29.05.2015

Sonda ♥

Głosowanie zakończone. TMYSS zajął 3. miejsce, dziękuję! ^^


Kochasz/lubisz/trawisz „Tell me your story, Stiles."? Chcesz przyczynić się do powodów dumy dla historii Stilesa? ZAGŁOSUJ! :3




O co chodzi? 
TMYSS został nominowany do Bloga Miesiąca Maj przez Internetowy Spis. Pierwsze trzy miejsca zostaną nagrodzone, a pierwsze dostaje się do finału.

Z góry dziękuję! ♥

27.05.2015

Rozdział 36 [ Wiara w lepsze jutro ]

Z drżącym oddechem, któremu towarzysza identyczna reakcja ciała, zszedł ostrożnie z łóżka. Chwycił pierwsze lepsze bokserki, czyli te, które przed zaśnięciem rzucił na podłogę i założył je. Wstał pośpiesznie, stawiając kolejne koki. Zatrzymał się przy uchylonych drzwiach i odwrócił się, spoglądając na spokojną twarz pogrążonego we śnie mężczyzny.
Uchylił delikatnie drzwi i wyszedł na korytarz. Im dalej od łóżka był, tym bardziej jego serce przyśpieszało tempa. W domu panowała całkowita cisza. Rozejrzał się, szukając ewentualnych śladów kłótni, której być może nie pamiętał. Zastanowił się, rozważając decyzję czy nie powinien był obudzić Marshalla. Odrzucił tę myśl, wolał sprostać temu sam na sam.
Mimo wszystko bał się. Cholernie. Szczerze zdziwiło go, że nie obudził się z jakimś nożem wbitym w ramię czy pistoletem wycelowanym przed twarzą. A może nawet obudziłaby go siekierka, roztrzaskując deski tuż obok jego głowy? Od dnia ucieczki spodziewał się wszystkiego po ojcu. Wytarganie za włosy z łóżka byłoby chyba jedną z milszych rzeczy... nawet już lepszych niż ta przerażająca cisza.
Przez wyobrażenie sobie tych wszystkich scenariuszy w jego oczach błysnęły łzy. Bezgłośnie przeszedł odległość do schodów, następnie flegmatycznym, ostrożnym krokiem pokonywał każdy stopień. Przygryzł wewnętrzną część wargi, marszcząc brwi.
Może ich nie było?
Spojrzał do salonu — pusto. Odczuł taki spokój, że gdy wszedł do kuchni niemal dostał zawału, zauważając jakąś osobę. Szczenięcymi oczami spojrzał na kobietę, która z kolei wpatrywała się z uporem w zielony kubek z kawą. Panującą ciszę przerywało jedynie ciche stukanie łyżeczką o ceramiczne boki, gdy czarnowłosa mieszała napój. Rozejrzał się, z ulgą dostrzegając, że nie było w pobliżu ojca. Opuścił wzrok, nie potrafiąc znieść widoku matki w tym stanie. Ubrana była w piżamę i szlafrok, mając rozczochrane włosy i sądząc po tym, ile kubków było w zlewie, pijąc kolejną już kolei kawę. Przyglądając się tak, dopiero zauważył lekko poharatane ręce od kolców róży, których najwyraźniej nie uniknął wspinając się po pergoli i spory siniak na udzie, którego musiał nabić uderzając o coś w klubie. Nie wiedział co powiedzieć, czy powinien był zostać, czy wyjść. Uniósł ostrożnie spojrzenie, czekając na wyrok od teraz wpatrującej się w niego matki.
— Stiles... — Pokręciła flegmatycznie głową i przygryzła wargę. Jej długie, czarne włosy lekkimi falami opadały poniżej ramion. — Ja... długo o tym myślałam.
Wciąż nie potrafił wykrztusić żadnego słowa. Kątem oka zauważył, że była już dziesiąta.
— Słyszałam jak puściłeś muzykę, co znaczyło że wróciłeś. Charles był naprawdę zły, ale starałam się go uspokoić, że to nie jest dobry pomysł, aby tam szedł. Mówiłam, że musisz się jakby... odstresować, zbuntować... — Wypuściła cicho powietrze z ust, znów odbiegając wzrokiem. — Co się wtedy stało, że nie chciałeś ze mną porozmawiać, tylko uciekłeś? Dlaczego nie wracałeś?
— Bałem się — szepnął cicho, zawieszając wzrok na kancie blatu. Patrząc na stół przed oczami znów miał wydarzenie z powrotu. Z powrotem bał się tego miejsca. Jednocześnie cieszył się, że ojciec najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z gościa w jego pokoju.
Kobieta przymknęła oczy, po chwili ponownie je otwierając z tym samym smutkiem i zagubieniem.
— Twój ojciec jest... nerwowy. — Odniósł wrażenie, że kobieta bała się powiedzieć czegoś bardziej obraźliwego. Zielonooka skubała paznokciem ucho kubka, ostrożnie dobierając następne słowa. — Jednak mimo to zawsze znajdziesz w nas poparcie... i... — Westchnęła. — Synku...
Teraz odczuł, jak dawno nie rozmawiał z matką szczerze. Zawsze coś dzieliło i niszczyło ich relacje, szczególnie w obecności Charlesa.
— Choćby nie wiem jak źle było, nie bój się ze mną porozmawiać. To bardzo ważna kwestia. Chciałam obudzić cię na śniadanie i zacząć tę rozmowę korzystając z okazji, że Charles'owi wypadło ważne spotkanie... ale wtedy zobaczyłam... — Umilkła, a w jej oczach zaszkliły się łzy. — Jak mogłam tego nie zauważyć? — Z niepewnością spojrzał na nią. Kobieta zlustrowała go wzrokiem, przyglądając się każdemu lekkiemu zadrapaniu. — Jeśli nie chcesz, Charles nie musi o tym wiedzieć. Ja wiem, że się boisz, ale... Ja nic nie zdziałam, ale policja tak. — Spojrzała mu głęboko w oczy, nabierając odwagi.
Zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc. Miał rozumieć, że kobieta chce go zamknąć, za bycie gejem?
— W pełni cię rozumiem, to wstydliwe, czujesz się niewyobrażalnie źle, ale po to tu jestem. Kochanie, wykorzystywanie seksualne jest czymś bardzo złym, nie możesz tego tolerować. — Uciszyła go, unosząc dłoń do góry. — Teraz dopiero to zrozumiałam... To jaki wystraszony byłeś, gdy byliśmy w domu tego mężczyzny, do tych kółek również cię zmusił, prawda? Poza tym to znikanie na noc, jak kiedyś wracałeś z różnymi ranami, jak próbowałeś popełnić samobójstwo, jak nagle obniżyłeś się w nauce... Wolę nawet nie myśleć o tym, jak długo to trwa. — Zaczęła pochlipywać, na wpół przerażona i wściekła. — Byłam taka ślepa. Kochanie, on nie może cię do tego zmuszać. — Wyraźnie mocniejszym tonem podkreśliła zdanie. — Pomogę ci, obiecuję. Wybaczam ci całe twoje zachowanie, gdy byłam na ciebie zła. To nie była twoja wina. Przepraszam. Jak ciężko musiało ci być, gdy każdy cię tylko osądzał... — Wciąż nie pozwalała mu dojść do słowa. — A wydawał się takim porządnym facetem, mającym dobrą pracę, żonę, dom... — mówiąc, kręciła głową. — podczas gdy tak naprawdę był jakimś zasranym zboczeńcem — wycedziła przez zęby.
— Mamo! — przerwał jej głośniejszym tonem, niż powinien. Słuchał wszystkiego z niedowierzaniem, nie wierząc w to wszystko. Teraz już rozumiał, jak sytuację widziała jego matka. Przerażało go, że ona naprawdę tak myślała. — To nie tak...
— Pójdziemy na policję, spokojnie. Zobaczysz, zapomnisz o tym co ci zrobił. Pójdziemy do psychologa, teraz już nie przerwę terapii, zrobię wszystko, żeby było ci lepiej, naprawdę. Możemy nawet wyjechać...
— Mamo! — warknął ponownie, gdy słuchał tych wszystkich rzeczy. — To nie prawda, on mnie od niczego nie zmusza!
— Nie broń go, Stiles. On cię już nie skrzywdzi, obiecuję. Jesteś bezpieczny.
— Ale ja go kocham! — krzyknął w przypływie impulsu, nagle zdając sobie sprawę z tego co powiedział, gdy dostrzegł szok wymalowany na twarzy rodzicielki.
— Boże... od jak dawna to trwa? Nie dość, że krzywdzi cię fizycznie, to jeszcze psychicznie... Kochanie, on tobą manipuluje. Nie kochasz go. Poznasz kogoś kto cię pokocha szczerze, zobaczysz. To będzie czymś pięknym, nie tak jak to. Przeczytałam na internecie, że czasami tak jest. Z tego bólu fizycznego i napierania na psychikę, naprawdę ci to wmówił, że czujesz się przy nim dobrze.
Nie wierzył w te wszystkie rzeczy, które kobieta mówiła. Ona nie znała Marshalla, nie wiedziała jaki on jest. Powstrzymał łzy, chcące wydostać się na zewnątrz.
— On. Niczego. Mi. Nie. Zrobił.
— Już dobrze, naprawdę. Jego żona... ona musi o wszystkim widzieć! Jak on mógł ją tak okłamywać? Zaraz zadzwonimy na policję, oni się wszystkim zajmą. — Sięgnęła po leżący na stole telefon, puszczając go nagle, gdy chłopak uderzył w jej dłoń. Urządzenie z hukiem spadło na podłogę, kawałek po niej sunąc. Kobieta z nieskrytym zszokowaniem powoli spojrzała na bruneta.
Zamarł, równie zaskoczony swoim zachowaniem. Chciał natychmiast ją przeprosić, ale w tym momencie zrozumiał, że nie może. Nie wiedział jak przekonać matki. Zdawał sobie sprawę, że jej matczyna miłość nie przyjmie tego do wniosku. Za to wiedział co na pewno zadziała, sądząc po tym jak reagowała na człowieka, którego on nienawidził. Nie chciał tego robić, ale musiał. Blondynka nie mogła się o tym dowiedzieć, a przynajmniej nie teraz.
— I co, powiesz jej? Ojciec będzie wściekły. A wiesz dlaczego? Bo wyda się inna sprawa, a dokładniej... To ja zmuszam go do seksu, rozumiesz? — Oparł się dłońmi o blat, patrząc na nią lekko przymrużonymi powiekami.
— Nie bądź śmieszny — powiedziała stanowczo, jednak z lekkim powątpiewaniem.
— Nie chcesz, nie wierz. Widziałem go raz, jak rozmawiał z jakąś dobrze znaną mu kobietą. To sprawiło, że wpadłem na świetny pomysł. Zrobiłem zdjęcie z takiej perspektywy, aby wyglądało jakby coś między nimi zaszło, gdy przytulali się na pożegnanie. Dzięki temu mogłem zagrozić mu, że jeżeli nie zrobi tego co mu karzę, fotografia trafi do jego żony. Był tak zakochany, nie chcąc ranić blondynki, że ze strachu zgodził się. — Zaczął w myślach wyszukiwać argumentów, aby jego pośpiesznie zmyślona historia naprawdę miała sens. — Pomyśl, czy gdyby zmuszał mnie do współżycia, przyszedłby do mojego domu i nie dbał o zamknięcie drzwi?
— A—ale... to nie ma sensu. Dlaczego niby miałbyś go tu przyprowadzać i w ogóle robić takie coś?!
— Bo to jedyny sposób, żebyś zwróciła na mnie uwagę! Próbowałem się zabić, okaleczyć, płakałem, piłem, a ty co?! Wciąż mnie olewałaś! — Zauważył, że kobieta naprawdę rozważała wypowiadane przez niego słowa. Naprawdę zaczynała wierzyć w to co mówił. Mówił wszystko, coraz bardziej siebie nienawidząc. Jednak... wierzył, że kiedyś gdy będzie lepiej przeprosi ją za wszystko. — W końcu, gdy zobaczyłaś mnie nago w łóżku z jakimś mężczyzną, zaczęłaś zwracać na mnie uwagę! Już rozumiesz?!
— A—ale... Boże, to przez mnie? — Spojrzała na niego załzawionym wzrokiem. Wyglądała tak słabo, że chłopakowi natychmiast zrobiło się przykro. Nie potrafił nadal tak wrednie odgrywać roli.
— Nie, nie przez ciebie — powiedział w końcu z ponurym wyrazem twarzy. — To przez ojca. Jedyne co by zrobił, to skrzywdził mnie fizycznie i psychicznie. Za to ty... Jeżeli ty wszystko zauważysz, on również przejrzy na oczy. — Przybrał groźniejszy wyraz twarzy. — Jeżeli powiesz o tym komukolwiek, a w szczególności jego żonie, nie będę już tym samym miłym Stilesem. Przecież widzisz, do czego jestem zdolny.
Przez chwilę uważnie wpatrywał się jej głęboko w oczy, zachowując ten sam wyraz twarzy, a następnie nie czekając na jej odpowiedź, odwrócił się, opuszczając pomieszczenie. Miał nadzieję, że to zachowanie da jej do myślenia. Automatycznie skierował się na górę do pokoju.
Przekroczył próg, zamykając drzwi i rzucając krótkie spojrzenie mężczyźnie, który dopiero po przebudzeniu przecierał oczy wierzchem dłoni. Zaczął rozglądać się po pokoju, w poszukiwaniu jakichś napoi gazowanych. Ku jego uldze rodzicielka najwyraźniej nie była w pomieszczeniu pod jego nieobecność, ponieważ wszystko było na swoim miejscu. Chwycił jakąś gazowaną oranżadę, odkręcając ją i z ulgą połykając kolejne łyki, aby załagodzić gardło.
— Dlaczego drzwi były otwarte? — spytał w końcu dość ostrzejszym tonem. Tym samym sprawił, że Marco momentalnie spojrzał na niego zaspanym i rozkojarzonym wzrokiem.
— Drzwi...? Przecież je zamknąłeś. Nie wychodziłem z pokoju, raczej bym to pamiętał. — Zamyślił się. — Może ty poszedłeś do łazienki?
— W sumie... Możliwe, że mogłem gorzej się poczuć. — Podszedł do łóżka, podając mu napój. Usiadł na krawędzi, wlepiając wzrok w granatowy dywan, wyróżniający się na tle paneli.
Marshall upił łyk, następnie przyglądając się mu ze zmartwieniem.
— Czekaj... czy ktoś tutaj wszedł?
— Nie, nie — skłamał pośpiesznie. Zauważył, że ostatnio robi to bardzo często, a nawet zbyt często. — Po prostu przestraszyłem się, bo w każdej chwili ktoś mógł wejść. Wiesz, nie były zamknięte na klucz. — Położył się obok niego, wsuwając pod kołdrę i zakrywając nią po ramiona.
— Stili, wszystko okej? — spytał cicho, odkładając na bok butelkę i gładząc włosy chłopaka.
— W miarę. Boli mnie głowa, a na dodatek ledwo pamiętam wczorajszy wieczór. Jak my w ogóle tutaj trafiliśmy?
— Z tego co pamiętam, to nie wiedzieliśmy dokąd pójść i wpadłeś na pomysł przyjścia tutaj.
— Mam nadzieję, że nie robiłem więcej niczego głupiego... — mruknął, wciąż unikając jego wzroku.
— Cóż... zrobić nie zrobiłeś, ale chciałeś. Jakiś chłopak przy barze proponował ci seks. — Pokręcił głową, na moment lekko się uśmiechając, gdy brunet zamknął oczy, zwężając usta w prostą linię. Objął go ostrożnie ramieniem, przyciągając do siebie. — Przepraszam za wczoraj. Nie dość, że pozwoliłem ci się upić, to jeszcze... Eh, zrobiłem ci krzywdę, prawda?
— Nic mi nie jest, ból głowy to nie woja wina. — Dość niepewnie wtulił się w jego klatkę piersiową.
— Cholera, teraz dręczą mnie wyrzuty sumienia. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie pomyślałem, zanim coś zrobiłem... — Zaklął pod nosem. — Nie powinienem był. Byłeś pijany i nic nie kojarzyłeś, a ja mimo to... no nie powstrzymałem cię od seksu. To dlatego masz zły humor? Zrozum, ja naprawdę nie chciałem cię wykorzystać.
— Nie, nie o to chodzi... ale lepiej mi z tym że to powiedziałeś — szepnął, wtulając się do niego. Uniósł kolano, kładąc na jego uda, aby mocniej go objąć i cieszyć się jego obecnością. Uśmiechnął się lekko, wyczuwając, że ten nadal jest nagi. — Cóż... mówiłem może o czymś dziwnym? Lub ważnym?
— Wspomniałeś o jakimś chłopaku, przez którego robiłeś to, co robiłeś. — Poprawił kołdrę, następnie wsuwając dłoń do jego włosów i bawiąc się nimi. — Nie przejmuj się tym dupkiem.
— Chciałbym, ale on zawsze pojawia się w najgorszych momentach. — Przymrużył oczy, gdy ten złożył delikatny pocałunek na jego czole. Z cichy westchnięciem uśmiechnął się smutno, krążąc palcem po jego klatce piersiowej.

Wyszedł z łazienki, czochrając wilgotne jeszcze włosy, czując się odświeżonym dzięki porządnemu prysznicowi i przebraniu się w czyste ciuchy. Najchętniej spędziłby z Marshallem cały dzień, ale wolał nie ryzykować, gdyby wrócił jego ojciec. Wystarczyło, że dowiedziała się o tym matka. Zatrzymał się gwałtownie w pół kroku, prawie że zderzając się z Charlesem. Ten znów spojrzał na niego z góry, mrużąc oczy. Jego mięśnie momentalnie spięły się, jak gdyby przygotowując na uderzenie lub kolejny krzyk, jednak... nic takiego się nie stało.
— Księżniczka raczyła wrócić, brawo — mruknął tylko. — Złaź mi z drogi.
Chłopak odsunął się w ekspresowym tempie, aby tylko zejść blondynowi z oczu. Z przyśpieszonym oddechem wrócił do swojego pokoju, starając się zapobiec atakowi paniki. Przygryzł wargę i położył się na pościelone już łóżko.
Już więcej tego nie zrobi, to było jednorazowe.
Po parunastu minutach nie mając nic lepszego do roboty, postanowił wykonać parę ćwiczeń, tak jak kiedyś miał w zwyczaju. Im starszy był, tym mniej czasu poświęcał na gimnastykę. Zaczynając od prostych, standardowych ćwiczeń, przeszedł do tych, które miały za zadanie rozciągnąć mięśnie i ścięgna. Uśmiechnął się lekko, ciesząc, że nie stracił całkowicie kondycji. Ostrożnie rozjechał się do szpagatu, następnie bezskutecznie próbując dotknąć czołem kolana. Tego już nie potrafił. Po kilku tym podobnych ruchach stanął na równe nogi, próbując wykonać to samo, jednak w powietrzu. Skrzywił się, gdy to również okazało się niemożliwe. Rozluźnił się, przechylając w przód, aby stanąć na rękach. Odetchnął spokojnie, zachowując równowagę. Ostrożnie przeszedł kawałek na rękach, następnie prostując równo nogi. Drzwi otworzyły się z hukiem, a brunet tracąc koncentrację upadł na kolana, na szczęście nie wywracając się w tył.
— Znowu odpieprzasz te głupoty? Mądrzejszy to ty nie będziesz. Większy w sumie też nie. — Mężczyzna zaśmiał się kpiąco, patrząc na niego z rozbawieniem. — No, jeśli to cię ucieszy, to przynajmniej głupszy stać się możesz. Chyba... bo nie jestem pewien, czy da się bardziej. Złaź na obiad, lalusiu — rzucił, wracając na korytarz.
Nastolatek wpatrywał się uparcie w podłogę, następnie cicho wzdychając i kierując się na dół do jadalni, a dokładniej jednej z części ogromnego salonu, gdzie stał dębowy stół z czterema krzesłami, zawsze przyozdobiony stojącym na nim wazonikiem z jakimś kwiatkiem.
Zajął miejsce przy stole, wpatrując się w ciemny blat, ponieważ gdy unosił wzrok, napotykał to irytujące go spojrzenie blondyna. Już po chwili zaczął ze znużeniem dziobać widelcem w kawałek pieczeni. Nie miał apetytu, jedzenie wręcz obrzydzało go.
Spojrzał niepewnie na kobietę, która ani na moment nie uniosła wzroku, a następnie siedzącego obok jej męża, który posłał mu ponure spojrzenie, na chwilę spoglądając na jego talerz. Przerażony chłopak, ignorując niechęć i odruch wymiotny zaczął w szybkim tempie przeżuwać jedzenie, byleby nie czuć jego smaku. Nieprzyjemną ciszę, przerywały jedynie ciche stuknięcia sztućców o talerz.
Nie ma to jak rodzinna atmosfera.
— Susan, nie dosłyszałem radia. Za niedługo ma padać, co nie? — spytał obojętnie. Czarnowłosa pokiwała jedynie głową, wciąż na nikogo nie patrząc. Mężczyzna znów kontynuował jak gdyby nigdy nic. — To dobrze, ostatnio cały czas są upały. Swoją drogą — zwrócił się do chłopaka — znikasz na parę dni, potem nie wiadomo skąd wracasz... normalnie jak kot. To co, od dzisiaj jesz na podłodze?
— Charles... — mruknęła kobieta słabym głosem.
— No co, tak tylko żartuję. Trochę byś się rozluźnił, co nie? — Sięgnął dłonią, czochrając włosy chłopaka, na co ten odsunął głowę jak oparzony, wlepiając w niego przestraszony wzrok. — No widzisz, jak zawsze w humorze! To dobrze, bo wiesz, masz trochę roboty. Daję ci tydzień... no może dwa tygodnie i ze wszystkiego mają być perfekcyjne oceny, jasne? Nawet nie myśl, że pozwolę ci powtarzać klasę. — Uśmiechnął się do niego przyjaźnie, a po chwili znów przybrał groźny wyraz twarzy. — A omiń choć jeden dzień.
Brunet zaczął przeżuwać z niechęcią kolejny kęs, powtarzając w myślach to samo zdanie.
Tylko teraz nie płacz, tylko teraz nie płacz...
W końcu z niewyobrażalną chwycił pusty talerz, tradycyjnie najpierw czekając aż wstanie ojciec i odejdzie od stołu. Zaniósł pośpiesznie naczynie, nie chcąc ani chwili dłużej przebywać w kuchni, marząc o jak najszybszym znalezieniu się w jedynym, w miarę bezpiecznym miejscu. Będąc w pokoju wysłał do przyjaciółki SMS, aby chociaż dowiedzieć się czego musiał się na jutro nauczyć. Następnie położył się na łóżku, pozwalając spływać na poduszkę pojedynczym łzom, przygryzając przy tym wargę. Dlaczego był tak słaby? Dlaczego nie potrafił choć raz nie rozpłakać się jak dziecko?
Pociągnął nosem, kucając przy szafce w poszukiwaniu chusteczek. W końcu znalazł je, zauważając również rzucony w kąt szafki charakterystyczny zeszyt, którego odnalazła Darcy, gdy szukali jakichś dowodów na temat istnienia jego rodzeństwa. Opróżnił nos, następnie siadając na łóżku, trzymając w dłoniach prostokątny przedmiot. Przyjrzał się okładce, następnie otwierając na pierwszej stronie.
" No dobra, pierwszy dzień tego głupiego pomysłu. :/ Badania jednoznacznie wykazały, że... No cóż, rodzice są źli. Powiedzieli, że gdy nadarzy się okazja mają zamiar przerwać to, cytuję, durne leczenie. Czy ja wiem, czy takie durne. Psychiatra, pan UśmiechnijSię (dobra, tak naprawdę nie ma tak na nazwisko, ale kazał tak do siebie mówić xD) jest... całkiem okej. To on kazał, przepraszam, zaproponował mi, prowadzenie tego dziennika. Mam tutaj pisać wszystko. ( ͡° ͜ʖ ͡°) To mi ma jakoś pomagać, czy coś. Tylko mi to trochę przypomina Drogi Pamiętniczku ;*** <3
Lekarz... lekarz uznał, że muszę wiedzieć co mi jest. Powiedział, że jedni pacjenci mogą o tym wiedzieć, a inni lepiej żeby żyli w nieświadomości. Okazało się, że mam schizofrenię... znaczy jej początki. Wciąż w to nie wierzę, przecież nie widzę jakichś zjaw! o.O Zawsze myślałem, że tylko o to chodzi. UśmiechnijSię obiecał, że na następnej wizycie mi wszystko wyjaśni. "
Uśmiechnął się lekko na wspomnienie mężczyzny. Przełożył parę kartek, kontynuując czytanie.
" Dwudziesty pierwszy dzień, a ja wciąż muszę pisać. ;-; Dobra, w sumie nie jest tak źle. Mogę tutaj zapisywać wszystkie myśli, o który wolałbym nikomu nie mówić. Ten facio nie jest taki zły. ^^ Rozmawia się z nim całkiem ok, zawsze powtarza jakieś pocieszające lub rozśmieszające teksty. Czasami czuję się jak w przedszkolu, a nie klinice psychiatrycznej. :p Nie mam z nim zbyt częstych wizyt, rodzice zgodzili się jedynie na niedługie spotkania w różnych odstępach czasowych. Szkoda. Jest dla mnie trochę jak... dobry wujek. :) "
Przełożył kolejnych kilka kartek, ale zauważył pewną zmianę. W pewnym momencie nie było ani jednego wpisu w przeciągu trzech miesięcy. Westchnął cicho, domyślając się czego dotyczył ten okres. Zauważył, że pismo było mniej staranne i zniknęły jakiekolwiek uśmieszki. 
" Nie obchodzi mnie który to dzień. ... dlaczego? Dlaczego?! Spędziłem trzy miesiące w szpitalu... cholerne trzy miesiące... Pierwszy ledwo pamiętam, bo leżałem wstanie pół przytomności, co jakiś czas drżąc, mimo że nie odczuwałem już zimna. Dostałem hipotermii prawie że krytycznego stopnia... a oni wciąż wierzą w to, że sam zrobiłem sobie to wszystko. Nigdy nie odebrałbym sobie życia w ten sposób! Wszędzie woda, cholerne zimno, ciemność...
Przez czas pobytu w szpitalu nie chciałem z nikim rozmawiać, dlatego on mógł spokojnie manipulować nimi. Uwierzyli w każdą głupotę, która leciała z jego ust, że niby widział jak skaczę, że nie zdążył mnie złapać, dlatego stał przy murku... Nawet Darcy w to wierzy! Felix któregoś dnia przyszedł mnie „odwiedzić”. Jego gra aktorska jest dopracowana do perfekcji... Powinienem pójść na policję, powiedzieć to komukolwiek... ale kto w to uwierzy? Leczenie psychiatryczne tylko działa na moją niekorzyść. Nawet gdybym powiedział... wolę nie myśleć o tym co zrobiłby Felix. "
Odetchnął głęboko, odrzucając od siebie nieprzyjemne wspomnienie. Zaczął przeglądać dalej, zauważając gdzieniegdzie pochyłe pismo, które oznaczało krótkie opowiadania, jakie zdarzało mu się pisać.
" Policzyłem na nowo, dzień sto dwudziesty piąty. Darcy zaczyna martwić się o moje zachowanie, ale co ja mam jej powiedzieć? Ona wierzy w jego wersję... Mam wrażenie, że się zmieniłem. Czy wciąż jestem tą samą osobą? "
Kolejne kartkowanie.
" Dzień trzysta trzydziesty ósmy. Ja... próbowałem się zabić. Teraz to naprawdę była moja decyzja. Darcy wszystko udaremniła... Teraz już nigdy nie uwierzy, że nie próbowałem się wtedy zabić. Muszę się z tym pogodzić. Rodzice wciąż traktują mnie jak przedmiot, coś co wyżywiają, ubierają i na co marnują pieniądze. Koszmar. Od wypadku z mostu nie wziąłem ani jednej tabletki, którą kiedyś przepisał pan... ten z durnym nazwiskiem. Minął tydzień, ośrodek o wszystkim się dowiedział i znów uczęszczam na terapie. Nawet nie wiem dlaczego zmienili mi lekarza. Tęsknię za tamtym. Nowy koleś wygląda jak wojskowy oficer, jest krótko ostrzyżonym blondynem z wiecznie niechętnym wyrazem twarzy. On jest jakiś dziwny, mam wrażenie jakby ani trochę nie próbował mi pomóc. Tata zdobył awans i uznał, że nie będzie więcej tolerował „oczerniania jego rodziny”, tak więc przerywa leczenie. I dobrze, mam dość tego dupka. Zbliża się koniec tego durnego dziennika, nikt przecież mi już nie karze go prowadzić. "
Parę kartek dalej zauważył, że była już tylko pustka. Ani jedna strona nie była zakreślona. Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie, chwytając z szafki długopis i zaczynając prowadzić krótkie obliczenie na marginesie. Oparł się wygodniej na poduszkach, wlepiając wzrok w przestrzeń.

Wciąż wtulając się w tors mężczyzny, postanowił w końcu poruszyć dręczący go temat.
— Przepraszam, że znów zaczynam ten temat, ale muszę wiedzieć. Marco... czy ty kochasz Jessicę? — spytał niepewnie, unikając jego wzroku.
— Czy kocham? — Westchnął, przez chwilę milcząc, wyraźnie nad czymś myśląc. Odezwał się po chwili, spoglądając w oczy chłopaka. — Nie, Stiles, nie kocham jej. Nawet nie wiem, czy kiedyś obdarzałem ją tym uczuciem w pełni. Obiecałem sobie, że nigdy nie wyznam komuś miłości, dopóki nie będę w stu procentach pewien.
— Więc dlaczego wciąż z nią jesteś? Dlaczego nie rozwiedziesz się z nią, nie wyznasz jej prawdy?
— Może i mam te dwadzieścia pięć lat... ale tylko fizycznie. Psychicznie wciąż jestem jak nastolatek. Wiesz kiedy można nazwać się dorosłym? Gdy jesteśmy pewni tego co robimy, myślimy rozważnie i przyjmujemy z pokorą konsekwencje — mówił, nie odrywając od niego smutnego wzroku. — A ja wciąż robię wszystko spontanicznie, rzadko kiedy zdarza mi się cokolwiek przemyśleć. Potem są tego konsekwencje... i tutaj jest ten powód. Po prostu się boję. Każdy czegoś się boi, wiesz? Niezależnie od wieku.
— Czego dokładnie się boisz? — spytał.
— No... tego jak zareaguje, jak się zachowa, co powie, co z nią będzie... Wszystko wydaje się takie proste, zrywam i koniec. Owszem, ale ona zacznie pytać dlaczego, od jak dawna, czemu ją okłamywałem, jak mogłem jej to zrobić... — Umilkł, palcami muskając jego włosy i wpatrując się w nie. — A ja nie wiem jak na to odpowiedzieć — dodał ciszej.
— Podobno, żeby było w porządku, trzeba przecierpieć ten fragment bólu. — Z powrotem oparł głowę na jego klatce piersiowej. — Osobiście mam nadzieję, że mam już to za sobą.

