— Powinni zatrudnić tutaj nowego ochroniarza — mruknął Marshall, gdy przechodzili korytarzem w kierunku sali, skąd dało się słyszeć przytłumione, dudniące basy.
— Dlaczego? — spytał nastolatek, któremu wciąż dopisywał entuzjazm.
— Bo cię wpuścił. Ewidentnie widać, że nie jesteś pełnoletni. Czemu ja nie wybrałem klubu? — szepnął z zażaleniem. — Tam by cię przynajmniej nie wpuścili!
— Jak przykro — rzucił, przedrzeźniając się z nim. Uniósł wzrok na jego twarz, lekko się krzywiąc. — Będziesz cały czas w tych okularach?
— Tak. Co prawda jesteśmy w innym mieście, ale ja wolę nie ryzykować. Poza tym, pasuje mi do ubioru. — Spojrzał sugestywnie na wybraną garderobę, podwijając rękawy swetra.
Chłopak tylko z uśmiechem pokręcił głową, w momencie gdy przekraczali próg wejścia na salę. Do jego uszu gwałtownie uderzyła głośna muzyka, jakby minął barierę tłumiącą dźwięki. Zaczął przyglądać się ogólnemu wystrojowi pomieszczenia. W klubie przeważały ciemne kolory ze srebrnymi wykończeniami, na końcu, za konsolą przy ścianie stał DJ, za którego sprawą z głośników wydobywała się typowo dyskotekowa i taneczna muzyka. Po lewej stronie dostrzegł w podobnych odcieniach dość długi bar, za którym szklane półki utrzymywały różnokolorowe rodzaje alkoholi. Po przeciwnej stronie, oddzielone parkietem gdzie tańczyła spora grupa osób, stały stoliki ze skórzanymi sofami. Wszystko to było ledwo widoczne przez pomieszczenie oświetlane jedynie wirującymi laserami, fluorescencyjnymi wzorami na ścianach i podświetlanym barem.
Stiles niespecjalnie przepadał za takimi miejscami, ale chciał chociaż raz odreagować jak inni w jego wieku.
— To jak, potańczysz i do domu? — Usłyszał głos mężczyzny tuż przy swoim uchu. W miejscu, w którym stali ciężko było się komunikować, przez zagłuszającą ich muzykę.
— Chciałbyś — odparł rozbawiony, obracając głowę i unosząc wzrok, aby na niego spojrzeć. — Tańczysz ze mną i pijesz ze mną.
— Ja nie tańczę — mruknął stanowczo.
— To może tak, po ilu drinkach tańczysz? — Kiwnął głową w kierunku baru.
— Stiles — warknął, przechylając lekko głowę i mrużąc oczy. — Ten jeden jedyny raz szalej do woli. Chodź coś zamówić. — Zaczął kierować się do najbardziej oświetlonego miejsca. — Polecam oranżadę — powiedział ironicznie, opierając się o szklany blat.
Brunet zignorował uwagę, kręcąc głową. Zajął miejsce na jednym z podwyższanych barowych krzesełek, przyglądając się ogromnemu wyborowi napoi od kilku do kilkudziesięciu procentowych
— Coś podać? — Z lekkim rozbawieniem spytał jeden z barmanów, który polerował kieliszek, przyglądając się mu z uśmiechem.
— Na razie nie — odparł szybko, rzucając młodemu mężczyźnie krótkie spojrzenie, a następnie z powrotem patrząc listę przykładowych drinków. Po chwili położył na blacie dziesięciodolarówkę, zwracając się do ubranego w białą, przy kołnierzu rozpiętą koszulę barmana — Margarita.
Ten znów, z jak Stiles zdążył zauważyć, typowym dla siebie ociąganiem odłożył błyszczące już naczynie, zanotował w pamięci zamówienie, które skierował do niego również Marshall, a następnie odebrał banknoty, zabierając się za przygotowanie napoi.
— Przecież ci mówiłem, że ja będę płacił, a nie wydajesz swoją kasę — burknął, przekręcając oczami. — Mam nadzieję, że padniesz po jednym drinku.
— To tylko dziesięć dolców, daj spokój — zaśmiał się. Zaskoczony spojrzał na postawione przed nimi szklanki. Nie spodziewał się tak szybkiego wykonania zamówienia, sądząc po tym, jak zachowywał się barman. — Przekonamy się.
Chwycił naczynie wypełnione zielonym płynem, uważając na nałożony plaster limonki. Spodobała mu się barwa, ale bardziej ciekaw był smaku. W końcu nie raz słyszał, że jeden ze składników — tequila — dawał nieźle popalić. Przechylił szklankę, za pierwszym razem wypijając połowę, następnie krzywiąc się.
— Pijąc w tym tempie, na pewno szybko pójdzie — rzucił bokser, upijając łyk bezbarwnego płynu z pływającymi liśćmi mięty, również się lekko krzywiąc i mlaskając. — Nie przepadam za drinkami, to ma dziwny smak. Ani to słodkie, ani to gorzkie.
Nastolatek zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami. Zaczął cicho wystukiwać dłońmi na blacie do rytmu lecącej aktualnie piosenki, wsłuchując się w wokal Flo Ridy, refrenu Where Them Girls At. Wywołał tym szerszy uśmiech na twarzy mężczyzny.
— Widzę, że ciebie już rwie do tańca.
Odpowiedział mu jedynie ponownie wzruszając ramionami i nucąc pod nosem razem z głosem wydobywającym się z głośników.
Po wypiciu trzeciego już zamówienia brunet zeskoczył z krzesła i złapał Marshalla za nadgarstek, ciągnąc go za sobą w kierunku parkietu. Stanął z boku, szczerząc się do niego i przywołując go dłońmi, zachęcając do tańca. Zaczął minimalnie się poruszać, natychmiast łapiąc rytm tanecznego miksu utworu Hangover. Poruszał ustami, cicho nucąc słowa i poruszając się teraz tak szybko, aby dopasować ruchy do basu. Po chwili zaczął się wygłupiać, gdy pojawiały się u niego pierwsze oznaki po spożyciu alkoholu, zwracając na siebie uwagę dwóch tańczących obok dziewczyn, które ze śmiechem przyłączyły się do niego.
Marshall starał się poruszać w podobnym tempie, jednak ruchy chłopaka rozśmieszały go do tego stopnia, że nie był w stanie się skupić. Aktualnie nie przepadał za imprezami. Miał wrażenie, że przesadził, teraz już nie odczuwając tego samego. Zresztą nie bez paczki znajomych ze szkoły, którzy wciągnęli go i Jamesa w szaleńcze domówki od pobliskich, aż po oddalone o kilka stanów. Nie miał jednak ochoty przestać tańczyć, przez nastolatka, który dobitnie przypominał mu jednego z jego dawnych kumpli. W efekcie obydwoje dali się porwać rytmowi przez godzinę, jak nie więcej.
— Zaraz wrócę — rzucił mężczyzna, ruszając w kierunku łazienek.
Brunet tylko pokiwał głową, na moment spoglądając na niego. W końcu dopadło go lekkie zmęczenie, dlatego również odszedł od tańczących ludzi, jednakże w kierunku baru. Z uśmiechem zajął miejsce przy blacie, wyciągając z kieszeni banknoty i kładąc na szklaną powierzchnię. Szczęśliwie trafił na tego samego barmana, który znów zajmował się tym samym. Przez moment zaczął zastanawiać się, dlaczego nie potrafi sobie znaleźć lepszego zajęcia.
— Shoty, tyle ile się da, najlepiej jakieś kolorowe... — Spojrzał na rozpiskę. — O, niebieskie kamikadze.
Mężczyzna spojrzał na niego sceptycznie.
— Młody, wyłożyłeś trochę przesadnie kasy... — Westchnął, zabierając pieniądze. — Rozpijam młodzież, nie? — Zaśmiał się, kręcąc głową.
— Moooże. — Wsłuchał się w początek kolejnej piosenki, następnie zaczynając nucić. — Party rock is in the house tonight/Tej nocy w domu jest impreza, Everybody just have a good time/Każdy po prostu dobrze się bawi. — Przyglądał się barmanowi, który posłał mu szeroki, olśniewający uśmiech, będąc rozbawionym zachowaniem nastolatka. — And we gonna make you lose your mind/Sprawimy, że stracisz głowę. — Pokręcił palcem wskazującym przy skroni. — Everybody just have a good time!/Każdy dobrze się bawi!
