Przez dziwną barierę słyszał niewyraźny głos.
– ...to miło z jego strony, że cię odwiedził, ale wciąż za nim nie przepadam. Nie wiem, Ronny nie przypadł mi do gustu...
Znów szum i niewyraźny bełkot.
Co się dzieje...?
– ...nie działo się nic ciekawego, szkoda, że ciebie tam nie było...
Zignorował głos, skupiając się na pytaniach uderzających do jego głowy. Spróbował unieść powieki, udało się to jedynie minimalnie. Rażące światło oślepiło go natychmiast, dlatego odruchem zamknął oczy. Spróbował poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Gdy szum w jego głowie ucichł, zdołał poruszyć jednym z palców. W tym momencie jego ciało przeszłą potworna fala bólu, tak silna, że miał ochotę krzyczeć na całe gardło, ale nie potrafił wydobyć z siebie dźwięku.
Gdzie ja jestem?
Gardło piekło go niemiłosiernie, widocznie wysuszone, poza tym mowę utrudniał również przedmiot ciągnący się wzdłuż gardła. Zakręciło mu się w głowie, kujący ból rozszedł się po czaszce, przeszywając kolejno kręgosłup.
Spróbował przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, jednak na marne. Każda próba dokonania tej czynności kończyła się niewyobrażalnym bólem. Spróbował złapać oddech, jednak coś go przydusiło, a jego ciałem wstrząsnęły odruchy wymiotne, jednak czuł jednocześnie, że nie potrafi wymiotować.
Wnętrze jego głowy rozerwał potworny pisk jakiejś osoby, po czym coś ścisnęło jego klatkę piersiową. To zmusiło go do otworzenia oczu, na tyle na ile potrafił. Początkowo jednak nie widział nic oprócz rozmazanego, rozjaśnionego otoczenia.
Piekło go gardło, głowę rozrywał ból, czuł zdrętwienie w kończynach, potworne osłabienie, a na dodatek ktoś ścisnął go, w prezencie jeszcze krzycząc koło ucha coś niezrozumiałego. Z czasem obraz nabrał ostrości, teraz jednak dostrzegł, jak stoją nad nim jakieś osoby. Nad głowami otaczających go postaci widniał śnieżnobiały sufit, na którym przytwierdzone były podłużne świetlówki.
Z najwyższym wysiłkiem obrócił łagodnie głowę, spotykając się ze wzrokiem dziewczyny, której policzki zalewały gęste łzy. Usłyszał szelest jakichś rurek.
Poczuł ulgę, gdy nastolatka odsunęła się. Następnie stało się coś jeszcze, ale nie był pewny co. Obraz zaczął ponownie zanikać.
Co się dzieje...?
Znów odczuł ten nieprzyjemny szum i odrętwienie, teraz jednak nie było tak tragicznie. Uchylił powieki, co również nie zadało mu takiej ilości bólu. Wbił zmęczone spojrzenie w sufit, oddychając spokojnie i miarowo. Zauważył też, że teraz nic nie przeszkadzało mu w nabieraniu powietrza.
Przeleżał tak dobre kilka minut, nie myśląc o niczym. Po prostu beznamiętnie wpatrywał się w obity śnieżnobiałymi kafelkami sufit. Obrócił z wysiłkiem głowę i obrzucił wzrokiem śpiącą w niewygodnej pozycji na krześle dziewczynę.
Co ja tu robię?
Spróbował przypomnieć sobie coś więcej niż wydarzenia z pierwszego przebudzenia. Wewnętrzny ból psychiczny, telefon, umowa, pierwsza tabletka. Zamknął oczy, nadal nie rozumiejąc, co znaczyły te obrazy. Flegmatycznie przyłożył dłonie do skroni, unosząc ręce jego uwadze nie umknęły przyczepione rurki.
Co ja tu robię?
Nastolatka poruszyła się nieznacznie, przechylając głowę, pochłonięta błogim snem. Sądząc po zmęczeniu wymalowanym na jej twarzy, potrzebowała tego.
Zamknął oczy, skupiając się na tych obrazach, przecież musiał coś pamiętać.
– Jak szybko to zadziała? – Spytał, obracając w dłoni opakowanie. – Im więcej tabletek weźmiesz, tym szybciej zadziała. Słuchaj, ja tym tylko handluję, każdy skutek uboczny nie jest z mojej winy. Żeby nie było, wolę cię ostrzec. – Mówił, co jakiś czas rozglądając się.
– Jasne. Mówisz, że mogę przez to umrzeć?
– Tak, dlatego nie przeginaj. Słuchaj, na pewno chcesz to kupić? Wywołuje fajny stan, ale jest zbyt niebezpieczne. – Kontynuował niepewnie, pocierając dłonią kark.
– Pięć stów więcej i nie widziałeś mnie tutaj. – Powiedział nagle, chowając opakowanie.
– I tak nikomu nie powiem... Poza tym to więcej niż zapłaciłeś za tabletki...
– Po prostu weź te pieniądze, niepotrzebne mi one. – Warknął, wpychając plik banknotów do jego ręki. Odsunął się równie szybko i odszedł.
Próbowałem się otruć...
Po chwili dotarło do niego znaczenie tych słów. Powoli przypominał sobie kim był i co, prawdopodobnie, tu robił. Nie wiedział jednak, co zrobił będąc pod wpływem trucizny. Skoro substancja nie zadziałała, wciąż był tym, kim był. Wciąż był potworem.
Zmarszczył brwi, uchylając usta. Uniósł drżącą dłoń nad twarzą i przerażony rozejrzał się po otaczającej go aparaturze szpitalnej. Rysy jego twarzy diametralnie zmieniły się, ukazując zdezorientowanie i ból. Pozwolił łzom bezwładnie spływać po policzkach, pozostając w całkowitym bezruchu.
Pociągnął nosem i przyłożył wnętrze dłoni do ust, szlochając coraz intensywniej. Obraz rozmazał się, przez zbierające się w jego oczach łzy. Nie miał nawet siły czy ochoty ich przetrzeć.
– O Boże, Stiles, ty żyjesz! – Krzyknęła dziewczyna, gwałtownie zrywając się z krzesła. Widocznie spała pół snem, ponieważ wybudziło ją nawet ciche szlochanie. – Nie płacz misiu, już okej. – Szepnęła kojąco, a po jej policzkach również spłynęły łzy. – Tak się bałam, że wtedy obudziłeś się po raz ostatni... – Wtulała się do jego klatki piersiowej, jakby nigdy nie miała go puszczać. Z radości nieustannie szczerzyła się mimo łez. – Tak się bałam. Już lepiej, już będzie dobrze, obiecuję. – Powtarzała gorączkowo, przejeżdżając dłonią po jego policzku, ścierając z niego kilka łez.
– Nie... nie... – Powiedział cicho, kręcąc głową. – Przecież... tabletki...
– Lekarze dali z siebie wszystko, Stili, już dobrze.
– Nie.... nie! Nic nie jest dobrze. To miało... to miało mnie zabić... – Spojrzał na stojąca w progu pielęgniarkę, która posyłała mu pełen czułości uśmiech, wołając przy tym lekarza. – Co wyście zrobili! – Wrzasnął tak gwałtownie, że klęcząca obok Darcy odskoczyła gwałtownie. – Co ja wam zrobiłem, co?! – Po jego policzkach wciąż nieustannie spływały łzy. – Dlaczego?! – Kręcił głową, ledwo łapiąc kolejne wdechy. Roztrzęsiony chwycił przyczepiony przyrząd, wyrywając go, tym samym rozcinając igłą skórę. Zanim zdążył wstać z łóżka do sali wbiegł lekarz, przyciskając go do materaca.
– Co mu jest...? – Szepnęła brunetka, ze strachem wpatrując się w rozgrywająca się przed nią sceną. Podbiegła do niej pielęgniarka, wyjaśniając i tym samym starając się uspokoić ją.
– Puszczaj mnie dupku, to twoja wina! – Rzucił z wyrzutem, stale łkając.
– Słuchaj mały, uspokój się. – Mężczyzna zachowywał się jakby w ogóle nie dziwło go zachowanie nastolatka. – Ciesz się, że nic ci nie jest. W pewnym sensie dostałeś drugie życie.
– Drugie życie?! Nie dziękuję! – Spróbował się wyszarpać.
– Słuchaj, to tylko szok spowodowany przebudzeniem i skrajnym wyczerpaniem organizmu. Za chwilę przejdzie i będzie po wszystkim. – Spojrzał na jego zranioną rękę, kręcąc głową.
Chłopak w dalszym ciągu próbował uwolnić się od uścisku, aż w końcu zmęczony wiercił się coraz słabiej, opadając z sił.
– Proszę... Nie możecie mnie zabić? Proszę... – Szeptał przez łzy wycieńczonym głosem, przestając się całkowicie poruszać. Zamknął oczy, przygryzając wargę. – Nie chcę tu wracać, nie rozumiecie tego? Proszę... – Wyjąkał słabo, kręcąc głową. Skierował spojrzenie na strzykawkę, którą pod jego nieuwagę wbiła pielęgniarka za poleceniem mężczyzny.
Brunet leżał prosto na łóżku, wciągając gwałtowne hausty powietrza. Uchylił usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili opuścił powieki, ostatecznie nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
– Co pan mu wstrzyknął?! – Wrzasnęła zdruzgotana dziewczyna, stając na równe nogi.
– Darcy, tak? Zaufaj mi, nic mu nie będzie. Musiałem podać mu środki uspokajające, sama widziałaś, co się stało. – Mówił beztrosko, wydając pielęgniarką polecenia, aby naprawiły szkody, które chłopak zdążył wyrządzić. – Psychiatra uprzedzał, że może wybudzić się z szokiem, to było konieczne.
– Co proszę...? Przecież on dopiero co wybudził się... Jak pan mógł tak szybko podać mu środki osłabiające jego organizm?!
– Młoda damo, nie tym tonem. Poza tym to ja tu jestem lekarzem. – Ostatni raz spojrzał na ekran wskazujący rytm bicia serca pacjenta.
Darcy w tym czasie obiegła wzrokiem mężczyznę. Ciężko było jej uwierzyć, że był profesjonalistą. Widocznie w szpitalu musiał być nowy, ponieważ nie kojarzyła go znikąd. Pierwszy raz zobaczyła go, gdy przeprowadzał operację Stilesa, a zanim działo się to wszystko odwiedzała tutaj koleżankę ze złamaną nogą i nie spotkała go ani razu. Poza tym nie podobał jej się jego wyraz twarzy, w ogóle się nie uśmiechał, pracował w dziwnej ciszy, jakby zajmował się nie kimś, a czymś. Tak, jakby miał gdzieś pacjenta.
Nim wyszedł, ukradkiem spojrzała na jego plakietkę. Wyglądała na autentyczną. Upomniała się w myślach, jak mogła w codziennym życiu doszukiwać się podstępów jak w filmach, podczas gdy jej przyjaciel potrzebował pomocy.
– Stiles... – Zaczęła, uważnie obserwując chociażby najmniejsze ruchy jego twarzy. Poruszyła się niepewnie, gdy z wysiłkiem uniósł powieki. Ostrożnie przysunęła dłoń do jego policzka, wypatrując oznaki protestu. Nic takiego się nie stało, dlatego pewniej objęła jego policzek. Kciukiem przetarła ostatnie łzy, spływające po jego policzku. – Przepraszam... To wszystko moja wina? To przez to, że z nim rozmawiałam? Mogę już nigdy więcej tego nie robić, obiecuję. – Mówiła cicho, patrząc na niego ze smutkiem w oczach. – Jesteś nam potrzebny. – Zrozumiała, że nie może mu pokazać obawy. Musi pokazać mu, że gdyby był obojętnie jak złośliwy, to ona będzie przy nim. Zatraciła się wzrokiem w jego przekrwionych i opuchniętych od płaczu oczach.
– P–przepraszam... a–ale.... – Szeptał z wysiłkiem, łapiąc łagodne wdechy. – m–mieliśmy nie rozmawiać... – Mówił niemal niesłyszalnie, dlatego dziewczyna musiała przybliżyć się, aby go słyszeć.
– Nie wierzę ci, Stiles. Sam nie wierzysz w to, co mówisz, prawda? Wcale tak nie myślisz. Tyle lat przyjaźni nie może nic nie znaczyć, to zawsze jest coś. Nie byłbyś w stanie tyle lat udawać.
– A–ale... – Przełknął ślinę. – To już nie ten sam Stiles. Zmieniłem się. – Stwierdził, a w jego głosie wciąż pobrzmiewała chrypka. – Zmieniłem się na gorsze.
– Nie mów tak, kocham cię niezależnie od tego, kim jesteś. Jesteś moim Stilesem. Byłeś, jesteś i będziesz. – Umilkła na chwilę, cicho wzdychając i krążąc kciukiem po jego policzku.
– Męczysz się przeze mnie, prawda? – Oblizał językiem wargi, mówienie wciąż sprawiało mu ból. – Wciąż cię olewam, utrudniam ci miłość, wciąż czegoś od ciebie wymagam. – Skierował wzrok w drugą stronę, tak aby nie patrzeć na nią. – Jemu zniszczyłem życie, małżeństwo i za chwilę zniszczę też karierę. Spójrz na to tak, gdybym umarł, każdy by chwilę popłakał i zapomniał, tak? Zniknęłyby wszystkie problemy. Moi rodzice nareszcie mieliby spokój o którym zawsze marzyli.
– Nie mów tak. – Przerwała mu, powstrzymując łzy. Wciąż nie wierzyła, że z jej przyjacielem było tak źle, że cierpiał od tego stopnia. Wiedziała, że nigdy nie wybaczy sobie tego, że nic nie zauważyła. Otrzymała szansę, aby to naprawić... a co gdyby on się nie obudził? – Zrób to dla mnie, ostatnia szansa. Teraz będzie dobrze, obiecuję. – Teraz naprawdę poczuła ukłucie w sercu, gdy uniósł na nią zmęczony wzrok. Był wychudzony przez wszystkie czyszczenia, przez które przeszedł, aby pozbyto się szkodliwej substancji z jego organizmu, w dodatku był wyraźnie przemęczony, a z jego oczu zniknął błysk, który zawsze się utrzymywał. Wiedziała, że miał tego po prostu dość.
– Ostatnia próba?
– Tak. Proszę, pozwól sobie pomóc.
– Kiedy mnie wypuszczą? – Spytał po chwili milczenia.
Brunetka zaśmiała się lekko.
– Stili, wyglądasz jak trup, na pewno tu trochę poleżysz. Spałeś przez dobre trzy tygodnie, myślisz, że po kilku dniach cię wypuszczą?
– Leżę tu już trzy tygodnie?! – Rzucił z wyrzutem, otwierając szerzej oczy. Myślał nad czymś intensywnie, po czym westchnął, podejmując decyzję. – Posłuchaj... czy mogłabyś... jeżeli będziesz go widziała... powiedz, że musimy porozmawiać.
– Go? Masz na myśli Marshalla? – Zapytała, chcąc się upewnić.
– Tak... – Odparł cicho, niemrawo potakując głową. – Jeszcze jedno, nie musisz zrywać z Feliksem.
– Zrywać? – Spojrzała na niego zaskoczona. – Stiles, my nawet nie jesteśmy razem. Więc to prawda, to wszystko co ci robił...? Jeżeli tak, to obiecuję ci, że go znienawidzę.
– Będziesz cierpieć, prawda?
– To nie ma znaczenia, z potworem nie można być.
Nastała między nimi niezręczna cisza, dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, a Stiles patrzył na ścianę, ponownie intensywnie nad czymś myśląc.
– Nie urywaj z nim kontaktu. To moja wina. Tak naprawdę nie wiedziałem na kogo zrzucić winy. Przepraszam... Bałem się, że on mi ciebie odbierze, a to było najlepsze wyjście. – Mówił wszystko z wysiłkiem, dlatego Darcy nie potrafiła rozpoznać, czy kłamie, czy po prostu ciężko mu się do tego przyznać, z tego też powodu postanowiła na razie zignorować wyznanie. – Owszem dokuczał mi, ale każdy zasługuję na drugą szansę, tak?
– Tak... – Odparła niepewnie, zabierając w końcu rękę z jego policzka. – Muszę nad tym wszystkim pomyśleć, dlatego rozmowa o tym teraz nie jest dobrym pomysłem.
– Rodzice w ogóle wiedzą, że tu jestem? Ktokolwiek wie?
– Tak, twoi rodzice byli tu kilka razy, ale tylko na chwilę... Lepiej korzystaj, że tutaj leżysz. Są wściekli, szczególnie ojciec. Przez twoją nieobecność zostali wezwani do szkoły i... dowiedzieli się o wszystkich ocenach i opuszczonych lekcjach... Dlaczego mi nie mówiłeś, że w zasadzie ze wszystkiego masz jedynki? – Rzuciła z wyrzutem, kręcąc głową. – To nie koniec przykrych wiadomości związanych ze szkołą. Podobno będziesz pod stałą obserwacją psychologa szkolnego i będziesz musiał codziennie bywać na wizytach. Twój ojciec był tak wściekły, że bez słowa wyszedł z gabinetu. Nie pytaj skąd to wiem...
Brunet skrzywił się, rozglądając.
– To i tak dobrze... Początkowo miałeś trafić do psychiatryka...
– Chcieli mnie zamknąć?! – Powiedział nieco głośniej, z niedowierzaniem patrząc na przyjaciółkę. – Oszaleli?!
– Nie przejmuj się...
– Darcy, jak mam się nie przejmować?! – Kilka razy uderzył tyłem głowy w poduszkę, zwężając usta w prostą linię. – Nieważne, możesz już iść, chcę odpocząć.
– Znów zaczynasz...? Proszę, możemy przestać się kłócić? Chociaż raz.
– Nic nie zaczynam, chcę po prostu odpocząć. – Mruknął, wpatrując się w ścianę.
Dziewczyna przygryzła wargę i odwróciła się, zdenerwowana wyciągając swoje rzeczy ze szpitalnego stolika nocnego. Przez te trzy tygodnie zdążyła się tutaj zakwaterować.
Nie. Obiecałam coś zarówno mu, jak i sobie.
Odwróciła się i uklękła przy jego łóżku.
– Spójrz na mnie i powtórz, że mam stąd iść. – Posłała mu zawzięte spojrzenie.
– Darcy... – Zawahał się. Po chwili ciszy, podczas której uparcie mierzyli się wzrokiem, rzucił tylko: – Zostań.
Marshall otworzył ponownie skrzynkę wiadomości, przeglądając ich ostatnie rozmowy.
Zrobiłem coś nie tak?
Przygryzł wargę, wzdychając. Przywarł plecami do ściany, unosząc wzrok do góry. Spróbował skupić swoje myśli nad czymś, co nie dotyczyło Stilesa. Po chwili zrozumiał, że to nie ma sensu. Nie mógł udawać, że wszystko jest okej. Starał się ukrywać zakłopotanie i ponury nastrój, ale siłą rzeczy czasami mu to nie wychodziło.
Skupił swoją uwagę na drgającym telefonie. Pod słuchawką informującą o połączeniu wyświetliła się nazwa kontaktu – „Jessy”. Wpatrywał się w ekran, nie mając pomysłu co zrobić. Sam już nie wiedział, czy ma ochotę na rozmowę z nią.
Chwilę po rozpoczęciu połączenia do pokoju pośpiesznym krokiem wszedł mężczyzna, spoglądając na boksera.
– Musimy się zbierać, chodź.
– Idę. – Odparł zrezygnowany, rzucając wciąż dzwoniący telefon do szafki. Ostatni raz spojrzał na ekran, po czym odwrócił się i podszedł do menadżera.
– Gadałeś już z Jess? – Zapytał, gdy szli korytarzem. – Zawsze dzwoni przed walką, mówiłeś, że to pomaga ci się skupić, a dziś tego potrzebujesz.
– Nie dzwoniła. – Skłamał.
– Nie? – Zapytał szczerze zdziwiony, unosząc brwi. – Zawsze dzwoni.
Marco obojętnie wzruszył ramionami, patrząc przed siebie.
– Mniejsza... Słuchaj, pogadaj chwilę z dziennikarzami, dawno nie prowadziłeś wywiadu. Dobrze to zrobi na powrót.
– Nie mam ochoty na rozmowy. – Burknął, poprawiając bandaże okalające dłonie.
– Cholera, myślałem, że już ci przeszło. – Rzucił z wyrzutem, wyraźnie zdenerwowany.
– Nie przejdzie mi, dopóki nie dowiem się, dlaczego się nie odzywa. – Odparł mocniejszym tonem, co miało oznaczać koniec rozmowy na ten temat.
– ...to miło z jego strony, że cię odwiedził, ale wciąż za nim nie przepadam. Nie wiem, Ronny nie przypadł mi do gustu...
Znów szum i niewyraźny bełkot.
Co się dzieje...?
– ...nie działo się nic ciekawego, szkoda, że ciebie tam nie było...
Zignorował głos, skupiając się na pytaniach uderzających do jego głowy. Spróbował unieść powieki, udało się to jedynie minimalnie. Rażące światło oślepiło go natychmiast, dlatego odruchem zamknął oczy. Spróbował poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Gdy szum w jego głowie ucichł, zdołał poruszyć jednym z palców. W tym momencie jego ciało przeszłą potworna fala bólu, tak silna, że miał ochotę krzyczeć na całe gardło, ale nie potrafił wydobyć z siebie dźwięku.
Gdzie ja jestem?
Gardło piekło go niemiłosiernie, widocznie wysuszone, poza tym mowę utrudniał również przedmiot ciągnący się wzdłuż gardła. Zakręciło mu się w głowie, kujący ból rozszedł się po czaszce, przeszywając kolejno kręgosłup.
Spróbował przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, jednak na marne. Każda próba dokonania tej czynności kończyła się niewyobrażalnym bólem. Spróbował złapać oddech, jednak coś go przydusiło, a jego ciałem wstrząsnęły odruchy wymiotne, jednak czuł jednocześnie, że nie potrafi wymiotować.
Wnętrze jego głowy rozerwał potworny pisk jakiejś osoby, po czym coś ścisnęło jego klatkę piersiową. To zmusiło go do otworzenia oczu, na tyle na ile potrafił. Początkowo jednak nie widział nic oprócz rozmazanego, rozjaśnionego otoczenia.
Piekło go gardło, głowę rozrywał ból, czuł zdrętwienie w kończynach, potworne osłabienie, a na dodatek ktoś ścisnął go, w prezencie jeszcze krzycząc koło ucha coś niezrozumiałego. Z czasem obraz nabrał ostrości, teraz jednak dostrzegł, jak stoją nad nim jakieś osoby. Nad głowami otaczających go postaci widniał śnieżnobiały sufit, na którym przytwierdzone były podłużne świetlówki.
Z najwyższym wysiłkiem obrócił łagodnie głowę, spotykając się ze wzrokiem dziewczyny, której policzki zalewały gęste łzy. Usłyszał szelest jakichś rurek.
Poczuł ulgę, gdy nastolatka odsunęła się. Następnie stało się coś jeszcze, ale nie był pewny co. Obraz zaczął ponownie zanikać.
Co się dzieje...?
Znów odczuł ten nieprzyjemny szum i odrętwienie, teraz jednak nie było tak tragicznie. Uchylił powieki, co również nie zadało mu takiej ilości bólu. Wbił zmęczone spojrzenie w sufit, oddychając spokojnie i miarowo. Zauważył też, że teraz nic nie przeszkadzało mu w nabieraniu powietrza.
Przeleżał tak dobre kilka minut, nie myśląc o niczym. Po prostu beznamiętnie wpatrywał się w obity śnieżnobiałymi kafelkami sufit. Obrócił z wysiłkiem głowę i obrzucił wzrokiem śpiącą w niewygodnej pozycji na krześle dziewczynę.
Co ja tu robię?
Spróbował przypomnieć sobie coś więcej niż wydarzenia z pierwszego przebudzenia. Wewnętrzny ból psychiczny, telefon, umowa, pierwsza tabletka. Zamknął oczy, nadal nie rozumiejąc, co znaczyły te obrazy. Flegmatycznie przyłożył dłonie do skroni, unosząc ręce jego uwadze nie umknęły przyczepione rurki.
Co ja tu robię?
Nastolatka poruszyła się nieznacznie, przechylając głowę, pochłonięta błogim snem. Sądząc po zmęczeniu wymalowanym na jej twarzy, potrzebowała tego.
Zamknął oczy, skupiając się na tych obrazach, przecież musiał coś pamiętać.
– Jak szybko to zadziała? – Spytał, obracając w dłoni opakowanie. – Im więcej tabletek weźmiesz, tym szybciej zadziała. Słuchaj, ja tym tylko handluję, każdy skutek uboczny nie jest z mojej winy. Żeby nie było, wolę cię ostrzec. – Mówił, co jakiś czas rozglądając się.