Ścisnął mocniej długopis i zaczął naznaczać kolejne literki, wykorzystując też policzone wcześniej cyfry.
" Dzień dziewięćset ósmy. Nie miałem wtedy racji, zawsze jest jakieś wyjście. Jakiekolwiek. Przecierpiałem swoje, a w każdym razie mam taką nadzieję. Sprawy wciąż mają się kiepsko, ale wierzę, że to poprawię. Każdy się czegoś boi, ale każdy może się temu przeciwstawić. Udowodnię to! :) "
Z uśmiechem przyjrzał się krótkiemu wpisowi, chowając na miejsce dziennik, gdy jego telefon zaczął wibrować. Chwycił telefon, oczekując SMS'a od Darcy, jednak tylko westchnął ponuro, odczytując wiadomość.
" Mam nadzieję, że już podjąłeś decyzję! ^^ Jednak przydasz się jutro. :p "
Nie miał zamiaru się tym przejmować, nie tym razem.

══◊══

+Mam nadzieję, że rozdział się podobał! ^^
+Postaram się wyrobić z kolejnym rozdziałem, bo za chwilę wyjeżdżam i nie będzie mnie przez trzy dni, a potem weekend i trzeba by nadrobić zaległości. No nic.
+Jak większość przypuszczała, że wparuje ojciec... tak się nie stało. :p On by raczej nie czekał aż się grzecznie obudzi... Zamiast tego dość nietypowe oskarżenie jego matki. Dowiadujemy się trochę z przeszłości chłopaka — spokojnie, za nie długo każdy element się wyjaśni. ;) Stiles bierze się w garść, a Marshall w końcu przyznaje dlaczego jest jak jest.
+Dlaczego za niedługo każdy element się wyjaśni? Ponieważ jeszcze parę/paręnaście (nie jestem pewna, jak mi to wyjdzie w rozpisywaniu poszczególnych elementów) rozdziałów i koniec pierwszej części.
+A co wy sądzicie o rozdziale i możliwości „Wiary w lepsze jutro?”
+Pozdrawiam Was, a osobno pozdrawiam warszawiaków, za niedługo zwiedzę Wasze piękne miasto. :p

16.05.2015

Rozdział 35 [ Sposób na zapomnienie ]

— Powinni zatrudnić tutaj nowego ochroniarza — mruknął Marshall, gdy przechodzili korytarzem w kierunku sali, skąd dało się słyszeć przytłumione, dudniące basy.
— Dlaczego? — spytał nastolatek, któremu wciąż dopisywał entuzjazm.
— Bo cię wpuścił. Ewidentnie widać, że nie jesteś pełnoletni. Czemu ja nie wybrałem klubu? — szepnął z zażaleniem. — Tam by cię przynajmniej nie wpuścili!
— Jak przykro — rzucił, przedrzeźniając się z nim. Uniósł wzrok na jego twarz, lekko się krzywiąc. — Będziesz cały czas w tych okularach?
— Tak. Co prawda jesteśmy w innym mieście, ale ja wolę nie ryzykować. Poza tym, pasuje mi do ubioru. — Spojrzał sugestywnie na wybraną garderobę, podwijając rękawy swetra.
Chłopak tylko z uśmiechem pokręcił głową, w momencie gdy przekraczali próg wejścia na salę. Do jego uszu gwałtownie uderzyła głośna muzyka, jakby minął barierę tłumiącą dźwięki. Zaczął przyglądać się ogólnemu wystrojowi pomieszczenia. W klubie przeważały ciemne kolory ze srebrnymi wykończeniami, na końcu, za konsolą przy ścianie stał DJ, za którego sprawą z głośników wydobywała się typowo dyskotekowa i taneczna muzyka. Po lewej stronie dostrzegł w podobnych odcieniach dość długi bar, za którym szklane półki utrzymywały różnokolorowe rodzaje alkoholi. Po przeciwnej stronie, oddzielone parkietem gdzie tańczyła spora grupa osób, stały stoliki ze skórzanymi sofami. Wszystko to było ledwo widoczne przez pomieszczenie oświetlane jedynie wirującymi laserami, fluorescencyjnymi wzorami na ścianach i podświetlanym barem.
Stiles niespecjalnie przepadał za takimi miejscami, ale chciał chociaż raz odreagować jak inni w jego wieku.
— To jak, potańczysz i do domu? — Usłyszał głos mężczyzny tuż przy swoim uchu. W miejscu, w którym stali ciężko było się komunikować, przez zagłuszającą ich muzykę.
— Chciałbyś — odparł rozbawiony, obracając głowę i unosząc wzrok, aby na niego spojrzeć. — Tańczysz ze mną i pijesz ze mną.
— Ja nie tańczę — mruknął stanowczo.
— To może tak, po ilu drinkach tańczysz? — Kiwnął głową w kierunku baru.
— Stiles — warknął, przechylając lekko głowę i mrużąc oczy. — Ten jeden jedyny raz szalej do woli. Chodź coś zamówić. — Zaczął kierować się do najbardziej oświetlonego miejsca. — Polecam oranżadę — powiedział ironicznie, opierając się o szklany blat.
Brunet zignorował uwagę, kręcąc głową. Zajął miejsce na jednym z podwyższanych barowych krzesełek, przyglądając się ogromnemu wyborowi napoi od kilku do kilkudziesięciu procentowych
— Coś podać? — Z lekkim rozbawieniem spytał jeden z barmanów, który polerował kieliszek, przyglądając się mu z uśmiechem.
— Na razie nie — odparł szybko, rzucając młodemu mężczyźnie krótkie spojrzenie, a następnie z powrotem patrząc listę przykładowych drinków. Po chwili położył na blacie dziesięciodolarówkę, zwracając się do ubranego w białą, przy kołnierzu rozpiętą koszulę barmana — Margarita.
Ten znów, z jak Stiles zdążył zauważyć, typowym dla siebie ociąganiem odłożył błyszczące już naczynie, zanotował w pamięci zamówienie, które skierował do niego również Marshall, a następnie odebrał banknoty, zabierając się za przygotowanie napoi.
— Przecież ci mówiłem, że ja będę płacił, a nie wydajesz swoją kasę — burknął, przekręcając oczami. — Mam nadzieję, że padniesz po jednym drinku.
— To tylko dziesięć dolców, daj spokój — zaśmiał się. Zaskoczony spojrzał na postawione przed nimi szklanki. Nie spodziewał się tak szybkiego wykonania zamówienia, sądząc po tym, jak zachowywał się barman. — Przekonamy się.
Chwycił naczynie wypełnione zielonym płynem, uważając na nałożony plaster limonki. Spodobała mu się barwa, ale bardziej ciekaw był smaku. W końcu nie raz słyszał, że jeden ze składników — tequila — dawał nieźle popalić. Przechylił szklankę, za pierwszym razem wypijając połowę, następnie krzywiąc się.
— Pijąc w tym tempie, na pewno szybko pójdzie — rzucił bokser, upijając łyk bezbarwnego płynu z pływającymi liśćmi mięty, również się lekko krzywiąc i mlaskając. — Nie przepadam za drinkami, to ma dziwny smak. Ani to słodkie, ani to gorzkie.
Nastolatek zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami. Zaczął cicho wystukiwać dłońmi na blacie do rytmu lecącej aktualnie piosenki, wsłuchując się w wokal Flo Ridy, refrenu Where Them Girls At. Wywołał tym szerszy uśmiech na twarzy mężczyzny.
— Widzę, że ciebie już rwie do tańca.
Odpowiedział mu jedynie ponownie wzruszając ramionami i nucąc pod nosem razem z głosem wydobywającym się z głośników.
Po wypiciu trzeciego już zamówienia brunet zeskoczył z krzesła i złapał Marshalla za nadgarstek, ciągnąc go za sobą w kierunku parkietu. Stanął z boku, szczerząc się do niego i przywołując go dłońmi, zachęcając do tańca. Zaczął minimalnie się poruszać, natychmiast łapiąc rytm tanecznego miksu utworu Hangover. Poruszał ustami, cicho nucąc słowa i poruszając się teraz tak szybko, aby dopasować ruchy do basu. Po chwili zaczął się wygłupiać, gdy pojawiały się u niego pierwsze oznaki po spożyciu alkoholu, zwracając na siebie uwagę dwóch tańczących obok dziewczyn, które ze śmiechem przyłączyły się do niego.
Marshall starał się poruszać w podobnym tempie, jednak ruchy chłopaka rozśmieszały go do tego stopnia, że nie był w stanie się skupić. Aktualnie nie przepadał za imprezami. Miał wrażenie, że przesadził, teraz już nie odczuwając tego samego. Zresztą nie bez paczki znajomych ze szkoły, którzy wciągnęli go i Jamesa w szaleńcze domówki od pobliskich, aż po oddalone o kilka stanów. Nie miał jednak ochoty przestać tańczyć, przez nastolatka, który dobitnie przypominał mu jednego z jego dawnych kumpli. W efekcie obydwoje dali się porwać rytmowi przez godzinę, jak nie więcej.
— Zaraz wrócę — rzucił mężczyzna, ruszając w kierunku łazienek.
Brunet tylko pokiwał głową, na moment spoglądając na niego. W końcu dopadło go lekkie zmęczenie, dlatego również odszedł od tańczących ludzi, jednakże w kierunku baru. Z uśmiechem zajął miejsce przy blacie, wyciągając z kieszeni banknoty i kładąc na szklaną powierzchnię. Szczęśliwie trafił na tego samego barmana, który znów zajmował się tym samym. Przez moment zaczął zastanawiać się, dlaczego nie potrafi sobie znaleźć lepszego zajęcia.
— Shoty, tyle ile się da, najlepiej jakieś kolorowe... — Spojrzał na rozpiskę. — O, niebieskie kamikadze.
Mężczyzna spojrzał na niego sceptycznie.
— Młody, wyłożyłeś trochę przesadnie kasy... — Westchnął, zabierając pieniądze. — Rozpijam młodzież, nie? — Zaśmiał się, kręcąc głową.
— Moooże. — Wsłuchał się w początek kolejnej piosenki, następnie zaczynając nucić. — Party rock is in the house tonight/Tej nocy w domu jest impreza, Everybody just have a good time/Każdy po prostu dobrze się bawi. — Przyglądał się barmanowi, który posłał mu szeroki, olśniewający uśmiech, będąc rozbawionym zachowaniem nastolatka. — And we gonna make you lose your mind/Sprawimy, że stracisz głowę. — Pokręcił palcem wskazującym przy skroni. — Everybody just have a good time!/Każdy dobrze się bawi!
— Nieźle. — Pokiwał głową z uznaniem. — Jeśli o LMFAO utwory chodzi, to bardziej by ci teraz pasowało Shots. — Ustawił przed nim rząd złożony z dziesięciu 50ml kieliszków. Przekręcił wokół obydwu dłoni butelki, wykonując dość skomplikowany trik, a następnie kolejno wypełniając każdy kieliszek po równej połowie wódką i likierem blue curacao. — Nazwę kamikadze zyskał z dość nierozsądnego wyczynu, mianowicie pije się cztery kieliszki jeden po drugim. Tak więc cóż... powodzenia. — Zaśmiał się, jednakże nie odchodząc od niego, tylko zabierając się za poprawianie rękawów koszuli.
Kurwa.
Nastolatek wpatrywał się w kolorowy rządek, dość niepewny co do swojej tolerancji alkoholu. Wolał nie przyznawać się do tego Marshallowi, a dobrze wiedział, że mężczyzna zaraz wróci, dlatego w przypływie paniki zaczął łapać jeden kieliszek za drugim, krzywiąc się i opróżniając każdy po kolei do pełna. Barman uniósł brwi, chichocząc pod nosem z jego głupoty, ale i podziwu. Chłopak zamrugał gwałtownie powiekami, powstrzymując się przed odruchem wymiotnym. Mężczyzna jedynie zapytał go o samopoczucie, a następnie oddalił się obsłużyć jakąś dziewczynę.
— Siema, Jackson jestem.
Obrócił głowę w kierunku siadającego obok nastolatka, w mógłby przysiąc podobnym do niego wieku. Przyjrzał się mu, następnie odpowiadając krótkie „Stiles”. Nieznajomy złożył zamówienie, dziwnie uśmiechając się do barmana, jakby się już skądś znali, a następnie kontynuował rozmowę.
— Wiesz, powiedzmy, że jestem dość spostrzegawczy w pewnych sprawach. Zadam ci dziwne pytanie okej? — Poczekał, aż Lawson pokiwa głową, rozglądając się, czy nie ma nikogo obok. — Myślałeś kiedyś o tym, żeby zabawić się z więcej niż jedną osobą?
Brunet otworzył szerzej oczy, swoją drogą powoli żałując wypitej ilości alkoholu, która w połączeniu z poprzednimi drinkami zaczęła mieszać mu w głowie. Przełknął ślinę i wzruszył niepewnie ramionami. Coś w głowie mówiło mu, że to nie jest najlepszy pomysł, ale z drugiej strony... podobała mu się ta propozycja.
— Spoko, nie bój się. — Umilkł, gdy pojawił się barman, kładąc dwie szklanki z kolorowymi drinkami i sprzątając opróżnione kieliszki. Kontynuował, dopiero gdy ten oddalił się do innych klientów. — Powiedzmy, że spodobałeś się mojemu... hm, bliższemu znajomemu? W każdym razie siedzi tam. — Wskazał palcem na drugi koniec pomieszczenia, gdzie znajdowały się stoliki i sofy. Następnie pochylił się do jego ucha, szepcząc. — Seksownemu znajomemu.
Stiles podążył wzrokiem w tamtym kierunku, jednak było zbyt ciemno, żeby z takiej odległości dostrzec kogokolwiek. Doszedł do wniosku, że alkohol zdecydowanie kiepsko wpływał na jego zachowanie, ponieważ zaczął dostrzegać, że nieznajomy również był niczego sobie. Spojrzał w jego jasnobłękitne, niemalże srebrzyste tęczówki, odczuwając dziwną zmianę w organizmie.
— Poza tym, chyba nawet jesteśmy w podobnym wieku. To jak, chętny? — Spytał, przygryzając wargę.
— Wiesz...
— Nie wiem co, ale nie.
Obydwoje spojrzeli w kierunku Marshalla, który stanął obok z rękoma splecionymi na wysokości klatki piersiowej.
— Zazdrosny? — Zaśmiał się srebrnooki, obrzucając go szybkim spojrzeniem. — Jakby co, oferta do was obu. Do zobaczenia, Stiles. — Wstał, chwytając szklanki i odchodząc, nie oglądając się za siebie.
— O co cię pytał?
— Czy chcę, żeby jego kolega mnie pieprzył... chyba też z nim... — Zastanowił się. — I wychodzi na to, że też tobą.
Marco przymknął oczy i westchnął.
— Właśnie dlatego wiem, że nie powinienem zostawiać cię samego. Wypiłeś tylko trzy drinki, a mało co nie popełniłbyś sporego błędu — mruknął. — Ostatni raz idziemy potańczyć i zbieramy się do domu, jasne?
— No już się nie denerwuj. — Zachichotał, łapiąc jego nadgarstek i ciągnąc za sobą w kierunku centrum imprezy.

Opuścili klub, zaciągając się świeżym powietrzem, w którym nie czuło się potu innych ludzi ani odoru alkoholu. Nastolatek pociągnął za sobą Marshalla, idąc na tyły budynku. Minimalnie kręciło mu się w głowie, ale zignorował to.
— Po co tutaj idziemy? — Umilkł, gdy chłopak popchnął go na ścianę budynku.
— Nie lubię tłumów — szepnął, przymykając oczy i wtulając się do jego klatki piersiowej. Uniósł głowę do góry, aby móc spojrzeć na jego twarz.
— Stiles, jedziemy do domu, tak? — Mężczyzna również czuł się nie najlepiej przez ostatnią szklankę tequili, którą wypił zanim wyszli z klubu.
— Potem — mruknął rozbawiony, chwytając dłońmi jego głowę i stając na palcach, aby złączyć ich usta w mocnym pocałunku. Włączył do tego język, pogłębiając doznanie. Jedną ręką zjechał powoli po jego klatce piersiowej, wsuwając dłoń do jego bokserek, na co mężczyzna wzdrygnął się i jęknął cicho, próbując odsunąć się od nastolatka.
Brunet nie przerywał żadnej z czynności, poruszając dłonią coraz szybciej, ignorując prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby tędy przechodzić. Im dłużej dotykał jego członka i przysłuchiwał się przyduszonym wdechom mężczyzny, tym bardziej podniecał go ten fakt.
— Hej, hej, hej — wyszeptał gorączkowo, gdy w końcu odsunął głowę od nastolatka. — S—stiles, przestań... Tędy może ktoś iść. — Syknął, gdy ten zaczął wręcz boleśnie zaciskać dłoń na jego członku.
— Nie—e. Chcę żebyś dla mnie doszedł. Tutaj — odparł cicho, przygryzając wargę.
— Ale... — Zaczął zastanawiać się, jak przekonać kogoś tak pijanego i napalonego. — Dobra, j—jak będziesz grzeczny, to obiecuję ci, że będę cię pieprzył tak mocno, jak jeszcze sobie nie wyobrażałeś. Ale teraz chodź. — Dodał z naciskiem.
Brunet zamruczał i przejechał językiem po górnej wardze.
— A nie możemy tutaj?
— Nie, nie możemy... — Zaczął pojękiwać, co utrudniało mu wydobywanie z siebie jakichkolwiek słów. — Oj przestań — szepnął, chwytając jego dłoń i odsuwając się, gdy ten próbował go pocałować. Schylił się, chwytając chłopaka za brzuch i przerzucając go sobie przez ramię, czym wywołał u niego głośny śmiech. Nastolatek zaczął uderzać dłońmi o jego plecy, machając nogami. — Uspokój się, to cię odstawię. Czyli nie chcesz tego, co ci obiecałem?
— Chcę! — krzyknął oburzony.
— No więc się uspokój.
Po chwili siedzieli w jednej z taksówek, która miała zawieźć ich prosto do miasta, a następnie pod dom Marshalla. Mężczyzna spoglądał w milczeniu za okno, modląc się w duchu, aby chłopak nie zrobił niczego głupiego. Przymknął powieki, wzdychając cicho, gdy poczuł dłoń chłopaka na swoim kroczu. Pokręcił głową, odwracając się i piorunując go wzrokiem. Kątem oka spojrzał z obawą na taksówkarza, mając nadzieję, że nic nie zauważył. Chwycił jego rękę i odsunął od siebie.
— No dobrze tatusiu, poczekam, aż będziemy w łóżku — mruknął przesłodzonym głosem.
Marshall otworzył szeroko oczy i spojrzał we wsteczne lusterko na starszego kierowcę, który również przyglądał mu się podejrzliwie z uniesioną brwią.
— Upiłeś się, przestań gadać głupoty... — powiedział szybko, udając, że to nic dziwnego.
— Głupoty? Jestem twoim kochankiem. — Zamruczał. — Czemu nie mogę cię pieprzyć w taksówce?
Mężczyzna niemalże zakrztusił się powietrzem, następnie zmuszając do śmiechu.
— Na pewno to była zwyczajna wódka? Serio, koniec z imprezami. — Dodał z naciskiem, starając się zamaskować złość.
Z niewyobrażalną ulgą opuścił wraz z nastolatkiem samochód, uprzednio opłacając przejazd. Postanowił, że nigdy więcej nie będzie z nim jechał jakimkolwiek środkiem transportu, gdy będzie nietrzeźwy. Chwycił go pod rękę, obawiając się, że chłopak może się przewrócić.
— To nie było grzeczne, Stiles.
— To nie moja wina! — Zrobił oburzoną minę, następnie znów wybuchając głośnym śmiechem. — Chodź t—tam... — Wskazał palcem w kierunku lasu, kontynuując, gdy bokser spojrzał na niego dziwnym wzrokiem. — Nie możemy iść do ciebie, przecież ona może być już w domu! — mówił dość dziwnym głosem, co jakiś czas chichocząc.
— Żałuję, że chciałem, żebyś się upił. — Westchnął przeciągle i zaczął kierować się we wskazanym kierunku. — Cholera, to też nie jest dobry pomysł. Jak rano wstaniesz grypa gwarantowana. Przewieje cię.
— Spokojnie misiaczku, idziemy w inne miejsce! Tylko muszę jakoś przejść między tymi drzewami... O, skrótem! — Marco odpowiedział mu jedynie kolejnym westchnięciem. — Kocham cię, wiesz? — rzucił, gdy kierowali się jedną z wydeptanych dróżek.
— Tak, Stiles, ja ciebie też. — Przekręcił oczami, następnie kręcąc głową. — Jesteś pijany.
— Wcale nie! — Umilkł, wlepiając zamglony wzrok w ziemię. — Sorki, że namówiłem cię na to, ale to pomaga mi o wszystkim zapomnieć. Pewnie rano nawet nie będę pamiętał, co teraz robiłem... Swoją drogą, pamiętasz jak pociąłem nadgarstki? Ten skurwiel mi to zaproponował.
— Czemu to... — Umilkł, spoglądając na nastolatka i zdając sobie sprawę, że będąc pod wpływem alkoholu ludzie często mówią rzeczy, których normalnie by nie powiedzieli. — O kim mówisz?
— O tym dupku. Czułem się jak ostatni śmieć, a ten jeszcze pierdoli mi o głupotach i robi wyrzuty sumienia. Co ja mu niby zrobiłem?! — warknął, krzywiąc się. — Od zawsze robi wszystko, żebym się zamordował, jak jakiś psychol. Jeśli nie próbuje mi zaszkodzić, to udaje wielkiego przyjaciela, który niby wyznaje mi prawdę. A może tym razem to ja pobawię się z nim w tę samą grę?! — wysyczał, a w jego oczach pojawiły się łzy.
Mężczyzna zatrzymał się i objął bruneta, wtulając go do swojej klatki piersiowej.
— Hej, ćśśś... — Spróbował go uciszyć, muskając dłonią jego plecy. — Teraz nie myślisz logicznie.
— A nie mam racji? Może to ja pokażę mu, co znaczy karma? — szepnął, przygryzając wargę i zaciskając kurczowo dłonie na jego koszulce. — Jeżeli choć chwilę poczuje się jak ja, może zrozumie... — Uciszył się, gdy poczuł dotyk ust na swojej skroni. Przymknął oczy, oddychając miarowo. Po chwili odchylił głowę, zastanawiając się nad czymś. — Czy jestem męską dziwką? No bo seks jest taki fajny... ale nie z laską. Maggie była w tym totalnie do bani.
— Nie, Stiles, nie jesteś. Moment... Gdy się spotkaliśmy byłeś prawiczkiem, czy nie? — spytał niepewnie.
— Wtedy jeszcze tak. — Zarzucił dłonie na jego kark, uśmiechając się. — Byłeś pierwszym — szepnął, przygryzając wargę.
Marshall powoli wygiął usta w uśmiechu, wzdychając.
Dalszą drogę przeszli w milczeniu. Prawie, pomijając podśpiewywanie chłopaka i jego nagłe wybuchy śmiechu. W końcu zatrzymali się przed płotem jednego z domów. Zmarszczył brwi i spojrzał na swojego „przewodnika”.
— Teraz musisz być cicho — szepnął brunet. — Zaufaj mi. — Podparł się rękoma, przeskakując na drugą stronę. Nie zatrzymując się wyjął spomiędzy krzaków plecak, zarzucając go na ramię. Machnął zachęcająco do mężczyzny, który wciąż niepewnie przyglądał się budynkowi, w końcu zmuszając do podążenia za nastolatkiem.
Stiles podbiegł do pergoli, oceniając jej stan. Chwycił szczebel i zaczął wspinać się na górę, z ulgą odczuwając, że konstrukcja była dość stabilna. Uważnie unikał kolców róż, przy końcu przechodząc przez barierkę. Mężczyzna z lekkim lękiem podążał za nim, co jakiś czas rozglądając się.
Rozsunął przed sobą szklane drzwi i wkroczył do pomieszczenia, rzucając plecak na podłogę. Do jego uszu dotarło ciche skrzypnięcie na znak zamykanych drzwi balkonowych. Zaczął przejeżdżać palcami po oryginalnych bądź nie pudełkach na płyty. W końcu chwycił jedną, podchodząc do odtwarzacza.
Marshall w tym czasie rozglądał się po granatowym wystroju wnętrza, z każdą chwilą zdając sobie sprawę, gdzie są. Nie podobała mu się ta sytuacja. Spojrzał na ciemne, drewniane meble, a następnie zaczął się przyglądać rozwieszonym plakatom zespołów, gdy nastolatek zapalił dość rażącą lampkę. Spojrzał w kierunku odtwarzacza, gdy usłyszał pierwsze brzmienia remiksu E.T.
Chłopak chwilę pobawił się pokrętłem, następnie przekręcając klucz w drzwiach. Nie obchodziło go, czy rodzice usłyszą muzykę. Miał to głęboko gdzieś. Wskazał palcem w kierunku łóżka, sugerując aby Marshall usiadł. Podszedł do niego, siadając okrakiem na jego kolanach.
— Chyba mi coś obiecałeś — szepnął, całując jego szyję. Następnie dłonią zaczął bawić się jego włosami, pogłębiając pocałunek i ocierając się o jego krocze.
— T—tak, ale... Stiles, przecież ktoś na pewno jest w domu — powiedział z naciskiem, próbując zignorować jego ruchy. W końcu przymknął powieki, oddychając głęboko. Zmuszony do położenia się, wykonał ruch, będąc dość zaskoczonym. — No dobra, ale masz być cicho, bo... Jasna cholera! — pisnął, przykładając dłonie do twarzy, gdy poczuł usta nastolatka na swoim członku. Przygryzł wierzch dłoni, cicho pojękując. Podparł się minimalnie na ramionach, patrząc na bruneta.
Chłopak zaczął ssać jego penisa, masując dłonią część, której nie potrafił wsunąć do ust. Uniósł wzrok, spoglądając na niego i nie przerywając miarowych ruchów w górę i w dół. Delikatnie przejechał zębami wzdłuż jego członka, wywołując u niego kolejny jęk. Intensywnie masował ustami członka, przenosząc wolną dłoń pod materiał swetra, przejeżdżając koniuszkami palców po jego umięśnionym brzuchu. Przeniósł obie dłonie na pośladki mężczyzny, poprawiając się i wsuwając do gardła większą część penisa.
Mężczyzna uchylił usta, kładąc się z powrotem i zaciskając dłonie na prześcieradle. Zaciskał szczękę, starając się teraz nie wydobywać żadnego dźwięku. Zaczął minimalnie poruszać biodrami, oddychając coraz szybciej.
— O—okej, chodź tu — szepnął gorączkowo, kładąc dłonie na jego ramionach, a następnie ciągnąc go do siebie. Chłopak z cichym mruknięciem protestu przestał bawić się jego penisem, następnie kładąc na jego brzuchu, usadawiając w pół zgięte kolana po obu stronach jego bioder, ocierając się o niego kroczem, gdy zaczęli łapczywą grę ich języków.
— Miałeś mnie ukarać. — Zaśmiał się, przechylając głowę.
— Tak, ale... — Chwycił jego ramiona, gdy ten próbował wstać. — Gdzie chcesz iść?
— Poskarżę się rodzicom! — Oburzony wystawił do niego język.
— Jasna cholera... — Przymknął na moment oczy i posunął się do tyłu, kładąc na poduszkach i ciągnąc za sobą chłopaka. — Nie możesz tam iść. — Dodał z naciskiem, zdejmując z niego koszulkę. — Więcej nie pijesz, i tak, masz karę — warknął, zabierając się za rozpinanie jego rozporka. Uśmiechnął się pod nosem, widząc podniecenie chłopaka, jednak starał się zachować powagę.
— Dlaczego ci się podobam? — spytał zaczepnym tonem, taksując go wzrokiem i zdejmując z niego górną część garderoby.
— No... Moment. — Westchnął. — Chyba wiem, do czego to zmierza. Stiles, jesteś cholernie przystojny i dobrze zbudowany, co sprawia, że nie potrafię nie mieć przy tobie erekcji. Masz słodkie usta, które świetnie sprawdzają się w tych czynnościach, w których ich używasz. Potrafisz podniecić samym spojrzeniem, masz takie ciemne, tajemnicze oczy... Wszystko to dopełnione przez twój urok, który sprawia, że chciałbym cię przytulić i nigdy nie puszczać... — szepnął, obejmując go delikatnie ramionami. Miał nadzieję, że odwróci tym uwagę chłopaka.
— Nie chcę się przytulać! — rzucił oburzony, wydostając się z jego uścisku. — Nie ładnie tak.
— Och, Stili. No i co mi niby zrobisz?
Chłopak z oburzoną miną szarpnął go za włosy, ciągnąc do siebie. Położył się na plecach, przyswajając jego głowę do podbrzusza. Mężczyzna przypatrywał mu się rozkojarzony, gdy ten zsunął z siebie spodnie wraz z bokserkami, uśmiechając się chytrze.
— Ukarzę cię — odpowiedział w końcu, ponownie chwytając go za włosy i zmuszając do wsunięcia do ust swojego członka. Chłopak jęknął cicho, przygryzając wargę.
Marshall otworzył szerzej oczy, nie spodziewając się po nastolatku takiego ruchu. Zaczął niepewnie ssać jego penisa, czując się dość dziwnie. W końcu robił to pierwszy raz od kilku lat, a dokładniej od około ukończenia dziewiętnastki. Popychany przez dłonie nastolatka, zaczął szybciej poruszać głową. Mimo zaprzestania ruchów przez chłopaka, ten wciąż kontynuował ssanie go. Po chwili wyjął go z buzi i zaczął dokańczać robotę ręką.
— Coś ci nie wyszło to ukaranie mnie — zakpił, lustrując wzrokiem rozpalonego nastolatka, na którego policzkach zapłonął charakterystyczny rumieniec. Gdy dostrzegł, że chłopak jest już blisko spełnienia, pochylił się, przygryzając jego dolną wargę i wykonując ostatnie mocne ruchy dłonią, aż chłopak doszedł z głośniejszym jękiem, nakrapiając brzuch białą substancją. — To co, idziemy spać? — wyszeptał do jego ucha, po chwili uśmiechając się pod nosem, gdy ten zaprzeczył.
Marshall wrócił na swoje miejsce, ciągnąc za sobą chłopaka, ale tym razem obracając go plecami do siebie. Usadowił go między swoimi nogami, samemu opierając się o stos poduszek. Zaczął masować dłońmi jego plecy, następnie muskając koniuszkami palców jego klatkę piersiową, co prowadziło do chwilowych śmiechów nastolatka. Powoli wsunął jeden palec do jego wnętrza, muskając w tym czasie ustami jego szyję. Kontynuował to przez chwilę, następnie dodając do tego drugi palec. W końcu chwycił jego pośladki i ostrożnie nasunął go na czubek penisa, wciąż uspokajająco muskając jego szyję. Zdawał sobie sprawę, że tym razem robili to bez chociażby nawilżacza, tak więc nie oczekiwał od niego zbyt dużej wytrzymałości.
Zaczął powoli i ostrożnie poruszać biodrami, masując jego uda, aby pomóc mu się rozluźnić. Stopniowo pogłębiał ruchy, obserwując reakcje Stilesa, aż poruszał się niemal na równi ze standardowymi warunkami. Nie przestawał na zmianę masowania go dłońmi i całowania. Przyłożył dłoń do jego ust, aby zagłuszyć jego jęki. Zaczął wchodzić w niego naprawdę mocno, na co brunet zaczął wyginać kręgosłup, zaciskając powieki. W końcu otworzył szeroko oczy, gdy mężczyzna doszedł w nim. Tkwił w tej pozycji przez kilka sekund, aż opadł z powrotem na klatkę piersiową kochanka, zadzierając głowę do góry, przyglądając się Marshallowi z urywanym oddechem.
— Zmęczony? — spytał, muskając delikatnie jego usta.
— Nie — odparł cicho, jednak jego stan zaprzeczał temu.
— Współczuje ci pobudki. — Zaśmiał się cicho, gdy chłopa położył się obok. — Dobranoc, Stiles. — powiedział czule, całując go w skroń, a następnie zagarniać kołdrę, aby ich przykryć. Brunet ziewnął szeroko, przecierając oczy dłońmi.

Nastolatek uchylił powieki, natychmiast je zamykając, gdy oślepiło go światło słoneczne wpadające do pokoju. Poczuł potworny ból głowy, a jego żołądek przechodził gruntowne przemeblowanie. Skrzywił się, z powrotem wtulając do klatki piersiowej Marshalla. Leżał tak przez chwilę, oddychając miarowo, gdy nagle otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajdował. Kolejna migrena uświadomiła mu, że nienawidzi alkoholu. Uniósł na moment kołdrę do góry, natychmiast zakrywając ich nagie ciała.
Zaczął panicznie podejmować próby przypomnienia sobie czegokolwiek z minionej nocy. Pamiętał tylko, że wypił sporo mocnego alkoholu. Podparł się na łokciach, z zamiarem pójścia do łazienki i wtedy zauważył coś, co przyprawiło go o zawał. Wiedział, że po pijaku robi się różne, dziwne rzeczy... ale mimo to wciąż wierzył, że obojętnie w jakim stanie by był — zamknąłby drzwi, a nie zostawił uchylone. 

══◊══

+Znów te nieszczęsne opóźnienia. Cóż, trudno, zapomnijmy o tym, że jesteśmy jeden rozdział w tył. :/ Gdy będę miała więcej czasu, dodam w jednym tygodniu dwa rozdziały.
+Pojawiło się słowo „karma”. Gdyby ktoś nie wiedział, jest to pewien rodzaj odpłacenia się przez los. „Gdy robimy coś źle, w końcu dopadnie nas karma.” ;)
+Morał z rozdziału? Po pijaku robimy różne, dziwne rzeczy... i mamy dziwne zachowania... Stiles się szczególnie, troszeczkę, wpakował.
+Kurczę, nawet sobie nie wyobrażacie ile ja się naczytałam o drinkach, żeby napisać głupie parę zdań. xD
+W rozdziale pojawił się chłopak imieniem Jackson. Tak, czytający Prowokatora, to ten Jackson. :D Tutaj taki przywilej dla tych, którzy czytają oba opowiadania, wiecie czego możecie się spodziewać. :p Nie, nie mieszkają w tym samym mieście, to się z czasem wyjaśni w drugim opowiadaniu. Tak, Jackson pojawił się jednorazowo, więcej go już tutaj nie zobaczymy. :p
+W ogóle, tak mi przez myśl przeszło „a może wydam TMYSS kiedyś?”. Nie, nie i nie. Odechciało mi się. Nie wiem, czy to prawda, ale trafiłam na wydawnictwo, gdzie za wydanie jednego egzemplarza płaciło się 3tys złotych, a za 100 egzemplarzy 5tys. złotych. Nie ma mowy! ;-;
+Pozdrawiam ♥

8.05.2015

Rozdział 34 [ Czy nie może być w końcu jak dawniej? ]

Leniwym wzrokiem rozejrzał się po lesie, zatrzymując na mostku i opierając o jego barierkę. Spojrzał w dół na przepływający pod nim strumyk, zastanawiając się, co powinien zrobić. Nie chciał wracać do domu, ale nie mógł też spać u przyjaciółki, ponieważ wtedy jej rodzice mogliby zacząć coś podejrzewać i chcieć porozmawiać z Charlesem lub Susan. Poza tym czuł się dziwnie i niezręcznie, gdyby miał spędzić tam kolejną noc. Uznał, że wróci do domu, ale tak, żeby trafić na obecność obojgu rodziców. Wolał, żeby w razie czego jego matka była w domu. Na samą myśl o powrocie i rozmowie z ojcem, przez jego ciało przechodziły nieprzyjemne ciarki, tak więc postanowił porzucić ten temat.
Może spróbuję tę noc spędzić gdzie indziej?
Przyglądał się właśnie rudej wiewiórce, która przebiegała między drzewami, gdy poczuł wibrację telefonu w kieszeni spodni. Będąc ciekawym, dlaczego Darcy wysłała do niego SMS-a, wyjął smartphone'a, odblokowując go. Zamarł, wpatrując się w nieznany numer. Zmarszczył brwi, zaczynając odczytywanie wiadomość.
" cześć lawson! ☺ sorki, że dopiero teraz piszę, ale wcześniej nie miałem jeszcze potrzeby do tego. teraz byś się przydał w pewnej kwestii, pamiętasz fotę, którą podrzuciłem ci do zeszytu? ;) "
— O Boże, zapomniałem o tym... — wyszeptał słabym głosem, panicznie czytając numer, czy przypadkiem nie kojarzył go skądś.
Pokręcił głową, gdy telefon ponownie zaczął wibrować.
" dogadamy się jakoś! zrobisz to, o co cię proszę, a zdjęcie trafia do kosza. nie zrobisz — oj, będzie niezła sensacja! " 
— O co prosisz? — szepnął z ironią w głosie. — Przestań do mnie pisać palancie — warknął, łudząc się, że to w jakiś sposób pomoże.
" i ten, nie zmieniaj numeru, bo znam osoby, które i tak mi go podadzą. jak wyłączysz telefon też nic nie da, bo to jest jakbyś, według naszej nowej "umowy", nie wykonał prośby. :) spoko, masz trochę czasu na decyzję, nic na szybko... za około tydzień wyślę ci SMS, narka "
Zwęził usta w cienką linię, unosząc głowę znad ekranu telefonu, przechylając ją lekko. Przygryzł wargę, chowając urządzenie. Oparł łokcie o barierkę, pochylając się do przodu i smętnym wzrokiem spoglądając na wodę, która wciąż płynęła spokojnie. 
— Czy nie może być w końcu normalnie? — spytał ledwo słyszalnie, mając szczerze dość wszystkich problemów, które po kolei się rozgałęziały. 

Kobieta zaczęła przygryzać paznokcia, patrząc w kierunku drzwi do sali treningowej. Konieczność zrobienia tego zbliżała się nieubłaganie. Musiała z nim porozmawiać, od tego zależało, czy dzisiejszego wieczoru między nimi się polepszy, czy tylko pogorszy. Wciąż miała nadzieję, że będzie lepiej. Upomniała się w myślach, odsuwając pomalowany paznokieć od ust. Dopiero co starała się doprowadzić go do porządku, a teraz denerwujący ją odruch spowodowany stresem mógł wszystko zniweczyć.
Dzisiaj jest jej dzień, sukces jej firmy, na który tak długo oczekiwała jako młoda bizneswoman. Dzisiaj nie bała się niczego, poza tym nie rozumiała, jak można obawiać się konwersacji z mężem. Skrytykowała w myślach swoje głupie zachowanie i ruszyła przed siebie, wchodząc do środka pomieszczeni.
— Jak tam? — spytała, starając się, aby jej głos brzmiał zwyczajnie.
— Dobrze — odpowiedział, ledwo co zwracając uwagę na obecność blondynki. Napiął mięśnie, wymierzając kolejny cios.
— Jedziesz na jakieś zawody? — zadała kolejne pytanie, błagając w myślach, aby zaprzeczył.
— Nie wiem, zależy co James wybierze.
Nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewała, dlatego zmarszczyła brwi, kontynuując rozmowę.
— James? A to nie ty powinieneś się tym zajmować?
— Sam zaoferował, że chce czegoś poszukać. Moim zadaniem jest jedynie ćwiczyć, aby wrócić do formy. — Wzruszył ramionami, wciąż unikając jej wzroku i zajmując okładaniem pięściami worka treningowego.
Brawo, powiedziałeś więcej niż jedno zdanie.
Zirytowana jego zachowaniem chwyciła do ręki jeden z mniejszych ciężarków, powoli go unosząc i opuszczając. Postanowiła milczeć, czekając aż ten zwróci na nią uwagę. Zdenerwował ją nawet fakt, że nie zwrócił uwagi na jej ubranie. Dopiero co wyszła z kąpieli, tak więc miała narzucony na siebie jedynie szlafrok. Momentami miała ochotę rzucić w niego trzymanym przedmiotem, aby w końcu na nią spojrzał. Wystarczyłoby jej chociażby minimalne zainteresowanie z jego strony. Gdy dochodziła do niej ponura świadomość, że może tylko pomarzyć, postanowiła podpytać go o kilka innych rzeczy.
— Przestałeś prowadzić zajęcia dodatkowe?
— Tak, nie miałem na to czasu.
Zwęziła usta, oczekując, czy usłyszy od niego coś więcej. Kątem oka zaczęła w milczeniu przyglądać się jego rutynowym ćwiczeniom. Przyjrzała się jego pracującym mięśniom, które kiedyś zawróciły jej w głowie, gdy była nastolatką. Kiedyś pociągał ją nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Zauroczyła się w jego charakterze, którego tak zawsze marzyła odnaleźć. Był dla niej opiekuńczy jak przyjaciel, zwariowany jak kumpel, wszędzie ją zabierał od szalonych imprez po romantyczne spacery. Nigdy nie przeszkadzało jej grono znajomych nastolatka, a teraz już mężczyzny, ponieważ codziennie uświadamiał jej, że może mu ufać.
Z czasem wszystko to zaczęło przemijać, a ona dostosowywała się. W końcu taka była dorosłość. Patrząc jednak na związek przyjaciółki, dostrzegła, że tak nie musi być, że da się żyć młodością. Teraz była na tyle zagubiona, że nie odczuwała do mężczyzny takiego pociągu jak wtedy, momentami miała wrażenie, że oszukuje samą siebie, wyobrażając sobie własne życie jak bajkę. Nie wierzyła, że to wszystko mogło tak po prostu przeminąć. Szalony związek, wspólne życie, bajeczny ślub, plany na przyszłość... plany, których omawiania on zawsze unikał. Nigdy nie chciał wybiegać przesadnie w przyszłość, nie chciał rozmawiać z nią na temat tego, co będzie kiedyś, na temat ich kariery, na temat poszerzenia rodziny... Akceptowała to, w końcu byli młodzi, ale ile można?
Za każdym razem, gdy chciała pewnymi znakami zaproponować współżycie z nim, odpychało ją wyobrażenie o tym, że on mógł... że mógł robić to... z nim. Z chłopakiem, który bezczelnie wstrząsnął równowagą jej związku. Nie obchodziło jej, czy robił to świadomie, czy też nie. Jednakże starała się nie osądzać sytuacji z góry, może po prostu jej się wydawało? Przecież nie mogła na podstawie domysłów zarzucić mu zdrady.
— Musimy porozmawiać — zaczęła w końcu, dodając szybko kolejne słowo, dla podkreślenia uporu. — Teraz.
— Mów — odparł tylko, ponownie uderzając w worek treningowy.
— Mówię do ciebie, czy do ściany? — warknęła, mając dość jego zachowania.
Marshall westchnął i rozluźnił się, po chwili powoli odchodząc od przyrządu, aby chwycić butelkę z wodą. Odwrócił się w kierunku żony, popijając łyk. Blondynka podeszła do niego, starając się iść zmysłowym krokiem. Stanęła kilka centymetrów przed nim, unosząc głowę, aby móc patrzeć mu prosto w oczy. Wiedziała, że się nie odsunie, to nie leżało w jego naturze.
— Dlaczego ostatnio cały czas mnie unikasz? — spytała cicho, obrzucając go odważnym spojrzeniem.
— Nie unikam — odpowiedział z lekkim zdenerwowaniem w głosie.
— Nie jestem ślepa. Marco, masz być ze mną szczery. — Splotła ręce na wysokości klatki piersiowej, ignorując poprawianie szlafroka. Gdyby ukazał nieco jej ciała, nie miała się czego wstydzić. — Zmieniłeś się i to w niedługim czasie — mówiła, niezauważalnie przysuwając się do niego za każdym razem, gdy odwracał na moment wzrok.
— Boję się o tę karierę, to wszystko. Z tego powodu mam wiecznie kiepski humor.
— Przecież wiesz, że nie mam ci tego za złe. — Przyłożyła dłoń do jego policzka, dostrzegając, jak ten poruszył się niezręcznie pod wpływem jej dotyku. Potarła kciukiem jego kilkudniowy zarost, kontynuując. — Pamiętaj, możesz mi o wszystkim powiedzieć. Jeżeli masz jakieś wątpliwości, coś cię męczy, nie daje ci spać, mogę ci pomóc w rozwiązaniu tych problemów. Na dobre i na złe, pamiętasz? — Dostrzegła jak smartphone leżący na stoliku zaczął wibrować. — Dostałeś SMS — powiedziała obojętnie, sięgając po komórkę. Ten jednak zdążył wyprzedzić ją, łapiąc urządzenie.
— To nic ważnego.
— Och, no dobrze... Od kogo?
— A czy to ważne? — mruknął.
— Tak tylko pytam, dlaczego się złościsz? — Dodała szybko kolejne zdanie, nawet nie czekając na jego odpowiedź. Dobrze wiedziała, że zacząłby zaprzeczać. — Odpisz i odłóż telefon, bo nie skończyłam z tobą rozmawiać.
Normalnie kazałaby mu bez słowa odłożyć urządzenie, ale tym razem chciała zobaczyć jak reaguje na SMS-y, które dostaje. W końcu od jakiegoś czasu nigdy nie potrafiła znaleźć jego telefonu. Patrząc na niego uważne, dostrzegła jakby minimalną zmianę na jego twarzy, mimo że starał się reagować obojętnie. Powoli zaczęła przezywać samą siebie za spostrzegawczość, o wiele prościej by jej się żyło, gdyby nie zauważyła tego jakby weselszego spojrzenia, gdy odczytywał wiadomość. Milczała do momentu, aż smartphone wrócił na swoje miejsce.
— Dziś wieczorem jesteś zajęty — powiedziała prosto z mostu, nie mając ochoty na dalsze przekomarzanie.
— C—co? Dlaczego? — spytał nerwowo, patrząc na nią z uniesioną brwią. — Przecież nigdzie nie idziemy.
— Owszem, idziemy — odparła stanowczo.
— Niby gdzie? — zakpił.
— Moja firma odniosła wczoraj niebywały sukces. Z tej okazji odbędzie się dzisiaj bankiet, na który zostaliśmy zaproszeni.
— Nie ma mowy, zostaję w domu — rzucił zirytowany, kręcąc głową.
— Nie żartuj sobie. Przyszykowałam ci garnitur, ubierasz się i wychodzimy. Masz jeszcze trochę czasu. Za niecałe półtorej godziny masz być gotowy, ponieważ przyjeżdża po nasz szef.
— Co? — zaśmiał się. — A co my własnego auta nie mamy? Zresztą co mnie to, zostaję w domu.
— Jedziesz — warknęła stanowczo, piorunując go wzrokiem.
— Nigdzie, nie, idę. — Pauzował każde słowo, na końcu uśmiechając się bezczelnie. — Byłem z tobą kilka razy i więcej nie pojadę. Twoi współpracownicy są jacyś nienormalni.
— Myślisz, że tego nie wiem? Sama mam niektórych dość, a szczególnie szefa. Razem przynajmniej będziemy mieli czas na zabawę tak jak kiedyś. Obiecałeś mi to. Pojedziemy tam razem — powiedziała już ciszej, dotykając jego ramienia.
— Nigdzie nie jadę. Niby kiedy ci to obiecałem? — spytał kpiąco.
— Przed ołtarzem, do cholery — warknęła, mając już dość całej tej sytuacji. Zapanowała między nimi niezręczna cisza, której ona nie miała zamiaru przerywać.
— Nigdzie nie jadę.
— To jedyne co masz mi do powiedzenia? — zaśmiała się sarkastycznie. — Zachowujesz się jak dziecko, a nie jak facet. "Nigdzie nie jadę", ojej, to takie stanowcze! Choćbyś miał jechać w tych pieprzonych spodenkach i koszulce, to pojedziesz. Och, a może zostajesz w domu dla kogoś? No przyznaj się, będziesz miał specyficznych gości, czy może wynajmujesz jakąś dziwkę?!
— Jesteś nienormalna! Dla nikogo, po prostu szlag mnie trafia z tym waszym biurowym udawaniem. Och, jaka to świetna zabawa w kiczowatym i sztywnym towarzystwie plotkar, krytykujących nawet kurwa nierówną skarpetkę, facetów, którzy mają po kilka żon, z czego żadna o sobie nie wie, a w dodatku wynajmują jeszcze jakiegoś króliczka playboy'a, bogatych lalusiów ubierających się w Armanim i oczywiście kochanych sekretareczek ze startymi rajstopami na kolanach, od klęczenia przy biurku szefa!
— Jakbyś ty był lepszy — prychnęła cicho, odwracając wzrok.
— Co mówiłaś? — spytał niedowierzająco, nie będąc pewnym czy się nie przesłyszał.
— Że masz półtorej godziny na zbieranie się.
Po tych słowach szybkim krokiem opuściła pomieszczenie, ze łzami w oczach biegnąc na górę. Dobrze wiedziała, że mężczyzna nie posłucha jej i zostanie w domu. Zawsze miała problemy z przekonywaniem go do tego, a co dopiero teraz. Postanowiła go zignorować, uznając, że sama również może dobrze się bawić w gronie przyjaciółek z pracy. Poza tym nie miała zamiaru wracać, postanawiając, że przenocuje u Vanessy.
— Niech się dupek martwi — szepnęła, przekraczając próg sypialni.
Zrzuciła z siebie szlafrok, w negliżu wyjmując sukienkę, a następnie rozglądając się, czy ma wszystko przygotowane. Westchnęła i wyszła na korytarz, kierując się łazienki, gdyż zapomniała o zabraniu stamtąd rajstop. Dostrzegła uchylone drzwi, ale zamiast poczekać, wyprostowała się, obojętnie wchodząc do pomieszczenia. Odszukała wzrokiem poszukiwanego przedmiotu, kątem oka spoglądając na mężczyznę, który przemywał twarz. Gdy spojrzał na nią, dostrzegając jej nagość natychmiast odwrócił jakby speszony wzrok, wycierając się ręcznikiem.
Złośliwie nie wyszła jeszcze, chwytając szczotkę i przeczesując włosy. Nie miała zamiaru chować przed nim nagości, w końcu była jego żoną. Westchnęła zirytowana, gdy ten przeszedł obok niej obojętnie, wciąż unikając patrzenia na nią. Prychnęła i szybkim krokiem wróciła do sypialni, zaczynając przygotowywanie się. Zaczęła zakładać dolną część bielizny, przyglądając się swojemu ciału w lustrze. Nie rozumiała, jak mógł nie zwrócić na nią uwagi. Nie była narcyzem, ale musiała przyznać, że podobało jej się jej ciało. Nie brakowało jej żadnych kobiecych aspektów; okrągłe piersi, seksowne pośladki, dzięki zdrowej żywności zachowany szczupły brzuch...
Po chwili stała już niemal gotowa, w czerwonej sukience do kolan, która dodawała jej seksapilu, ale i elegancji. Podeszła do komody z zamiarem wyjęcia biżuterii. Otworzyła szkatułkę, nerwowo chwytając kolczyk, który wypadł z jej dłoni. Przymknęła na moment powieki, robiąc kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Klęknęła, przeklinając pod nosem, następnie przykładając dłonie do podłogi i pochylając się, aby zajrzeć pod mebel. Od razu zauważyła błyszczący się kolczyk, który zatrzymał się przy jakimś materiale. Zmarszczyła brwi, chwytając element biżuterii, ale sięgając również po podejrzany przedmiot.
— Nie dość, że leń, to jeszcze bałaganiarz. Typowy facet.
Zdenerwowana wstała z podłogi, otrzepując zakurzony ciuch, który okazał się szarą bluzą z niebieskimi sznurkami. Odłożyła kolczyk, z niepewnością patrząc na trzymany materiał. Nie przypominała sobie, aby Marco miał taką bluzę, zresztą mało kiedy widziała go w takim ubiorze. Spojrzała na metkę, co tylko potwierdziło jej domysły. To zdecydowanie nie był rozmiar Marshalla, ubranie było o dużo mniejsze. Złożyła element garderoby, chowając go na końcu szafki z bielizną.
Z jeszcze bardziej drżącymi dłońmi dokończyła zakładanie biżuterii. Bluza leżała w jej domu i to w jej sypialni. W sypialni, gdzie spała razem z mężczyzną, gdzie kiedyś spędzała z nim poranki i upojne noce. Poczuła kłębiące się w jej oczach łzy. Odrzuciła od siebie przykre myśli i skierowała się do łazienki. Zamknęła drzwi i usiadła na desce klozetowej, przykładając dłoń do ust. Zacisnęła powieki, ale mimo wszystko po jej policzkach spłynęło kilka łez. Pociągnęła nosem, cicho łkając.
— Nie zrobiłby ci tego — szepnęła sama do siebie. — Czasami coś dzieje się przypadkiem, po prostu źle to zrozumiałaś. Na pewno jest na to jakieś wytłumaczenie... — Wstała, przyglądając się swojemu odbiciu. Westchnęła zirytowana, widząc opuchnięte od łez oczy. Zaczęła dokładnie przemywać twarz, chcąc przywrócić ją do idealnego stanu. — Skąd wiesz, a może to on sam się rozebrał? Może... może tak naprawdę Marco tego nie chce, dlatego zakazał mu przychodzenia tutaj, przerywając zajęcia... — zaczęła szeptać, myśląc nad tym intensywnie. — To by miało sens, dlatego wiecznie jest speszony, gdy zaczynasz ten temat... Może mu głupio? — mówiła sama do siebie, uważnie rozważając tę możliwość. Pokręciła głową, uśmiechając się żartobliwie, uznając, że zaczyna wariować. — A nawet jeśli, Jess, jesteś piękną i idealną żoną, po prostu mu o tym przypomnij — szeptała, chcąc dodać sobie otuchy. — To twój dzień, kochana. To twoja zasługa, że firma osiąga sukcesy. Podbijasz listy ekspertów przedsiębiorczości, a nie zawalczysz o faceta? — powiedziała lekceważąco do swojego odbicia. Chwyciła podkład i puder, nakładając wszystko po kolei, ale tak, aby nie przesadzić. Skierowała trzymany pędzel w stronę lustra. — Za nim do czegoś dojdzie, zapobiegniesz temu. — Chwyciła do ręki eyeliner, rysując cienką linię nad rzęsami. — A jeżeli będziesz miała prawdziwe dowody... — mówiła, naznaczając drugie oko. Chwyciła cienie do oczu, wybierając ciemny zestaw kolorów. — ... nie dasz mu spokoju. — Nakładała kolor na powieki, następnie biorąc szminkę. — Masz wybór, Marco. Chciałam być idealną żoną, taką, która na wszystko się zgadza, we wszystkim cię wspiera, nigdy nie narzeka, jest pełna energii i zmysłowości... Jeżeli chcesz wybrać kogoś innego, a szczególnie tego gnojka — przejechała czerwoną szminką po pełnych, dopełniających jej urodę ustach. — Poznasz tę niemiłą wersję suki — warknęła, cmokając do swojego odbicia. — Perfekcyjnie. — Uśmiechnęła się, układając puszyste blond włosy w elegancki kok. Poprawiła fryzurę wsuwkami, wprowadzając ostatnie poprawki do swojego wyglądu.
Chwyciła czarną, przygotowaną już kopertówkę, do tego dopasowała kolorystycznie czarne szpilki i stukając obcasami o drewniane panele, ruszyła w kierunku schodów na dół. Nie zdziwił jej widok mężczyzny, który kierował się właśnie do kuchni, będąc w tym samym ubiorze.
— Marco?
Bokser zatrzymał się, spoglądając na nią obojętnie. Poczuła lekkie ukłucie złości, gdy ten w żaden sposób nie zareagował na jej dość odważny ubiór. Zdenerwowana podeszła do niego, zatrzymując się tuż przed nim.
— Miłego wieczoru — rzuciła, obejmując jego szyję rękoma i z trudem dosięgając jego policzka, aby złożyć na nim soczysty pocałunek. Odsunęła się, jak gdyby nigdy nic, kierując w stronę drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem, przed oczami wciąż mając obraz wyrazistego, czerwonego odcisku jej ust na policzku Marshalla.
Miłego męczenia się ze zmyciem szminki.
Z satysfakcją wyszła na zewnątrz, dostrzegając zapalone światła samochodu szefa, które oświetlały ulicę. W końcu o dwudziestej pierwszej było już dość ciemno.
Otworzyła przednie drzwi po stronie pasażera, witając się z mężczyzną, gdy zajmowała miejsce. Zaczęła rozmowę, nie czekając na jego reakcję.
— Możemy jechać. — Zdobyła się na wymuszony uśmiech.
— A mąż?
— On... nie jedzie. Rozchorował się i nie jest w stanie mi towarzyszyć — skłamała, zapinając pas.
— Cóż, przykro mi z tego powodu. Mam nadzieję, że to żadna kontuzja związana z zawodem.
Pojazd ruszył z miejsca, zaraz po tym, jak kobieta pokręciła w odpowiedzi głową. Miała wrażenie, że słowa mężczyzny nie były do końca szczere. Kątem oka spojrzała na niego, przyglądając się gładko wygolonej brodzie, zaczesanym do tyłu włosom oraz jasnym niebieskim oczom, które obserwowały uważnie drogę. Nie podobał jej się ten wzrok, coś jej niepokoiło w tym mężczyźnie. Elegancki garnitur był odzwierciedleniem szyku i elegancji, idealnie dopasowanym do figury starszego od niej kierowcy.
Odwróciła smutny wzrok, wpatrując się za szybę w mijane budynki. W pewnej chwili z zamyślenia wyrwał ją dotyk czyjejś dłoni na jej kolanie. Spojrzała na mężczyznę, który posłał jej ciepły uśmiech. Ona jednak nie miała zamiaru go odwzajemniać. Zdobyła się na obojętny, lekki uśmiech, ignorując ten ruch. Zirytowało ją jednak, gdy dłoń posunęła się minimalnie wzdłuż jej uda. Wciąż wpatrując się w wieczorne miasto, złączyła nogi, tym samym zrzucając jego dłoń i dając mu do zrozumienia, że to nie jest dobrym pomysłem.

Odprowadził ją ponurym spojrzeniem, następnie spuszczając wzrok na podłogę. Czuł się tak dziwnie, jak wtedy, gdy ostatniego razu wyjechała w delegację. Tym razem jednak nie odczuwał tęsknoty. Zrezygnował z robienia sobie czegoś do jedzenia, podchodząc do sofy i rzucając się na nią plecami. Chwycił pilot ze stołu, zatrzymując się w połowie ruchu. Z powrotem odrzucił przedmiot, który z hukiem uderzył o blat. Spojrzał na sufit, myśląc nad czymś intensywnie.
— Zlitujcie się, żeby ktoś jej się spodobał na tej cholernej imprezie. Obojętnie kto, laska, facet, cokolwiek — warknął, przeczesując dłonią włosy.
Przymknął powieki, mając nadzieję na krótką drzemkę. Nie miał na nic ochoty, nawet na zwyczajne oglądanie telewizji. Po piętnastu minutach całkowitej ciszy zerwał się, łapiąc telefon do ręki i z powrotem kładąc.
" Zmiana planów, bądź najszybciej jak potrafisz. A, i u mnie. "
Odczekał chwilę, aż wiadomość wyśle się do wybranego odbiorcy. Jeszcze chwilę bawił się telefonem, aż dostał SMS potwierdzający. Wstał z kanapy, truchtem biegnąc na górę z zamiarem skorzystania z toalety. Po załatwieniu fizjologicznej potrzeby, coś podejrzanego mignęło mu w lustrze. Przybliżył twarz do odbicia, zauważając krwistoczerwony odcisk ust na policzku.
Wściekły odkręcił wodę, próbując zmyć znamię najprostszym sposobem. Po chwili jednak dostrzegł, że jedynie rozmazuje ślad. Wiedział, że za chwilę może zjawić się Stiles, a jego nieciekawa ozdoba zafundowana przez blondynkę może wywołać dość niezręczną sytuację, których na co dzień miał już wystarczająco. Spróbował użyć mydła, ciesząc się, gdy szminka minimalnie się zmyła. W następnej kolejności złapał mleczko do demakijażu, trąc nim skórę. Gdy usłyszał dzwonek do drzwi, drgnął przerażony, spoglądając w swoje odbicie. Miał nadzieję, że chłopak niczego nie zauważy. Opuścił łazienkę, biegnąc na dół.
Chwilę później stał na przedpokoju, oparty o ścianę, przyglądając się nastolatkowi, który zdejmował buty. O wiele bardziej wolał towarzystwo chłopaka niż współpracowników w biurze Jess.
— Nie ma jej? — spytał niepewnie brunet, podążając za bokserem.
— Nie, poszła na jakieś ważne coś w pracy. — Wzruszył ramionami. — Swoją drogą, stęskniłeś się, że pytałeś, czy mam dziś czas? — Uśmiechnął się lekko, rzucając mu krótkie spojrzenie, a następnie siadając na kanapie.
— Powiedzmy... — odparł wymijająco, zajmując po turecku miejsce obok. — W sumie to pomyślałem, że może moglibyśmy gdzieś pójść...
Marshall uniósł brew, patrząc na niego z zainteresowaniem.
— Ostatnim razem narzekałeś, jak spotkaliśmy się w lesie o północy.
Zauważył dziwną zmianę na twarzy chłopaka, jakby przypomniał sobie o czymś. Zignorował to, gdy ten z powrotem się rozpromienił.
— No tak, ale tym razem nie chcę iść na spacer. Wiesz... chciałbym pójść gdzieś indziej. Cała ta afera ze szpitalem, ciągle smętny humor, męczące wspomnienia... — Pokręcił głową. — Pomyślałem, że może zamiast zadawania sobie bólu, spróbuję odpocząć od wszystkiego w inny sposób, tak jak to robi większość nastolatków. Wiesz, wyluzować.
— Oo nie, nie — zaśmiał się lekceważąco — Wiem do czego zmierzasz i nie ma opcji. Nie będę rozpijał młodzieży.
— Maaarco — jęknął błagalnie. — Jesteś dorosły, zapewnisz mi pewnego rodzaju opiekę. Zresztą, lepiej z tobą niż miałbym iść sam, no nie? Trenujesz boks, założę się, że jak coś nawet po pijaku potrafisz przywalić.
— Nie będę twoją imprezową opiekunką — mruknął, zwężając powieki. — A ty, mój drogi, nigdzie nie idziesz.
— No weź! Żebym to pierwszy raz miał pić... — szepnął, przekręcając oczami. — Zresztą, jutro mam szkołę i mam zamiar do niej nie iść, żeby spędzić czas z tobą, jestem jeszcze niepełnoletni, a namówiłeś mnie do seksu, a w dodatku obydwoje okłamujemy ludzi z otoczenia. Wydaje mi się, że picie nie jest tutaj niczym złym.
— Wciąż nie — odparł, splatając dłonie na wysokości klatki piersiowej.
Chłopak mruknął coś pod nosem, przekładając kolano przez jego uda, aby usiąść na nim okrakiem. Zarzucił dłonie na jego szyję, spoglądając na niego błagalnym wzrokiem.
— To tylko jedno wyjście. Będzie fajnie, serio!
— Stiles, nie — rzucił z uporem.
Brunet wydął wargę, marszcząc brwi. Przez chwilę wpatrywał się w niego jakby obrażonym wzrokiem, następnie pochylając i muskając pocałunkami jego szyję. Wsunął dłoń do jego włosów, nie zaprzestając pieszczot.
— Wciąż nie — powiedział, jednak nie do końca tego pewnym. — Nie przekonasz mnie... — urwał, gdy brunet musnął ustami jego wargi, pozostając w tej pozycji. Postanowił wciąż uparcie go ignorować, jedynie czerpiąc przyjemność z ciepła jego ust. Po niecałych dwóch minutach westchnął, odsuwając głowę.
— Ile razy się nie zgodzę, tyle razy będziesz próbował mnie przekonać, co nie? — Pokręcił głową. — W sumie to nic złego w porównaniu do innych rzeczy... — Uśmiechnął się pod nosem, widząc entuzjazm chłopaka, który wyciągnął ręce do góry, krzycząc „Tak!”, a następnie szczerząc się.

══◊══

+W tekście pojawiło się wspomnienie o ubieraniu się w Armanim. Nie wiem, czy ktoś kojarzy ten sklep, ale dla ścisłości — przykładowo garnitury są tam w cenach 1 500 Euro.
+W końcu zaczęły się pojawiać wątki odnośnie do poprzednich rozdziałów. Pamiętacie jeszcze? :D Wyskok z daszku przez Stilesa, gdy przyjechała Jess i niefortunne pozostawienie tam bluzy. Znalezienie w zeszycie zdjęcia całującego się Lawsona z Marshallem. Poza tym scena, gdy Jess opuszcza dom, poniekąd nawiązuje do prologu. Tym razem jednak, między nimi odczuwalne są kompletnie inne emocje.
+Blog osiągnął już 34tys. wyświetleń, a na Wattpadzie 25tys.! ♥
+Tak w ogóle (gdyby ktoś jeszcze nie zauważył :p) zmieniłam zdjęcie Stilesa w bohaterach. Co prawda zero zmian, wciąż czarne włosy, ciemne oczy i ciemnawa karnacja... po prostu spodobało mi się to zdjęcie. :)
+Mam nadzieję, że rozdział się podobał!

Kolejna nominacja! Dziękuję serdecznie Paris Amour! ♥ Tradycyjnie, czas na odpowiedzi.

1. Dlaczego piszesz?
Sprawia mi przyjemność możliwość dzielenia się z innymi historią, która od dawna krąży mi po głowie. Poza tym mogę sprawiać, że bohaterowie są poznawani również przez innych, nie żyją tylko w mojej wyobraźni. 

2. Co cię do tego motywuję?
Wydaje mi się, że do pracy nad własnymi tekstami głównie zmotywowało mnie zainteresowanie czytelników. Im więcej osób czytało, tym bardziej chciałam pisać i pracować nad tym, by te teksty były naprawdę dobre.

3. Czy masz ulubiony rozdział swojego opowiadania?
Ciężko wybrać. Cóż, na chwilę obecną... 35 :D Nie no, nie potrafię podać jednego... 21-23, czyli wspólny wyjazd Marco i Stilesa. 25-26, czyli moment załamania chłopaka. (nie, że się z tego cieszę :p)

4. Czy planujesz kolejnego bloga?
Tak, jeżeli znajdę czas. ^^ Kolejny dość nietypowy pomysł i oczywiście poruszający wątki homoerotyczne (klasyk w tworach Imaginacji).

5. Książki czy filmy?
Zależy. ;) 

6. Najbardziej poruszający film jaki widziałaś/eś.
Te, przy których uroniłam łzę? „Mój przyjaciel Hachiko”, „Miasto 44”.

7. Komedia czy dramat?
Rzadko kiedy oglądam te gatunki, ale raczej komedia. 

8. Marzysz o wydaniu książki?
Chyba jak każdy pisarz(amator :D)! ^^

9. Gdzie chciałbyś polecieć?
Na Tęczę :v
Na Marsa :v
Na Cybertron :v 
No, dobra, nie wiem. :p 

10. Ulubiony serial?
TF: Prime i RiD, Teen Wolf.

Pozdrawiam! :)

1.05.2015

Rozdział 33 [ Zagadki przeszłości ]

— Tak może być? — szepnął z uśmiechem, przygryzając wargę.
— Nie zadawaj głupich pytań. — Niebiesko włosy zaśmiał się lekko, przekręcając oczami. Wsunął dłonie do włosów chłopaka, przyciągając jego głowę, aby złączyć ich usta w głębokim pocałunku. Przejechał językiem po jego dolnej wardze, następnie przygryzając ją.
Owinął go szczelniej nogami wokół pasa, odchylając lekko głowę, aby nastolatek mógł składać rozgrzane pocałunki wzdłuż jego szyi. Jęknął cicho, uchylając usta i cicho dysząc, podniecony delikatnymi muśnięciami, oraz erekcją chłopaka ocierającą się o jego wejście.
Uwielbiał dotyk jego ust, ale jeszcze bardziej kochał spoglądać w jego ciemne oczy, które obecnie były odzwierciedleniem podniecenia i tajemniczości. Mimo wszystko, mimo całej tej dominacji wciąż dostrzegał w nim codzienny urok.
— Co? — spytał niemo brunet, muskając palcami jego szyję.
— Nic, panie delikatny. — Chłopak wyszczerzył się, bawiąc jego włosami.
Ciemnooki jakby w odpowiedzi na drobne przekomarzanie wszedł w niego mocnym ruchem, powodując, że niebieskooki wydał z siebie głośny jęk, przyciskając go dłońmi

w rzeczywistości odpychając się od materaca i dysząc. Zamrugał kilka razy powiekami, z uchylonymi ustami normując oddech. Rozejrzał się, jakby sprawdzając, czy przypadkiem nie stało się to naprawdę. Przyłożył dłonie do twarzy, pocierając nimi, aby odreagować.
— Ooo niee... — szepnął przeciągle, czując się do granic zawstydzonym, jakby ktoś wiedział o tym, co stało się w jego śnie. — Ronny, ogarnij się — rzucił sam do siebie, odsuwając dłonie od twarzy i z powrotem kładąc się na łóżku. Przymrużył powieki, czując jak promienie słoneczne muskają jego twarz. Obrócił głowę, spoglądając w kierunku okna.
Wciąż jest tak gorąco? Wyczuwam porządną burzę w najbliższym czasie...
— Mózgu, co to miało być? — spytał zażenowany. — Weź się ogarnij. — Postukał palcem wskazującym w czoło, następnie wzdychając. — Chociaż... gdyby tak się zastanowić... — Kontynuował monolog. Poprawiając kołdrę, dostrzegł coś, za co szczególnie nienawidził dorastania, czy czegokolwiek co było za to odpowiedzialne. Wypuścił głośno powietrze z ust, udając rozpacz.
Zastanawiał się przez chwilę, wciąż czując co najmniej dziwnie. Wsunął dłoń pod kołdrę, starając się odpychać od siebie myśli związane ze snem, a bardziej skupić na jego znajomej, Willow. Miał powoli dość sennych rzeczywistości, które często erotycznie nawiązywały do jego znajomych. A szczególnie pewnego, poznanego dość niedawno... Po chwili już jego dłoń znalazła się pod bokserkami, obejmując członka. Spróbował skupić się na wyobrażeniu dziewczyny, ale w efekcie w jego głowie zagościł obraz... tych dwóch osób.
— O Chryste! — Do jego uszu dotarł krzyk kobiety. — Ja nie chciałam, no wiesz...!
Jak oparzony wyjął rękę z bokserek, patrząc wystraszonym wzrokiem w kierunku, z którego dochodził głos. Przez skupienie nie usłyszał otwierania drzwi.
— Louise... ee... — jąkał się, szukając w myślach wymówki. — To nie tak, naprawdę!
Obrzucił wzrokiem dość młodą kobietę, która ubrana była w czarne krótkie spodenki i błękitną koszulę, a jej miedziane włosy spięte były w luźny kok, widocznie robiony na szybko. Zaczął się zastanawiać, dlaczego ta od razu nie opuściła pomieszczenia. Po chwili uzyskał odpowiedź, gdy niebieskooka rozpoczęła temat.
— Spokojnie, Ron, spokojnie — odetchnęła głęboko, przez co chłopak nie był pewny, kogo próbuje ona uspokoić. Przekroczyła próg, przymykając drzwi. — Ja to rozumiem, naprawdę. Wiem, że to krępujące, ale w życiu młodego mężczyzny tak bywa, że musi czasami... wiesz... odreagować. To normalne. — Zaśmiała się nerwowo, udając swobodny ton głosu. — Nie wiem, czy mama rozmawiała już z tobą na ten temat, ale jakby co, pamiętaj, że w mojej osobie również odnajdziesz wsparcie, gdyby krępowały cię jakieś pytania... — mówiła, nadmiernie gestykulując. — Powinieneś zarządzić, że aby wejść do twojego pokoju, należy pukać. Pukać w znaczeniu tym normalnym — dodała szybko — nie tym wiesz... Znaczy, ja nie mówię, że tamto jest nienormalne, po prostu brzmi...
— Louise! — powiedział nieco głośniej, dotychczas przysłuchując się jej z przerażeniem i zażenowaniem na twarzy. — Starczy, naprawdę. — rzucił desperacko, kiwając głową. — Proszę, czy możemy o tym nie mówić...? — spytał błagalnym tonem, mając szczerą nadzieję, że już nigdy nie wrócą do tego tematu. — Gdzie jest mama?
— Nie ma jej jeszcze na dole, czyli pewnie siedziała po nocach i wciąż śpi w tym swoim pokoju. — Wzruszyła ramionami, przenosząc wzrok na podłogę.
Chłopak mimowolnie uśmiechnął się lekko, patrząc na nią. Był szczerze ciekaw, kiedy kobiety wyznają mu prawdę. Louisa była przyjaciółką jego mamy od czterech lat, spędzały ze sobą czas, wszędzie razem jeździły, w końcu zaczęła ona nawet sypiać u nich, urządzając z jego mamą nocne pogawędki. Od niedawna zauważył, że to przestało być bliską przyjaźnią, a raczej czymś więcej. Dostrzeżenie tego było całkiem proste, czułe spojrzenia i uśmiechy, zawstydzenie, gdy rozpoczynało się temat jednej z nich, czasami nawet wieczorne wyjścia.
Nie pytał o to rodzicielki ani razu, nie chciał psuć ich atmosfery. Nie miał jej za złe, że widocznie po rozstaniu z jego ojcem zbliżyła się do tej samej co ona płci. Obojętne mu było z kim była jego matka, chciał jedynie, żeby po jego możliwej wyprowadzce nie była samotna, tylko żyła z kimś, kogo kochała i przy kim czuła się bezpiecznie.
Lou bywała u nich wręcz codziennie, zawsze pomagała w domu, czasami nawet gotowała obiady. Niebiesko włosy odnosił czasami wrażenie, jakby próbowała przejąć część obowiązków mamy, równocześnie przybliżyć się do niego, bardziej jako ciocia. W pełni rozumiał ich zawstydzenie, w końcu mogły bać się jego reakcji, gdy usłyszy, że od teraz będzie miał niestandardową dwójkę rodziców.
Ich związek nie stanowił dla niego żadnego problemu, jednak nikomu o tym nie mówił. Nie tyle wstydził się tego, ile bardziej obawiał obraz ze strony rówieśników. Nie wyobrażał sobie przykrości matki, po tym jak ktoś zacząłby naśmiewać się z tego związku. Tajemnica była również jedną z głównych przyczyn zerwania przyjaźni z Feliksem, przecież powinni sobie mówić o wszystkim, a nietolerancyjność szatyna szczególnie to utrudniała.
— Artyści, tego nie zrozumiesz. Nadal maluje?
— Cóż, sama nie wiem. Wiesz, że dopóki nie skończy, nie wpuszcza tam nikogo. — Zaśmiała się lekko, odrobinę onieśmielona. — Dobra, idę obudzić naszego śpiocha.
Naszego?
— A jak już ją obudzisz, zrobisz naleśniki? — spytał, mrugając powiekami i udając minę szczeniaczka.
— Nie jestem twoją służącą, sam sobie zrób — stwierdziła z uśmiechem, wystawiając do niego język.
— No ale ty robisz te takie pyszne jagodowe!
— Och, Ronny, odczep się w końcu od tego niebieskiego koloru. Zaraz będziesz wyglądał jak smerf. — Pokręciła głową z rozbawieniem, wychodząc z pomieszczenia.
— Czyli będą naleśniki — odparł sam do siebie, będąc dumnym z daru przekonywania... albo raczej jego braku.

Siadając przy stole, na barowym krześle przy blacie zaciągnął się przyjemnym zapachem naleśników. Z miejsca chwycił jednego, zaczynając się opychać.
— Stello, twój synek chyba jest uzależniony od naleśników — skomentowała z rozbawieniem kobieta.
— Serio? Nie zauważyłam, przecież to dopiero drugi tydzień, gdy je to samo na śniadanie — mówiąc, posyłała chłopakowi mordercze spojrzenie.
Wzruszył tylko ramionami, przeżuwając kęs. Spojrzał w dół na szczeniaczka, który patrzył na niego smutnymi, niebieskimi oczkami.
— Nie dam ci, idź sobie — szepnął dość nie wyraźnie, przez nieprzełkniętą porcję w ustach.
Husky w odpowiedzi zaskomlał piskliwie, kładąc się.
— Wiecie, obydwie jesteście artystkami, tylko mama na płótnie a Louise na patelni. — Zaczął, normalnym już głosem. — Na patelni, bo przedwczorajsza zupa o mało mnie nie zabiła.
— Najpierw to przyjazne, a potem wredne — syknęła obrażona, odwracając głowę do Stelli, która zaspana upijała łyk kawy. — Stello, twój synek dorasta!
Wspomniana kobieta uniosła brew, opierając się biodrem o śnieżnobiały kuchenny blat.
— Louise, nie mów jej! — rzucił szybko, gdy dotarło do niego, o czym chce powiedzieć niebieskooka. — Lou, nie! — krzyknął, gdy ta spróbowała dokończyć.
Matka tylko pokręciła głową, z ciepłym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Spojrzała czuło na nią, popijając kolejny łyk kofeiny.


Zatrzymali się przed bramą, uważnie obserwując podwórko.
— Stiles, jesteś pewien, że chcesz to sprawdzić? — spytała brunetka, dość niepewnym głosem.
Chłopak spojrzał na przyjaciółkę, zastanawiając się. Wieczorem na szczęście zastał dziewczynę w domu, dzięki czemu przyszedł do niej na noc. Połowę przegadali, od błahych tematów, po dość poważne. Starannie jednak unikał wszystkiego, co związane z jego obrażeniami i prawdziwym powodem ucieczki z domu. Wciąż jednak miał niewielkie obawy, nie potrafił zapomnieć o tym, co mówił na jej temat Felix.
— Tak — odparł w końcu. — Chcę się dowiedzieć czegokolwiek, nie wiem, chociaż daty urodzenia... — mówiąc, przekroczył furtkę, kierując się w stronę domu.
Niewyspanie wdało mu się we znaki, zasypiając o koło piątej, obudzili się o dziewiątej z zamiarem poszukania informacji na temat jego rodziny. Ustalili też, że kolejną noc również u niej przenocuje. Wybrał taką godzinę, aby mieć pewność, że obydwoje rodziców są w pracy, jednak mimo wszystko przekręcając drzwi kluczem, czuł się przerażony. Miał wrażenie jakby zaraz miał pojawić się jego ojciec, dając mu nauczkę za ucieczkę.
Przełknął z trudem ślinę, przepuszczając brunetkę w drzwiach, a następnie zamykając je za nią. Cieszył się, że przy uciecze pomyślał o zabraniu kluczy. Przygryzł wnętrze wargi, rozglądając się po korytarzu, jakby był w obcym domu. Gdy spojrzał w kierunku kuchni, momentalni opuścił wzrok.
— Gdzie mogą trzymać jakieś dokumenty? — zapytała dziewczyna, rozglądając się.
— No nie wiem... sypialnia, salon, gabinet ojca...?
— Dobra, ty idź na górę, ja rozejrzę się na dole. Jak coś znajdziesz to mnie zawołaj. — Posłała mu ciepły uśmiech, kierując się do dużego pokoju.
Odprowadził ją wzrokiem, następnie podchodząc do schodów. Cullen bywała u niego tyle razy, że nie wątpił w jej znajomość pokoi. Zaczął pokonywać kolejne stopnie, starając się nie myśleć o tym, co go tutaj spotkało. Skierował się najpierw do pokoju Charlesa, drżącą ręką naciskając klamkę. Nigdy nie widział tego pomieszczenia, gdy chciał raz tam wejść, dostał taki ochrzan, że już więcej nawet o tym nie pomyślał. Wybrał najpierw to pomieszczenie, uznając, że skoro mężczyzna jest głową rodziny, musi trzymać wszystkie ważne dokumenty.
Ciemna boazeria współgrała z dębowym biurkiem oraz komodami. Podłoga obita była ciemnozielonym dywanem, podobnie jak fotel i krzesło obrotowe. Zaskoczył go nieład na biurku, ponieważ blondyn z reguły był schludny i uporządkowany, każdy jego dokument miał swoje miejsce. Tymczasem na blacie porozrzucane były masy wykresów, umów i jakiś innych papierów, których nawet nie umiał określić. Nie sprawdzał tego, ponieważ wiedział, że połowy z tego nie zrozumie.
Zaczął otwierać szuflady, szukając czegoś innego niż elementy biurowe i dokumenty. W końcu znalazł szafkę, gdzie rzucone były segregatory, ale na dnie dostrzegł inne rzeczy, które nie przypominały mu nic związanego z biurem. Rozwinął niewielką rolkę papieru, która okazała się  prawie pustą kartką z dwoma zdaniami i podpisem.
" Nie mam już na to siły, to twoja decyzja. Żebyś się tylko na tym nie przejechał... "
Przyjrzał się niewyraźnemu podpisowi, rozszyfrowując, że pisało tam Charlotte Lawson.
— Babcia — szepnął, czytając ponownie te proste i niewiele dla niego znaczące zdania.
Sięgnął ręką dalej, wyjmując jedynie parę fotografii, przedstawiających jego rodzinę. Nie czuł żalu, czy też smutku, właściwie nie znał matki swojego ojca. Pamiętał ją jedynie, gdy miał z pięć lat. Potem Charles urwał z nią wszelkie kontakty. Dziadek znów podobno nie żył, jednak z blondynem nie dało się nigdy dogadać na temat jego rodziny. Podobnie było z Susan, jednak w jej przypadku nigdy nawet nie widział zdjęć kogokolwiek z jej bliskich. Zawsze, gdy o to pytał, ojciec wściekał się na niego bez powodu, niemal wyrzucając z pokoju.
Odłożył wszystko na miejsce, opuszczając gabinet. Nie miał ochoty znajdować kolejnych dziwnych rzeczy. Skierował się prosto do sypialni. Będąc w środku, otworzył szafę, zaczynając wyciąganie różnych pudełek z jej dna. W niektórych były buty, w innych biżuteria pamiątkowa, ogółem różnorakie pamiątki. W jednym nawet znalazł kilka jego ubranek z dzieciństwa. W końcu odnalazł to, czego szukał. W niewielkim kartonie upchane były różne papiery, w tym widokówki i zdjęcia. Chwycił do ręki kartkę, na której wydrukowany był gołąbek z serduszkiem.
" Musimy się w końcu zobaczyć, tęsknię za tobą od tamtego spotkania. Nie cierpię odległości, proszę, zgódź się na moją propozycję. Zamieszkasz w lepszym miejscu, i to razem za mną. Twój Charlie. "
Brunet pokręcił głową, nie wierząc w to co czyta. Za żadne skarby świata nie powiedziałby, że to pisała ta sama osoba, która jeszcze niedawno chciała... chciała... Zmarszczył brwi, czytając dane adresata. Mianowicie zaniepokoił go fakt, że zaadresowany był do Susan Pérez. Poczuł się kompletnie zmieszany, przecież jego matka miała na nazwisko Johnson. Nie chcąc przeglądać nic więcej, odłożył widokówkę.
Co z wami nie tak?
— I jak, masz coś? — Usłyszał z progu głos nastolatki. — W salonie nie było kompletnie nic, dlatego zajrzałam też szybko do piwnicy. Brr, strasznie tam. — Wzdrygnęła się na wspomnienie tego, jednak po chwili znów uśmiechnęła się entuzjastycznie. — Pomijając jakże upokarzające cię albumy rodzinne, zakurzone książki i inne pierdoły... patrz co znalazłam! — Krzyknęła, wysuwając zeszyt w jego kierunku. — Pamiętasz, kiedyś kazali ci to pisać. Dlaczego przestałeś?
Ciemnooki w milczeniu chwycił przedmiot, nawet go nie otwierając, tylko patrząc na okładkę.
— Nie będę tego więcej prowadził, tak samo jak i skończyłem z próbowaniem pisania jakichś głupot... — stwierdził, wzruszając ramionami.
Brunetka westchnęła, poprawiając warkocz. Kucnęła obok niego, następnie siadając po turecku i wyciągając z pudełka kolejne rzeczy.
— Pamiętasz? Psycholog szkolny kazał ci to prowadzić. Narzekałeś jak najęty. — Zaśmiała się, przyglądając zdjęciu pary na plaży.
— Owszem, pamiętam i nie mam zamiaru do tego wracać. W najbliższym czasie to chyba spalę — mruknął, kładąc zeszyt na nogach, a następnie dostrzegając z ekscytacją czarne fotografie. Wyjął je szybko, przyglądając się pierwszemu zdjęciu USG. — Sprawdź, czy nie ma czegoś innego, bo jeśli chodzi o USG, to widocznie w trakcie ciąży ze mną... a to drugie jest poobcinane, więc nie ma daty — powiedział nieco zirytowany, kręcąc głową.
— Stiles, nie ma tu nic więcej... chociaż czekaj... — Zaczęła przejeżdżać wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu. — Dlaczego mi nigdy nie mówiłeś, że masz na drugie Mikel?
— Może dlatego, że nie mam? — Przekręcił oczami. — Dobrze wiesz, że Maximilian. W każdej dokumentacji jest tak wpisane, czy to w szkole, czy gdziekolwiek indziej. — Zmarszczył brwi, przyglądając się kartce. — Nie no, co to w ogóle za imię?
— Powiedział Stiles — rzuciła kpiąco. — Według mnie całkiem ładne. Masz nienormalnych rodziców, wiesz?
— Ta, powiedz mi coś czego nie wiem — odparł smętnie, czytając informacje.
— Może ich o to zapytaj?
— Oszalałaś?! Wiesz co by mi zrobili, gdyby się dowiedzieli, że grzebałem w ich rzeczach?! — powiedział nieco głośniej, rozpoczynając chowanie rzeczy i staranne tuszowanie śladów ich obecności.
— Masz prawo o to zapytać. Może chociaż pomów o tym z mamą? — zaproponowała, podając mu pudełko.
— Wolę nie. Nie wiem zresztą, czy będzie chciała ze mną rozmawiać — powiedział smutno, wstając z podłogi i zamykając szafę. — Nigdy nie sprzeciwi się Charlesowi, nie wiem czy nie chce, czy się boi. Gdybym o to zapytał, z miejsca miałbym karę.
— Może moi rodzice z nimi porozmawiają? — zadała kolejne pytanie, gdy schodzili już po schodach.
— Lepiej nie mieszajmy w to jeszcze ich. Kłamstwo ma krótkie nogi, w końcu to wyjdzie na jaw — rzucił, spuszczając wzrok, gdy zrozumiał, że to powiedzenie nie tyczy się jedynie jego rodziny, ale i tego co sam robił. Wszystkich kłamał... i chwilowo nie planował tego zmienić. — Chodźmy gdzieś się przejść, nie chcę o tym myśleć.
— Po drodze wstąpimy po jakieś słodycze, skoro nocujesz jeszcze dziś.

══◊══

+Mam nadzieję, że tekst jest bardziej czytelny. Uwierzcie mi, oprócz męczenia się z akapitami, nie potrafię się „psychicznie” przyzwyczaić, ponieważ gdy robiłam wszystko spacjami, to również w wersji roboczej były akapity (ta notatka), a teraz wszystko jest równe i dziwnie mi się na to patrzy. Masakra. :/
+Kolejny ze spokojniejszych rozdziałów.Coś dla fanów połączenia RonnyxStiles, trochę o życiu niebieskookiego i kilka informacji, co do rodziny Lawsona.
+Zmieniłam odrobinę scenę z motocyklistą w 32 rozdziale. Nie jest konieczne przeczytanie, po prostu słownictwo było źle dopasowane i scena była trochę zbyt sztuczna.
+Mówiłam już, że chyba oszaleję z tymi akapitami?

Dziękuję Sarci <znajdziecie o tu> za nominajeszynfejszyn. Chcę w końcu dodać, więc tylko odpowiadam na pytanka :v


1. Jak bardzo mnie kochacie? O ile mnie w ogóle znacie, ale o tym ciii...
Tak w skali od 0—100? Hm. A jest też skala minusowa? No dobra, dobra, bo mnie Lajosem poszczujesz :D Bardzo Kocham Sarcię. 


2. Z czego wynikają wg Was najczęściej zawieszenia/porzucenia blogów?
50% — za dużo nauki. 25%—brak czasu. 10%—brak czytelników. 10%—brak weny. 5%—„Chryste, ja to naprawdę pisałam/em? ;-;”

3. Co sądzicie o autorach, którzy opuszczają bloga na np. dwa miesiące, po czym nagle wracają?
Widocznie dostali oświecenia co dalej lub już poukładali wszystko w realu i mogą wrócić do pisania. :p

4. Lubicie czytać blogi/książki, czy może tylko piszecie swoje historie?
Jak mam czas, to czytam. ^^ Przeważnie szukam takich "innych" opowiadań, które się czymś wyróżniają, lub mają moje ulubione wątki.

5. Macie jakieś marzenia? Co robicie, aby je spełnić?
Chyba wydanie książki. Co robię? Dręczę Was moimi opowiadankami, żeby dzięki krytyce, radom i pozytywnym reakcjom udoskonalać styl i słownictwo.

6. Co sądzicie o teatrze i poezji?
Tekst, który wypowiada Ronny, idealnie do tego nawiązuje. „Artyści, tego nie zrozumiesz” :p Poezja—różnie bywa. Teatr—strasznie mi się podoba!

7. Wolicie oglądać filmy w domu czy w kinie?
Chyba w domu. Za darmo, możesz jeść, przerywać, przewijać i wyłączyć jak ci się nie spodoba.

8. Wolicie e-booki od papierowych książek?
Nie bardzo, wolę zwykłą książkę.

9. Macie zwierzęta? (rodzeństwo się nie liczy :P)
Mam psa, Bellę, ale nie jestem pewna czy się liczy, bo moi rodzice traktują ją normalnie jak dziecko. -,-

10. Co szczególnie lubicie w innych blogach, a co szczególnie Was irytuje?
Lubię, gdy mają interesujące mnie wątki :3, gdy są czytelne, gdy autorzy potrafią być wyluzowani (np. notka od autora). Czego nie lubię? Gdy błędy rażą po oczach, zdania są czasem bezsensowne, fabuła jakoś średnio się zgrywa.

11. Zabijecie mnie za to, że Was nominowałam?
Skarzę cię na kilkunastogodzinne słuchanie disco polo! Czuj się jak ja, gdy przyjeżdża moja ciocia...

Pozdrawiam! ♥

Obserwatorzy