— Nieźle. — Pokiwał głową z uznaniem. — Jeśli o LMFAO utwory chodzi, to bardziej by ci teraz pasowało Shots. — Ustawił przed nim rząd złożony z dziesięciu 50ml kieliszków. Przekręcił wokół obydwu dłoni butelki, wykonując dość skomplikowany trik, a następnie kolejno wypełniając każdy kieliszek po równej połowie wódką i likierem blue curacao. — Nazwę kamikadze zyskał z dość nierozsądnego wyczynu, mianowicie pije się cztery kieliszki jeden po drugim. Tak więc cóż... powodzenia. — Zaśmiał się, jednakże nie odchodząc od niego, tylko zabierając się za poprawianie rękawów koszuli.
Kurwa.
Nastolatek wpatrywał się w kolorowy rządek, dość niepewny co do swojej tolerancji alkoholu. Wolał nie przyznawać się do tego Marshallowi, a dobrze wiedział, że mężczyzna zaraz wróci, dlatego w przypływie paniki zaczął łapać jeden kieliszek za drugim, krzywiąc się i opróżniając każdy po kolei do pełna. Barman uniósł brwi, chichocząc pod nosem z jego głupoty, ale i podziwu. Chłopak zamrugał gwałtownie powiekami, powstrzymując się przed odruchem wymiotnym. Mężczyzna jedynie zapytał go o samopoczucie, a następnie oddalił się obsłużyć jakąś dziewczynę.
— Siema, Jackson jestem.
Obrócił głowę w kierunku siadającego obok nastolatka, w mógłby przysiąc podobnym do niego wieku. Przyjrzał się mu, następnie odpowiadając krótkie „Stiles”. Nieznajomy złożył zamówienie, dziwnie uśmiechając się do barmana, jakby się już skądś znali, a następnie kontynuował rozmowę.
— Wiesz, powiedzmy, że jestem dość spostrzegawczy w pewnych sprawach. Zadam ci dziwne pytanie okej? — Poczekał, aż Lawson pokiwa głową, rozglądając się, czy nie ma nikogo obok. — Myślałeś kiedyś o tym, żeby zabawić się z więcej niż jedną osobą?
Brunet otworzył szerzej oczy, swoją drogą powoli żałując wypitej ilości alkoholu, która w połączeniu z poprzednimi drinkami zaczęła mieszać mu w głowie. Przełknął ślinę i wzruszył niepewnie ramionami. Coś w głowie mówiło mu, że to nie jest najlepszy pomysł, ale z drugiej strony... podobała mu się ta propozycja.
— Spoko, nie bój się. — Umilkł, gdy pojawił się barman, kładąc dwie szklanki z kolorowymi drinkami i sprzątając opróżnione kieliszki. Kontynuował, dopiero gdy ten oddalił się do innych klientów. — Powiedzmy, że spodobałeś się mojemu... hm, bliższemu znajomemu? W każdym razie siedzi tam. — Wskazał palcem na drugi koniec pomieszczenia, gdzie znajdowały się stoliki i sofy. Następnie pochylił się do jego ucha, szepcząc. — Seksownemu znajomemu.
Stiles podążył wzrokiem w tamtym kierunku, jednak było zbyt ciemno, żeby z takiej odległości dostrzec kogokolwiek. Doszedł do wniosku, że alkohol zdecydowanie kiepsko wpływał na jego zachowanie, ponieważ zaczął dostrzegać, że nieznajomy również był niczego sobie. Spojrzał w jego jasnobłękitne, niemalże srebrzyste tęczówki, odczuwając dziwną zmianę w organizmie.
— Poza tym, chyba nawet jesteśmy w podobnym wieku. To jak, chętny? — Spytał, przygryzając wargę.
— Wiesz...
— Nie wiem co, ale nie.
Obydwoje spojrzeli w kierunku Marshalla, który stanął obok z rękoma splecionymi na wysokości klatki piersiowej.
— Zazdrosny? — Zaśmiał się srebrnooki, obrzucając go szybkim spojrzeniem. — Jakby co, oferta do was obu. Do zobaczenia, Stiles. — Wstał, chwytając szklanki i odchodząc, nie oglądając się za siebie.
— O co cię pytał?
— Czy chcę, żeby jego kolega mnie pieprzył... chyba też z nim... — Zastanowił się. — I wychodzi na to, że też tobą.
Marco przymknął oczy i westchnął.
— Właśnie dlatego wiem, że nie powinienem zostawiać cię samego. Wypiłeś tylko trzy drinki, a mało co nie popełniłbyś sporego błędu — mruknął. — Ostatni raz idziemy potańczyć i zbieramy się do domu, jasne?
— No już się nie denerwuj. — Zachichotał, łapiąc jego nadgarstek i ciągnąc za sobą w kierunku centrum imprezy.
Opuścili klub, zaciągając się świeżym powietrzem, w którym nie czuło się potu innych ludzi ani odoru alkoholu. Nastolatek pociągnął za sobą Marshalla, idąc na tyły budynku. Minimalnie kręciło mu się w głowie, ale zignorował to.
— Po co tutaj idziemy? — Umilkł, gdy chłopak popchnął go na ścianę budynku.
— Nie lubię tłumów — szepnął, przymykając oczy i wtulając się do jego klatki piersiowej. Uniósł głowę do góry, aby móc spojrzeć na jego twarz.
— Stiles, jedziemy do domu, tak? — Mężczyzna również czuł się nie najlepiej przez ostatnią szklankę tequili, którą wypił zanim wyszli z klubu.
— Potem — mruknął rozbawiony, chwytając dłońmi jego głowę i stając na palcach, aby złączyć ich usta w mocnym pocałunku. Włączył do tego język, pogłębiając doznanie. Jedną ręką zjechał powoli po jego klatce piersiowej, wsuwając dłoń do jego bokserek, na co mężczyzna wzdrygnął się i jęknął cicho, próbując odsunąć się od nastolatka.
Brunet nie przerywał żadnej z czynności, poruszając dłonią coraz szybciej, ignorując prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby tędy przechodzić. Im dłużej dotykał jego członka i przysłuchiwał się przyduszonym wdechom mężczyzny, tym bardziej podniecał go ten fakt.
— Hej, hej, hej — wyszeptał gorączkowo, gdy w końcu odsunął głowę od nastolatka. — S—stiles, przestań... Tędy może ktoś iść. — Syknął, gdy ten zaczął wręcz boleśnie zaciskać dłoń na jego członku.
— Nie—e. Chcę żebyś dla mnie doszedł. Tutaj — odparł cicho, przygryzając wargę.
— Ale... — Zaczął zastanawiać się, jak przekonać kogoś tak pijanego i napalonego. — Dobra, j—jak będziesz grzeczny, to obiecuję ci, że będę cię pieprzył tak mocno, jak jeszcze sobie nie wyobrażałeś. Ale teraz chodź. — Dodał z naciskiem.
Brunet zamruczał i przejechał językiem po górnej wardze.
— A nie możemy tutaj?
— Nie, nie możemy... — Zaczął pojękiwać, co utrudniało mu wydobywanie z siebie jakichkolwiek słów. — Oj przestań — szepnął, chwytając jego dłoń i odsuwając się, gdy ten próbował go pocałować. Schylił się, chwytając chłopaka za brzuch i przerzucając go sobie przez ramię, czym wywołał u niego głośny śmiech. Nastolatek zaczął uderzać dłońmi o jego plecy, machając nogami. — Uspokój się, to cię odstawię. Czyli nie chcesz tego, co ci obiecałem?
— Chcę! — krzyknął oburzony.
— No więc się uspokój.
Po chwili siedzieli w jednej z taksówek, która miała zawieźć ich prosto do miasta, a następnie pod dom Marshalla. Mężczyzna spoglądał w milczeniu za okno, modląc się w duchu, aby chłopak nie zrobił niczego głupiego. Przymknął powieki, wzdychając cicho, gdy poczuł dłoń chłopaka na swoim kroczu. Pokręcił głową, odwracając się i piorunując go wzrokiem. Kątem oka spojrzał z obawą na taksówkarza, mając nadzieję, że nic nie zauważył. Chwycił jego rękę i odsunął od siebie.
— No dobrze tatusiu, poczekam, aż będziemy w łóżku — mruknął przesłodzonym głosem.
Marshall otworzył szeroko oczy i spojrzał we wsteczne lusterko na starszego kierowcę, który również przyglądał mu się podejrzliwie z uniesioną brwią.
— Upiłeś się, przestań gadać głupoty... — powiedział szybko, udając, że to nic dziwnego.
— Głupoty? Jestem twoim kochankiem. — Zamruczał. — Czemu nie mogę cię pieprzyć w taksówce?
Mężczyzna niemalże zakrztusił się powietrzem, następnie zmuszając do śmiechu.
— Na pewno to była zwyczajna wódka? Serio, koniec z imprezami. — Dodał z naciskiem, starając się zamaskować złość.
Z niewyobrażalną ulgą opuścił wraz z nastolatkiem samochód, uprzednio opłacając przejazd. Postanowił, że nigdy więcej nie będzie z nim jechał jakimkolwiek środkiem transportu, gdy będzie nietrzeźwy. Chwycił go pod rękę, obawiając się, że chłopak może się przewrócić.
— To nie było grzeczne, Stiles.
— To nie moja wina! — Zrobił oburzoną minę, następnie znów wybuchając głośnym śmiechem. — Chodź t—tam... — Wskazał palcem w kierunku lasu, kontynuując, gdy bokser spojrzał na niego dziwnym wzrokiem. — Nie możemy iść do ciebie, przecież ona może być już w domu! — mówił dość dziwnym głosem, co jakiś czas chichocząc.
— Żałuję, że chciałem, żebyś się upił. — Westchnął przeciągle i zaczął kierować się we wskazanym kierunku. — Cholera, to też nie jest dobry pomysł. Jak rano wstaniesz grypa gwarantowana. Przewieje cię.
— Spokojnie misiaczku, idziemy w inne miejsce! Tylko muszę jakoś przejść między tymi drzewami... O, skrótem! — Marco odpowiedział mu jedynie kolejnym westchnięciem. — Kocham cię, wiesz? — rzucił, gdy kierowali się jedną z wydeptanych dróżek.
— Tak, Stiles, ja ciebie też. — Przekręcił oczami, następnie kręcąc głową. — Jesteś pijany.
— Wcale nie! — Umilkł, wlepiając zamglony wzrok w ziemię. — Sorki, że namówiłem cię na to, ale to pomaga mi o wszystkim zapomnieć. Pewnie rano nawet nie będę pamiętał, co teraz robiłem... Swoją drogą, pamiętasz jak pociąłem nadgarstki? Ten skurwiel mi to zaproponował.
— Czemu to... — Umilkł, spoglądając na nastolatka i zdając sobie sprawę, że będąc pod wpływem alkoholu ludzie często mówią rzeczy, których normalnie by nie powiedzieli. — O kim mówisz?
— O tym dupku. Czułem się jak ostatni śmieć, a ten jeszcze pierdoli mi o głupotach i robi wyrzuty sumienia. Co ja mu niby zrobiłem?! — warknął, krzywiąc się. — Od zawsze robi wszystko, żebym się zamordował, jak jakiś psychol. Jeśli nie próbuje mi zaszkodzić, to udaje wielkiego przyjaciela, który niby wyznaje mi prawdę. A może tym razem to ja pobawię się z nim w tę samą grę?! — wysyczał, a w jego oczach pojawiły się łzy.
Mężczyzna zatrzymał się i objął bruneta, wtulając go do swojej klatki piersiowej.
— Hej, ćśśś... — Spróbował go uciszyć, muskając dłonią jego plecy. — Teraz nie myślisz logicznie.
— A nie mam racji? Może to ja pokażę mu, co znaczy karma? — szepnął, przygryzając wargę i zaciskając kurczowo dłonie na jego koszulce. — Jeżeli choć chwilę poczuje się jak ja, może zrozumie... — Uciszył się, gdy poczuł dotyk ust na swojej skroni. Przymknął oczy, oddychając miarowo. Po chwili odchylił głowę, zastanawiając się nad czymś. — Czy jestem męską dziwką? No bo seks jest taki fajny... ale nie z laską. Maggie była w tym totalnie do bani.
— Nie, Stiles, nie jesteś. Moment... Gdy się spotkaliśmy byłeś prawiczkiem, czy nie? — spytał niepewnie.
— Wtedy jeszcze tak. — Zarzucił dłonie na jego kark, uśmiechając się. — Byłeś pierwszym — szepnął, przygryzając wargę.
Marshall powoli wygiął usta w uśmiechu, wzdychając.
Dalszą drogę przeszli w milczeniu. Prawie, pomijając podśpiewywanie chłopaka i jego nagłe wybuchy śmiechu. W końcu zatrzymali się przed płotem jednego z domów. Zmarszczył brwi i spojrzał na swojego „przewodnika”.
— Teraz musisz być cicho — szepnął brunet. — Zaufaj mi. — Podparł się rękoma, przeskakując na drugą stronę. Nie zatrzymując się wyjął spomiędzy krzaków plecak, zarzucając go na ramię. Machnął zachęcająco do mężczyzny, który wciąż niepewnie przyglądał się budynkowi, w końcu zmuszając do podążenia za nastolatkiem.
Stiles podbiegł do pergoli, oceniając jej stan. Chwycił szczebel i zaczął wspinać się na górę, z ulgą odczuwając, że konstrukcja była dość stabilna. Uważnie unikał kolców róż, przy końcu przechodząc przez barierkę. Mężczyzna z lekkim lękiem podążał za nim, co jakiś czas rozglądając się.
Rozsunął przed sobą szklane drzwi i wkroczył do pomieszczenia, rzucając plecak na podłogę. Do jego uszu dotarło ciche skrzypnięcie na znak zamykanych drzwi balkonowych. Zaczął przejeżdżać palcami po oryginalnych bądź nie pudełkach na płyty. W końcu chwycił jedną, podchodząc do odtwarzacza.
Marshall w tym czasie rozglądał się po granatowym wystroju wnętrza, z każdą chwilą zdając sobie sprawę, gdzie są. Nie podobała mu się ta sytuacja. Spojrzał na ciemne, drewniane meble, a następnie zaczął się przyglądać rozwieszonym plakatom zespołów, gdy nastolatek zapalił dość rażącą lampkę. Spojrzał w kierunku odtwarzacza, gdy usłyszał pierwsze brzmienia remiksu E.T.
Chłopak chwilę pobawił się pokrętłem, następnie przekręcając klucz w drzwiach. Nie obchodziło go, czy rodzice usłyszą muzykę. Miał to głęboko gdzieś. Wskazał palcem w kierunku łóżka, sugerując aby Marshall usiadł. Podszedł do niego, siadając okrakiem na jego kolanach.
— Chyba mi coś obiecałeś — szepnął, całując jego szyję. Następnie dłonią zaczął bawić się jego włosami, pogłębiając pocałunek i ocierając się o jego krocze.
— T—tak, ale... Stiles, przecież ktoś na pewno jest w domu — powiedział z naciskiem, próbując zignorować jego ruchy. W końcu przymknął powieki, oddychając głęboko. Zmuszony do położenia się, wykonał ruch, będąc dość zaskoczonym. — No dobra, ale masz być cicho, bo... Jasna cholera! — pisnął, przykładając dłonie do twarzy, gdy poczuł usta nastolatka na swoim członku. Przygryzł wierzch dłoni, cicho pojękując. Podparł się minimalnie na ramionach, patrząc na bruneta.
Chłopak zaczął ssać jego penisa, masując dłonią część, której nie potrafił wsunąć do ust. Uniósł wzrok, spoglądając na niego i nie przerywając miarowych ruchów w górę i w dół. Delikatnie przejechał zębami wzdłuż jego członka, wywołując u niego kolejny jęk. Intensywnie masował ustami członka, przenosząc wolną dłoń pod materiał swetra, przejeżdżając koniuszkami palców po jego umięśnionym brzuchu. Przeniósł obie dłonie na pośladki mężczyzny, poprawiając się i wsuwając do gardła większą część penisa.
Mężczyzna uchylił usta, kładąc się z powrotem i zaciskając dłonie na prześcieradle. Zaciskał szczękę, starając się teraz nie wydobywać żadnego dźwięku. Zaczął minimalnie poruszać biodrami, oddychając coraz szybciej.
— O—okej, chodź tu — szepnął gorączkowo, kładąc dłonie na jego ramionach, a następnie ciągnąc go do siebie. Chłopak z cichym mruknięciem protestu przestał bawić się jego penisem, następnie kładąc na jego brzuchu, usadawiając w pół zgięte kolana po obu stronach jego bioder, ocierając się o niego kroczem, gdy zaczęli łapczywą grę ich języków.
— Miałeś mnie ukarać. — Zaśmiał się, przechylając głowę.
— Tak, ale... — Chwycił jego ramiona, gdy ten próbował wstać. — Gdzie chcesz iść?
— Poskarżę się rodzicom! — Oburzony wystawił do niego język.
— Jasna cholera... — Przymknął na moment oczy i posunął się do tyłu, kładąc na poduszkach i ciągnąc za sobą chłopaka. — Nie możesz tam iść. — Dodał z naciskiem, zdejmując z niego koszulkę. — Więcej nie pijesz, i tak, masz karę — warknął, zabierając się za rozpinanie jego rozporka. Uśmiechnął się pod nosem, widząc podniecenie chłopaka, jednak starał się zachować powagę.
— Dlaczego ci się podobam? — spytał zaczepnym tonem, taksując go wzrokiem i zdejmując z niego górną część garderoby.
— No... Moment. — Westchnął. — Chyba wiem, do czego to zmierza. Stiles, jesteś cholernie przystojny i dobrze zbudowany, co sprawia, że nie potrafię nie mieć przy tobie erekcji. Masz słodkie usta, które świetnie sprawdzają się w tych czynnościach, w których ich używasz. Potrafisz podniecić samym spojrzeniem, masz takie ciemne, tajemnicze oczy... Wszystko to dopełnione przez twój urok, który sprawia, że chciałbym cię przytulić i nigdy nie puszczać... — szepnął, obejmując go delikatnie ramionami. Miał nadzieję, że odwróci tym uwagę chłopaka.
— Nie chcę się przytulać! — rzucił oburzony, wydostając się z jego uścisku. — Nie ładnie tak.
— Och, Stili. No i co mi niby zrobisz?
Chłopak z oburzoną miną szarpnął go za włosy, ciągnąc do siebie. Położył się na plecach, przyswajając jego głowę do podbrzusza. Mężczyzna przypatrywał mu się rozkojarzony, gdy ten zsunął z siebie spodnie wraz z bokserkami, uśmiechając się chytrze.
— Ukarzę cię — odpowiedział w końcu, ponownie chwytając go za włosy i zmuszając do wsunięcia do ust swojego członka. Chłopak jęknął cicho, przygryzając wargę.
Marshall otworzył szerzej oczy, nie spodziewając się po nastolatku takiego ruchu. Zaczął niepewnie ssać jego penisa, czując się dość dziwnie. W końcu robił to pierwszy raz od kilku lat, a dokładniej od około ukończenia dziewiętnastki. Popychany przez dłonie nastolatka, zaczął szybciej poruszać głową. Mimo zaprzestania ruchów przez chłopaka, ten wciąż kontynuował ssanie go. Po chwili wyjął go z buzi i zaczął dokańczać robotę ręką.
— Coś ci nie wyszło to ukaranie mnie — zakpił, lustrując wzrokiem rozpalonego nastolatka, na którego policzkach zapłonął charakterystyczny rumieniec. Gdy dostrzegł, że chłopak jest już blisko spełnienia, pochylił się, przygryzając jego dolną wargę i wykonując ostatnie mocne ruchy dłonią, aż chłopak doszedł z głośniejszym jękiem, nakrapiając brzuch białą substancją. — To co, idziemy spać? — wyszeptał do jego ucha, po chwili uśmiechając się pod nosem, gdy ten zaprzeczył.
Marshall wrócił na swoje miejsce, ciągnąc za sobą chłopaka, ale tym razem obracając go plecami do siebie. Usadowił go między swoimi nogami, samemu opierając się o stos poduszek. Zaczął masować dłońmi jego plecy, następnie muskając koniuszkami palców jego klatkę piersiową, co prowadziło do chwilowych śmiechów nastolatka. Powoli wsunął jeden palec do jego wnętrza, muskając w tym czasie ustami jego szyję. Kontynuował to przez chwilę, następnie dodając do tego drugi palec. W końcu chwycił jego pośladki i ostrożnie nasunął go na czubek penisa, wciąż uspokajająco muskając jego szyję. Zdawał sobie sprawę, że tym razem robili to bez chociażby nawilżacza, tak więc nie oczekiwał od niego zbyt dużej wytrzymałości.
Zaczął powoli i ostrożnie poruszać biodrami, masując jego uda, aby pomóc mu się rozluźnić. Stopniowo pogłębiał ruchy, obserwując reakcje Stilesa, aż poruszał się niemal na równi ze standardowymi warunkami. Nie przestawał na zmianę masowania go dłońmi i całowania. Przyłożył dłoń do jego ust, aby zagłuszyć jego jęki. Zaczął wchodzić w niego naprawdę mocno, na co brunet zaczął wyginać kręgosłup, zaciskając powieki. W końcu otworzył szeroko oczy, gdy mężczyzna doszedł w nim. Tkwił w tej pozycji przez kilka sekund, aż opadł z powrotem na klatkę piersiową kochanka, zadzierając głowę do góry, przyglądając się Marshallowi z urywanym oddechem.
— Zmęczony? — spytał, muskając delikatnie jego usta.
— Nie — odparł cicho, jednak jego stan zaprzeczał temu.