– Jasne. Mówisz, że mogę przez to umrzeć?
– Tak, dlatego nie przeginaj. Słuchaj, na pewno chcesz to kupić? Wywołuje fajny stan, ale jest zbyt niebezpieczne. – Kontynuował niepewnie, pocierając dłonią kark.
– Pięć stów więcej i nie widziałeś mnie tutaj. – Powiedział nagle, chowając opakowanie.
– I tak nikomu nie powiem... Poza tym to więcej niż zapłaciłeś za tabletki...
– Po prostu weź te pieniądze, niepotrzebne mi one. – Warknął, wpychając plik banknotów do jego ręki. Odsunął się równie szybko i odszedł.
Próbowałem się otruć...
Po chwili dotarło do niego znaczenie tych słów. Powoli przypominał sobie kim był i co, prawdopodobnie, tu robił. Nie wiedział jednak, co zrobił będąc pod wpływem trucizny. Skoro substancja nie zadziałała, wciąż był tym, kim był. Wciąż był potworem.
Zmarszczył brwi, uchylając usta. Uniósł drżącą dłoń nad twarzą i przerażony rozejrzał się po otaczającej go aparaturze szpitalnej. Rysy jego twarzy diametralnie zmieniły się, ukazując zdezorientowanie i ból. Pozwolił łzom bezwładnie spływać po policzkach, pozostając w całkowitym bezruchu.
Pociągnął nosem i przyłożył wnętrze dłoni do ust, szlochając coraz intensywniej. Obraz rozmazał się, przez zbierające się w jego oczach łzy. Nie miał nawet siły czy ochoty ich przetrzeć.
– O Boże, Stiles, ty żyjesz! – Krzyknęła dziewczyna, gwałtownie zrywając się z krzesła. Widocznie spała pół snem, ponieważ wybudziło ją nawet ciche szlochanie. – Nie płacz misiu, już okej. – Szepnęła kojąco, a po jej policzkach również spłynęły łzy. – Tak się bałam, że wtedy obudziłeś się po raz ostatni... – Wtulała się do jego klatki piersiowej, jakby nigdy nie miała go puszczać. Z radości nieustannie szczerzyła się mimo łez. – Tak się bałam. Już lepiej, już będzie dobrze, obiecuję. – Powtarzała gorączkowo, przejeżdżając dłonią po jego policzku, ścierając z niego kilka łez.
– Nie... nie... – Powiedział cicho, kręcąc głową. – Przecież... tabletki...
– Lekarze dali z siebie wszystko, Stili, już dobrze.
– Nie.... nie! Nic nie jest dobrze. To miało... to miało mnie zabić... – Spojrzał na stojąca w progu pielęgniarkę, która posyłała mu pełen czułości uśmiech, wołając przy tym lekarza. – Co wyście zrobili! – Wrzasnął tak gwałtownie, że klęcząca obok Darcy odskoczyła gwałtownie. – Co ja wam zrobiłem, co?! – Po jego policzkach wciąż nieustannie spływały łzy. – Dlaczego?! – Kręcił głową, ledwo łapiąc kolejne wdechy. Roztrzęsiony chwycił przyczepiony przyrząd, wyrywając go, tym samym rozcinając igłą skórę. Zanim zdążył wstać z łóżka do sali wbiegł lekarz, przyciskając go do materaca.
– Co mu jest...? – Szepnęła brunetka, ze strachem wpatrując się w rozgrywająca się przed nią sceną. Podbiegła do niej pielęgniarka, wyjaśniając i tym samym starając się uspokoić ją.
– Puszczaj mnie dupku, to twoja wina! – Rzucił z wyrzutem, stale łkając.
– Słuchaj mały, uspokój się. – Mężczyzna zachowywał się jakby w ogóle nie dziwło go zachowanie nastolatka. – Ciesz się, że nic ci nie jest. W pewnym sensie dostałeś drugie życie.
– Drugie życie?! Nie dziękuję! – Spróbował się wyszarpać.
– Słuchaj, to tylko szok spowodowany przebudzeniem i skrajnym wyczerpaniem organizmu. Za chwilę przejdzie i będzie po wszystkim. – Spojrzał na jego zranioną rękę, kręcąc głową.
Chłopak w dalszym ciągu próbował uwolnić się od uścisku, aż w końcu zmęczony wiercił się coraz słabiej, opadając z sił.
– Proszę... Nie możecie mnie zabić? Proszę... – Szeptał przez łzy wycieńczonym głosem, przestając się całkowicie poruszać. Zamknął oczy, przygryzając wargę. – Nie chcę tu wracać, nie rozumiecie tego? Proszę... – Wyjąkał słabo, kręcąc głową. Skierował spojrzenie na strzykawkę, którą pod jego nieuwagę wbiła pielęgniarka za poleceniem mężczyzny.
Brunet leżał prosto na łóżku, wciągając gwałtowne hausty powietrza. Uchylił usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili opuścił powieki, ostatecznie nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
– Co pan mu wstrzyknął?! – Wrzasnęła zdruzgotana dziewczyna, stając na równe nogi.
– Darcy, tak? Zaufaj mi, nic mu nie będzie. Musiałem podać mu środki uspokajające, sama widziałaś, co się stało. – Mówił beztrosko, wydając pielęgniarką polecenia, aby naprawiły szkody, które chłopak zdążył wyrządzić. – Psychiatra uprzedzał, że może wybudzić się z szokiem, to było konieczne.
– Co proszę...? Przecież on dopiero co wybudził się... Jak pan mógł tak szybko podać mu środki osłabiające jego organizm?!
– Młoda damo, nie tym tonem. Poza tym to ja tu jestem lekarzem. – Ostatni raz spojrzał na ekran wskazujący rytm bicia serca pacjenta.
Darcy w tym czasie obiegła wzrokiem mężczyznę. Ciężko było jej uwierzyć, że był profesjonalistą. Widocznie w szpitalu musiał być nowy, ponieważ nie kojarzyła go znikąd. Pierwszy raz zobaczyła go, gdy przeprowadzał operację Stilesa, a zanim działo się to wszystko odwiedzała tutaj koleżankę ze złamaną nogą i nie spotkała go ani razu. Poza tym nie podobał jej się jego wyraz twarzy, w ogóle się nie uśmiechał, pracował w dziwnej ciszy, jakby zajmował się nie kimś, a czymś. Tak, jakby miał gdzieś pacjenta.
Nim wyszedł, ukradkiem spojrzała na jego plakietkę. Wyglądała na autentyczną. Upomniała się w myślach, jak mogła w codziennym życiu doszukiwać się podstępów jak w filmach, podczas gdy jej przyjaciel potrzebował pomocy.
– Stiles... – Zaczęła, uważnie obserwując chociażby najmniejsze ruchy jego twarzy. Poruszyła się niepewnie, gdy z wysiłkiem uniósł powieki. Ostrożnie przysunęła dłoń do jego policzka, wypatrując oznaki protestu. Nic takiego się nie stało, dlatego pewniej objęła jego policzek. Kciukiem przetarła ostatnie łzy, spływające po jego policzku. – Przepraszam... To wszystko moja wina? To przez to, że z nim rozmawiałam? Mogę już nigdy więcej tego nie robić, obiecuję. – Mówiła cicho, patrząc na niego ze smutkiem w oczach. – Jesteś nam potrzebny. – Zrozumiała, że nie może mu pokazać obawy. Musi pokazać mu, że gdyby był obojętnie jak złośliwy, to ona będzie przy nim. Zatraciła się wzrokiem w jego przekrwionych i opuchniętych od płaczu oczach.
– P–przepraszam... a–ale.... – Szeptał z wysiłkiem, łapiąc łagodne wdechy. – m–mieliśmy nie rozmawiać... – Mówił niemal niesłyszalnie, dlatego dziewczyna musiała przybliżyć się, aby go słyszeć.
– Nie wierzę ci, Stiles. Sam nie wierzysz w to, co mówisz, prawda? Wcale tak nie myślisz. Tyle lat przyjaźni nie może nic nie znaczyć, to zawsze jest coś. Nie byłbyś w stanie tyle lat udawać.
– A–ale... – Przełknął ślinę. – To już nie ten sam Stiles. Zmieniłem się. – Stwierdził, a w jego głosie wciąż pobrzmiewała chrypka. – Zmieniłem się na gorsze.
– Nie mów tak, kocham cię niezależnie od tego, kim jesteś. Jesteś moim Stilesem. Byłeś, jesteś i będziesz. – Umilkła na chwilę, cicho wzdychając i krążąc kciukiem po jego policzku.
– Męczysz się przeze mnie, prawda? – Oblizał językiem wargi, mówienie wciąż sprawiało mu ból. – Wciąż cię olewam, utrudniam ci miłość, wciąż czegoś od ciebie wymagam. – Skierował wzrok w drugą stronę, tak aby nie patrzeć na nią. – Jemu zniszczyłem życie, małżeństwo i za chwilę zniszczę też karierę. Spójrz na to tak, gdybym umarł, każdy by chwilę popłakał i zapomniał, tak? Zniknęłyby wszystkie problemy. Moi rodzice nareszcie mieliby spokój o którym zawsze marzyli.
– Nie mów tak. – Przerwała mu, powstrzymując łzy. Wciąż nie wierzyła, że z jej przyjacielem było tak źle, że cierpiał od tego stopnia. Wiedziała, że nigdy nie wybaczy sobie tego, że nic nie zauważyła. Otrzymała szansę, aby to naprawić... a co gdyby on się nie obudził? – Zrób to dla mnie, ostatnia szansa. Teraz będzie dobrze, obiecuję. – Teraz naprawdę poczuła ukłucie w sercu, gdy uniósł na nią zmęczony wzrok. Był wychudzony przez wszystkie czyszczenia, przez które przeszedł, aby pozbyto się szkodliwej substancji z jego organizmu, w dodatku był wyraźnie przemęczony, a z jego oczu zniknął błysk, który zawsze się utrzymywał. Wiedziała, że miał tego po prostu dość.
– Ostatnia próba?
– Tak. Proszę, pozwól sobie pomóc.
– Kiedy mnie wypuszczą? – Spytał po chwili milczenia.
Brunetka zaśmiała się lekko.
– Stili, wyglądasz jak trup, na pewno tu trochę poleżysz. Spałeś przez dobre trzy tygodnie, myślisz, że po kilku dniach cię wypuszczą?
– Leżę tu już trzy tygodnie?! – Rzucił z wyrzutem, otwierając szerzej oczy. Myślał nad czymś intensywnie, po czym westchnął, podejmując decyzję. – Posłuchaj... czy mogłabyś... jeżeli będziesz go widziała... powiedz, że musimy porozmawiać.
– Go? Masz na myśli Marshalla? – Zapytała, chcąc się upewnić.
– Tak... – Odparł cicho, niemrawo potakując głową. – Jeszcze jedno, nie musisz zrywać z Feliksem.
– Zrywać? – Spojrzała na niego zaskoczona. – Stiles, my nawet nie jesteśmy razem. Więc to prawda, to wszystko co ci robił...? Jeżeli tak, to obiecuję ci, że go znienawidzę.
– Będziesz cierpieć, prawda?
– To nie ma znaczenia, z potworem nie można być.
Nastała między nimi niezręczna cisza, dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć, a Stiles patrzył na ścianę, ponownie intensywnie nad czymś myśląc.
– Nie urywaj z nim kontaktu. To moja wina. Tak naprawdę nie wiedziałem na kogo zrzucić winy. Przepraszam... Bałem się, że on mi ciebie odbierze, a to było najlepsze wyjście. – Mówił wszystko z wysiłkiem, dlatego Darcy nie potrafiła rozpoznać, czy kłamie, czy po prostu ciężko mu się do tego przyznać, z tego też powodu postanowiła na razie zignorować wyznanie. – Owszem dokuczał mi, ale każdy zasługuję na drugą szansę, tak?
– Tak... – Odparła niepewnie, zabierając w końcu rękę z jego policzka. – Muszę nad tym wszystkim pomyśleć, dlatego rozmowa o tym teraz nie jest dobrym pomysłem.
– Rodzice w ogóle wiedzą, że tu jestem? Ktokolwiek wie?
– Tak, twoi rodzice byli tu kilka razy, ale tylko na chwilę... Lepiej korzystaj, że tutaj leżysz. Są wściekli, szczególnie ojciec. Przez twoją nieobecność zostali wezwani do szkoły i... dowiedzieli się o wszystkich ocenach i opuszczonych lekcjach... Dlaczego mi nie mówiłeś, że w zasadzie ze wszystkiego masz jedynki? – Rzuciła z wyrzutem, kręcąc głową. – To nie koniec przykrych wiadomości związanych ze szkołą. Podobno będziesz pod stałą obserwacją psychologa szkolnego i będziesz musiał codziennie bywać na wizytach. Twój ojciec był tak wściekły, że bez słowa wyszedł z gabinetu. Nie pytaj skąd to wiem...
Brunet skrzywił się, rozglądając.
– To i tak dobrze... Początkowo miałeś trafić do psychiatryka...
– Chcieli mnie zamknąć?! – Powiedział nieco głośniej, z niedowierzaniem patrząc na przyjaciółkę. – Oszaleli?!
– Nie przejmuj się...
– Darcy, jak mam się nie przejmować?! – Kilka razy uderzył tyłem głowy w poduszkę, zwężając usta w prostą linię. – Nieważne, możesz już iść, chcę odpocząć.
– Znów zaczynasz...? Proszę, możemy przestać się kłócić? Chociaż raz.
– Nic nie zaczynam, chcę po prostu odpocząć. – Mruknął, wpatrując się w ścianę.
Dziewczyna przygryzła wargę i odwróciła się, zdenerwowana wyciągając swoje rzeczy ze szpitalnego stolika nocnego. Przez te trzy tygodnie zdążyła się tutaj zakwaterować.
Nie. Obiecałam coś zarówno mu, jak i sobie.
Odwróciła się i uklękła przy jego łóżku.
– Spójrz na mnie i powtórz, że mam stąd iść. – Posłała mu zawzięte spojrzenie.
– Darcy... – Zawahał się. Po chwili ciszy, podczas której uparcie mierzyli się wzrokiem, rzucił tylko: – Zostań.
Marshall otworzył ponownie skrzynkę wiadomości, przeglądając ich ostatnie rozmowy.
Zrobiłem coś nie tak?
Przygryzł wargę, wzdychając. Przywarł plecami do ściany, unosząc wzrok do góry. Spróbował skupić swoje myśli nad czymś, co nie dotyczyło Stilesa. Po chwili zrozumiał, że to nie ma sensu. Nie mógł udawać, że wszystko jest okej. Starał się ukrywać zakłopotanie i ponury nastrój, ale siłą rzeczy czasami mu to nie wychodziło.
Skupił swoją uwagę na drgającym telefonie. Pod słuchawką informującą o połączeniu wyświetliła się nazwa kontaktu – „Jessy”. Wpatrywał się w ekran, nie mając pomysłu co zrobić. Sam już nie wiedział, czy ma ochotę na rozmowę z nią.
Chwilę po rozpoczęciu połączenia do pokoju pośpiesznym krokiem wszedł mężczyzna, spoglądając na boksera.
– Musimy się zbierać, chodź.
– Idę. – Odparł zrezygnowany, rzucając wciąż dzwoniący telefon do szafki. Ostatni raz spojrzał na ekran, po czym odwrócił się i podszedł do menadżera.
– Gadałeś już z Jess? – Zapytał, gdy szli korytarzem. – Zawsze dzwoni przed walką, mówiłeś, że to pomaga ci się skupić, a dziś tego potrzebujesz.
– Nie dzwoniła. – Skłamał.
– Nie? – Zapytał szczerze zdziwiony, unosząc brwi. – Zawsze dzwoni.
Marco obojętnie wzruszył ramionami, patrząc przed siebie.
– Mniejsza... Słuchaj, pogadaj chwilę z dziennikarzami, dawno nie prowadziłeś wywiadu. Dobrze to zrobi na powrót.
– Nie mam ochoty na rozmowy. – Burknął, poprawiając bandaże okalające dłonie.
– Cholera, myślałem, że już ci przeszło. – Rzucił z wyrzutem, wyraźnie zdenerwowany.
– Nie przejdzie mi, dopóki nie dowiem się, dlaczego się nie odzywa. – Odparł mocniejszym tonem, co miało oznaczać koniec rozmowy na ten temat.
══◊══
+Odnośnie przebudzenia – nigdy nie wybudziłam się ze śpiączki, siłą rzeczy nie wiem jakie to uczucie... ale mam nadzieję, że to wyszło dość realnie przy czytaniu. ;)
+Rozdział dedykuję (ponownie) Sarabeth, która chciała dedyk, cytuję: „BO TAK”. Dedykuję go również Annie, która poprawiła mi humor, „upominając się” o rozdział, haha. :D ♥
+Co mogę powiedzieć o rozdziale? Przyznam, puściłam sobie przy pisaniu tak smutne piosenki, że mnie zdołowało i ze smutkiem pisałam to. Bardziej ciekawi mnie wasza opinia! :)
+Rozdział dedykuję (ponownie) Sarabeth, która chciała dedyk, cytuję: „BO TAK”. Dedykuję go również Annie, która poprawiła mi humor, „upominając się” o rozdział, haha. :D ♥
+Co mogę powiedzieć o rozdziale? Przyznam, puściłam sobie przy pisaniu tak smutne piosenki, że mnie zdołowało i ze smutkiem pisałam to. Bardziej ciekawi mnie wasza opinia! :)
══◊══
Na Wattpadzie założyłam nowego bloga. Miałam publikować tylko tam, ale pomyślałam, że wam też należy się dostęp do niego. Na tamtym portalu spotkałam się z ogromem pozytywnych reakcji mimo kontrowersyjnego tematu.
O co chodzi? Prowokator to mój „poboczny projekt”. Rozdziały są dodawane nieregularnie, ponieważ historia Stilesa jest dla mnie na pierwszym miejscu. Jest on pewnego rodzaju rekompensatą za brak na TMYSS-ie wielu wątków erotycznych, które jak na początku wskazywała kategoria, powinny się tutaj znaleźć.
Fabuła
Jackson to niewyżyty seksualnie skurwiel, który na ogół mógłby mieć każdego, jednak on chce konkretnie ich. Interesują go jedynie szybkie przygody z nauczycielami. Kochał to robić. Fantazje uczeń-nauczyciel mógł spełniać kiedy tylko chciał. Prowadził nawet spis swoich seksualnych kochanków. Czy był męską dziwką? Owszem, i był z tego dumny.
Myśląc nad kolejną ofiarą, zobaczył go. Spokojny, seksowny i starszy od niego.
Jego nazwisko musiało niezwłocznie zaistnieć na szczycie listy.
Jak już mówiłam, według czytelników z Wattpada, to dobre opowiadanie, a bohater ma ciekawy i dobrze określony charakter. Przekonajcie się sami! :)
Jak już mówiłam, według czytelników z Wattpada, to dobre opowiadanie, a bohater ma ciekawy i dobrze określony charakter. Przekonajcie się sami! :)
Rozdział boski. Prowokator, jak już wiele razy mówiłam, zajebisty.
OdpowiedzUsuńStiles - a rujnuj debilowi karierę, rujnuj! Darcy&Felix - tradycyjnie, Awww :3
Marco, Ty #$%^&*()(*&^%$#@#$%^&*&^%$#$%^&*(*&^%$#$%^&*(*&^%$##$%^&&^%$#$%^&^%$#$%^&*&^%$#@#$%^&*(*&^%$#!!!!!
Biedna Jess. Do dupy z takim mężem!!!
Rodzice Stilesa - w dupie ich mam, rodzice mojej Darcy są dużo lepsi.
Pozdrawiam i życzę weny jako Naczelny Minister Edukacji i Kultury w naszej Tęczolandii :D
Niech darcy idzie do Marco mam nadzieję,że zdąży przed walką Stils powinien wydać tego dilera dobrze,że Marco nie odebrał telefonu od Jes boję się tego co zrobią rodzice Stilsa widać,że Marco kocha Stilsa z czego się cieszę popzdrawiam
OdpowiedzUsuńto co Marshall w ogóle nie wiem że Stiles jest w szpitalu?
OdpowiedzUsuńNiby tak mu zależy czy coś ale nie sprawdził co się z nim działo przez 3 tygodnie... dziwne, ale on sam jest trochę dziwny więc może dlatego :D
Ciesze się, że Stiles się obudził bałam sie, że będzie dłużej w śpiączce :)
Rozdział ogólnie bardzo fajny i ciekawy :)
Mam tylko nadzieję, że następny dodasz szybciej ;)
Zapraszam do mnie :)
http://jb-realy-love.blogspot.com/
Wydaje mi sie, ze ze spiaczki budzisz sie tak jak z bardzo glebokiego snu... Przynajmniej ja mam takie wyobrazenia. Ale mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńNiech Stiles zrujnuje mu kariere, chociab bedzie mial za swoje! RRozdzial siwetny, jak zawsze, wieklie dzieki za napisanie ;)
X.O.X.O
PS. Your forever
Tak, tak, tak!! Stiles żyje! Jaka ja jestem szczęśliwa. tak się bałam tego rozdziału. Nie wiedziałam czy czytać czy nie. Ale ciekawość zwyciężyła.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! tyle emocji, przeżyć i wszech ogarniającej ciekawości rozwozi sytuacji.
Pozdrawiam
~Paris
Dobrze że Stillers się obudził i wyjaśnił pewne rzeczy z Darcy ;) Marco skomplikował sobie życie ;( PROWOKATOR jest zajebisty <A
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny, szczególnie że ja właśnie uwielbiam takie lekko psychologiczne fragmenty. Cieszę się, że Stiles wybudził się ze śpiączki - strasznie się o niego bałam od końcówki zeszłego rozdziału. Jednocześnie strasznie mi go szkoda, bo chłopak sporo się w życiu wycierpiał i o wszystko się bardzo obwinia. Moment kiedy mówi, że Felix jest niewinny był piękny (a tak btw to z chęcią bym się dowiedziała jak to było naprawdę - mam nadzieję, że dowiemy się prawdy o Felim). Darcy za to coraz mocniej wychodzi na pozycję mojej ulubionej postaci tej opowieści. Upór z jakim walczy o życie Stilesa jest wspaniały i wzruszający. Póki co ona jedyna wydaje się naprawdę troszczyć o chłopaka, jest skłonna zrobić dla niego wszystko, nawet poświęcić własne szczęście. Zresztą wątek ich przyjaźni jest moim zdaniem jednym z najlepszych w tym opowiadaniu. Rodzice Stilesa bez zmian - jak ich nienawidziłam tak ich nienawidzę dalej (teraz chyba nawet bardziej). Ich postawa jest mocno niedorzeczna - "Olejmy to, że nasz syn prawie się zabił, liczy się, że miał słabe oceny!"... Koszmar, szczególnie że według mnie to oni w 75% odpowiadają za całą zaistniałą sytuację. Na koniec zostawiłam sobie Marco, który niestety coraz bardziej traci w moich oczach. Z ulubionego bohatera stał się ledwo tolerowaną postacią. Zachowuje się starsznie szczeniacko, niby tak kocha Stilesa, a praktycznie ani mu się zbytnio nie uśmiecha odchodzić od żony, ani nawet się nie wysilił żeby sprawdzić co się działo z jego "chłopakiem" przez trzy tygodnie. Przykro mówić, ale Marshall zdziadział i zrobiło się z niego spruchniałe chamidło. Aż współczuję tej biednej Jess, że musi go znosić i w pewnym stopniu ją podziwiam - ja bym takiego od razu wykopała z chałupy (i z życia).
OdpowiedzUsuńPodsumowując rozdzialik super, dużo emocji, fajna dynamika między postaciami i wiele niewyjaśnionych zagadek. Także czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam
~Annie
PS: Dzięki za dedyk <333
Ooooooo dzieje sie! :o
OdpowiedzUsuńStiles sie wybudzil i pyta sie o Marco :3
Rodzice Stilesa chca go do psychologow prowadzic XDD
A Marco nic nie wie o tym, ze Stiles byl w szpitalu nie przytomny! :o
Czo to sie bd dzialo w 29? :v *minka :3 *
Widzisz? Z opoznieniem 2 dni ale sama weszlam, sprawdzilam, przeczytalam i skomentowalam! :D
Do nastepnego! :*
~ Ruda
Witam,
OdpowiedzUsuńJess ma podejrzenia co do Marco, ze ten ja może zdradzać, Stiles jest w śpiączce, ciekawe czy Marco o tym wie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, Stiles się w końcu obudził, jego rodzice agrh, to nie zasługują na to miano zupełnie, ech Marco nie wie nic co się dzieje ze Stilsem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia