19.06.2015

Rozdział 38 [ Prawda czy fałsz? ]

Trzymając z obu stron pod ramionami, po chwili wyrzucili chłopaka na mokrą kostkę brukową, ignorując deszcz, który mimo kilkudziesięciu sekund przez swoją intensywność zdążył już zwilżyć ich twarze, jak i ubrania. Bez zastanowienia odwrócili się w podobnym tempie, wchodząc do środka i puszczając drzwi, które zatrzasnęły się za nimi. Po chwili rozległ się dźwięk przekręcanego przez nich zamka i nastolatkowie oddalili się.
Niebo przeszyła błyskawica, gdy blondyn kątem oka spojrzał na swojego towarzysza. Zauważył, że ten nie okazywał żadnych emocji, zimnym spojrzeniem lustrując drogę przed sobą. On sam znów nie potrafił zachowywać się obojętnie. Coś wciąż kuło go w głębi, że to co robi jest złe. Że to nie jest już zabawą. Jednak... nie potrafił nic z tym zrobić. Po prostu to czuł, nie zapobiegając w jakikolwiek sposób. Jego kumpel miał rację. Chłopak był nikim, niczym. Tacy jak on nie mogą żyć, zasługiwać na współczucie.
Wszedł do sali zaraz za szatynem i zabrał się za przysuwanie ławki na prawidłowe miejsce. Poprawił krzesła, przyjrzał się czy wszystko jest na miejscu i spojrzał na Feliksa, chowającego palnik do plecaka. Osobiście go samego obrzydzał widok wykonywanego wcześniej zabiegu. Nienawidził ognia, po prostu się go bał. Wszystko przez pożar, którego doświadczył u dziadków, mając około dwunastu lat. Co prawda nikomu nic się nie stało, ale spędził kilka minut będąc zamkniętym w pomieszczeniu spowitym płomieniami. Skoku z okna na specjalną trampolinę również nie wspominał za dobrze. Domek letniskowy już nigdy nie odzyskał dawnej świetności.
Zaczął się zastanawiać, czy towarzyszący mu nastolatek choć trochę żałował czynu. Czy miał chociaż minimalne wyrzuty sumienia, jakieś wahanie. Musiał natychmiast przerwać irytującą go ciszę.
— Ej, chyba nic poważnego mu nie będzie, nie? — spytał, czego po chwili pożałował. Felix powoli odwrócił głowę w jego kierunku z niezrozumieniem i kpiną.
— A co mnie to obchodzi? Może będzie miał zakażenie, może złapie zapalenie płuc na chłodzie... zresztą, nie studiuję medycyny i nie obchodzi mnie jego los. Chyba że będzie naprawdę okrutny. — Na jego twarz wpłynął tradycyjny uśmieszek. — Idziesz? — rzucił do niego, przewieszając plecak przez ramię i poprawiając skórzana kurtkę. Wyjął z kieszeni komórkę, po chwili odpisując na SMS.
— Ta — mruknął w odpowiedzi. — Wracasz teraz do domu?
— Nie, teraz idę na randkę. — Wyszczerzył się triumfalnie.
— Co? — Uniósł wysoko brwi, układające się w łuki nad jego ciemnymi oczami. — O tej godzinie? Jest prawie pierwsza, poza tym tam leje jak z cebra.
— No i co z tego, trzeba być oryginalnym. — Zaśmiał się, od razu z lepszym humorem, jak zwykle gdy rozpoczynali temat związany z pewną brunetką. — Przed chwilą wysłała mi wiadomość z pytaniem co robię, bo nie potrafi zasnąć i chce z kimś pogadać.
— Nie wnikam. — Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem. Opuścił salę razem z Feliksem, następnie czekając aż ten wszystko pozamyka. Za ten czas rozejrzał się po korytarzu. Pierwszy raz był w szkole o tej godzinie i obiecał sobie, że nigdy więcej tego nie zrobi. Mroczne klimaty niespecjalnie go interesowały.
— Zmieniłeś się.
Uniósł głowę, wyrywając się z zamyśleń, gdy usłyszał głos przyjaciela. Zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc. Ten tylko posłał mu lekki uśmiech i podszedł do niego.
— Stary, wyluzuj trochę. — Z wesołym nastrojem uderzył go w ramię, ale nie za mocno. — Kiedyś łaziłeś arogancki, za cholerę się nie przejmowałeś, a tutaj jesteś jakiś spięty. — Kiwnął głową, na znak żeby kierowali się już do drugiego wyjścia.
— Serio? Zdaje ci się — rzucił obojętnie. — Jutro już będzie u mnie tak samo, po prostu myślę jak z tym zdjęciem.
Szatyn pokiwał głową, zastanawiając się nad czymś.
— Tak jak planowaliśmy, nie mam zamiaru mu odpuszczać — odparł sztywno.
Opuścili budynek, a chłopak wyjął klucze, aby zamknąć drzwi. Na razie nie musieli martwić się o deszcz, ponieważ chronił ich daszek.
— Spoko. To... cóż... miłej randki.
Szatyn wyszczerzył się, dziękując mu, a następnie podbiegając w deszczu do motocyklu. Założył kask, wsiadł na siedzenie i machnął do chłopaka rozłożoną dłonią na pożegnanie, następnie odjeżdżając z warkotem silnika.
Philip uważnie przyglądał się odjeżdżającemu pojazdowi, wzdychając. Miał właśnie kierować się do samochodu, aby być jak najszybciej w domu i odetchnąć, ale... coś go powstrzymywało. Spojrzał na zachmurzone niebo, zakrywając się szczelniej kurtką, gdy zawiał silny wiatr. Przygryzł wargę, kłócąc się z własnymi myślami.
W końcu nałożył na głowę kaptur i zaczął wzdłuż ściany budynku truchtać do celu. Po obiegnięciu fragmentu szkoły zatrzymał się i wyszedł za róg, z daleka zwracając uwagę na siedzącą postać opartą o ścianę. Im bliżej podchodził tym więcej szczegółów dostrzegał. Jego ciemne włosy, ociekające wodą przylegały do jego czoła. W podobnie fatalnym stanie był jego ubiór, całkiem przemoczony. Zaciśnięte oczy, jak i szczęka chłopaka oraz kurczowo objęta ręka wokół pasa wskazywała na cierpienie, które musiał aktualnie przechodzić.
Student podrapał się po karku i nie chcą bardziej przemoknąć od razu zabrał się do działania. Uklęknął przy chłopaku, oceniając wzrokiem jego stan. Ciemnowłosy wzdrygnął się i odsunął lekko, wciąż nie otwierając oczu. Zauważył, że ten mimowolnie drżał również z zimna.
— Stiles... — zaczął, gdy nagle brunet przerwał mu żałosnym głosem.
— Daj mi spokój — szepnął niemal piskliwie przez chęć płaczu.
Przetarł oczy, dokładnie zastanawiając się nad tym, co powinien był zrobić. W normalnych warunkach raczej by mu nie pomógł, ale teraz wiedział, że chłopaka czeka jeszcze trochę cierpień.
— Chodź — powiedział tylko, chwytając jego ramię.
— Nie. — Odsunął się od niego gwałtownie, krzywiąc się nagle. Powoli otworzył oczy, patrząc na niego jak przerażone szczenię. Jego warga zadrżała, za nim wymówił kolejne słowa. — Cokolwiek chcesz zrobić, zrób to szybko — szepnął bezsilnie, wlepiając wzrok w dziedziniec szkoły. Widocznie nie miał nawet siły, aby walczyć.
— Nic ci nie zrobię — odparł z westchnięciem, przekręcając oczami. Nie potrafił dłużej patrzeć na cierpienie, które było wyraźnie dostrzegalne w zachowaniu nastolatka. Nie chciał mieć świadomości, że w jakikolwiek sposób przyczynił się do tego. — Wstawaj. — Chwycił ponownie jego ramię, gwałtownie ciągnąc go do góry.
Ciemnowłosy uniósł się trochę, a następnie z jego ust wydobył się żałosny jęk i upadł z powrotem na ziemię. O wiele bardziej drżącą rękę przysunął do okolic brzucha.
— Och... — mruknął, zaczesując mokre już włosy do tyłu. Błysk oświetlił na moment wszystko. Po chwili niebo przeszył piorun. Zrozumiał, że burza była naprawdę blisko. Odsunął go od ściany, następnie stając za nim i łapiąc go pod ramiona. Zaczął kierować się tyłem drogą, którą przybył, ciągnąc chłopaka po podłodze. Przez moment miał wrażenie jakby ciągnął trupa, co sprawiło, że oddech ugrzęzł mu w gardle. Miał nadzieję, że rana nie przyniesie tak poważnych skutków.
W końcu dotargał go do samochodu, otwierając tylne drzwi. Przy jego pomocy usadowił swobodnie chłopaka na siedzeniach, każąc mu się położyć. Ten zamknął oczy, leżąc bez słowa, jakby przygotowywał się na najgorsze.
Dziennikarz zamknął drzwiczki, następnie zajmując miejsce kierowcy. Zaklął pod nosem, gdy zrozumiał, że przemoknięte ubrania zmoczą mu wnętrze samochodu. Odpalił silnik, już po chwili wyjeżdżając pojazdem na ulicę. Podczas jazdy co jakiś czas spoglądał na chłopaka i miał wrażenie jakby ten zemdlał.
— Żyjesz tam? — spytał w końcu, przerywając milczenie, któremu towarzyszyły krople deszczu uderzające o szyby.
Brunet uchylił lekko oczy, owijając się drżącymi ramionami. Pociągnął nosem, co jakiś czas tracąc panowanie nad powiekami, które usilnie chciały się zamknąć. Przygnębiony przytaknął głową, jednak z ociąganiem, jakby i tego ruchu bał się zrobić.
— Bardzo boli?
Zaraz po wypowiedzeniu słów odwrócił wzrok z powrotem na jezdnię. Nie potrafił patrzeć na to w jakim był stanie. Rozumiał również głupotę zadanego pytania, to nieuniknione, że cierpiał katusze, ale... po prostu musiał zapytać.
— To twój pomysł — szepnął ochrypłym głosem, starając się brzmieć na tyle głośno, aby nie zagłuszał go deszcz. — Zależało ci na bólu, proszę bardzo, wygrałeś. — Urwał, ponownie się krzywiąc i kurczowo zaciskając oczy.
— To nie był mój pomysł — warknął twardo, ściskając mocniej kierownicę w dłoniach.
Resztę drogi przemilczał, nawet już nie kontrolując zachowania jego pasażera. Po prostu skupił się na jeździe, nie myśląc o niczym niezwiązanym z ruchem drogowym. W końcu zjechał na podjazd i ze świstem wypuścił powietrze z ust. Po chwili zastanowienia odwrócił się, patrząc na nastolatka.
Brunet poruszył się nieznacznie jakby pochłonięty w drzemce. Philip przyjrzał mu się uważniej, kolejny już raz przyłapując siebie na ocenie jego stanu. Wysunął rękę, ostrożnie poprawiając jego włosy. Dopiero po tym ruchu Stiles wzdrygnął się jakby dopiero co obudzony z drżącym oddechem.
— Wysiadaj. Nie jadę do domu, a ciebie nie mam zamiaru podwozić. — Przybrał obojętny ton, mówiąc jakby to było oczywiste. — Kawałek się przejdziesz. Lepsze to niż droga, którą początkowo miałeś pokonać. — Już miał wstawać, gdy przypomniał sobie o jednej z najważniejszych rzeczy. — Pamiętaj, że masz dziś przyjść do szkoły. Dasz radę. Serio, lepiej przyjdź, chyba że jesteś dupkiem i nie martwisz się o Darcy. — Po tych słowach otworzył samochód, wysiadając na zewnątrz. Niebo przeszyła błyskawica, gdy wyciągał chłopaka z tylnych siedzeń. Przymrużył oczy, ponieważ deszcz utrudniał mu widzenie. Gdy Lawson siedział już na chodniku, oparty o płot, blondyn wrócił bez słowa do pojazdu. Po niecałej minucie słychać było warkot silnika, a obecność samochodu pozostała jedynie wspomnieniem.