— Współczuje ci pobudki. — Zaśmiał się cicho, gdy chłopa położył się obok. — Dobranoc, Stiles. — powiedział czule, całując go w skroń, a następnie zagarniać kołdrę, aby ich przykryć. Brunet ziewnął szeroko, przecierając oczy dłońmi.
Nastolatek uchylił powieki, natychmiast je zamykając, gdy oślepiło go światło słoneczne wpadające do pokoju. Poczuł potworny ból głowy, a jego żołądek przechodził gruntowne przemeblowanie. Skrzywił się, z powrotem wtulając do klatki piersiowej Marshalla. Leżał tak przez chwilę, oddychając miarowo, gdy nagle otworzył szeroko oczy, zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajdował. Kolejna migrena uświadomiła mu, że nienawidzi alkoholu. Uniósł na moment kołdrę do góry, natychmiast zakrywając ich nagie ciała.
Zaczął panicznie podejmować próby przypomnienia sobie czegokolwiek z minionej nocy. Pamiętał tylko, że wypił sporo mocnego alkoholu. Podparł się na łokciach, z zamiarem pójścia do łazienki i wtedy zauważył coś, co przyprawiło go o zawał. Wiedział, że po pijaku robi się różne, dziwne rzeczy... ale mimo to wciąż wierzył, że obojętnie w jakim stanie by był — zamknąłby drzwi, a nie zostawił uchylone.
══◊══
+Znów te nieszczęsne opóźnienia. Cóż, trudno, zapomnijmy o tym, że jesteśmy jeden rozdział w tył. :/ Gdy będę miała więcej czasu, dodam w jednym tygodniu dwa rozdziały.
+Pojawiło się słowo „karma”. Gdyby ktoś nie wiedział, jest to pewien rodzaj odpłacenia się przez los. „Gdy robimy coś źle, w końcu dopadnie nas karma.” ;)
+Morał z rozdziału? Po pijaku robimy różne, dziwne rzeczy... i mamy dziwne zachowania... Stiles się szczególnie, troszeczkę, wpakował.
+Kurczę, nawet sobie nie wyobrażacie ile ja się naczytałam o drinkach, żeby napisać głupie parę zdań. xD
+W rozdziale pojawił się chłopak imieniem Jackson. Tak, czytający Prowokatora, to ten Jackson. :D Tutaj taki przywilej dla tych, którzy czytają oba opowiadania, wiecie czego możecie się spodziewać. :p Nie, nie mieszkają w tym samym mieście, to się z czasem wyjaśni w drugim opowiadaniu. Tak, Jackson pojawił się jednorazowo, więcej go już tutaj nie zobaczymy. :p
+W ogóle, tak mi przez myśl przeszło „a może wydam TMYSS kiedyś?”. Nie, nie i nie. Odechciało mi się. Nie wiem, czy to prawda, ale trafiłam na wydawnictwo, gdzie za wydanie jednego egzemplarza płaciło się 3tys złotych, a za 100 egzemplarzy 5tys. złotych. Nie ma mowy! ;-;
+Pozdrawiam ♥
No to teraz nalot tatusia :-)
OdpowiedzUsuńSZkoda, że Jecson pojawił się tylko raz nie myślałam,że będzie proponował Stilsowi seks grópowy podziwiam Stilsa za to,że tyle wypił i zachowywał się w miarę dobrze cieszę się,że powiedzał Marco o Felixe chciałabym wiedzieć co u Jesiki a co do rozdzału to nie wiem czy nadąże czytać 2 naraz mogła byś wydać historię Stilsa i prowokatora pod szyldem klubu książki kobiecej napewno kupię pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRodzice ich widzieli? To teraz mają przechlapane! Czekam na następny i weny życzę.
OdpowiedzUsuńCzterech facetow uprawiajacych seks? *-*
OdpowiedzUsuń- jak moglas to zniszczyc :C
Ale co do akcji Marco i Stilesa to Ci szczerze powiem, ze mnie calkowicie zadowolilas :3
W koncu byl ten ich seks <3
Z niecierpliwoscia czekam na nn :*
~ Ruda
RZYGAM.
OdpowiedzUsuńkiedy rozdział 5 opowiadania,które piszesz razem z kiler pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa chcę prowokatora :3
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńzaszaleli, oj zaszaleli, Stiles pijany, ale jak to? Zamykali drzwi na klucz przecież…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia