Uchylił bramę i wchodząc na teren posiadłości, zasunął ją za sobą. Zatrzymał się na moment, przyglądając domu, który spokojnie zaliczał się do mini willi.
Ściany obłożone piaskowym tynkiem mozaikowym w połączeniu z czarnym, spadzistym dachem nadawały budynkowi nowoczesnego oraz eleganckiego stylu. Po prawej stronie piętra i prawdopodobnie również z tyłu ciągnął się szeroki daszek. Przyjrzał się uważniej, chcąc wypatrzeć części, gdzie znajdował się basen. Po lewej stronie dostrzegł prostokątny budynek z płaskim dachem, częściowo połączony z domem.
Spojrzał na ekran telefonu wyświetlający godzinę siedemnastą. Miał przyjść później, ale umierał z nudów i ciekawości. Wsunął ręce do kieszeni szarej bluzy i udał się w kierunku budynku. Zatrzymał się przed drzwiami o ciemnej barwie, dopasowanej do dachu i przygryzając wargę ze zdenerwowania, zapukał. Odczekał chwilę, po czym zdezorientowany zmarszczył brwi i ponownie postukał kostkami palców o powierzchnię. Tym razem drzwi otworzyły się, a w progu stanął mężczyzna ubrany jedynie w dresowe spodnie. Stanął jak wryty i zaczął przyglądać się nastolatkowi, który nieśmiało wyszczerzył się w uśmiechu.
– Um... niespodzianka? – Zilustrował go wzrokiem od dołu do góry. – W ten sposób witasz niespodziewanych gości?
– Darmowy striptiz, a co, nie podoba ci się? – Poruszył sugestywnie brwiami, z lekkim uśmiechem.
– Tego nie powiedziałem. – Odparł beztrosko. – Chociaż, zależy jak dobrze ci pójdzie dalsza część tego darmowego striptizu.
Marshall zaśmiał się, uśmiechając zadziornie, zaprosił go gestem dłoni do środka. Gdy chłopak przekroczył próg, mężczyzna zamknął drzwi i szybkim krokiem podszedł do nastolatka, owijając go rękoma wokół klatki piersiowej. Złożył delikatny pocałunek na jego szyi.
– Skoro chcesz się przekonać. – Wyszeptał przy jego uchu, flegmatycznie przejeżdżając językiem po płatku ucha. – Na razie ciesz się, bo pozwalam ci się ruszać.
– A od kiedy ja potrzebuję twojego pozwolenia? – Zaśmiał się delikatnie wychylając głowę na bok, żeby móc mu się przyjrzeć.
– Od kiedy przekroczyłeś próg mojego mieszkania, do momentu gdy z powrotem go przekroczysz.
– To twój pomysł na wieczór? – Uśmiechnął się delikatnie. – A jeżeli nie będę się słuchał?
– Domyśl się.
Ścieśniając uścisk, pociągnął go za sobą w kierunku salonu. Chłopak zaczął się śmiać i próbował zatrzymać, szurając piętami po kafelkach.
– Marshall, nie pozwalaj sobie. – Wypowiedział przez śmiech, gdy byli już w salonie.
– Ooo, teraz to przegiąłeś.
Popchnął chłopaka tyłem na kanapę i w szybkim tempie usadowił się nad nim, podpierając się na łokciach. Pochylił się, łącząc ich usta w długim i namiętnym pocałunku. Przeniósł pocałunki na szyję nastolatka, który spojrzał na niego zaskoczony i zamrugał powiekami. Całując go po szyi, przesunął kroczem po jego rozporku, a w efekcie odczuł gwałtownie szarpnięcie w oddechu chłopaka. Wsunął rękę pod jego spodnie i masując go, przez cienki materiał bokserek, spojrzał głęboko w oczy chłopaka.
– Pamiętasz jak opowiadałeś mi o łańcuchach, krępowaniu i tak dalej. – Chłopak energicznie pokiwał głową między urwanymi oddechami. – Wpadłem na pomysł, że pomogę ci pokonać ten strach, a przy okazji mogę cię przeee.. konać do dobrych stron tej czynności. Nie będziesz miał nic przeciwko, prawda? – Wyszczerzył się, wciąż nie przerywając ruchów ręki.
– Bardzo sprytne, dobrze wiesz, że ci teraz nie odmówię. – Jęknął, gdy Marshall wykonał gwałtowniejszy ruch. – Okej, okej. – Pokiwał pośpiesznie głową.
– Idź na górę, dobrze wiesz gdzie, a ja zaraz wrócę. – Wyszeptał mu do ucha i wstał, kierując się w stronę innego pomieszczenia.
Stiles uregulował oddech, chwilę jeszcze leżąc na kanapie, po czym wstał i powoli podszedł do barierki schodów z zainteresowaniem, próbując wyszukać wzrokiem Marshalla. Będąc na górze przekroczył próg sypialni i rozejrzał się po znanym mu już pokoju. Nagle poczuł, jak ktoś przykłada mu dłoń do ust, a drugą ręką obejmuje wokół talii. Spróbował krzyknąć, ale na marne. Osoba odwróciła go gwałtownie i w równie szybkim tempie poczuł ciepły dotyk ust na swoich wargach. Z miejsca rozpoznał pocałunek i mimowolnie uśmiechnął się. Po chwili ten cudowny moment musiał prysnąć, ponieważ odzywała się potrzeba biologiczna. Mianowicie potrzeba tlenu.
– Ej, nie masz się cieszyć tylko bać.
– Bo co? – Uśmiechnął się łobuzersko.
Marco zmrużył powieki z delikatnym uśmieszkiem.
– Zdejmuj bluzę. – Widząc zdezorientowany wyraz twarzy towarzysza, powtórzył swój rozkaz.
Nastolatek, nie rozumiejąc o co chodzi, wykonał jego polecenie. Mężczyzna złapał jego nadgarstki i zakuł na nich dwie metalowe obręcze, połączone około pół metrowym łańcuchem.
– Chyba żartujesz. Co to jest?! – Spojrzał na nadgarstki, robiąc minę jak przestraszony chomik.
– Ciesz się, że nie są różowe. – Zaśmiał się i przełożył sobie łańcuch przez głowę, a chłopaka złapał pod udami i usadowił na swoich biodrach. – Ja tam nie narzekam. – Poruszył brwiami, w rytmie bioder. – Chyba podoba mi się fakt, że masz ograniczoną możliwość ruchu. – Lawson skarcił go wzrokiem, na co on jedynie zaśmiał się. – Spokojnie też to polubisz.
Podszedł parę kroków do łóżka. Położył go na łóżku, tym samym kładąc się nad nim, pomiędzy jego kolanami. Zręcznym ruchem rozpiął rozporek chłopaka i zsunął jego spodnie od połowy ud. Zaczął obniżać się, stopniowo całując jego klatkę piersiową, a następnie brzuch. Gdy znajdował się ustami przy linii bokserek, chłopak zaczął drżeć pod wpływem ciepłego, a zarazem chłodnego uczucia. Przejechał językiem po materiale i zaczął masować go dłonią, składając pocałunki między jego udami.
– Cholera, przestań się ze mną bawić. – Wyjęczał z zamkniętymi powiekami.
– Potraktuj to jako zemstę, za tamten poranek. – Mruknął, sunąc paznokciem po podbrzuszu Lawsona.
– Dobra, okej, rozumiem. – Szeptał pośpiesznie, łapiąc płytkie oddechy.
Marco zaśmiał się, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
– Hm, pomyślę czy się nad tobą zlituję. Wszystko zależy od tego, czy grzecznie poczekasz. Muszę zejść na dół, bo zapomniałem czegoś ważnego. – Wstał, wzdychając. – Minuta. – Opuścił pomieszczenie, pozostawiając uchylone drzwi.
Lawson wciąż oddychał niespokojnie, czując wyraźną erekcję w kroczu. Wstał z łóżka i przywrócił swoje spodnie od porządku. Nagle gwałtownie podskoczył w miejscu, przerażony patrząc w kierunku drzwi, gdy do jego uszu dotarł krzyk Marshalla jakby z końca korytarza.
– Jasna cholera, Jess! Wystraszyłaś mnie!
Poczuł jakby jego serce przestało pracować. Usłyszane imię zadziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Wciąż bez wdechu rozejrzał się z paniką po pomieszczeniu.
Kurwa.
– Nie, nie, poczekaj, tam nie.
– Ale dlaczego? – Usłyszał melodyjny chichot kobiety. – Marco, chce się rozpakować.
– Stój, stój! Wiesz... ja chciałem ci powiedzieć coś bardzo ważnego... – Mimo odległości wyczuł zdenerwowanie w jego głosie.
– Powiesz mi to, jak już odłożę walizkę. Właściwie dlaczego drzwi były otwarte?
Myśl Stiles, myśl.
Szafa? Zbyt oczywiste. Łóżko? Zbyt głupie.
W międzyczasie kopnął bluzę leżącą na podłodze wprost pod mebel. Rozglądając się w panice, dostrzegł uchylone okno. Podbiegł do niego najciszej jak potrafił, zdając sobie sprawę z tego, że para jest już niedaleko drzwi. Otworzył je i skrzywił się, słysząc cichy szelest metalu. Spojrzał w dół na swoje ręce i pokręcił głową z załamaniem. Wychylił się i z ulgą dostrzegł wysunięty dach. Przeszedł na drugą stronę i pod wpływem adrenaliny zapominając o lęku wysokości, zaczął poruszać się przy ścianie budynku. Usłyszał niewyraźne głosy mężczyzny i kobiety.
– Ja ci to wszystko wy..nagrodzę. Tak, wynagrodzę ci to, że musiałaś tak ciężko pracować.
– Głuptas. – Ponownie usłyszał jej śmiech.
Stiles przekroczył kąt, będąc teraz po prawej stronie budynku. W ostatnim momencie usłyszał, jak ktoś rozmawia w oknie. Wychylił się najostrożniej jak potrafił i dostrzegł blondynkę, która z zainteresowaniem wpatrywała się w ogród na tyłach domu. Odetchnęła świeżym powietrzem i wróciła do pokoju.
Nie patrz w dół, nie patrz w dół.
Kucnął, opierając się plecami o tynk i schował twarz w dłoniach, krzywiąc się. Pokręcił głową i obrócił się, po czym zaczął na kolanach schodzić w dół pochyłości. Wziął głęboki oddech i trzymając w dłoni łańcuch przybliżył się do końca dachu. Powoli wysunął jedną z nóg i spojrzał na odległość dzielącą go od trawnika.
Spokojnie...
Niespodziewanie objechała mu noga, którą częściowo opierał się na dachu. W ciągu paru sekund stracił równowagę i ześlizgując się upadł plecami na trawnik. Zacisnął powieki, krzywiąc się z bólu i czym prędzej przesunął się na czworakach pod daszek, wiedząc, że kobieta za moment pojawi się w oknie, przestraszona hałasem trzeszczącego łańcuchu. Nie mylił się, ponieważ w ciągu sekundy usłyszał kłótnię dochodzącą z góry. Zacisnął wargi i wstał, delikatnie kulejąc, a gdy rozmowy ucichły sygnalizując, że poszli do innego pokoju lub zaraz wyjdą na zewnątrz, skorzystał z okazji i czym prędzej pobiegł do tylnej bramki. Oddalając się o kilkanaście metrów usiadł, opierając się o pień i rozmasował plecy, które zaczęły reagować na upadek.
– Kiedyś cię zabiję, zobaczysz. – Wyszeptał, przecierając powieki. – Genialnie, a teraz co? Wejdę do domu i powiem mamie, że nie mam pojęcia, dlaczego zgubiłem bluzę i mam kajdanki na rękach?! Świetnie, przecież zostawiłem tam buty. – Przyciągnął do siebie kolana i oparł na nich głowę.
– No, kurwa, koleś jesteś nieśmiertelny. – Szatyn zaśmiał się i włożył ręce do kieszeni. – Chociaż, w sumie wylądowałeś w szpitalu na kilka miesięcy. To jakiś postęp. – Pokiwał głową z aprobatą. – No naprawdę, co cię skłoniło żeby podjąć próbę samobójczą. – Spojrzał na niego z pytającym wyrazem twarzy.
– W końcu ktoś się dowie. – Brunet wyszeptał przez zęby, unikając jego wzroku.
– Co proszę? Niby o czym? – Zmarszczył brwi. – Psychiatra chyba wyznaczył ci złą diagnozę, że niby ci się polepszyło... a może twoi rodzice mieli z tym coś wspólnego? – Skierował wzrok na moment na jego usta. – Zagrajmy w grę pod tytułem kto pierwszy cię znajdzie.
– Jesteś debilem! – Wykrzyczał, będąc na skraju płaczu.
– Chryste. – Przekręcił oczami i wyjął z kieszeni taśmę, urywając fragment i przykleił ją do ust chłopaka. – Zamknij się w końcu. – Skierował swoje granatowe oczy na stojącego obok kolegę. – Steve, sprawdź jeszcze raz tę linę. Nie lubię dawać forów. Gra to gra. – Zaczął chodzić w tę i z powrotem nucąc po cichu piosenkę. – Fear, is ever-changing and evolving. – Posłał delikatny uśmiech w kierunku związanego chłopaka.
Pokręcił gwałtownie głową, wypychając z głowy niechciane wspomnienia. Drżącymi rękami wyjął z kieszeni telefon i wystukał numer do swojej przyjaciółki. Odetchnął, aby zabrzmieć jak najnormalniej.
– Darcy? – Zapytał ochrypłym głosem, po czym odchrząknął.
– Co jest? – Krótkie i zwięzłe pytanie zabrzmiało w ustach nastolatki jak wojskowa ocena sytuacji.
– Nic. – Zaśmiał się. – Las koło domu, piętnaście minut, wizyta obowiązkowa. – Udał poważny, oficjalny ton.
Uśmiechnął się lekko, słysząc chichot dziewczyny. Jednak wciąż przybijała go sytuacja, której przed chwilą doświadczył.
– Tak jest! Ale dlaczego w lesie?
– Zobaczysz...
+No tak oto jest już rozdział 13 [podobno pechowy numerek... jak widać szczególnie pechowy dla Stilesa]
+No cóż, w końcu każdy doczekał się tych dwóch momentów. Uprzedzam, że niektóre fakty będą wyjaśnione dopiero w ostatnich rozdziałach.
+Jakby co, to te słowa, które nucił Felix, pochodzą z piosenki, która pojawiła się już w poprzednich rozdziałach. [Battle Cry] Strach się stale zmienia i ewoluuje.
+Dziękuję za taką aktywność! ♥
Ściany obłożone piaskowym tynkiem mozaikowym w połączeniu z czarnym, spadzistym dachem nadawały budynkowi nowoczesnego oraz eleganckiego stylu. Po prawej stronie piętra i prawdopodobnie również z tyłu ciągnął się szeroki daszek. Przyjrzał się uważniej, chcąc wypatrzeć części, gdzie znajdował się basen. Po lewej stronie dostrzegł prostokątny budynek z płaskim dachem, częściowo połączony z domem.
Spojrzał na ekran telefonu wyświetlający godzinę siedemnastą. Miał przyjść później, ale umierał z nudów i ciekawości. Wsunął ręce do kieszeni szarej bluzy i udał się w kierunku budynku. Zatrzymał się przed drzwiami o ciemnej barwie, dopasowanej do dachu i przygryzając wargę ze zdenerwowania, zapukał. Odczekał chwilę, po czym zdezorientowany zmarszczył brwi i ponownie postukał kostkami palców o powierzchnię. Tym razem drzwi otworzyły się, a w progu stanął mężczyzna ubrany jedynie w dresowe spodnie. Stanął jak wryty i zaczął przyglądać się nastolatkowi, który nieśmiało wyszczerzył się w uśmiechu.
– Um... niespodzianka? – Zilustrował go wzrokiem od dołu do góry. – W ten sposób witasz niespodziewanych gości?
– Darmowy striptiz, a co, nie podoba ci się? – Poruszył sugestywnie brwiami, z lekkim uśmiechem.
– Tego nie powiedziałem. – Odparł beztrosko. – Chociaż, zależy jak dobrze ci pójdzie dalsza część tego darmowego striptizu.
Marshall zaśmiał się, uśmiechając zadziornie, zaprosił go gestem dłoni do środka. Gdy chłopak przekroczył próg, mężczyzna zamknął drzwi i szybkim krokiem podszedł do nastolatka, owijając go rękoma wokół klatki piersiowej. Złożył delikatny pocałunek na jego szyi.
– Skoro chcesz się przekonać. – Wyszeptał przy jego uchu, flegmatycznie przejeżdżając językiem po płatku ucha. – Na razie ciesz się, bo pozwalam ci się ruszać.
– A od kiedy ja potrzebuję twojego pozwolenia? – Zaśmiał się delikatnie wychylając głowę na bok, żeby móc mu się przyjrzeć.
– Od kiedy przekroczyłeś próg mojego mieszkania, do momentu gdy z powrotem go przekroczysz.
– To twój pomysł na wieczór? – Uśmiechnął się delikatnie. – A jeżeli nie będę się słuchał?
– Domyśl się.
Ścieśniając uścisk, pociągnął go za sobą w kierunku salonu. Chłopak zaczął się śmiać i próbował zatrzymać, szurając piętami po kafelkach.
– Marshall, nie pozwalaj sobie. – Wypowiedział przez śmiech, gdy byli już w salonie.
– Ooo, teraz to przegiąłeś.
Popchnął chłopaka tyłem na kanapę i w szybkim tempie usadowił się nad nim, podpierając się na łokciach. Pochylił się, łącząc ich usta w długim i namiętnym pocałunku. Przeniósł pocałunki na szyję nastolatka, który spojrzał na niego zaskoczony i zamrugał powiekami. Całując go po szyi, przesunął kroczem po jego rozporku, a w efekcie odczuł gwałtownie szarpnięcie w oddechu chłopaka. Wsunął rękę pod jego spodnie i masując go, przez cienki materiał bokserek, spojrzał głęboko w oczy chłopaka.
– Pamiętasz jak opowiadałeś mi o łańcuchach, krępowaniu i tak dalej. – Chłopak energicznie pokiwał głową między urwanymi oddechami. – Wpadłem na pomysł, że pomogę ci pokonać ten strach, a przy okazji mogę cię przeee.. konać do dobrych stron tej czynności. Nie będziesz miał nic przeciwko, prawda? – Wyszczerzył się, wciąż nie przerywając ruchów ręki.
– Bardzo sprytne, dobrze wiesz, że ci teraz nie odmówię. – Jęknął, gdy Marshall wykonał gwałtowniejszy ruch. – Okej, okej. – Pokiwał pośpiesznie głową.
– Idź na górę, dobrze wiesz gdzie, a ja zaraz wrócę. – Wyszeptał mu do ucha i wstał, kierując się w stronę innego pomieszczenia.
Stiles uregulował oddech, chwilę jeszcze leżąc na kanapie, po czym wstał i powoli podszedł do barierki schodów z zainteresowaniem, próbując wyszukać wzrokiem Marshalla. Będąc na górze przekroczył próg sypialni i rozejrzał się po znanym mu już pokoju. Nagle poczuł, jak ktoś przykłada mu dłoń do ust, a drugą ręką obejmuje wokół talii. Spróbował krzyknąć, ale na marne. Osoba odwróciła go gwałtownie i w równie szybkim tempie poczuł ciepły dotyk ust na swoich wargach. Z miejsca rozpoznał pocałunek i mimowolnie uśmiechnął się. Po chwili ten cudowny moment musiał prysnąć, ponieważ odzywała się potrzeba biologiczna. Mianowicie potrzeba tlenu.
– Ej, nie masz się cieszyć tylko bać.
– Bo co? – Uśmiechnął się łobuzersko.
Marco zmrużył powieki z delikatnym uśmieszkiem.
– Zdejmuj bluzę. – Widząc zdezorientowany wyraz twarzy towarzysza, powtórzył swój rozkaz.
Nastolatek, nie rozumiejąc o co chodzi, wykonał jego polecenie. Mężczyzna złapał jego nadgarstki i zakuł na nich dwie metalowe obręcze, połączone około pół metrowym łańcuchem.
– Chyba żartujesz. Co to jest?! – Spojrzał na nadgarstki, robiąc minę jak przestraszony chomik.
– Ciesz się, że nie są różowe. – Zaśmiał się i przełożył sobie łańcuch przez głowę, a chłopaka złapał pod udami i usadowił na swoich biodrach. – Ja tam nie narzekam. – Poruszył brwiami, w rytmie bioder. – Chyba podoba mi się fakt, że masz ograniczoną możliwość ruchu. – Lawson skarcił go wzrokiem, na co on jedynie zaśmiał się. – Spokojnie też to polubisz.
Podszedł parę kroków do łóżka. Położył go na łóżku, tym samym kładąc się nad nim, pomiędzy jego kolanami. Zręcznym ruchem rozpiął rozporek chłopaka i zsunął jego spodnie od połowy ud. Zaczął obniżać się, stopniowo całując jego klatkę piersiową, a następnie brzuch. Gdy znajdował się ustami przy linii bokserek, chłopak zaczął drżeć pod wpływem ciepłego, a zarazem chłodnego uczucia. Przejechał językiem po materiale i zaczął masować go dłonią, składając pocałunki między jego udami.
– Cholera, przestań się ze mną bawić. – Wyjęczał z zamkniętymi powiekami.
– Potraktuj to jako zemstę, za tamten poranek. – Mruknął, sunąc paznokciem po podbrzuszu Lawsona.
– Dobra, okej, rozumiem. – Szeptał pośpiesznie, łapiąc płytkie oddechy.
Marco zaśmiał się, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
– Hm, pomyślę czy się nad tobą zlituję. Wszystko zależy od tego, czy grzecznie poczekasz. Muszę zejść na dół, bo zapomniałem czegoś ważnego. – Wstał, wzdychając. – Minuta. – Opuścił pomieszczenie, pozostawiając uchylone drzwi.
Lawson wciąż oddychał niespokojnie, czując wyraźną erekcję w kroczu. Wstał z łóżka i przywrócił swoje spodnie od porządku. Nagle gwałtownie podskoczył w miejscu, przerażony patrząc w kierunku drzwi, gdy do jego uszu dotarł krzyk Marshalla jakby z końca korytarza.
– Jasna cholera, Jess! Wystraszyłaś mnie!
Poczuł jakby jego serce przestało pracować. Usłyszane imię zadziałało na niego jak kubeł zimnej wody. Wciąż bez wdechu rozejrzał się z paniką po pomieszczeniu.
Kurwa.
– Nie, nie, poczekaj, tam nie.
– Ale dlaczego? – Usłyszał melodyjny chichot kobiety. – Marco, chce się rozpakować.
– Stój, stój! Wiesz... ja chciałem ci powiedzieć coś bardzo ważnego... – Mimo odległości wyczuł zdenerwowanie w jego głosie.
– Powiesz mi to, jak już odłożę walizkę. Właściwie dlaczego drzwi były otwarte?
Myśl Stiles, myśl.
Szafa? Zbyt oczywiste. Łóżko? Zbyt głupie.
W międzyczasie kopnął bluzę leżącą na podłodze wprost pod mebel. Rozglądając się w panice, dostrzegł uchylone okno. Podbiegł do niego najciszej jak potrafił, zdając sobie sprawę z tego, że para jest już niedaleko drzwi. Otworzył je i skrzywił się, słysząc cichy szelest metalu. Spojrzał w dół na swoje ręce i pokręcił głową z załamaniem. Wychylił się i z ulgą dostrzegł wysunięty dach. Przeszedł na drugą stronę i pod wpływem adrenaliny zapominając o lęku wysokości, zaczął poruszać się przy ścianie budynku. Usłyszał niewyraźne głosy mężczyzny i kobiety.
– Ja ci to wszystko wy..nagrodzę. Tak, wynagrodzę ci to, że musiałaś tak ciężko pracować.
– Głuptas. – Ponownie usłyszał jej śmiech.
Stiles przekroczył kąt, będąc teraz po prawej stronie budynku. W ostatnim momencie usłyszał, jak ktoś rozmawia w oknie. Wychylił się najostrożniej jak potrafił i dostrzegł blondynkę, która z zainteresowaniem wpatrywała się w ogród na tyłach domu. Odetchnęła świeżym powietrzem i wróciła do pokoju.
Nie patrz w dół, nie patrz w dół.
Kucnął, opierając się plecami o tynk i schował twarz w dłoniach, krzywiąc się. Pokręcił głową i obrócił się, po czym zaczął na kolanach schodzić w dół pochyłości. Wziął głęboki oddech i trzymając w dłoni łańcuch przybliżył się do końca dachu. Powoli wysunął jedną z nóg i spojrzał na odległość dzielącą go od trawnika.
Spokojnie...
Niespodziewanie objechała mu noga, którą częściowo opierał się na dachu. W ciągu paru sekund stracił równowagę i ześlizgując się upadł plecami na trawnik. Zacisnął powieki, krzywiąc się z bólu i czym prędzej przesunął się na czworakach pod daszek, wiedząc, że kobieta za moment pojawi się w oknie, przestraszona hałasem trzeszczącego łańcuchu. Nie mylił się, ponieważ w ciągu sekundy usłyszał kłótnię dochodzącą z góry. Zacisnął wargi i wstał, delikatnie kulejąc, a gdy rozmowy ucichły sygnalizując, że poszli do innego pokoju lub zaraz wyjdą na zewnątrz, skorzystał z okazji i czym prędzej pobiegł do tylnej bramki. Oddalając się o kilkanaście metrów usiadł, opierając się o pień i rozmasował plecy, które zaczęły reagować na upadek.
– Kiedyś cię zabiję, zobaczysz. – Wyszeptał, przecierając powieki. – Genialnie, a teraz co? Wejdę do domu i powiem mamie, że nie mam pojęcia, dlaczego zgubiłem bluzę i mam kajdanki na rękach?! Świetnie, przecież zostawiłem tam buty. – Przyciągnął do siebie kolana i oparł na nich głowę.
– No, kurwa, koleś jesteś nieśmiertelny. – Szatyn zaśmiał się i włożył ręce do kieszeni. – Chociaż, w sumie wylądowałeś w szpitalu na kilka miesięcy. To jakiś postęp. – Pokiwał głową z aprobatą. – No naprawdę, co cię skłoniło żeby podjąć próbę samobójczą. – Spojrzał na niego z pytającym wyrazem twarzy.
– W końcu ktoś się dowie. – Brunet wyszeptał przez zęby, unikając jego wzroku.
– Co proszę? Niby o czym? – Zmarszczył brwi. – Psychiatra chyba wyznaczył ci złą diagnozę, że niby ci się polepszyło... a może twoi rodzice mieli z tym coś wspólnego? – Skierował wzrok na moment na jego usta. – Zagrajmy w grę pod tytułem kto pierwszy cię znajdzie.
– Jesteś debilem! – Wykrzyczał, będąc na skraju płaczu.
– Chryste. – Przekręcił oczami i wyjął z kieszeni taśmę, urywając fragment i przykleił ją do ust chłopaka. – Zamknij się w końcu. – Skierował swoje granatowe oczy na stojącego obok kolegę. – Steve, sprawdź jeszcze raz tę linę. Nie lubię dawać forów. Gra to gra. – Zaczął chodzić w tę i z powrotem nucąc po cichu piosenkę. – Fear, is ever-changing and evolving. – Posłał delikatny uśmiech w kierunku związanego chłopaka.
Pokręcił gwałtownie głową, wypychając z głowy niechciane wspomnienia. Drżącymi rękami wyjął z kieszeni telefon i wystukał numer do swojej przyjaciółki. Odetchnął, aby zabrzmieć jak najnormalniej.
– Darcy? – Zapytał ochrypłym głosem, po czym odchrząknął.
– Co jest? – Krótkie i zwięzłe pytanie zabrzmiało w ustach nastolatki jak wojskowa ocena sytuacji.
– Nic. – Zaśmiał się. – Las koło domu, piętnaście minut, wizyta obowiązkowa. – Udał poważny, oficjalny ton.
Uśmiechnął się lekko, słysząc chichot dziewczyny. Jednak wciąż przybijała go sytuacja, której przed chwilą doświadczył.
– Tak jest! Ale dlaczego w lesie?
– Zobaczysz...
══◊══
+No cóż, w końcu każdy doczekał się tych dwóch momentów. Uprzedzam, że niektóre fakty będą wyjaśnione dopiero w ostatnich rozdziałach.
+Jakby co, to te słowa, które nucił Felix, pochodzą z piosenki, która pojawiła się już w poprzednich rozdziałach. [Battle Cry] Strach się stale zmienia i ewoluuje.
+Dziękuję za taką aktywność! ♥