Stiles westchnął ciężko, mrucząc coś pod nosem, będąc na skraju płaczu. Oglądał otaczający go świat jak przez okulary korygujące wzrok chorego, ponieważ wszystko było dla niego rozmazane. Pieczenie oczu od płaczu i krople deszczu na rzęsach całkowicie przyczyniały się do tego. Co jakiś czas czuł potworny, pulsujący przez chwilę ból w okolicach brzucha, który w końcu z powrotem stawał się znośnym uczuciem.
Z drżeniem uniósł materiał przylegający do jego również zmokniętego ciała i spojrzał na wypalone znaki. Wolałby nie rozumieć tego napisu. Na jego biodrze widniało połączenia imion Marco oraz Stiles, a żeby, jak mówił Felix, nigdy tego nie zapomniał, zaraz pod napisem wypalone zostało słowo „kochanek”. Słowa „Sarco Lover” boleśnie przypominały mu słowa Gatersona, że był kimś złym.
Spojrzał na ranę, wokół której wytworzyła się spora sino-czerwona powierzchnia. W całej niewyobrażalnie bestialskiej scenie był jakiś minimalny plus. Po raz pierwszy naprawdę cieszył się z tego, że nie był aż tak wytrzymały. Oprócz dwóch słów miało pojawić się jeszcze określenie wysoce obraźliwe, ale wykonawcy zabiegu zależało na przytomności nastolatka, aby więcej odczuwał. Kończąc ostatni zarys „r” chłopak był już niemal w stanie utraty przytomności, a żadna z prób utrzymywania go przy świadomości nie przynosiła dłuższego efektu.
Odchylił głowę, opierając ją o płot posiadłości. Przed jego oczami wciąż tańczyły mroczki, sprawiając że znajdował się w stanie omdlenia. Ociężale spojrzał w kierunku domu. Od teoretycznie błogiego spokoju dzieliło go zaledwie kilkanaście metrów. Kilkanaście metrów, które miały się zapowiadać istną męczarnią.

Zwolnił, następnie hamując w okolicy parkowej kawiarenki. Dalej nie miał jak przejechać, nie błocąc przy tym jednośladu. Zeskoczył z siedzenia na chodnik, zdejmując szybkim ruchem kask. Po chwili już biegł wydeptaną ścieżką do altany postawionej na niedaleko polany, między drzewami. W krótkim czasie pokonał odległość, starając się jak najmniej zmoknąć mimo nieustającego deszczu.
Postawił pierwsze kroki na schodkach altany, niemal natychmiast dostrzegając postać w kapturze, której twarz oświetlana była przez ekran telefonu. Otrzepał buty, a siedząca osoba odwróciła głowę w jego stronę, posyłając uroczy uśmiech. Przez całą drogę myślał tylko o ich spotkaniu, o zobaczeniu jej, o mocniejszym zauroczeniu pod wpływem jej urody.
Deszcz raz po raz uderzał o drewniany dach, a silny wiatr co jakiś czas szeleścił koronami drzew. Za plecami dziewczyny rozciągał się las, natomiast naprzeciw niej znajdowała się polana, na której w słoneczne dni ludzie organizowali pikniki, wychodzili na spacery z psami, urządzali pogawędki...
— Hej — rzucił, przejeżdżając dłonią po wilgotnych włosach. Położył plecak na ławce, samemu zajmując miejsce obok brunetki.
— Hej — odparła, gasząc IPhone'a i chowając go do kieszeni.
Dziewczyna zdjęła kaptur z głowy, dzięki czemu szatyn mógł przyjrzeć się jej. Dostrzegł jak zwykle jej charakterystyczny warkocz, ale tym razem część włosów z przodu nie była spięta, swobodnie opadając na wysokość ramion. Nie potrafił powstrzymać się przed uniesieniem kącików ust, jej uśmiech był dla niego szczególnie zaraźliwy. Tradycyjnie również twarzy nastolatki nie zdobił mocny makijaż, a jej ubiór był jak najbardziej zwyczajny. Dżinsowe spodnie, ciemnofioletowe trampki, czarna, firmowa bluza z kangurkiem. Nigdy nie przepadał za wystrojonymi dziewczynami, stawiał na naturalność. Szczególnie jej naturalność.
— Wybacz tak dziwną godzinę spotkania.
— Aż jestem ciekawy, dlaczego akurat teraz. — Pokiwał głową, unosząc lekko brew.
— Z początku miałam inne plany. Problem w tym... że nie mogę dodzwonić się do Stilesa. Dzwoniłam, dzwoniłam i nic z tego. — Westchnęła wyraźnie zasmucona. — Pewnie już śpi, ostatnio nie najlepiej z jego zdrowiem. Potem pomyślałam, że zadzwonię do ciebie.
Ciekawe dlaczego nie odbierał?
Felix uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie wibrację telefonu chłopaka, gdy ten przygwożdżony do ławki był tak przestraszony i ledwo przytomny z bólu, że nawet nie zwrócił na to uwagi.
— Masz rację, pewnie śpi — fałszywie potwierdził jej domysły. — W końcu jest koło pierwszej. A może się pokłóciliście? — Przybrał współczującą nutę w głosie.
— Nie, nie. W szkole było okej, zachowywał się trochę dziwnie, ale rozmawiał ze mną. W każdym razie, dziękuję, że przyszedłeś. Chciałam z kimś pogadać.
— Problemy ze snem?
— Można tak powiedzieć — przyznała. — Ostatnio wciąż dręczy mnie to wszystko co się dzieje. Cały czas o tym myślę, ilekroć zamykam oczy. Rodzice myślą, że śpię tak samo jak oni, dlatego mogłam swobodnie wyjść z domu. — Niebo przeszył piorun, a ona na moment uniosła wzrok. — Pogoda również nie umilała mi nocy. Swoją drogą uwielbiam spacerować, gdy grzmi. — Zaczęła nakręcać końcówkę warkocza na palca. — Mam nadzieję, że nie przerwałam ci nic ważnego... Co teraz robiłeś?
— Nic nie przerwałaś, spokojnie. — Obdarzył ją czułym uśmiechem. — Teraz... w zasadzie również leżałem w łóżku.
— To dobrze. Po co ci plecak? — spytała, unosząc brew.
— No... zabrałem picie i w ogóle. Nic ważnego.
— Okej. — Zaczęła równomiernie kiwać głową, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. — Felix... czy... moglibyśmy porozmawiać o czymś poważniejszym? Znaczy nie nudzi mnie ta rozmowa! Chcę po prostu poruszyć pewien delikatny temat... — Ciągnęła, mówiąc coraz ciszej.
— Pytaj o co tylko chcesz.
— Przepraszam. Znów zaczynam ten temat. Chcę się po prostu pozbyć problemów, tych dręczących mnie myśli, rozterek... no wiesz. Felix, ja naprawdę cię lubię. Bardzo. Jednak mam mały problem. Ja... ja nie potrafię wybrać między tobą a nim.
Szatyn niezauważalnie zacisnął dłonie na desce, zmuszając się do zachowania spokoju.
Już niedługo...
— No więc — kontynuowała — Czy jeżeli chciałabym zrobić coś bardzo szalonego, wręcz niemożliwego, czyli pogodzić was, wyjaśnić wszystko... potrafiłbyś współpracować?
W pierwszej chwili miał ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem. On już mu coś bardzo dobrze wyjaśnił. W ostatnim momencie powstrzymał się jednak, dostrzegając szczenięcy wzrok brunetki. W sumie... mógłby to wykorzystać. Już nawet wiedział jak.
— Jasne, że tak, wszystko bylebyśmy mogli kontynuować tę znajomość. Serio, nie chcę cię stawiać w sytuacji albo ja, albo on. Mogę nawet jutro z samego rana w szkole przeprosić go. Tylko... będziesz wtedy ze mną?
— A—ale... naprawdę się zgodziłeś? Poważnie? — Uniosła wysoko brwi, przełykając ślinę i kładąc dłonie na ławce. — Dobra, nie przygotowałam się na twoją zgodę.
— Darcy. — Uśmiechnął się czule, koniuszkami palców dotykając jej nadgarstka. — Ludzie się zmieniają. Nawet ktoś taki jak ja. Nie bój się mi ufać, nigdy bym cię nie okłamał. — Ucieszył się, gdy dziewczyna nie cofnęła ręki, jednak nie okazywał tego. — Czy mógłbym również zadać ci kilka męczących mnie pytań? — Nim mówił dalej, poczekał aż dziewczyna wyrazi zgodę. — No więc... czy ty i Stiles... czy między wami coś... zaiskrzyło? — spytał niepewnie, na co brunetka parsknęła śmiechem.
— No coś ty! — Pisnęła przez śmiech. — Przecież Stiles jest... — Ugryzła się w język, nim dokończyła zdanie, co wydało mu się co najmniej dziwne. Przypuszczał jednak, że chciała powiedzieć coś na temat jego orientacji. — Moim przyjacielem! Znamy się od dziesięciu lat, nie potrafiłabym żywić do niego jakiegoś większego uczucia.
— W każdym razie kiedyś coś między wami było?
— Nigdy. — Pokręciła głową, wciąż uśmiechając się kpiąco. — Podobał mi się jak byłam młodsza, ale to trwało tylko chwilę. No wiesz, był taki śliczny jak na swój wiek. Teraz już trochę wydoroślał i tak dalej.
— W takim razie... chyba mogę ci w końcu o tym powiedzieć. — Westchnął głęboko. Usiadł bokiem, jedną nogą dotykając panel, a drugą zgiętą kładąc na ławce. Przysunął dłoń do jej policzka, ostrożnie dotykając jej delikatnej skóry. — Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Mieliśmy z jakieś ponad dziewięć lat. Wtedy jeszcze nie spędzaliśmy ze sobą tak czasu, ale jednak. Już wtedy byłaś takim moim ideałem, wiesz jak to dzieci. Chociaż... mijały lata, z naszą znajomością było coraz gorzej, aż w końcu całkowicie zanikła powoli nawet i przechodząc w nienawiść, a ja mimo to wciąż myślałem o tobie. Wszystkie te laski z którymi byłem w międzyczasie... po prostu chciałem o tobie zapomnieć. Jak się domyślasz, nie zadziałało.
Brunetka wpatrywała się głęboko w jego oczy, doszukując się iskry fałszu. Nie potrafiła uwierzyć, że naprawdę to słyszy. Jej mimika twarzy nie wykazywała żadnej innej emocji niż głębokie zaskoczenie.
— I ty... ty tyle lat czekałeś, żeby ze mną porozmawiać? Dlaczego? Głuptasie przecież było tyle okazji do podjęcia tematu! — Zaśmiała się serdecznie, ukazując śnieżnobiałe zęby.
— No bo wydawałaś się taka... idealna.
I zawsze byłaś tylko z nim. W każdej pieprzonej chwili.
Tych słów jednak nie wymówił na głos.
— Ja? Idealna? — Zakpiła. — Odezwał się! Od roku zdarza mi się wodzić za tobą typowym, rozmarzonym wzrokiem, jednak zawsze uważałam, że jesteś nieosiągalny. Ten wianek dziewczyn wokół ciebie, grono kumpli, arogancki charakterek... ciężko myśleć wtedy o takiej osobie jak o kimś tak przyjaznym. Poniekąd teraz udowodniłeś też, że potrafisz być uroczy. Te wszystkie SMS-y od ciebie... — Zastanowiła się, przez moment odwracając głowę i przypatrując się gęstym kroplom deszczu. — Szczerze mówiąc nigdy nie wiedziałam co o tobie myśleć. — Wróciła wzrokiem do jego twarzy. — Każdy wyrażał się o tobie w inny sposób, najczęściej wulgarnie i nieprzychylnie. Przez jakiś czas nawet sama w to wierzyłam. Teraz już myślę, że naprawdę sama mogę podjąć tę decyzję. Felix, ty wcale nie jesteś taki zły. — Uniosła brwi wysoko do góry, gdy poczuła jego wargi na swoich. Po chwili jednak zrelaksowała się, przygryzając lekko jego wargę. Owinęła ramionami jego szyję, rozkoszując się dotykiem jego ust.
— Czyli bardzo mnie lubisz? — spytała po chwili, gdy oderwali się od siebie. — A jak bardzo?
— Tak, że mógłbym dla ciebie oszaleć. — Zażartował, co po części było prawdą. Chwycił delikatnie jej biodra, sugerując aby przeniosła się na jego kolana, co też po chwili zrobiła. Uśmiechnął się lekko, gdy zaczęła bawić się kosmykami jego jasnych brąz włosów. Pochylił się, składając rozgrzany pocałunek na jej lodowatej szyi. Spodobało mu się, jak zadrżała pod wpływem dotyku jego ust. Z powrotem spojrzał głęboko w jej oczy, owijając ją ramionami wokół pasa.
— Tak więc, Darcy, czy dałabyś mi szansę?
— Szansę na co? — powiedziała to takim głosem, aby zauważył, że udaje niezrozumienie.
— Na nazywanie cię swoją dziewczyną. — Uśmiechnął się.
— Tak, ale... — zawahała się. Zaczęła ponownie bawić się jego kosmykami włosów. — Tak, jednakże wszystko zależy też od jutrzejszego dnia.
— Oczywiście. — Zapewnił ją z szeroki uśmiechem, co do tego był pewien. — Będzie dobrze. — Po tych słowach ponownie musnął jej usta.

Utykając, w milczeniu kurczowo trzymał się płotu, jakby był jego jedynym ratunkiem. Starał się nie zwracać uwagi na deszcz uniemożliwiający mu widoczność. Widział wszystko jak przez mgłę, a mimo to brnął na przód, orientacyjnie domyślając się, w którym kierunku powinien pójść. Przystanął, kolejny już raz, aby przeczekać atak kującego bólu. Zadrżał z zimna i pociągnął nosem, a niebo przeszyła błyskawica.
W końcu przekroczył bramę, puszczając ogrodzenie i kuśtykając na tyły domu. Na miejscu oparł się o pergolę, zaciskając oczy. Sam już nie wiedział, czy płacze, czy to po prostu krople deszczu moczące jego twarz. Nie wiedział nawet dlaczego miałby płakać. Czego się spodziewał, idąc tam? Myślał, że Felix poda mu pomocną rączkę? Sam się w to wpakował. Zaufanie nie było byle czym i nie zasługiwało na byle kogo.
Skrywane sekrety zaczęły męczyć go do tego stopnia, że miał ochotę komuś powiedzieć o wszystkim. Jednak... kto będzie chciał go słuchać? Kto mu w ogóle uwierzy? Wstydził się tego, jak żałośnie postępował. Nie potrafił przyznać się do błędu. Związek. Rodzina. Przyjaciółka. Szkoła. Prześladowca. Powoli kończyły mu się pomysły, co jeszcze może uprzykrzyć mu życie.
— Mam, kurwa, dość — szepnął, spoglądając w okolice brzucha. — Wygrałeś — warknął żałośnie, zaciskając dłonie na drewnie. Chłopak jak zwykle mącił mu w głowie. Czu naprawdę był potworem? Kimś, kto nie ma prawa bytu?
Uniósł nogę i oparł ją na kratce. Chwycił się mocniej i zaczął powoli wspinać się do góry. Zaklął pod nosem, ale nie zamierzał przestawać. Może po prostu zasługiwał na ból? Wierzył, że w końcu będzie spokój. Większego cierpienia i rozmiaru kłopotów nie był w stanie sobie wyobrazić.
Ostatkiem sił chwycił barierkę i zaczął się dźwigać. Upadł na plecy po drugiej stronie, zaciskając szczękę. Zachlipał, będąc bliskim rezygnacji. Odsunął przemoczony do suchej nitki materiał i spojrzał na ranę, z której spłynęło kilka kropel krwi. Zaczął na plecach posuwać się w kierunku drzwi balkonowych, zastanawiając się, czy lepszym pomysłem nie byłoby stanąć na barierce i skoczyć głową w dół.
Będąc w końcu w pokoju, zasunął szklane wejście, opadając z ulgą na drewniane panele. Dał radę. Przeszedł taki kawał drogi, naprawdę mu się udało. Zadrżał, zdejmując z siebie koszulkę i rzucając ją do kosza na pranie. Wpadła z mlaskiem, odrobinę ochlapując podłogę w locie. Po chwili dołączyły do niej buty, skarpetki i spodnie, które chłopak zdjął z ogromnym trudem. Podsunął się na plecach do łóżka i zrzucił z niego kołdrę, która po chwili leżała na podłodze wsiąkając wodę. Samemu zdjął prześcieradło, układając je byle jak pod łóżkiem. Zdjął z siebie ostatnią część garderoby, po chwili szybko ubierając dresy. Wsunął się pod łóżko, w końcu rozluźniając.
Drżącą ręką przejechał po ranie, a z jego ust wydobył się cichy krzyk, stłumiony przygryzieniem ręki. Teraz był pewien, że spływające po policzkach łzy spowodowane są bólem. Wciąż zastanawiał się nad tym, czy powinien iść do szkoły. Wyczuwał w tym kolejną pułapkę, ale z drugiej strony, jeśli nie, to gorsze rzeczy zrobi z nim ojciec. Poza tym niechętnie wierzył, że szatyn naprawdę jest w stanie skrzywdzić jego przyjaciółkę. Martwił się o nią.
W całkowitej ciemności, w dodatku pod łóżkiem w końcu czuł się w miarę bezpiecznie. Samotnie. Jeżeli pod łóżkiem naprawdę żyły koszmary, to najchętniej wolałby do końca życia siedzieć tam z nimi. Nawet lekki atak klaustrofobii nie był mu w tym momencie straszny. Przymknął oczy, układając ręce na brzuchu. Zasnął niemal natychmiast, całkowicie wycieńczony

Rankiem obudził go budzik, którego w żaden sposób nie mógł dosięgnąć, aby wyłączyć irytujący go dźwięk. Otworzył przemęczone oczy, pierwszym odruchem dostając ukłucia w piersi, gdy odniósł wrażenie, jakby leżał w trumnie. Otrząsnął się, przypominając sobie co tam robił. Wyczołgał się z bezpiecznej kryjówki, pełny ponurych myśli. Miał nadzieję, że dzisiejszego dnia w końcu wszystko się wyjaśni.
Ze strachem i obrzydzeniem ocenił stan rany. Wciąż zaczerwieniona i dziwnie zabliźniona z tym ciemnym napisem. Powoli, z ogromnym wysiłkiem zmusił się do wstania. Rana wciąż piekielnie bolała, jednak nie tak jak w nocy. Rzucił prześcieradło na łóżko, a następnie kołdrę. Kulejąc, dotarł do szafki i zaczął z niej wyjmować ubrania. Z materiałem w ręku jak najostrożniej skierował się do łazienki. Na miejscu wyjął potrzebne rzeczy. Nie miał pojęcia co zrobić z tego typu oparzeniem. Jedyne co wiedział, to konieczność leczenia szpitalnego, ale na to nie mógł liczyć. Lekarze od razu zwróciliby na to uwagę. Usiadł na krawędzi wanny, nakładając na ranę piankę przeciw oparzeniom. Po chwili kropił ją wodą utlenioną, krzywiąc się, gdy miejsce zaczęło się porządnie pienić. Po oczyszczeniu rany owinął się bandażem i zaczął zakładać ubrania. Bielizna, czarne dżinsy, a następnie dopasowana kolorystycznie do spodni koszulka. Ten kolor idealnie odzwierciedlał jego humor.
Opuścił pomieszczenie, zapinając rozporek, na czym był mniej więcej skupiony, dlatego uderzył nagle w pierś mężczyzny. Odsuwając się kilka kroków nie tyle z odbicia, co przerażenia kto stał przed nim.
— No proszę, dzień dobry — szepnął z kpiną, podchodząc do niego wolnym krokiem. Nagle chwycił jego szyję, przyciskając chłopaka do ściany i lekko unosząc, aby dosłownie milimetrami nie dosięgał podłogi. — Gdzie byłeś, co? O północy postanowiłem cię odwiedzić, sprawdzić czy śpisz, a tymczasem łóżko puste. Matka o niczym nie wie, nie chcę jej denerwować — mówił, podczas gdy brunet machał nogami, próbując dłońmi oderwać od siebie jego rękę. — Gdzie, do cholery, byłeś? — warknął, puszczając go, ale zamiast tego przyciskając do ściany własnym ciałem, stawiając stopę między jego nogami.
— N—na balkonie — zaskomlał, przyciskając się plecami do ściany, aby być jak najdalej od niego.
— Jasne — rzucił z jadem w głosie. — Słuchaj, nie rób ze mnie debila. — Chwycił gumkę jego spodni, przyciągając za nią do siebie, na co chłopak jęknął cicho z bólu. Mężczyzna jednak niezdający sobie sprawy z jego rany uniósł pytająco brew. Owinął go ramieniem wokół szyi, uśmiechając się wrednie. — Powtórka z kuchni? — szepnął paskudnie, patrząc na niego z góry. Nastolatek momentalnie pokręcił głową, a w jego oczach błysnęły łzy. — Też tak myślę. Co więc teraz zrobisz, zamiast klękania przede mną?
— Pójdę do szkoły? — spytał szeptem, bojąc się jego reakcji.
— Zuch chłopak. — Poklepał go po policzku. — Dobrze ci radzę, bo jeżeli dowiem się, że nie było cię w szkole, następnym razem nie tylko twoje usta ucierpią. Za pięć minut widzę cię w samochodzie. — Skończył zdanie i nie czekając na jego reakcję puścił go, kierując się do łazienki.
Stiles z drżącym oddechem zaczął iść przed siebie przyśpieszonym krokiem, ignorując już nawet ból w okolicach podbrzusza. Aktualnie marzył tylko, aby oddalić się od Charlesa. Wstąpił jedynie do pokoju, zabierając torbę i telefon, który na szczęście wciąż działał. Firma miała rację, mówiąc, że jest wodoodporny.

Pójście do szkoły przestało mu się podobać, zanim w ogóle wszedł do budynku. Zaczął się zastanawiać, czy nie przesadził z czarnym kolorem, ale w sumie... często chodził tak ubrany. Może nadal chodziło im o jego zachowanie i zatrucie? W każdym razie naprawdę irytowały go spojrzenia wszystkich. Mijał pojedyncze popularniejsze osoby i każdy z nich patrzył na niego dziwnym wzrokiem. Jakaś brunetka uśmiechnęła się do niego lekko, inny chłopak odsunął się od niego jak przerażony, ktoś jeszcze inny zlustrował go dokładnie wzrokiem.
Speszony wszedł do szatni i wtedy w końcu rozpoznał kogoś znajomego. Niestety nie tej osoby oczekiwał. Maggie podeszła do niego z dziwną miną, tym razem nie eksponując piersi, ani nie rzucając się na niego.
— Jakby co... — Rozejrzała się. — Jak już to wyjaśnisz, propozycja nadal aktualna. Teraz ci się szczególnie przyda...
Odeszła bez dalszego wyjaśnienia, kierując się najprawdopodobniej na lekcję. Stiles zmarszczył brwi, coraz bardziej obawiając się tego, co zrobił szatyn. Wiedział już, że mu nie można ufać, tak więc teraz tylko czekał na wyrok.
— Jesteś gejem?
Odwrócił się z uniesioną brwią, gdy usłyszał pytanie jakiejś nieznanej mu rudowłosej dziewczyny. Zawstydził się lekko, starając tego nie okazywać.
— Niby czemu? — spytał niby obojętnie.
Szczupła dziewczyna pokazała mu ekran telefonu. Poczuł jakby jego serce przestało pracować, gdy zobaczył w jej wiadomościach zdjęcie z lasu. Zdjęcie, którym Felix i Philip szantażowali go. Ktoś rozesłał MMS do... no właśnie, do kogo? Do ilu osób? Ogarnęła go panika, przez co stracił panowanie na oddechem. Już chciał odpowiedzieć na jej pytanie, gdy zrozumiał, że zbyt długo zwlekał z odpowiedzią, bo ta zdążyła się już domyślić prawdy. Rudowłosa uśmiechnęła się lekko, unosząc wysoko brwi.
— Lawson, ty serio jesteś pedałem! — rzucił nieco głośniej niż powinien chłopak stojący obok. — Kurwa, to serio jesteś ty!
— N—nie! — odparł drżącym głosem i odwrócił się, odchodząc szybkim krokiem w akompaniamencie śmiechu kilku osób. Musiał odnaleźć Darcy i z nią porozmawiać, w tej chwili potrzebował jej jak nigdy.
Zatrzymał się jak wryty, gdy ujrzał przyjaciółkę... trzymającą za rękę z Feliksem. W oczach bruneta błysnęły łzy.
Ty też...?
Spytał niemo w myślach, gdy nagle szatyn podszedł do niego ze skruchą wymalowaną na twarzy. Zrozumiał, że ten skurwiel dokładnie to sobie zaplanował. Słowa, które usłyszał sprawiły, że tylko bardziej miał ochotę go zamordować.
— Przepraszam, Stiles — powiedział ze skruchą w głosie, podszedł do niego, zniżając głos do ledwo słyszalnego szeptu. — To wszystko ci się wydawało.
— Nie! — wrzasnął nagle. — Nawet do mnie nie podchodź! To twoja wina! — Wskazał na niego palcem wskazującym, a łzy zaczęły kłębić się w jego oczach. — Twoja!
— Przepraszam, naprawdę...
— Zamknij się! — krzyknął, zwracając na siebie coraz większe zainteresowanie innych. — To zawsze była twoja wina!
— Ja ci nic nie zrobiłem... Proszę, wysłuchaj mnie... — Za jego plecami stała Darcy, tak więc nie widziała jego chwilowego szyderczego uśmieszku.
— To też jest kolejnym jebanym kłamstwem! Jak możesz się z nim zadawać?! — To pytanie skierował do przyjaciółki, która nagle wyszła zza pleców chłopaka.
— Stiles, przestań — powiedziała stanowczo. — Daj mu to chociaż wyjaśnić. Proszę. I nie krzycz tak.
— Wysłucham go, jeśli przestanie kłamać — warknął drżącym głosem, starając się uspokoić.
— Mu naprawdę jest przykro.
Brunet parsknął śmiechem, przez chwilę stukając dłonią w czoło.
— Żartujesz? On i współczucie? Nie widzisz tego, że przez niego się cały czas kłócimy?
— Nieprawda — odparła stanowczo. — Czyli co, mam wybierać między tobą a nim? Mam rozumieć, że stawiasz mi ultimatum?
— Darcy, daj spokój, co tu jest do wybierania? Jest kłamcą i mordercą, jak myślisz, warto mu wybaczyć? — spytał z jadem w głosie.
— A ty jesteś psychicznym samobójcą, nadal patrzymy na stereotypy? — odparła niewzruszonym głosem.
— Jak ty... jak możesz.... — Pokręcił głową z niedowierzaniem. — Czyli naprawdę wierzysz w jego wersję? — Gwałtownie poczuł głęboki smutek, czuł jakby miał rozpłakać się na środku korytarza. Przeszła cała jego złość, zastąpiona zagubieniem i smutkiem. — Świetnie. — Spojrzał na szatyna, chcąc coś powiedzieć, ale powstrzymał się.
Po chwili zaczął biec z powrotem, po drodze słysząc śmiech kolejnych osób, które dopiero przyszły do szkoły. Przez łzy w oczach potknął się na schodach, co wywołało kolejną salwę śmiechu. Zamknął oczy, nie chciał niczego widzieć, słyszeć, czuć. Jak oparzony wstał z klęczek i wybiegł ze szkoły. Na placu zderzył się z jakimś mężczyzną z taką siłą, że ten cudem się nie przewrócił, ale chłopak upadł aż na plecy. W tym momencie jego ciało przeszył niewyobrażalny ból, przypominający mu o ranie.
— Stiles, dobrze pamiętam? Chłopcze, co się stało? — Dyrektor wyglądał na naprawdę zmartwionego, podchodząc do niego.
— Stiles! — Obydwoje spojrzeli w kierunku niebieskowłosego chłopaka biegnącego do nich po schodach.
Lawson zerwał się z podłogi, odpychając od siebie rękę starszego mężczyzny i odbiegł, krzycząc, żeby wszyscy dali mu w końcu spokój. Czuł się ośmieszony, zagubiony i w dodatku jego sekret naprawdę ujrzał światło dzienne. Biegł przed siebie, nawet o tym nie myśląc. Zwolnił dopiero będąc w lesie i odwrócił się, a wtedy wpadł na niego Blake, niefortunnie ręką uderzając w brzuch. Stiles zawył, zginając się w pół i obejmując się ręką w okolicach bólu,
— Przepraszam, nie chciałem! — rzucił szybko niebieskooki, głaszcząc jego policzek.
— Ronny... nie mogę teraz rozmawiać — mówił przez łzy, mając przymknięte powieki. — Lepiej teraz do mnie nie mów, robisz sobie wstyd.
— Co robię? Nie gadaj głupot! Oni o tym zapomną, uwierz mi. — Posłał mu pokrzepiający uśmiech. — Daj spokój, Stili. — Zmierzwił jego włosy, gdy ten trochę się wyprostował.
— Ale... — Otworzył nagle szerzej oczy. — Ja muszę wracać do szkoły!
— Nie ma mowy! Nie teraz! Teraz odpocznij. — Powstrzymał go przed biegiem, owijając rękoma. — Napiszemy ci usprawiedliwienie.
„Dobrze ci radzę, bo jeżeli dowiem się, że nie było cię w szkole, następnym razem nie tylko twoje usta ucierpią.”
W jego oczach błysnęły łzy, gdy przypomniał sobie słowa ojca. Zadrżał ze strachu, obejmując nagle nastolatka. Po jego policzkach spłynęły łzy, które zmoczyły koszulkę chłopaka.
— Widziałeś zdjęcie, prawda? — spytał przez łzy, próbując się uspokoić.
— Tak... — odparł zmartwionym głosem. — Czy... to prawda? — spytał, spoglądając na jego twarz. Brunet początkowo pokręcił głową, ale po chwili jakby zdał sobie sprawę, że kłamstwo już nie ma sensu i pokiwał głową. — Wiesz... może chcesz z nim porozmawiać? Pewnie masz jego numer. Wydaje mi się, że ta rozmowa by ci się przydała.
— Ja... nie... Ronny, nie chcę. Ma swoje sprawy, a ja swoje i nie chc... — urwał, gdyż niebieskooki lekko go szturchnął.
— Stiles! Nie wahaj się, masz robić to, na co masz ochotę. Krótka piłka, chcesz z nim rozmawiać czy nie? — zapytał stanowczo. — Dasz mi telefon i zaraz po niego dzwonię, uwierz, przyjedzie z miejsca.
Lawson pokręcił lekko głową, a następnie pociągnął nosem, przecierając powieki dłońmi. Nie mógł dłużej trzymać tego w sobie, gdyby chociaż część kłopotów się wyjaśniła...
— Tak — powiedział w końcu, sięgając po smartphone'a.

