Mam nadzieje ze Stiles sie igarnie i nie bedzie wierzyl w słowa Felixa. Co do Marco to juz nie moge sie doczekac na jego reakcje kiedy dowie sie ze Stiles jest w szpitalu...
Czekam na kolejny rozdzial :)
Jeśli o mnie chodzi to nie powinien korzystać z prezentu, wiem że jest zaszczuty ale nigdy dla mnie nie było to wyjście z sytuacji. Marco jest dupkiem i tyle....
OdpowiedzUsuńDla Felixa ma parę nie cenzuralnych określeń żeby go opisać :( niech Stilers nie korzysta z tego prezentu !!!!!!!!! Darcy pomysłowa jest żeby wciskać kit Marco ;) czekam na ich spotkanie Marco i Stilersa ;) <A
OdpowiedzUsuńFelix i Darcy są boscy! Podoba mi się to, jak Felcio rozmawiał ze Stilesem... Marco wciąż nie lubię. Więcej napiszę priv
OdpowiedzUsuńWenyy
Ejj, mój głos w ankiecie się nie liczy ;( dałam ,,Felix" i nic ;(
OdpowiedzUsuńTu już Darcy mnie mega wkurzyła grzebanie w prywatnych rzeczah nie ma żadnego wytumaczenia mam nadzieję,że nieskorzysta z prezętu Felxa powinni zamknąć znęcanie jest karalne czekam na reakcję Marco pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNiech Stiles nie korzysta z "prezentu! -_- Darcy bylaby naprawdę zawiedziona... i nie tylko ona...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co bd z Marco, jak na to wszystko zareaguje :p
Felix moglby zdechnac -_- mam go serdecznie dosc.
Coz moge wiecej powiedziec?
Życzę weny!
X.O.X.O
PS. Your forever
Świetny rozdział! Felix zdechnij plisss... Jak ja go nie lubię. Z Marco się wyjaśniło, ciekawe jak Darcy wybrnie z sytuacji. No i oczywiście mam nadzieję, że Stiles oleje ten prezent.
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę, czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam
~Annie
Tak! Ja zaglosowalem na Ronnyego. Ewentualnie ten lekarz xD
OdpowiedzUsuńSzczerze piszac, myslalem w glebi serca, ze Felix jest jednak normalny, ale okazal sie byc zwyklym skurwielem. Nie wiem kto zachowuje sie gorzej - Felix - ktory psuje relacje Darcy z Stilesem czy Stiles, ktory zachowuje sie jak kretyn i jest zwyklym smieciem (tak samo jak Marco - nienawidze Cie Marco)
Ten lekarz jakis taki podejrzany. Stiles jest wedlug niego uroczy. Moze to jakis zbok? xD
A te zdjecia.. No coz. Sie jest nastolatkiem to sie wysyla. Faceci musze pokazac sie ... z lepszej strony xD Dla innej osoby moze to byc jednak niesmaczne. Ja bym byl zszokowany gdybym znalazl gdzies takie zdjecie (nie raz juz znalazlem...Wiec znam idelanie swoje reakcje) xD
Pozdrawiam
Ps. Mowilem juz jak bardzo nie lubie boksera? xD
"Tylko sobie słodziaku nie rób nadziei, że cię podrywam." - płacze XDDD
OdpowiedzUsuńNo i po co ten debil przyszedł do Stilesa?
Tylko z tego jakieś gówna wychodzą jak zawsze -,-
Jeszcze do tego ta sytuacja z Darcy...
Tęsknie za Marco i Stilesem razem ;C
Mam nadzieję, ze długo na nich nie bd musiała czekać ^^
Znowu sprawdziłam SAMA czaisz to? :D
I to tylko z małym opóźnieniem bo jest dopiero przed 1 XD
Do następnego! :*
~ Ruda
prosze o 2 gi rozdzał prowokatora i zwiastun pozdrawiam do prowokatora
OdpowiedzUsuńRozdział pojawi się za niedługo. Zwiastun... hm, pomyślę nad zrobieniem czegoś! ;)
UsuńWiesz jak to fajnie jest poświęcić całą niedzielę i czytać wszystko od początku??
OdpowiedzUsuńJest zajebiście. Ja się zastanawiam dlaczego wcześniej nie trafiłem tutaj ?! :(
No ale liczy się to, że nadrobiłem :P
Jak Stiles skorzysta z "prezentu" to kurde cycki Ci urwę xD
Czekam na rozmowę Marca z Jess.
I niech ten dupek w końcu wybierze Stilesa i będzie dobrze ;)
Wennyyyyy ;)
O co chodzi temu lekarzowi? Bo to ma całkiem niebezpieczny wydźwięk. XD
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńech, ale czemu akurat nikt nie słyszał tej rozmowy, wkurza mnie Felix, czyli co Darcy smsowała z Marco, zamiast powiedzieć mu co dzieje się z chłopakiem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia