25.08.2014

Rozdział 6 [ Mississippi River Bridge ]

♫♫ którą polecam włączyć przy czytaniu pochylonego tekstu

     – Tak więc, moi drodzy, podejdźmy teraz bliżej barierek. Tuż pod nami przepływa jedna z najgłębszych rzek w Stanach. Nie próbujcie się nawet wychylać! – Kobieta ubrana w bordowe spodnie i elegancką koszulę pogroziła palcem. – Jak już mówiłam, znajdujemy się na moście... – Kontynuowała, ale go niespecjalnie obchodził jej wykład. Nauczycielka zapowiadała, że dobrze przygotowała się na tę wycieczkę. Przez „dobrze” miała pewnie na myśli „Zaraz wam wyrecytuję całą encyklopedię.”
     Z niepewnością oparł się o betonowy murek i spojrzał w dół. Z miejsca zakręciło mu się w głowie. Paręnaście metrów niżej płynęła gęsta, ciemna ciecz. Z każdą chwilą rzeka zdawała się oddalać. Odwrócił głowę i rozejrzał się po grupie. Parę dziewczyn robiło sobie zdjęcia, kawałek dalej chłopacy przepychali się jak dzieci. Inni siedzieli na telefonach, rozmawiali lub narzekali na wyjazd. Nikt nie słuchał nauczycielki, ale ona jakby nie zdawała sobie z tego sprawy. Autostradą co jakiś czas przejeżdżały samochody, które dodatkowo utrudniały jej przemowę.
 
    Skierował swój wzrok ponownie w dół. Teraz cały gwar rozmów wydawał się brzmieć jakby przez barierę. Słyszał jedynie szepty, które i tak ledwo się przebijały. Nie zwracając na to uwagi, śledził wzrokiem czysty, ciemny strumień.

     – Hej, Stiles. – Usłyszał za sobą sarkastycznie wypowiedziane imię i nagle obok niego zmaterializował się oparty o murek chłopak z czekoladowymi włosami. Po jego drugiej stronie ustawił się jego kumpel. Stiles starał się nie zwracać na nich uwagi. – Mam pytanko. Umiesz pływać? – Obrócił się do niego bokiem i podparł łokciem o beton. – Hej, tu ziemia. – Nachylił się w jego stronę. –  Do ciebie mówię.
     Po chwili ciszy nastolatek odwrócił wzrok od niemiłosiernie wysokiego spadu. Zdał sobie sprawę, że ten nie da mu spokoju. Wszystko poszarzało jakby za mgłą. Nie przejeżdżało żadne auto. Towarzysz uśmiechał się do niego tym swoim krzywym uśmieszkiem. Felix był typem łobuza i ważniaka  najgorszy typ, z jakim da się zadrzeć. Stiles starał się skupić na jego twarzy, ale nie wychodziło mu. Widział go jakby za mgłą, ale wiedział, że to on. Po prostu wiedział. 
      – Tak. – Spojrzał na nauczycielkę, która odwrócona tyłem wskazywała jakiś punkt na końcu mostu. Wszystko wokół wydawało mu się jakby w zwolnionym tempie. Wszyscy leniwie wpatrywali się w podłogę, rzekę lub telefony.     – To dobrze, bo ta umiejętność może ci się przydać.
Słowa zabrzęczały mu w głowie jak echo. Rozmówca wypowiedział je z rozbawieniem i pogardą w jednym.

    Poczuł, jak ktoś łapie go za ramię i udo, tak samo z drugiej strony. Nie zdążył nawet zareagować. Po prostu poczuł, że traci grunt pod nogami. Rozpaczliwie spróbował złapać się czegokolwiek, ale było już za późno. Widział jakby w zwolnionym tempie oddalającą się konstrukcję. Nawet z tak daleka dostrzegł uśmiech Felix'a. Z pluskiem wpadł do wody. Jego ciało momentalnie ogarnęła fala chłodu. Nie był to zwykły chłód, to było lodowate uczucie. Poczuł, jak temperatura jego ciała maksymalnie się zmniejsza. Panicznie zamachnął ręką i wydostał się na powierzchnię wody. Łapczywie złapał powietrze, ale prąd nie ubłagalnie ciągnął go za sobą. Teraz most znajdował się już kilkanaście metrów dalej. Próbował na marne złapać się czegokolwiek. Z wysiłkiem nabrał powietrza, ale woda znów oblała go. Czuł ciężar swoich przemokniętych ubrań, które ściągały go w dół. Most oddalał się coraz bardziej. Temperatura całkowicie pozbawiła go sił, nie potrafił nawet złapać oddechu. W oddali zobaczył kropkę. W jego stronę zbliżała się łódź ratunkowa.
    W uszach zabrzmiały mu słowa prześladowcy „Nikt nie może cię już uratować, Stiles.”
    To zdanie jakby wciągnęło go pod wodę. Nie czuł już nic. Ciemna ciecz zaczęła go otaczać. Dostrzegł, jak ktoś wsadził rękę do wody.
    Opamiętał się i z całych swoich sił starał się wyciągnąć rękę. Zaczął panikować i szarpać się, ale woda nie dawała za wygraną.


    Gwałtownie podparł się rękami i zaczął wciągać powietrze jak szalony. Złapał się za klatkę piersiową i starał się uspokoić oddech.
    Spojrzał przestraszony w bok, czując czyiś ruch. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył naciągającego sobie kołdrę aż pod podbródek, mężczyznę.
    Koszmarne wspomnienie dręczyło go od roku. Standardowo co kilka dni lub tygodni. Zawsze to samo wydarzenie, to samo rzeczywiste uczucie i problem ze złapaniem oddechu. Jakby wspomnienie nie było wystarczająco tragiczne, senna rzeczywistość lubiła doprawiać go różnymi przerażającymi elementami. Dlaczego upadek do wody nie mógł być tylko fikcyjną zmorą?
    Drżącymi rękami objął ramiona i starał się powstrzymać od płaczu. Nie mógł pozwolić sobie na atak histerii, nie przy nim. Odetchnął delikatnie i spojrzał za okno. Promienie słoneczne muskały śnieżnobiały dywan. Po raz pierwszy po tym śnie poczuł się bezpiecznie, jakby tutaj nic mu nie groziło. Popatrzył na mężczyznę i czule pogłaskał go po policzku. Musiał się nieźle natrudzić z noszeniem go, bo nie przypominał sobie, żeby szedł do sypialni. Rozglądał się po pomieszczeniu, aż dostrzegł czarny elektroniczny budzik, stojący na stoliku nocnym. Wskazywał godzinę 7:35.
    Chłopak ziewnął i przeciągnął się.
    Boże, dopiero siódma, a ja już nie śpię.

    Nagle otworzył szeroko oczy i zeskoczył pośpiesznie z łóżka.
    – Na śmierć zapomniałem, dziś piątek. 
– Wyszeptał gorączkowo, przebiegając przez próg.
    Zbiegł pośpiesznie po schodach i wbiegł do łazienki. Ściągnął z siebie prowizoryczną piżamę i zaczął zakładać ciuchy wiszące na suszarce. Matematyczka nienawidziła spóźnialski, a problemy z nauczycielami były ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę.
    Wybiegł z pomieszczenia i zderzył się z zaspanym Marco, który spojrzał na niego półprzytomnie.
    – Gdzie tak lecisz? – Wymamrotał pytanie sennym głosem. 
    – Za dwadzieścia minut mam zajęcia! Cholera, zapomniałem nastawić budzik, nie mam nawet plecaka i książek. – Z ust wypływały mu słowa jak z kołowrotka. – Boże, muszę jeszcze biec do domu! Mam przechlapane, na bank. – Założył full cap i chwycił bejsbolówkę pod ramię.
    – Hej, hej spokojnie. O czym ty? – Marco przyglądał mu się przez chwilę. – O Boże, zapomniałem. Biegnij.
    Chłopak pocałował go spontanicznie i wybiegł z mieszkania.
    Przebiegł przez furtkę i zatrzymał się gwałtownie, widząc znajomą twarz. Dziewczyna stała ze skrzyżowanymi rękami i uniosła brwi, gdy tylko go zobaczyła. 

    – Coś długo ćwiczyliście. – Odchrząknęła, gdy podszedł do niej i pomachała mu plecakiem przed twarzą.
    – Mówiłem ci już, że cię kocham? – Zabrał od niej swoją własność i musnął ją w usta. Było toi ich zwyczajne przyjacielskie powitanie. 
– Chodź, bo się spóźnimy. – Ruszyli przed siebie. – Skąd wiedziałaś, że tutaj będę? – Spojrzał przez chwilę na brunetkę.
    – Nie jestem głupia, nie dam się nabrać na twoje ściemnianie. W ogóle masz u mnie przekichane! Wiesz jakie to uczucie, gdy musiałam wejść do twojego domu z durną wymówką, że rano niby wybiegłeś na szybko z domu, bo zapomniałeś, że pomagasz dzisiaj w kółku dziennikarskim, a przez pośpiech zapomniałeś plecaka!? – Biegła coraz szybciej, jak widać to pomagało jej wyżyć się. – Jak już robisz coś głupiego, to przynajmniej pomyśl choć przez chwilę, proszę! – Spojrzała na niego z oburzoną miną. – Zajebista malinka palancie! Lepiej zakładaj tą pieprzona bejsbolówkę.
    Chłopak pomacał palcami obojczyk i zarumienił się. Z trudem starał się dotrzymać jej kroku, nieudolnie próbując przy tym założyć bluzę.



══◊══

+Ciekawostki:
+Długi pochyły tekst to sen. W gwoli ścisłości: Tak, to stało się naprawdę w jego życiu. Jednak wspomnienie wraca do niego w postaci koszmarów.
+Słowa, które wypowiada Felix „Nikt nie może cię już uratować, Stiles.”, to słowa piosenki z poprzedniego rozdziału Battle Cry, tylko dodał jego imię.

21.08.2014

Rozdział 5 [ Battle Cry ]

     Po dziesięciu minutach chodzenia tam i z powrotem (marudząc przy tym coś w stylu „czy ty musisz być taki wielki?!”), Stiles wybrał, a raczej cudem znalazł dresowe spodnie zwężane w nogawkach, które Marco kupił rok temu, ale okazały się za małe i zapomniał się ich pozbyć, oraz o numer za dużą szarą koszulkę z nadrukiem „Play to win”. Gdy wyszedł z łazienki, Marco nie potrafił powstrzymać się przed uśmiechem.
     – Tylko się nie utop w tej bluzce.
     Chłopak zaśmiał się w odpowiedzi i stanął przed lustrem.
     – Czekaj, byłeś cały mokry, co znaczy, że pod spodem nic nie masz. – Marco uśmiechnął się zadziornie i zrobił krok w jego stronę. – Gdyby tak przez przypadek spadły ci spodnie...
     Nastolatek gwałtownie złapał gumkę od spodni, rumieniąc się.
     – Zjeżdżaj!
     – No dobra, dobra. – Podszedł i objął go w pasie, przyciskając swój umięśniony tors do jego pleców. – To co chcesz robić? – Poruszał sugestywnie brwiami i spojrzał na niego w lustrze.
     – No na pewno nic, co ty byś chciał. – Wystawił do niego język. – Na razie to napiłbym się czegoś. – Umilkł, zauważając podejrzany uśmiech mężczyzny. – Czegoś bezalkoholowego, mój drogi. – Spojrzał znacząco na jego bokserki. – Naprawdę? Calvin Klein?
     Po chwili obydwoje siedzieli w salonie na kanciastych, beżowych kanapach.
     Stiles siedział po turecku, trzymając w dłoniach kubek z gorącą czekoladą, tymczasem Marco popijał herbatę. Włączony telewizor zaczął transmitować reklamę, na co chłopak skrzywił się i po raz kolejny już, przełączył kanał.
     – Jakie masz plany na przyszłość? – Zapytał obojętnie, nie mając chwilowo pomysłu na inny, ciekawszy temat. Miał dość głuchego wpatrywania się w migający ekran, na którym wciąż zmieniany był program.
     – Ja? No... jeszcze nie wiem. Może pójdę do college'u albo na uniwersytet, albo oleję szkołę. – Nastolatek przekręcił oczami i wziął łyk napoju.
     – Ambitne plany. – Mężczyzna pokiwał głową z podziwem. –  Szczególnie z tym olaniem szkoły. – Nie przepadał za pogawędkami, ale przy nim wiele jego nawyków zmieniało się. – Masz może jakieś hobby albo talent, oprócz podniecania wszystkich wokół. – Stiles zaśmiał się, słysząc tę uwagę. – Wiesz, coś, co mógłbyś robić w przyszłości. Ja na przykład, będąc w twoim wieku, wyżywałem się na szkolnych szafkach, gdy byłem zły lub zdenerwowany. W efekcie byłem częstym gościem na dywaniku dyrektora. „Panie Marshall! To niedopuszczalne. Proszę się zachowywać, to nie przedszkole!” – Starał się naśladować głos dyrektora. – Staruszek nie miał racji, że trafię na dno. – Pokręcił głową i kontynuował. – Byłem agresywnym dzieciakiem, a teraz zostałem bokserem.
     Lawson słuchał z uwagą mężczyzny, a w międzyczasie chwycił z blatu telefon, który szczęśliwie spoczywał wcześniej w kieszeni bejsbolówki, ratując się przed zalaniem.
     Mężczyzna kątem oka spojrzał na wyświetlacz.
     – Kojarzę tego chłopaka. – Stiles zmarszczył brwi i spojrzał ze zdezorientowaniem na Marco. – No tego, z twojej tapety. – Zamarł, zastawiając się, a po chwili kontynuował z podejrzliwym uśmieszkiem. – Nie no, bez jaj. Ten charakterystyczny tatuaż zawsze będę kojarzył. Nie jest to czasem, ten no, jak mu tam... Jake...?
     – Bass. – Młody poprawił go i za chwilę pożałował czynu, rumieniąc się.
     – Stiles? – Spojrzał na niego z uniesioną brwią. – Czy ty oglądasz porno z gejami? – Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
     – Nie! – Krzyknął, udając oburzenie. – Zresztą, mógłbym cię o zapytać o to samo... Skąd go niby kojarzysz? – Spytał, poruszając się niezręcznie, szukając dogodnej pozycji.
     – Kojarzę go, bo jest też modelem. – Odparł spokojnie, z sardonicznym uśmieszkiem.
     – Możemy zmienić temat?
     Marshall pokręcił głową z rozbawieniem.
     – Wracając do rozmowy. Nie odpowiedziałeś mi na pytanie o zainteresowaniach.
     – W sumie to mam jeden, można powiedzieć talent, ale wie o nim tylko jedna osoba i chyba wolę, żeby tak pozostało.
     – Nie wstydź się, cokolwiek to jest nie będę się śmiał.
     – Niech ci będzie. – Rzucił, przekręcając oczami. Kliknął parę razy w ekran smartphone'a, a po chwili odtworzył jakąś piosenkę, a dokładniej jej podkład dźwiękowy. Westchnął, opierając się o kanapę i wsłuchując się w dźwięki, odłożył na bok telefon, chwytając w dłonie kubek i wpatrując się w blat stołu.
Stars are only visible in the darkness / Gwiazdy są widoczne tylko w ciemności
Marshall otworzył szerzej powieki, skupiając wzrok na nim. Był zszokowany podobieństwem głosu nastolatka, do oryginalnego wykonawcy Imagine Dragons. Oczywiście, nie brzmiało to identycznie, w końcu chłopak był dużo młodszy. Głos, gdy mówił i gdy śpiewał był czymś różnym, nie przypominało siebie. Miał o wiele mocniejsze brzmienie, nie tak jak u dorosłego mężczyzny, ale jednak coś pomiędzy.
Fear is ever-changing and evolving / Strach się ciągle zmienia i rozwija
And I, I feel poisoned inside / I ja, czuję się otruty od środka
And I, I feel so alive / I ja, czuję się tak bardzo żywy
Stiles w dalszym ciągu wpatrywał się w obrany poprzednio punkt. Mężczyzna miał wrażenie, jakby piosence towarzyszyło jakieś wspomnienie goszczące w jego umyśle, na którym teraz się skupiał. Utwór musiał mieć dla niego jakieś znaczenie.
Nobody can save you now / Nikt nie może cię teraz ocalić
The king is crowned / Król jest w koronie
It's do or die / Działaj lub giń
Nobody can save me now / Nikt nie może mnie teraz ocalić
The only sound / Jedyny dźwięk
Is the battle cry / To okrzyk wojenny
Is the battle cry / To okrzyk wojenny
Is the battle cry / To okrzyk wojenny
Nobody can save you now / Nikt nie może cię teraz ocalić
It's do or die / Działaj lub giń
     Ostatnie słowa wywołały u niego szkliste oczy. Odwrócił wzrok i przygryzł wargę, jakby oczekując krytyki. W międzyczasie wyłączył podkład.
     Marco wciąż wpatrywał się w niego z uchylonymi ustami i osłupieniem. Nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chłopak nie sfałszował ani jednego wersu. Wystarczyłoby jedynie parę lekcji i jego głos byłby doszlifowany do perfekcji.
     – Tak wiem, to głupie. – Chłopak zaczął jeździć palcem po gładkim materiale sofy. – Moi rodzice mają rację, że robię z siebie pośmiewisko, a moje marzenia to jakieś durnoty, na które nie powinienem marnować życia. Oni wymagają, żebym został jakimś zasranym dziennikarzem. – Ścisnął usta w wąską kreskę i przetarł oczy grzbietem dłoni. Wciąż uparcie wpatrywał się w ten sam punkt.
     – Głupie?! – Mężczyzna w końcu wyrwał się z osłupienia. – To było zajebiste, ty... jak ty... No po prostu wow.
     W głębi wciąż doszukiwał się znaczenia tekstu, ale pod kątem tego, co kiedyś mogło się stać w życiu nastolatka. Nie wiedział dlaczego, ale martwił się o niego. Postanowił, że na razie nie będzie go dobijał, pytając, o co chodzi.
     – Masz talent, młody, wyjątkowy talent.
     Stiles wzruszył ramionami, wciąż na niego nie patrząc.
     Mężczyzna grzbietem palca pogładził go po policzku.
     – Chodź tu. – Usiadł  na skos, opierając plecy w rogu kanapy. Przysunął go do siebie, między nogi. Oparł jego plecy o swój tors i oplótł go rękami, składając delikatny i flegmatyczny pocałunek na jego włosach. Uśmiechnął się lekko i oparł głowę o jego bark. Rozkoszował się ciepłem jego ciała. Mógłby go tak obejmować każdej nocy, wyglądał tak uroczo. Po paru minutach w tej przyjemnej chwili ich wzajemnego milczenia, zagłuszanego jedynie dźwiękami dochodzącymi z telewizora, dostrzegł zmęczenie na jego twarzy. – Ktoś tu jest śpiący. – Wyszeptał i musnął ustami jego szyję.

5.08.2014

Rozdział 4 [ Teraz musisz pożyczyć mi swoje ciuchy ]

     Otworzył gwałtownie drzwi, na co chłopak stojący przed nimi podskoczył i wpatrywał się w gospodarza w bezruchu.
     – Hej! – Marco uśmiechnął się na jego widok. Chłopak wyglądał jak mały bezbronny chomiczek. – Wejdź.
     Gość opamiętał się i wszedł do środka. Rozwiązał sznurówki i zaczął zdejmować buty. W międzyczasie speszony podniósł powoli głowę i uśmiechnął się do mężczyzny, gdy zdał sobie sprawę, że ten nie odrywa od niego wzroku.
     Nastolatek ubrany był w czarną bejsbolówkę, a resztę ubioru dopasował kolorystycznie. Jego uwagę zwrócił full cap z napisem „Like a boss”/„Niczym szef”.
     
– Ktoś tu lubi czarny kolor. – Marco spojrzał na niego znacząco. – No więc, szefie, nie będzie ci niewygodnie w tym ubiorze?
     – Ha-ha. – Zaśmiał się sarkastycznie. 

      – Spróbuj jeszcze raz. Tym razem pod innym kątem. – Podszedł bliżej, demonstrując mu poprawną postawę. 

     Stiles westchnął i spróbował powtórzyć jego ruch. Bez większych efektów.
     – No dalej, w końcu się uda! Jeszcze raz.
     Było po dwudziestej, gdy kilka prób temu Marco w międzyczasie sprawdził godzinę.
     Stiles uderzył ponownie i na wznak poddania się oparł głowę o worek treningowy.
     – Nie ma mowy, poddaję się. – Skrzywił się na swój słodki sposób i stał tak naburmuszony. 
     Marco oblizał wargi i uśmiechnął się, kręcąc głową. Podszedł do niego i objął go w tali. Chłopak w reakcji na dotyk wyprostował się zdezorientowany i lekko zarumienił. 
     – Powinieneś odpocząć. Zrobić sobie przerwę czy coś. Nawet mam pomysł. 
     Pociągnął go za sobą. Chłopak posłusznie szedł za nim, wciąż rozglądając się po pomieszczeniach. 
     Oparł dłonie o szklane drzwi i popchnął je do wewnątrz. Znajdował się tam średniej wielkości kryty basen. Dach był skonstruowany ze szkła, a na ścianach figurowały dwa ogromne okna z widokiem na podwórko. W efekcie wnętrze było naturalnie oświetlone.
     Chłopak rozdziawił usta i obrócił się dookoła, podziwiając pomieszczenie. 
     – To naprawdę willa! Wybacz, że pytam, ale co ty zarabiasz miliony? Ten dom musiał porządnie kosztować.
     – Nie, to nie moje dzieło. Oczywiście większość jest przebudowana i udekorowana przeze mnie i Jess, ale ogółem dom odziedziczyłem w spadku po wujku.
      
– Z przodu dom wygląda zwyczajnie jak każdy inny, wnętrze jest kompletnie nowoczesne. Cóż, ciekawa hybryda. – Zadarł głowę do góry, wpatrując się w przeźroczysty sufit. – Wchodząc przednią bramą, nawet nie zauważyłem tej części budynku.
     – Ponieważ to mniejsze pomieszczenie niż się wydaje, szklane okna i dach tworzą iluzję ogromnej przestrzeni. 
– Odparł, wzruszając ramionami. – Uwierzyłem projektantowi na słowo i faktycznie miał rację. Kiedyś to miejsce było garażem. 
      Marco uśmiechnął się i zdjął koszulkę.
     – No dalej, rozbieraj się. – Chłopak zareagował na te słowa patrząc na niego jak na idiotę. – No przecież nic nie sugeruję. Jeszcze – Dodał szeptem, ale tak, żeby go usłyszał.
     – Nienienie, ja nie pływam.  Młody potrząsł pośpiesznie głową.  Znaczy, nie mam spodenek i w ogóle. – Zaczął szukać w głowie wymówek. – To naprawdę zły pomysł.
     Marco wciąż uśmiechając się, zdjął spodnie i w bokserkach ruszył w jego stronę. Chłopak zaczął cofać się do tyłu, nieświadomie w stronę basenu.
     – Niee. Ej, no. Marco, daj spokój… – Zrobił błagalną minę, gdy mężczyzna z diabolicznym uśmieszkiem szedł w jego stronę. – Serio, to nie jest śmieszne. Marco!
     Mężczyzna bez problemów podniósł go, nie zwracając uwagi na jego protesty. Podbiegł do brzegu basenu i wciąż trzymając go na rękach, wskoczył do wody.
     Po chwili obaj wypłynęli na powierzchnię. Marco zanosił się śmiechem, podczas gdy Stiles spanikował i łapiąc krótkie oddechy, objął go w żelaznym uścisku.
     – To nie jest zabawne! Chcę stąd wyjść! Kretynie, mam na sobie ubranie! Jestem cały mokry! 
     Marshall uśmiechnął się, gdy poczuł jego uścisk i zrzędzenie jak u dziewczyny przy okresie. Podpłynął do brzegu i oparł go plecami o ścianę basenu, podczas gdy sam stanął przed nim, opierając stopy o niewielki murek odstający pod wodą od ściany basenu. Dopiero teraz dostrzegł, że chłopak miał cały czas zamknięte oczy. Spojrzał na niego zatroskany. 
     – Hej, już okej, możesz otworzyć oczy. Widzisz? Jesteśmy przy brzegu. – Uśmiechnął się do niego, starając się dodać mu otuchy. Stiles przymrużył oczy, po czym szerzej je otworzył. – Co się stało? Nie umiesz pływać?
     – Umiem, chyba. Ja po prostu… – Zwęził usta w prostą linię.  Wiesz, nie lubię być wrzucany do wody.
     Pierwszą myślą Marshalla było podejrzenie, że prawdopodobnie ktoś musiał wrzucić go do basenu na jakiejś imprezie. Dobrze wiedział, jakie numery się wykręcało znajomym. Zmienił jednak zdanie, gdy dostrzegł, jak dolna warga chłopaka zadrżała. Może ktoś mu dokuczył? Nie chciał jednak wywoływać u niego większej ilości niechcianych wspomnień, dlatego więc postanowił zmienić temat.
     – Wygląda na to, że chyba tu trochę posiedzisz. Jesteś cały mokry. – Uśmiechnął się. – Ups. Na moją korzyść.
     – To przez ciebie. Jak ja mam teraz wrócić do domu, co? 
     – Właściwie to mógłbyś poczekać, aż wyschną ci ubrania, a to trochę potrwa, co znaczy, że późno wrócisz. Skoro już późno wrócisz, to chyba nie ma po co wracać, nie? Ja na miejscu twoich rodziców bardziej bym się zląkł, gdybyś miał tak późno wracać.
     – Czy ty próbujesz mną manipulować? – Zrobił obrażoną minę.
     – Nie no, skądże. – Nachylił się do jego ucha. – Może trochę. – Złożył delikatny pocałunek za jego uchem, a następnie na szyi. – To jak? 
     – Chyba musiałbym się zastanowić... – Przekręcił oczami.
      Mężczyzna zassał do ust fragment jego skóry. Odsunął się kawałek i zaczął składać łapczywe pocałunki, zaczynając od obojczyków wzwyż. 
Nie wiedział dlaczego, ale cholernie go pragnął. Najlepiej tu i teraz. Spojrzał na jego przemoczoną koszulkę, jedną ręką trzymając się brzegu, a drugą zdejmując z niego część garderoby. Odrzucił materiał, który upadł na kafelki z głośnym plasknięciem.
     
– Masz tyle szczęścia, że pomyślałem i zostawiłem telefon w bejsbolówce, a nie w spodniach jak zazwyczaj. Chyba bym cię zamordował. – Wymamrotał, odchylając lekko głowę i owijając ręce wokół jego karku.
     Marco przez moment wpatrywał się w jego oczy, a po chwili niespodziewanie przybliżył się, muskając jego usta. Gdy chłopak uchylił lekko wargi, mężczyzna wsunął język do jego ust, pogłębiając pocałunek. Chwycił jego uda, a następnie podsadzając, usadowił wokół swoich bioder, szybko łapiąc się z powrotem brzegu. Dzięki wodzie nie musiał go przytrzymywać. Po chwili Stiles oderwał się od niego, żeby złapać oddech. 
     Mężczyzna uśmiechnął się, przejeżdżając językiem po zębach. Naprawdę zaczynał wielbić to uczucie. W obecnej chwili według niego nawet niewierność była tego warta. Zresztą skąd miał pewność, że Jess nie robiła tego samego. Nie chciał teraz o tym myśleć, dlatego z powrotem skupił swoją uwagę na ustach chłopaka. 
     – To jak, zostaniesz? 
     Chłopak uśmiechnął się zadziornie.
     – A mam wybór? 
     Marco zaśmiał się, opierając mocniej nogami i chwytając go za biodra podsadził tak, żeby usiadł na krawędzi basenu.
     – Przesuń się trochę do tyłu.
     Chłopak posłusznie odsunął się od brzegu, ale stopy wciąż trzymał w wodzie.
     Mężczyzna podparł się rękami i ociekając z wody uklęknął, po czym usiadł mu na udach. Popchnął go delikatnie do tyłu, łapiąc jego nadgarstki i przyciskając je nad głową bruneta. Obezwładnił go tym ruchem, wciąż nie przerywając intymnego pocałunku.
     Stiles spróbował poruszyć rękoma, aby rozluźnić uścisk, gdy poczuł brak swobody.
     Marco jakby zapominając się, na jego protest przycisnął go mocniej do podłogi. Gdy poczuł, jak ręce chłopaka zaczynają drżeć, gwałtownie przerwał pocałunek i rozluźnił chwyt.
     – Wybacz, ja… – Urwał.
     – Okej. Tylko następnym razem daj mi odetchnąć. – Chłopak teatralnie wciągnął porządny haust powietrza i wypuścił je, po czym uśmiechnął się. – Emm… – Spojrzał znacząco na swoje nadgarstki. Towarzysz opamiętał się i puścił go. – W czym ja mam niby iść spać?
     – Jak dla mnie, możesz spać nago. – Marco uśmiechnął się, prezentując śnieżnobiały rządek zębów. 
     – Bardzo zabawne. Złaź ze mnie. – Oparł dłonie na jego brzuchu i zrobił minę nadąsanego dzieciaka, próbując bez skutku zepchnąć go.
     – Nie. – Wystawił do niego język.
     – Pożałujesz. – Chłopak zwęził powieki i wpatrywał się w niego.
     – Ukażesz mnie? – Zamruczał, poruszając brwiami. – Podoba mi się ten pomysł. 
     Stiles zarumienił się i odwrócił wzrok.
     – Ee... Gdzie masz szafę lub sądząc po rozmiarach domu, garderobę?

Obserwatorzy