══◊══

+W końcu (mam nadzieję) wyczekiwany rozdział 38 :p Czemu tak późno? Wiecie, jaka jest bieganina przed zakończeniem roku, a ja mam do tego dodatkowe obowiązki związane z tym... eh. Za to, cóż... torturuję Was długością rozdziałów. xD Oprócz tego przepraszam Was za nieregularne odstępy czasowe. Po prostu... z pisania chcę czerpać przyjemność. Starałam się dodawać regularnie, ale co to za sens jeśli w jakimś dniu akurat nie mam weny i muszę się do tego zmuszać?
+Mam nadzieję, że wciąż macie ochotę to czytać. Jeżeli ktoś uważa, że jest tutaj zbyt ponuro, przepraszam Was z całego serca, ale... od początku tak miało być. Pisałam jakiś 15 rozdział i już wiedziałam, że tutaj będą działy się takie rzeczy. Za niedługo koniec pierwszej części, tak więc wszystko zaczyna się mieszać.
+Zapraszam do brania udziału w nowej ankiecie! ;)
+Pozdrawiam! <3

5.06.2015

Rozdział 37 [ Może ma rację? ]

OD AUTORKI: Kiedyś w jednej z notek pod rozdziałem zaprezentowałam Wam One Shot. Jeżeli ktoś go nie zauważył, a chciałby przeczytać to tutaj jest link do niego. Agent 007. ;)

Przeszedł nad leżącą gałęzią i na chwilę spojrzał na dotrzymującą mu kroku przyjaciółkę, która przejechała kciukiem po ekranie, następnie przykładając smartphone'a do ucha. Nie pytał kto dzwonił, ale przeczuwał, że była to Jus, zapewne pytająca kiedy będą już w szkole.
Chłopak przeleżał pół wieczora ucząc się na kartkówkę, a drugą połowę rozmyślał nad tym co zrobić z dziwnymi SMS-ami. Przez moment zastanawiał się nawet czy nie zadzwonić na ten numer. W końcu uznał, że to nie miałoby większego sensu. Nie wiedział nawet, czy ktokolwiek by odebrał. Będąc po części ciekawym czego chce od niego podejrzana osoba, postanowił w miarę możliwości stosować się do „poleceń”. W końcu nie będzie robił nie wiadomo czego, tutaj chodziło jedynie o zdjęcie... Zdjęcie, którym ktoś mógł wyrządzić naprawdę sporą aferę.
Przygryzł ze zdenerwowania wewnętrzną część wargi, starając się panować nad obojętną mimiką. Nie chciał podejmować tego tematu z Darcy. Powinien był jej powiedzieć, bo w końcu była jego przyjaciółką, ale nie wiedział jak. Musiałby zaczynać od początku, tłumaczyć skąd wzięło się zdjęcie... Coś w głębi blokowało go, jakby upierał się, że sam da sobie ze wszystkim radę. Czuł jakby jego problemy wcale nie były niczym tak ważnym, żeby inni musieli się tym przejmować.
Spojrzał na uśmiechającą się do niego Darcy, która zakończyła połączenie. Odpowiedział jej tym samym, przypadkowo potykając się o gałąź, co sprawiło, że nastolatka wybuchnęła śmiechem.
— Co za...! — mruknął pod nosem, wrednie spoglądając na rzecz, o którą prawie wywinął orła.
— Jak mi brakowało twojego bycia ciamajdą! — Zażartowała, zwinnie mijając usypany pagórek. — Musimy wyjść gdzieś razem, ostatnio w ogóle nie mamy dla siebie czasu... — Westchnęła, jednak lekki uśmiech wciąż nie schodził z jej twarzy. — Opowiadaj jak tam minął ci wieczór. Nauczyłeś się tego?
W ten sposób rozpoczęli prostą i luźną konwersację, której tak bardzo im brakowało. Przegadanie całej nocy również dobrze podziałało na łączącą ich więź, ale nie mogło naprawić wszystkiego. Wyjaśnili sobie jedynie niewiele spraw, większość pozostawiając w głębi siebie i starając się, aby nie wyszły na jaw.
Po kilku minutach dostrzegł budynek szkoły, co sprawiło, że ogarnęła go lekka panika. Zapomniał już, że ostatnim razem w szkole podobno zaatakował Ronny'ego, następnie tracąc przytomność. W duchu błagał, żeby nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nie zdążył przygotować sobie wiarygodnej wymówki. Jako pierwszego zauważył właśnie znanego mu niebieskowłosego chłopaka, który z uśmiechem pomachał do nich, biegnąc na lekcje. Zauważył, że Blake był jedyną osobą, przy której nie odczuwał problemów. Nie musiał nic ukrywać, bo przecież i tak niewiele sobie mówili i mimo wszystkich tych dziwnych wydarzeń chłopak wciąż przyjaźnie reagował na jego widok.
Pierwsza lekcja mijała dla niego koszmarnie wolno. Nikt nie odzywał się do niego, każdy reagował jakby nic się nie stało, ale mimo to co jakiś czas ktoś spoglądał na niego dziwnym wzrokiem. Czuł się niezręcznie, kompletnie zażenowany i samotny, mimo że teoretycznie otaczało go kilkanaście osób w tym jego przyjaciółka, o ile jeszcze między nimi wszystko było jak kiedyś. Nawet nauczycielka starała się nie zwracać na niego uwagi. Nie pytała go o nic, nie sprawdzała jego zadania domowego, ani razu nie wołała go do tablicy, a gdy już zwracała na niego uwagę, przeważnie jej wzrok wykazywał smutek.
Poczuł wibrację telefonu, dlatego dyskretnie wysunął go z kieszeni, odczytując wiadomość. Urwał oddech, obawiając się SMS-a od nieznanego numeru, ale odetchnął spokojnie, dostrzegając nazwę kontaktu.
" Hej, Stili. Jak ci mija dzień? ;) "
Uśmiechnął się pod nosem, na chwilę unosząc wzrok, aby upewnić się, że nauczycielka pisze na tablicy i nie zwraca na niego uwagi. Zamyślił się, chcąc przez moment napisać prawdę, ale szybko to od siebie odrzucił. Nie może męczyć innych swoimi problemami.
" Dobrze. Pierwszy raz od dość sporego czasu jestem w szkole i, cóż, jest trochę dziwnie. A jak u ciebie? "
Po chwili uzyskał odpowiedź.
" To do lekcji, a nie mi odpisujesz. :p U mnie tak samo, ja za to leżę i leniuchuję. Nie na długo, bo potem mam kolejny trening. Chyba kupię sobie psa i będę z nim wychodził pobiegać. "
Następnie pojawiła się kolejna wiadomość od niego.
" Mogę ci kupić smycz? "
Zwęził powieki, na chwilę się naburmuszając i pokręcił głową, starając się nie śmiać.
" Lepiej to wydaj na kupienie rozumu. Żebyś się, kurczę, nie doigrał! -,- "
" Haha :D "
Po uzyskaniu odpowiedzi już chciał zgasić ekran, ale wtedy przyszedł kolejny SMS. Tych słów jednak wolałby nigdy nie czytać. Dlaczego wszystko nie mogło być beztroskie?
" Zdecydowany? To dobrze. Tępe, ale śliczne laseczki mają teraz dwugodzinny trening. Ktoś mógłby je poddenerwować. Koło szatni, pod schodami są dwie puszki farby. Nic trudnego, wejdź do szatni cheerleaderek i oblej tym ubrania. :p "
Przymknął oczy i odetchnął głęboko.
" Przecież to kompletna głupota. GŁUPOTA. Po cholerę to?! "
" Oj nie bądź taki spięty ;pp Wybrałem ci najprostsze 3 zadania na dzisiaj. Co ci szkodzi to zrobić, wolisz ty być pośmiewiskiem? Kupią sobie nowe ciuchy, a w szkole przynajmniej będzie jakiś powód do pośmiania się i rozluźnienia atmosfery, bo od twojego zemdlenia nic ciekawego się nie dzieje :/ "
Tym razem zablokował telefon i wrócił do słuchania zajęć. Spojrzał na nauczycielkę i spotkał się z nią wzrokiem. Spodziewał się uwagi za używanie telefonu... ale ona tylko znów odwróciła szybko wzrok i kontynuowała, udając, że nic nie widziała. Spojrzał na zeszyt i zaczął przepisywać notatkę, której kompletnie nie rozumiał przez opuszczone dni w szkole.
Po dzwonku oznajmił Darcy, że musi iść do toalety, a zamiast tego udał się na parter w kierunku skrzydła z salami gimnastycznymi i szatniami. Będąc na miejscu faktycznie odnalazł dwie puszki z zieloną i czerwoną mazią. Westchnął, chowając je do torby i powolnym krokiem zaczął przechadzać się po korytarzu, czekając aż zacznie się lekcja i szatnie będą puste.
— Stiles!
Odwrócił się i został nagle przytulony przez blondynkę.
— Maggie... — mruknął od niechcenia, jednak ona nie zwróciła uwagi na jego ton głosu.
— Jak wyglądam? — spytała ponętnie, a on opuścił wzrok, napotykając opiętą wokół jej ciała białą bokserkę ze sporym dekoltem i ciemnoniebieskimi paskami po bokach oraz typowo cheerleaderską granatową spódniczkę. — To nasz nowy kostium, co o tym myślisz? — spytała, z jego punktu widzenia dość przesadnie wypinając dekolt.
— Wyglądasz... — Szukał w myślach odpowiednich słów, mając nadzieję, że dziewczyna nie weźmie tego jako zawieszenie z powodu jej cudnego wyglądu... — całkiem nieźle — odparł w końcu, błagając aby sobie w końcu poszła. Przecież musiał zająć się ubraniami cheerle... Maggie. Zapomniał o tym, że blondynka była jedną z przedstawicielek szkolnej drużyny.
— Też tak myślę! — Wyszczerzyła się zadowolona, przysuwając jeszcze bliżej niego. Przechodzący obok nich chłopak z drużyny baseballowej spojrzał na nich z zaciekawieniem i szczerym niedowierzaniem. — Wpadniesz na mecz? — spytała, dotykając jego policzka, na co starał się nie zareagować nagłym odepchnięciem jej. — Wiesz, mogę ci pomóc. Każdy mówi tutaj o jakichś głupich plotkach, że jesteś nienormalny. — Przekręciła oczami. Mówiąc, zjeżdżała dłonią do jego obojczyków. — Gdyby coś między nami zaiskrzyło, mógłbyś stać się najpopularniejszy w szkole, dosłownie elitą — szepnęła z podekscytowaniem, jak gdyby to było czymś cudownym. — I miałbyś mnie — dodała ponętnie, nadal powoli muskając go palcami.
— Czekaj, czekaj, a co ty byś z tego miała? — powiedział nieco bezczelniej niż powinien. — Nie udawaj, że niby jestem twoim ideałem.
— Och, bo nie jesteś. Ale za to jesteś uroczy i przystojny w jednym. To znaczy, że można by przy mojej pomocy zrobić z ciebie cudo. — Wyszczerzyła się, wzdychając jak zakochana. — Poza tym byłabym dobroduszna, bo pomogłam komuś takiemu jak ty. Zresztą dlaczego mam być z jakimś kapitanem drużyny? Każdy dobrze wie, że zamoczył już chyba w każdej. Za to ty jesteś wyjątkowy, taki tylko mój. Mało kto na ciebie zwraca uwagę, jednak ja nie jestem taka całkiem głupia. Za moją pomocą byłbyś wymarzonym chłopakiem, każda by mi zazdrościła. — Skończyła swoją wypowiedź z wrednym uśmieszkiem, teraz już opierając się o niego klatką piersiową i dopasowanym do ubioru trampkiem tworząc małe kółeczka na podłodze.
Zmarszczył lekko brwi, analizując jej słowa. Nie spodziewał się, że kiedyś usłyszy coś takiego. Nawet przez moment pomyślał, że to mogłoby rozwiązać jego wszystkie problemy. Będąc popularnym, Felix raczej by mu nie dokuczać, nikt nie wierzyłby w plotki o nim i przestałyby krążyć niestosowne tematy, bo przecież byłby pewnego rodzaju szkolną elitą. Za nic by tego nie chciał, ale perspektywa spokoju była kusząca... Tylko... on kochał kogoś innego i wierzył, że ta osoba w końcu będzie tylko dla niego. W przeciwnym wypadku może i przystałby na jej propozycję.
— Coś w rodzaju układu z diabłem? — Uniósł brwi, uśmiechając się lekko. Musi to poważnie przemyśleć. — Nie wiem. Może kiedyś...
— Och. — Westchnęła jakby zawiedziona. — Mogę czekać ile ci się podoba, ale nie spodziewaj się, że teraz nie będę nikogo miała. Muszę dbać o opinię. — Odwróciła się, na odchodne rzucając mu ponętne spojrzenie. — Układ z seksownym diabłem. — Po tych słowach dołączyła do grupki przyjaciółek, które patrzyły na nią z uśmieszkami i uniesionymi brwiami.
Westchnął przeciągle, uważnie myśląc nad rozmową. Nie mógł być z kimś, kogo nie kochał. Właściwie już raz zaczęła się w ten sposób jedna z jego znajomości, dlatego nie bardzo chciał powtórki. Owszem, z czasem poczuł coś do Marshalla, jednak z Maggie nie byłoby tak samo, przecież była dziewczyną.
Pokręcił głową, a w tym samym momencie zauważył, że ostatnie dziewczyny weszły na salę gimnastyczną. Rozejrzał się uważnie i wszedł do szatni. Szybkim ruchem wyjął farby i zawahał się nagle. Głupota tego zadania była dla niego niewyobrażalna. Czuł się jak małe dziecko, które chce dokuczyć dziewczynkom. Koszmar. Postanowił wykonać to jak najszybciej i udać się na lekcję. Zaczął po kolei kropić farbą po wiszących ciuchach, a potem po odrobinie oblewając je. Gdy prawie kończył, rozbrzmiał dzwonek na lekcję, dlatego szybko wykonał ostatnie ruchy i pobiegł do sali, wcześniej chowając puszki do torby. Starał się o tym nie myśleć.
Na następnej przerwie faktycznie cała szkołą zyskała temat do ubawu, ponieważ cheerleaderki zrobiły z wydarzenia ogromną aferę. Niektóre nawet krzyczały do telefonów, najprawdopodobniej po rodzicach, że chcą za pięć minut widzieć nowe ubrania. Trenerka była zdruzgotana, nie wiedząc co zrobić. Starała się uspokajać każdą z osobna, po chwili pocierając skonie i przekręcając oczami.
Chłopak nie chcąc o niczym wiedzieć, szybkim krokiem udał się do łazienki, tam przemywając twarz. Otrzymał kolejnego SMS-a.
" Nieźle stary :D Normalnie przestraszone blond pisklaki xD 1/3 zadań, brawo! Luz, na kogoś się to zwali, żeby nie było na ciebie. Teraz coś banalnego. Potwornie banalnego. W twojej szafce leży wrzucony list. Jest zaklejony, więc go nie czytaj. Po prostu wrzuć go do szafki 205. Uprzedzę pytanie czemu sam tego nie zrobię. W końcu masz robić co ci karzę, nie? "
Zwężając usta schował smatphone'a i ruszył do szafki. Po drodze znalazła go Darcy, która zaczęła przez śmiech opowiadać o tym co się stało. Żeby nie zrzucać na siebie podejrzeń, żartował razem z nią. Dyskretnie wyjął list, szybko go chowając i udając się na lekcje razem z dziewczyną u boku, której nie opuszczał dobry humor.
Kolejna lekcja minęła tak samo, jak dwie poprzednie. Starał się skupić na słuchaniu, ale jego uwagę rozpraszały widoki za oknem. Cały czas wpatrywał się w pochmurne niebo, a potem w mżawkę. Miał nadzieję, że nie będzie padało mocniej, bo nie miał ochoty zmoknąć.
Maggie należąca do klasy razem ze Stilesem ciągle narzekała na to jakie spotkały ją okropności i że nie może przez to skupić się na lekcji, co tylko irytowało nauczyciela. Każda cheerleaderka musiała chodzić w wyzywających ubraniach, ale przynajmniej szkoła na tym zyskała — reprezentowały skład cheerleaderek. Część dziewczyn przymknęła na wydarzenie oko. W końcu to przecież nie było ich winą, że pośladki były niemalże widoczne przez spódniczkę... na ich korzyść do podrywania.
W czasie między lekcjami odetchnął z ulgą, gdy brunetkę zaczepiła jej przyjaciółka Jus. W spokoju odnalazł szafkę i po chwilowym rozglądaniu się szybko wrzucił list przez otwory wentylacyjne na górze. Pośpiesznym krokiem usiadł na krzesłach kilka metrów obok jak gdyby nigdy nic. Przeraził się nagłą myślą, co mogło być zawarte w kopercie. Zaczął żałować, że posłuchał się i nie odczytał wiadomości. Jeszcze bardziej skulił się, gdy z przerażeniem dostrzegł jak szafkę otwiera Ronny.
Cholera...
Przygryzł wargę, błagając aby to nie było nic głupiego. Uważnie obserwował reakcję niebieskowłosego. Tamten zaskoczony spoglądał na kopertę, po czym otworzył ją, wyjmując kartkę i zaczynając czytać. Podczas czytania był całkowicie pochłonięty w tekście, marszcząc brwi. Zamrugał kilka razy i z żartobliwym uśmieszkiem uniósł wzrok, czując, że ktoś mu się przypatruje i między uczniami spojrzał prosto w kierunku Stilesa, który natychmiast odwrócił wzrok. Speszony brunet wpatrywał się w podłogę, po czym ostrożnie spojrzał w tamtym kierunku. Ronny nadal patrzył na niego, następnie posyłając mu niepewny uśmiech i kręcąc głową, schował papier.
Chłopak z lekkim załamaniem poczuł jak jego policzki nabierają koloru. Najchętniej uciekłby do domu. Przecież w tej wiadomości mogło być napisane dosłownie wszystko, a nie mógł zapytać Ronny'ego o treść. Miał tylko nadzieję, że nie pomyślał iż było to od niego... cokolwiek by tam nie pisało. Przygryzł wargę i zaczął stukać palcami w krzesło, następnie wyjmując szybko telefon.
" Zadowolony?! Mów te ostatnie zadanie i daj mi już spokój. Co pisało w liście?? "
" Och, nic takiego! ;3 Nie ma za co ;* Ostatnie zadanie: O około pierwszej w nocy wejdź do szkoły. Luz, będzie otwarte, a kamerami zajmie się ktoś inny. Po prostu przyjdź. "
Pochylił się, opierając łokcie na kolanach, a następnie przecierając twarz. SMS-y potrafiły zepsuć mu doszczętnie humor. Miał dość całej tej głupiej gierki. Spojrzał na okno znajdujące się po przeciwnej stronie korytarzu i przypatrywał się niewielkim kroplom spływającym po szklanej powierzchni. Teraz mógł śmiało powiedzieć, że pogoda idealnie odzwierciedlała jego humor.

My Immortal

Niepewnie przeszedł przez uchyloną bramę i zaczął kroczyć pustym placem przed szkołą, ignorując niewielkie krople deszczu. Miał nadzieję, że gdy będzie wracał nie rozpada się bardziej. Rozejrzał się po placu, czując się dość dziwnie. Na co dzień, gdy zawsze przechodzi tutaj przynajmniej kilku uczniów, plac nie wydaje się tak ogromny jak teraz. Pierwszy raz widział szkołę po północy i przysiągł sobie, że w tych porach więcej się tu nie pojawi.
Pchnął drzwi, wchodząc do środka i natychmiast przyglądając się wszystkiemu. Przez późną porę i pogaszone światła większość rzeczy była ledwo widoczna, a korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Zdjął kaptur i przejechał po wilgotnych już kosmykach włosów, zaczesując je do tyłu i ruszył na przód, co jakiś czas oglądając się za siebie. Opuszczona szkoła dobitnie przypominała mu psychiatryki z horrorów.
Wyjął komórkę, mając ochotę wrócić się do domu. Szczególnie przerażała go godzina spotkania.
" Po cholerę o tej godzinie? "
" Zobaczysz. Brawo za odwagę, byłem pewny, że stchórzysz :o Chyba ci zależy na twoim kochasiu ;)) Przy szafkach leży torba, powinieneś ją zauważyć. "
Jeszcze przez chwilę stał w miejscu, rozglądając się, po czym zaczął iść przed siebie flegmatycznym krokiem. Naprawdę nie podobało mu się to miejsce. Po drodze poczuł wibracje telefonu.
" Okej. Otwórz ją, a znajdziesz tam coś ciekawego. "
Uniósł brew, dopiero dostrzegając torbę oddaloną o kilka metrów. Wyglądało na to, że osoba wysyłająca SMS-y tak naprawdę go nie widziała...
Stojąc już obok przedmiotu, kucnął, zaczynając rozpinać zamek. Otworzył szerzej oczy, z niechęcią dotykając czegoś w rodzaju plakatu. Chwycił po jednej kartce z obydwu stosów w torbie, uważnie im się przyglądając, coraz bardziej się załamując.
Po jednej stronie trzymał zdjęcie przedstawiające Darcy, a po drugiej Ronny'ego. Skrzywił się, gdy dostrzegł wydrukowane na nich napisy. Jego przyjaciółka całująca się półnago z Feliksem, a wszystko przyozdobione podpisem „Szkolna dziwka, jedyne 2$!”. Rozpoznał, że był to pocałunek z ogniska, który pamiętał jak przez mgłę. Przygryzł wargę, przyglądając się drugiemu plakatowi. Niebieskowłosy mówił coś, nachylając się do kolegi. Niby zwyczajna sytuacja, gdyby nie podsuwający sugestie napis „Niebieski pedał. Jaki następny kolor? Róż?”. Spojrzał do torby. Pod zdjęciami znajdowały się kolejne i kolejne kopie... Nie przeglądał dalej, tylko zaczął nerwowo pisać SMS.
" Po co to?! "
" Wybierz jedną stronę i rozwieś po szafkach, tam gdzieś jest taśma. Kogo ośmieszysz? :D "
Z wściekłością schował urządzenie, odkładając kartki. Usiadł przed torbą po turecku, opierając czoło na dłoni. Dobrze wiedział, że uczniowie raczej nie uwierzyliby w to wszystko, ale i tak mieliby powód do pośmiewiska, a Darcy lub Ronny zyskaliby nowe przezwiska już do końca roku. Nie miał zamiaru nikogo ośmieszać. Nawet jeśli, nie potrafiłby podjąć decyzji. Darcy znał od dziesięciu lat, może nie układało się między nimi najlepiej, ale... nie mógł jej tego zrobić. Z Ronnym rozmawiał dopiero od jakiegoś czasu, ale nie wyobrażał sobie tego chłopaka jakby miał się smucić. Wydawał mu się zbyt... miły, pogodny, żeby doświadczyć czegoś takiego.
Pozostawał fakt, że jeżeli tego nie zrobi, osoba wysyłająca SMS-y z kolei ośmieszy go, nie mówiąc już o sekrecie. Sfrustrowany przejechał dłońmi po włosach, nie rozumiejąc jak można być kimś tak głupim, żeby kazać robić coś takiego. Wstał z podłogi z zamiarem zignorowania zadania. Nie miał zamiaru dłużej bawić się w durną gierkę osoby, której nawet nie znał.
Nie jestem w jakimś jebanym kryminale. Takie rzeczy się nie dzieją.
Zresztą jak wcześniej zauważył, zleceniodawca nawet go nie widział, czyli teoretycznie mógł odpisać, że załatwił sprawę i wrócić do domu, gdzie powie o wszystkim komuś. Komukolwiek. Nawet jeżeli faktycznie to miało oznaczać, że nie dotrzymali umowy, miał tylko nadzieję, że mężczyzna mu wybaczy... Nie mógł zrobić komuś czegoś takiego. To już nie było głupie oblewanie ciuchów. Zaczął się zastanawiać jak pozbyć się torby ze zdjęciami, gdy usłyszał kroki, jakby ktoś specjalnie szedł mocniej uderzając o podłogę, aby było go słychać. Odwrócił głowę w tamtym kierunku i momentalnie poczuł narastająca złość.
— Pomóc ci? — spytał szatyn, opierając się biodrem o szafki. — Dla kogo będziesz skurwielem? — Widocznie świetnie się bawił.
— Nie jestem tobą — mruknął, patrząc na niego ze złością. — Pojebało cię?! — powiedział jedynie nieco głośniej, nie odczuwając potrzeby krzyku. Ich słowa i tak odbijały się echem po pustym pomieszczeniu. — To cały czas byłeś ty — rzucił oskarżycielsko. — Myślałem, że chociaż na niej ci zależy! Jak możesz jej to robić?!
Gaterson zaskoczony wyznaniem, pokiwał z uznaniem głową. Uśmiechnął się lekko, patrząc na niego z politowaniem.
— To takie urocze. Dałem ci wybór, Stiles. Będę dla ciebie jeszcze milszy, dając ci ostatnią szansę. Wybierasz jeden z plakatów albo idziesz za mną i wytłumaczę ci inną rzecz, którą musisz zrobić.
— Jasne, a niby dlaczego miałbym ci zaufać? — warknął z jadem w głosie.
— O Boże. — Przekręcił oczami. — Nie jestem jakimś kryminalistą, żeby wszystko tak dokładnie kombinować. Po prostu... jakoś tak twoje słowa o tym, że miałbym jej to zrobić... — Spojrzał w bok ze smutkiem. Odwrócił się, idąc w kierunku jednej z sal. — Wybieraj. — Zatrzymał się, wsuwając klucz do zamka i chwytając klamkę.
Stiles odetchnął głęboko i postanowił oddalić od siebie podejrzenia. Może naprawdę przesadzał? A może chłopak znów próbował robić mu pranie mózgu? Jego nagła skrucha wydawała mu się potwornie sztuczna. Mimo wszystko... zaufał mu. W razie czego jednak napiął mięśnie, po części przypominając sobie niektóre ruchy z treningów samoobrony. Tak w razie czego...
Podszedł w kierunku szatyna, który zareagował obojętnie na jego wybór. Wszedł za nim do sali, rozglądając się i ponownie nabierając podejrzeń. Na podłodze leżały dwa plecaki, co oznaczało, że musiał już wcześniej być w tym pomieszczeniu. Podszedł do pierwszej ławki środkowego rzędu, uważnie obserwując ruchy szatyna. Jęknął nagle, upadając brzuchem na stolik, który kawałek przesunął się z szuraniem pod wpływem jego uderzeniem. Nim zdążył zareagować, ktoś wbił łokieć między jego łopatki, sprawiając że nie potrafił się zbytnio ruszyć. Pod wpływem adrenaliny nie odczuł bólu w dole kręgosłupa, gdy oberwał porządnym kopniakiem, który zwalił go z nóg.
— Wiedziałem, że tobie się nie ufa! — warknął, próbując mimo wszystko odepchnąć się od blatu. Odwrócił lekko głowę, spoglądając na Philipa, który uśmiechał się do niego paskudnie.
— Wow, czegoś się nauczyłeś. — Felix podszedł do nich, klepiąc szatyna po policzku. — Oczywiście, że się nie ufa. Dobrze, że jesteś debilem. Niech ci będzie, jakieś wyjaśnienia ci się należą. Ja naprawdę kocham Darcy i nie zrobiłbym jej tego. Przewidziałem dokładnie każdą z opcji. — Usiadł po turecku, aby móc patrzeć mu w oczy, a młody dziennikarz chwycił jego ręce w ten sposób, że nie potrafił się wyrwać. Dodatkowo uniemożliwiała mu tego siła starszego chłopaka. — Gdybyś naprawdę rozwiesił te zdjęcia, mógłbym cię nagrać i pokazać to Darcy. Znienawidziłaby cię. Gdybyś wybrał Ronny'ego, byłbyś dupkiem. No bo, ej, kto by chciał go skrzywdzić? To też mógłbym im pokazać i by cię znienawidzili. A skoro naprawdę za mną poszedłeś... Tego już ci nie zdradzę czemu. Zresztą nie skończyłbyś rozklejania zdjęć, bo jest ich tam z dziesięć kopii, a potem są same puste kartki. Naprawdę nie chciałem ich krzywdzić. — Wzruszył ramionami.
Philip odwrócił go nagle, od razu opierając kolano na jego brzuchu i ściskając jego nadgarstki.
— Chcieli cię swatać z moją siostrą, a ty kurwa jesteś gejem. — Zaśmiał się kpiąco. — Boże, myślałem, że padnę na tej kolacji. Nasi rodzice tacy pogodni, jaka z was śliczna para, a tymczasem ja już znałem prawdę. — Urwał, kręcąc głową z uśmiechem. — Mogłeś zauważyć to po moich sugestiach, a poza tym, spróbuj normalnym telefonem zrobić zdjęcie dobrej jakości w nocy. Wracałem od znajomych, a że byłem też po wcześniejszym wywiadzie, akurat miałem ze sobą lustrzankę. — Wzdrygnął się lekko, gdy w szybie błysnął piorun. Spojrzał na chwilę za okno i kontynuował. — Na początku miałem zamiar naprawdę dać to do gazety, ale chwilowo się wstrzymałem. Przyjaźnię się z Feliksem już od dawna i wiem, że cię nienawidzi. Pomyślałem, że czemu by mu tego nie pokazać? Na wstępnie, wiemy tylko my i jeszcze jedna osoba. Gdybym ja lub Felix wysyłał do ciebie SMS-y, mógłbyś mieć podejrzenia, albo nawet nasze numery, dlatego poprosiłem kumpla. Nie do końca wie o co chodzi, ale zrobił to o co go prosiłem. — Urwał, kręcąc głową.
— Najlepsze było potem — kontynuował Felix. — Chcieliśmy sobie z ciebie porobić głupie żarty. Po to te wszystkie bezsensowne rzeczy. Zastanawiało mnie czemu tak bardzo ci zależy na tym zdjęciu. — Usiadł luźno na ławce obok, jedną nogą dotykając podłogi. — Po południu zaczęliśmy naprawdę nad tym kombinować. Wtedy Philipa oświeciło, że skądś kolesia kojarzy. Szukał po necie i szukał, dosłownie w ostatnim momencie sobie coś przypominając. Wszystko stało się jasne, a nawet i lepiej. Nie było tam tylko zdjęcia jak był sam... ale też z inną osobą. — Zeskoczył na podłogę, opierając się o blat, tuż obok jego brzucha. — Nie wiem co jest bardziej żałosne, to, że jesteś pedałem, czy to, że robisz dobrze starszym facetom.
— Wiesz co jest żałosne? — warknął. Obiecał sobie, że nie będzie się nim przejmował. Nie mogą mu nic zrobić. Nie w szkole... prawda? — Żałosne jest to, że nie potrafisz tego tolerować.
— Auć... Dobra. Okej. Będę to tolerował, bądź już sobie tym pedałem. Tylko wiesz za co mam kolejny powód do pogardy w stosunku do ciebie? — wycedził przez zęby, szarpiąc go za włosy, na co ten skrzywił się. — Że pierdolisz się z gościem, który kogoś ma. Na to brakuje słów. Jak laska zdradzi, to jest kurwą, zdzirą, szmatą. Jak mam na ciebie niby mówić? Wiesz czemu nie ma jak? Bo ludzie twojego rodzaju tak nie robią! — wrzasnął, tym razem boleśnie pociągając jego włosy. — Będę tolerował pedałów, będę tolerował lesby, luz. Ale nie będą się kurwa wtrącać do par hetero! — Wrzasnął, po czym uderzył pięścią w twarz chłopaka. Brunet pod wpływem uderzenia przymknął powieki, zaciskając zęby.
— Felix — szepnął blondyn, patrząc na niego porozumiewawczo. — Miałeś nie przesadzać.
Za oknem rozległ się kolejny grzmot z ulewą. Stiles wciąż zaciskał oczy, powstrzymując łzy. Tak bardzo nie chciał zwracać uwagi na jego słowa... ale mówił prawdę. Zawsze mówił prawdę, której on nie chciał do siebie przyjąć. Uderzenie kompletnie przywróciło go na ziemię. Przestał już nawet myśleć nad sposobem ucieczki. Może mu się to należało?
— Sam rozmawiałeś z tą kobietą, zanim to się stało. Nie żartuj, że nie jest ci przykro. — Szatyn zwrócił się do uspokajającego go chłopaka. — Przez takiego gówniarza, ma tak być? A może częściej będą pojawiały się takie sytuacje? Jasne kurwa, tolerujmy to.
— Ej, ta blondyna też nie jest taka święta. Tak, prowadziłem z nią wywiad i co więcej, wydawała mi się jakaś dziwna. Rób swoje i idziemy — dodał cicho, następnie z powrotem spoglądając na bruneta, który w dalszym ciągu spoczywał z odwróconą głową i zaciśniętymi powiekami.
— Niech ci będzie. Te, Stiles — zwrócił się z obrzydzeniem do chłopaka. — no nie wstydź się własnych czynów. Stiiiliii — przeciągnął jego imię przesłodzonym głosem, muskając palcami jego klatkę piersiową. — Popatrz na mnie, to przestanę. — Przekręcił oczami i z uśmiechem położył dłoń na jego udzie, powoli jadąc do góry. — No nie bądź tchórzem, ja to zdzierżę. — Spojrzał sugestywnie na swoją dłoń, posuwającą się coraz bliżej jego krocza. Lawson tylko pociągnął nosem, wciąż nie reagując. — Ej, bo pomyślę, że robisz to specjalnie. — Zaśmiał się, kładąc dłoń na jego kroczu. — Odnoszę wrażenie, że mi nie wierzysz — mruknął, udając smutnego i zaczął wsuwać dłoń pod gumkę jego spodni, gdy brunet spojrzał na niego nagle przestraszonym wzrokiem. — Philip ma rację, to się zdarza rzadko kiedy, a mi potrzebny jest plan, który obmyśliłem już dawno. Obiecam ci coś, jeżeli ty zrobisz to samo. Okej? — Odczekał chwilę, po czym wsunął dłoń pod jego spodnie, ponawiając z naciskiem pytanie, na co chłopak szybko pokiwał głową. — Dobrze. Będziesz robił to co robisz teraz. Masz być z tym facetem. Okej? Spójrz, dla ciebie ładnie powiem "bądź gejem". — Uśmiechnął się niby czule. — Ja w zamian za to od jutra dam ci spokój. Okej? Okej?! — warknął, ściskając jego krocze przez materiał bokserek.
— Okej! — odkrzyknął Stiles, patrząc na niego ze strachem w oczach.
— Teraz obiecasz mi kolejną, dodatkową rzecz. Jutro masz przyjść do szkoły. Nawet jeżeli miałbyś się doczołgać, nie obchodzi mnie to. Jeżeli nie przyjdziesz, Darcy stanie się krzywda i nie żartuję, bo nie lubię, gdy ktoś nie dotrzymuje obietnic. — Chwycił jego koszulkę, patrząc z góry prosto w jego oczy. — Masz, przyjść, do, szkoły. — Każde słowo wycedzał osobno, nie pozwalając mu odwrócić wzroku. Chłopak szybko pokiwał głową, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
Philip ściągnął nogę z brzucha chłopaka i stanął za nim, nie puszczając jego nadgarstków. Felix znów szybkim ruchem stanął między nogami chłopaka, które od połowy kolan zwisały z ławki.
— Oj nie bój się, to tylko kurewsko zaboli — rzucił opiekuńczym tonem. — Jak ten twój sponsor się nazywa? No wiesz, ten od pieprzenia cię? Marco? — Uśmiechnął się bezczelnie, chwytając dół jego koszulki i podciągając ją do połowy żeber chłopaka. Brunet zadrżał ze strachu, nawet nie próbując się wyszarpać. Położył głowę na blacie, napotykając wzrok Philipa, który patrzył na niego przez chwilę bez wyrazu, po czym spojrzał na kumpla.
— Nie będę aż tak wredny. Moim celem jest głównie zadać ci ból, ale teraz mam dodatkowy pomysł. Zrobimy tak, żebyś kochany miał pamiątkę. Okej? — Przyłożył dłoń do jego policzka, pocierając kciukiem jego skórę. — No już, rozluźnij się. Nie zrobię ci niczego, o czym teraz pewnie myślisz, czy może nawet marzysz. — Uniósł wzrok, gdy po sali błysnęło światło błyskawicy i rozległ się grzmot. — Ale masz tematyczną pogodę. — Podsunął nogą plecak, następnie coś z niego wyjmując. — Nie ruszaj się, a wyjdzie ładna pamiątka zamiast bohomazu.
Philip odwrócił wzrok, patrząc na koniec sali, a tymczasem brunet spojrzał na Feliksa, z lękiem i niepewnością obserwując ruch jego rąk. Szatyn uniósł przedmiot zakończony wygiętą rurką, uśmiechając się do niego wrednie. Z palnika wydobył się cichy syk, a następnie pojawił się wąski płomień, który oświetlił twarz chłopaka trzymającego przedmiot. W milczeniu Stiles przyglądał się temu, po czym rozszerzył oczy, gdy doszło do niego co trzymał nastolatek. Nie zdążył dostatecznie szybko zareagować, ponieważ zrozumiał to w momencie, gdy płomień liznął skórę tuż koło jego biodra. Wydał z siebie przeraźliwy krzyk, momentalnie wbijając paznokcie do skóry dłoni. Wygiął głowę do tyłu, z paraliżującego bólu nie będąc w stanie prawie że niczego zrobić, a pierwsze łzy spłynęły na blat ławki.

══◊══

+Ciekawostka: palnik, na przykład taki którego używa Felix, potrafi osiągnąć temperaturę nawet 1300°C. Podsumowując: auć.
+Rozdział dość... Cóż, każdy będzie miał własne zdanie. Jedni powiedzą, że to potworne, inni że dobrze się stało. Ja, oczywiście, jestem raczej po stronie, że to nie jest zbyt wesoły rozdział. Wyjaśniła się sprawa z SMS-ami, pojawiła się propozycja Maggie, ciekawy list do Ronny'ego i bardzo, bardzo bolesne zakończenie.
+Dziękuję za wszystkie komentarze, jak czytam wasze przemyślenia, to od razu łatwiej się pisze!
+Przepraszam za opóźnienia, po prostu miałam problem z napisaniem tego rozdziału. Niby miałam go zaplanowany, ale po kolei odrzucałam każdą możliwość, bo uważałam ją za zbyt głupią i nierealną. W końcu udało mi się skończyć.
+Tak poza tym, zapraszam do katalogu opowiadań o historiach homoseksualnych, na którym jestem jedną z administratorek. Zapraszam do zgłaszania swoich blogów i polecania! ♥ Tęczowe Historie.
+Po dodaniu rozdziału będę zajmowała się tworzeniem nowej playlisty piosenek (ten pasek u góry bloga :p )
+Pozdrawiam!

Obserwatorzy