27.05.2015

Rozdział 36 [ Wiara w lepsze jutro ]

Z drżącym oddechem, któremu towarzysza identyczna reakcja ciała, zszedł ostrożnie z łóżka. Chwycił pierwsze lepsze bokserki, czyli te, które przed zaśnięciem rzucił na podłogę i założył je. Wstał pośpiesznie, stawiając kolejne koki. Zatrzymał się przy uchylonych drzwiach i odwrócił się, spoglądając na spokojną twarz pogrążonego we śnie mężczyzny.
Uchylił delikatnie drzwi i wyszedł na korytarz. Im dalej od łóżka był, tym bardziej jego serce przyśpieszało tempa. W domu panowała całkowita cisza. Rozejrzał się, szukając ewentualnych śladów kłótni, której być może nie pamiętał. Zastanowił się, rozważając decyzję czy nie powinien był obudzić Marshalla. Odrzucił tę myśl, wolał sprostać temu sam na sam.
Mimo wszystko bał się. Cholernie. Szczerze zdziwiło go, że nie obudził się z jakimś nożem wbitym w ramię czy pistoletem wycelowanym przed twarzą. A może nawet obudziłaby go siekierka, roztrzaskując deski tuż obok jego głowy? Od dnia ucieczki spodziewał się wszystkiego po ojcu. Wytarganie za włosy z łóżka byłoby chyba jedną z milszych rzeczy... nawet już lepszych niż ta przerażająca cisza.
Przez wyobrażenie sobie tych wszystkich scenariuszy w jego oczach błysnęły łzy. Bezgłośnie przeszedł odległość do schodów, następnie flegmatycznym, ostrożnym krokiem pokonywał każdy stopień. Przygryzł wewnętrzną część wargi, marszcząc brwi.
Może ich nie było?
Spojrzał do salonu — pusto. Odczuł taki spokój, że gdy wszedł do kuchni niemal dostał zawału, zauważając jakąś osobę. Szczenięcymi oczami spojrzał na kobietę, która z kolei wpatrywała się z uporem w zielony kubek z kawą. Panującą ciszę przerywało jedynie ciche stukanie łyżeczką o ceramiczne boki, gdy czarnowłosa mieszała napój. Rozejrzał się, z ulgą dostrzegając, że nie było w pobliżu ojca. Opuścił wzrok, nie potrafiąc znieść widoku matki w tym stanie. Ubrana była w piżamę i szlafrok, mając rozczochrane włosy i sądząc po tym, ile kubków było w zlewie, pijąc kolejną już kolei kawę. Przyglądając się tak, dopiero zauważył lekko poharatane ręce od kolców róży, których najwyraźniej nie uniknął wspinając się po pergoli i spory siniak na udzie, którego musiał nabić uderzając o coś w klubie. Nie wiedział co powiedzieć, czy powinien był zostać, czy wyjść. Uniósł ostrożnie spojrzenie, czekając na wyrok od teraz wpatrującej się w niego matki.
— Stiles... — Pokręciła flegmatycznie głową i przygryzła wargę. Jej długie, czarne włosy lekkimi falami opadały poniżej ramion. — Ja... długo o tym myślałam.
Wciąż nie potrafił wykrztusić żadnego słowa. Kątem oka zauważył, że była już dziesiąta.
— Słyszałam jak puściłeś muzykę, co znaczyło że wróciłeś. Charles był naprawdę zły, ale starałam się go uspokoić, że to nie jest dobry pomysł, aby tam szedł. Mówiłam, że musisz się jakby... odstresować, zbuntować... — Wypuściła cicho powietrze z ust, znów odbiegając wzrokiem. — Co się wtedy stało, że nie chciałeś ze mną porozmawiać, tylko uciekłeś? Dlaczego nie wracałeś?
— Bałem się — szepnął cicho, zawieszając wzrok na kancie blatu. Patrząc na stół przed oczami znów miał wydarzenie z powrotu. Z powrotem bał się tego miejsca. Jednocześnie cieszył się, że ojciec najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z gościa w jego pokoju.
Kobieta przymknęła oczy, po chwili ponownie je otwierając z tym samym smutkiem i zagubieniem.
— Twój ojciec jest... nerwowy. — Odniósł wrażenie, że kobieta bała się powiedzieć czegoś bardziej obraźliwego. Zielonooka skubała paznokciem ucho kubka, ostrożnie dobierając następne słowa. — Jednak mimo to zawsze znajdziesz w nas poparcie... i... — Westchnęła. — Synku...
Teraz odczuł, jak dawno nie rozmawiał z matką szczerze. Zawsze coś dzieliło i niszczyło ich relacje, szczególnie w obecności Charlesa.
— Choćby nie wiem jak źle było, nie bój się ze mną porozmawiać. To bardzo ważna kwestia. Chciałam obudzić cię na śniadanie i zacząć tę rozmowę korzystając z okazji, że Charles'owi wypadło ważne spotkanie... ale wtedy zobaczyłam... — Umilkła, a w jej oczach zaszkliły się łzy. — Jak mogłam tego nie zauważyć? — Z niepewnością spojrzał na nią. Kobieta zlustrowała go wzrokiem, przyglądając się każdemu lekkiemu zadrapaniu. — Jeśli nie chcesz, Charles nie musi o tym wiedzieć. Ja wiem, że się boisz, ale... Ja nic nie zdziałam, ale policja tak. — Spojrzała mu głęboko w oczy, nabierając odwagi.
Zmarszczył brwi, nic nie rozumiejąc. Miał rozumieć, że kobieta chce go zamknąć, za bycie gejem?
— W pełni cię rozumiem, to wstydliwe, czujesz się niewyobrażalnie źle, ale po to tu jestem. Kochanie, wykorzystywanie seksualne jest czymś bardzo złym, nie możesz tego tolerować. — Uciszyła go, unosząc dłoń do góry. — Teraz dopiero to zrozumiałam... To jaki wystraszony byłeś, gdy byliśmy w domu tego mężczyzny, do tych kółek również cię zmusił, prawda? Poza tym to znikanie na noc, jak kiedyś wracałeś z różnymi ranami, jak próbowałeś popełnić samobójstwo, jak nagle obniżyłeś się w nauce... Wolę nawet nie myśleć o tym, jak długo to trwa. — Zaczęła pochlipywać, na wpół przerażona i wściekła. — Byłam taka ślepa. Kochanie, on nie może cię do tego zmuszać. — Wyraźnie mocniejszym tonem podkreśliła zdanie. — Pomogę ci, obiecuję. Wybaczam ci całe twoje zachowanie, gdy byłam na ciebie zła. To nie była twoja wina. Przepraszam. Jak ciężko musiało ci być, gdy każdy cię tylko osądzał... — Wciąż nie pozwalała mu dojść do słowa. — A wydawał się takim porządnym facetem, mającym dobrą pracę, żonę, dom... — mówiąc, kręciła głową. — podczas gdy tak naprawdę był jakimś zasranym zboczeńcem — wycedziła przez zęby.
— Mamo! — przerwał jej głośniejszym tonem, niż powinien. Słuchał wszystkiego z niedowierzaniem, nie wierząc w to wszystko. Teraz już rozumiał, jak sytuację widziała jego matka. Przerażało go, że ona naprawdę tak myślała. — To nie tak...
— Pójdziemy na policję, spokojnie. Zobaczysz, zapomnisz o tym co ci zrobił. Pójdziemy do psychologa, teraz już nie przerwę terapii, zrobię wszystko, żeby było ci lepiej, naprawdę. Możemy nawet wyjechać...
— Mamo! — warknął ponownie, gdy słuchał tych wszystkich rzeczy. — To nie prawda, on mnie od niczego nie zmusza!
— Nie broń go, Stiles. On cię już nie skrzywdzi, obiecuję. Jesteś bezpieczny.
— Ale ja go kocham! — krzyknął w przypływie impulsu, nagle zdając sobie sprawę z tego co powiedział, gdy dostrzegł szok wymalowany na twarzy rodzicielki.
— Boże... od jak dawna to trwa? Nie dość, że krzywdzi cię fizycznie, to jeszcze psychicznie... Kochanie, on tobą manipuluje. Nie kochasz go. Poznasz kogoś kto cię pokocha szczerze, zobaczysz. To będzie czymś pięknym, nie tak jak to. Przeczytałam na internecie, że czasami tak jest. Z tego bólu fizycznego i napierania na psychikę, naprawdę ci to wmówił, że czujesz się przy nim dobrze.
Nie wierzył w te wszystkie rzeczy, które kobieta mówiła. Ona nie znała Marshalla, nie wiedziała jaki on jest. Powstrzymał łzy, chcące wydostać się na zewnątrz.
— On. Niczego. Mi. Nie. Zrobił.
— Już dobrze, naprawdę. Jego żona... ona musi o wszystkim widzieć! Jak on mógł ją tak okłamywać? Zaraz zadzwonimy na policję, oni się wszystkim zajmą. — Sięgnęła po leżący na stole telefon, puszczając go nagle, gdy chłopak uderzył w jej dłoń. Urządzenie z hukiem spadło na podłogę, kawałek po niej sunąc. Kobieta z nieskrytym zszokowaniem powoli spojrzała na bruneta.
Zamarł, równie zaskoczony swoim zachowaniem. Chciał natychmiast ją przeprosić, ale w tym momencie zrozumiał, że nie może. Nie wiedział jak przekonać matki. Zdawał sobie sprawę, że jej matczyna miłość nie przyjmie tego do wniosku. Za to wiedział co na pewno zadziała, sądząc po tym jak reagowała na człowieka, którego on nienawidził. Nie chciał tego robić, ale musiał. Blondynka nie mogła się o tym dowiedzieć, a przynajmniej nie teraz.
— I co, powiesz jej? Ojciec będzie wściekły. A wiesz dlaczego? Bo wyda się inna sprawa, a dokładniej... To ja zmuszam go do seksu, rozumiesz? — Oparł się dłońmi o blat, patrząc na nią lekko przymrużonymi powiekami.
— Nie bądź śmieszny — powiedziała stanowczo, jednak z lekkim powątpiewaniem.
— Nie chcesz, nie wierz. Widziałem go raz, jak rozmawiał z jakąś dobrze znaną mu kobietą. To sprawiło, że wpadłem na świetny pomysł. Zrobiłem zdjęcie z takiej perspektywy, aby wyglądało jakby coś między nimi zaszło, gdy przytulali się na pożegnanie. Dzięki temu mogłem zagrozić mu, że jeżeli nie zrobi tego co mu karzę, fotografia trafi do jego żony. Był tak zakochany, nie chcąc ranić blondynki, że ze strachu zgodził się. — Zaczął w myślach wyszukiwać argumentów, aby jego pośpiesznie zmyślona historia naprawdę miała sens. — Pomyśl, czy gdyby zmuszał mnie do współżycia, przyszedłby do mojego domu i nie dbał o zamknięcie drzwi?
— A—ale... to nie ma sensu. Dlaczego niby miałbyś go tu przyprowadzać i w ogóle robić takie coś?!
— Bo to jedyny sposób, żebyś zwróciła na mnie uwagę! Próbowałem się zabić, okaleczyć, płakałem, piłem, a ty co?! Wciąż mnie olewałaś! — Zauważył, że kobieta naprawdę rozważała wypowiadane przez niego słowa. Naprawdę zaczynała wierzyć w to co mówił. Mówił wszystko, coraz bardziej siebie nienawidząc. Jednak... wierzył, że kiedyś gdy będzie lepiej przeprosi ją za wszystko. — W końcu, gdy zobaczyłaś mnie nago w łóżku z jakimś mężczyzną, zaczęłaś zwracać na mnie uwagę! Już rozumiesz?!
— A—ale... Boże, to przez mnie? — Spojrzała na niego załzawionym wzrokiem. Wyglądała tak słabo, że chłopakowi natychmiast zrobiło się przykro. Nie potrafił nadal tak wrednie odgrywać roli.
— Nie, nie przez ciebie — powiedział w końcu z ponurym wyrazem twarzy. — To przez ojca. Jedyne co by zrobił, to skrzywdził mnie fizycznie i psychicznie. Za to ty... Jeżeli ty wszystko zauważysz, on również przejrzy na oczy. — Przybrał groźniejszy wyraz twarzy. — Jeżeli powiesz o tym komukolwiek, a w szczególności jego żonie, nie będę już tym samym miłym Stilesem. Przecież widzisz, do czego jestem zdolny.
Przez chwilę uważnie wpatrywał się jej głęboko w oczy, zachowując ten sam wyraz twarzy, a następnie nie czekając na jej odpowiedź, odwrócił się, opuszczając pomieszczenie. Miał nadzieję, że to zachowanie da jej do myślenia. Automatycznie skierował się na górę do pokoju.
Przekroczył próg, zamykając drzwi i rzucając krótkie spojrzenie mężczyźnie, który dopiero po przebudzeniu przecierał oczy wierzchem dłoni. Zaczął rozglądać się po pokoju, w poszukiwaniu jakichś napoi gazowanych. Ku jego uldze rodzicielka najwyraźniej nie była w pomieszczeniu pod jego nieobecność, ponieważ wszystko było na swoim miejscu. Chwycił jakąś gazowaną oranżadę, odkręcając ją i z ulgą połykając kolejne łyki, aby załagodzić gardło.
— Dlaczego drzwi były otwarte? — spytał w końcu dość ostrzejszym tonem. Tym samym sprawił, że Marco momentalnie spojrzał na niego zaspanym i rozkojarzonym wzrokiem.
— Drzwi...? Przecież je zamknąłeś. Nie wychodziłem z pokoju, raczej bym to pamiętał. — Zamyślił się. — Może ty poszedłeś do łazienki?
— W sumie... Możliwe, że mogłem gorzej się poczuć. — Podszedł do łóżka, podając mu napój. Usiadł na krawędzi, wlepiając wzrok w granatowy dywan, wyróżniający się na tle paneli.
Marshall upił łyk, następnie przyglądając się mu ze zmartwieniem.
— Czekaj... czy ktoś tutaj wszedł?
— Nie, nie — skłamał pośpiesznie. Zauważył, że ostatnio robi to bardzo często, a nawet zbyt często. — Po prostu przestraszyłem się, bo w każdej chwili ktoś mógł wejść. Wiesz, nie były zamknięte na klucz. — Położył się obok niego, wsuwając pod kołdrę i zakrywając nią po ramiona.
— Stili, wszystko okej? — spytał cicho, odkładając na bok butelkę i gładząc włosy chłopaka.
— W miarę. Boli mnie głowa, a na dodatek ledwo pamiętam wczorajszy wieczór. Jak my w ogóle tutaj trafiliśmy?
— Z tego co pamiętam, to nie wiedzieliśmy dokąd pójść i wpadłeś na pomysł przyjścia tutaj.
— Mam nadzieję, że nie robiłem więcej niczego głupiego... — mruknął, wciąż unikając jego wzroku.
— Cóż... zrobić nie zrobiłeś, ale chciałeś. Jakiś chłopak przy barze proponował ci seks. — Pokręcił głową, na moment lekko się uśmiechając, gdy brunet zamknął oczy, zwężając usta w prostą linię. Objął go ostrożnie ramieniem, przyciągając do siebie. — Przepraszam za wczoraj. Nie dość, że pozwoliłem ci się upić, to jeszcze... Eh, zrobiłem ci krzywdę, prawda?
— Nic mi nie jest, ból głowy to nie woja wina. — Dość niepewnie wtulił się w jego klatkę piersiową.
— Cholera, teraz dręczą mnie wyrzuty sumienia. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie pomyślałem, zanim coś zrobiłem... — Zaklął pod nosem. — Nie powinienem był. Byłeś pijany i nic nie kojarzyłeś, a ja mimo to... no nie powstrzymałem cię od seksu. To dlatego masz zły humor? Zrozum, ja naprawdę nie chciałem cię wykorzystać.
— Nie, nie o to chodzi... ale lepiej mi z tym że to powiedziałeś — szepnął, wtulając się do niego. Uniósł kolano, kładąc na jego uda, aby mocniej go objąć i cieszyć się jego obecnością. Uśmiechnął się lekko, wyczuwając, że ten nadal jest nagi. — Cóż... mówiłem może o czymś dziwnym? Lub ważnym?
— Wspomniałeś o jakimś chłopaku, przez którego robiłeś to, co robiłeś. — Poprawił kołdrę, następnie wsuwając dłoń do jego włosów i bawiąc się nimi. — Nie przejmuj się tym dupkiem.
— Chciałbym, ale on zawsze pojawia się w najgorszych momentach. — Przymrużył oczy, gdy ten złożył delikatny pocałunek na jego czole. Z cichy westchnięciem uśmiechnął się smutno, krążąc palcem po jego klatce piersiowej.

Wyszedł z łazienki, czochrając wilgotne jeszcze włosy, czując się odświeżonym dzięki porządnemu prysznicowi i przebraniu się w czyste ciuchy. Najchętniej spędziłby z Marshallem cały dzień, ale wolał nie ryzykować, gdyby wrócił jego ojciec. Wystarczyło, że dowiedziała się o tym matka. Zatrzymał się gwałtownie w pół kroku, prawie że zderzając się z Charlesem. Ten znów spojrzał na niego z góry, mrużąc oczy. Jego mięśnie momentalnie spięły się, jak gdyby przygotowując na uderzenie lub kolejny krzyk, jednak... nic takiego się nie stało.
— Księżniczka raczyła wrócić, brawo — mruknął tylko. — Złaź mi z drogi.
Chłopak odsunął się w ekspresowym tempie, aby tylko zejść blondynowi z oczu. Z przyśpieszonym oddechem wrócił do swojego pokoju, starając się zapobiec atakowi paniki. Przygryzł wargę i położył się na pościelone już łóżko.
Już więcej tego nie zrobi, to było jednorazowe.
Po parunastu minutach nie mając nic lepszego do roboty, postanowił wykonać parę ćwiczeń, tak jak kiedyś miał w zwyczaju. Im starszy był, tym mniej czasu poświęcał na gimnastykę. Zaczynając od prostych, standardowych ćwiczeń, przeszedł do tych, które miały za zadanie rozciągnąć mięśnie i ścięgna. Uśmiechnął się lekko, ciesząc, że nie stracił całkowicie kondycji. Ostrożnie rozjechał się do szpagatu, następnie bezskutecznie próbując dotknąć czołem kolana. Tego już nie potrafił. Po kilku tym podobnych ruchach stanął na równe nogi, próbując wykonać to samo, jednak w powietrzu. Skrzywił się, gdy to również okazało się niemożliwe. Rozluźnił się, przechylając w przód, aby stanąć na rękach. Odetchnął spokojnie, zachowując równowagę. Ostrożnie przeszedł kawałek na rękach, następnie prostując równo nogi. Drzwi otworzyły się z hukiem, a brunet tracąc koncentrację upadł na kolana, na szczęście nie wywracając się w tył.
— Znowu odpieprzasz te głupoty? Mądrzejszy to ty nie będziesz. Większy w sumie też nie. — Mężczyzna zaśmiał się kpiąco, patrząc na niego z rozbawieniem. — No, jeśli to cię ucieszy, to przynajmniej głupszy stać się możesz. Chyba... bo nie jestem pewien, czy da się bardziej. Złaź na obiad, lalusiu — rzucił, wracając na korytarz.
Nastolatek wpatrywał się uparcie w podłogę, następnie cicho wzdychając i kierując się na dół do jadalni, a dokładniej jednej z części ogromnego salonu, gdzie stał dębowy stół z czterema krzesłami, zawsze przyozdobiony stojącym na nim wazonikiem z jakimś kwiatkiem.
Zajął miejsce przy stole, wpatrując się w ciemny blat, ponieważ gdy unosił wzrok, napotykał to irytujące go spojrzenie blondyna. Już po chwili zaczął ze znużeniem dziobać widelcem w kawałek pieczeni. Nie miał apetytu, jedzenie wręcz obrzydzało go.
Spojrzał niepewnie na kobietę, która ani na moment nie uniosła wzroku, a następnie siedzącego obok jej męża, który posłał mu ponure spojrzenie, na chwilę spoglądając na jego talerz. Przerażony chłopak, ignorując niechęć i odruch wymiotny zaczął w szybkim tempie przeżuwać jedzenie, byleby nie czuć jego smaku. Nieprzyjemną ciszę, przerywały jedynie ciche stuknięcia sztućców o talerz.
Nie ma to jak rodzinna atmosfera.
— Susan, nie dosłyszałem radia. Za niedługo ma padać, co nie? — spytał obojętnie. Czarnowłosa pokiwała jedynie głową, wciąż na nikogo nie patrząc. Mężczyzna znów kontynuował jak gdyby nigdy nic. — To dobrze, ostatnio cały czas są upały. Swoją drogą — zwrócił się do chłopaka — znikasz na parę dni, potem nie wiadomo skąd wracasz... normalnie jak kot. To co, od dzisiaj jesz na podłodze?
— Charles... — mruknęła kobieta słabym głosem.
— No co, tak tylko żartuję. Trochę byś się rozluźnił, co nie? — Sięgnął dłonią, czochrając włosy chłopaka, na co ten odsunął głowę jak oparzony, wlepiając w niego przestraszony wzrok. — No widzisz, jak zawsze w humorze! To dobrze, bo wiesz, masz trochę roboty. Daję ci tydzień... no może dwa tygodnie i ze wszystkiego mają być perfekcyjne oceny, jasne? Nawet nie myśl, że pozwolę ci powtarzać klasę. — Uśmiechnął się do niego przyjaźnie, a po chwili znów przybrał groźny wyraz twarzy. — A omiń choć jeden dzień.
Brunet zaczął przeżuwać z niechęcią kolejny kęs, powtarzając w myślach to samo zdanie.
Tylko teraz nie płacz, tylko teraz nie płacz...
W końcu z niewyobrażalną chwycił pusty talerz, tradycyjnie najpierw czekając aż wstanie ojciec i odejdzie od stołu. Zaniósł pośpiesznie naczynie, nie chcąc ani chwili dłużej przebywać w kuchni, marząc o jak najszybszym znalezieniu się w jedynym, w miarę bezpiecznym miejscu. Będąc w pokoju wysłał do przyjaciółki SMS, aby chociaż dowiedzieć się czego musiał się na jutro nauczyć. Następnie położył się na łóżku, pozwalając spływać na poduszkę pojedynczym łzom, przygryzając przy tym wargę. Dlaczego był tak słaby? Dlaczego nie potrafił choć raz nie rozpłakać się jak dziecko?
Pociągnął nosem, kucając przy szafce w poszukiwaniu chusteczek. W końcu znalazł je, zauważając również rzucony w kąt szafki charakterystyczny zeszyt, którego odnalazła Darcy, gdy szukali jakichś dowodów na temat istnienia jego rodzeństwa. Opróżnił nos, następnie siadając na łóżku, trzymając w dłoniach prostokątny przedmiot. Przyjrzał się okładce, następnie otwierając na pierwszej stronie.
" No dobra, pierwszy dzień tego głupiego pomysłu. :/ Badania jednoznacznie wykazały, że... No cóż, rodzice są źli. Powiedzieli, że gdy nadarzy się okazja mają zamiar przerwać to, cytuję, durne leczenie. Czy ja wiem, czy takie durne. Psychiatra, pan UśmiechnijSię (dobra, tak naprawdę nie ma tak na nazwisko, ale kazał tak do siebie mówić xD) jest... całkiem okej. To on kazał, przepraszam, zaproponował mi, prowadzenie tego dziennika. Mam tutaj pisać wszystko. ( ͡° ͜ʖ ͡°) To mi ma jakoś pomagać, czy coś. Tylko mi to trochę przypomina Drogi Pamiętniczku ;*** <3
Lekarz... lekarz uznał, że muszę wiedzieć co mi jest. Powiedział, że jedni pacjenci mogą o tym wiedzieć, a inni lepiej żeby żyli w nieświadomości. Okazało się, że mam schizofrenię... znaczy jej początki. Wciąż w to nie wierzę, przecież nie widzę jakichś zjaw! o.O Zawsze myślałem, że tylko o to chodzi. UśmiechnijSię obiecał, że na następnej wizycie mi wszystko wyjaśni. "
Uśmiechnął się lekko na wspomnienie mężczyzny. Przełożył parę kartek, kontynuując czytanie.
" Dwudziesty pierwszy dzień, a ja wciąż muszę pisać. ;-; Dobra, w sumie nie jest tak źle. Mogę tutaj zapisywać wszystkie myśli, o który wolałbym nikomu nie mówić. Ten facio nie jest taki zły. ^^ Rozmawia się z nim całkiem ok, zawsze powtarza jakieś pocieszające lub rozśmieszające teksty. Czasami czuję się jak w przedszkolu, a nie klinice psychiatrycznej. :p Nie mam z nim zbyt częstych wizyt, rodzice zgodzili się jedynie na niedługie spotkania w różnych odstępach czasowych. Szkoda. Jest dla mnie trochę jak... dobry wujek. :) "
Przełożył kolejnych kilka kartek, ale zauważył pewną zmianę. W pewnym momencie nie było ani jednego wpisu w przeciągu trzech miesięcy. Westchnął cicho, domyślając się czego dotyczył ten okres. Zauważył, że pismo było mniej staranne i zniknęły jakiekolwiek uśmieszki. 
" Nie obchodzi mnie który to dzień. ... dlaczego? Dlaczego?! Spędziłem trzy miesiące w szpitalu... cholerne trzy miesiące... Pierwszy ledwo pamiętam, bo leżałem wstanie pół przytomności, co jakiś czas drżąc, mimo że nie odczuwałem już zimna. Dostałem hipotermii prawie że krytycznego stopnia... a oni wciąż wierzą w to, że sam zrobiłem sobie to wszystko. Nigdy nie odebrałbym sobie życia w ten sposób! Wszędzie woda, cholerne zimno, ciemność...
Przez czas pobytu w szpitalu nie chciałem z nikim rozmawiać, dlatego on mógł spokojnie manipulować nimi. Uwierzyli w każdą głupotę, która leciała z jego ust, że niby widział jak skaczę, że nie zdążył mnie złapać, dlatego stał przy murku... Nawet Darcy w to wierzy! Felix któregoś dnia przyszedł mnie „odwiedzić”. Jego gra aktorska jest dopracowana do perfekcji... Powinienem pójść na policję, powiedzieć to komukolwiek... ale kto w to uwierzy? Leczenie psychiatryczne tylko działa na moją niekorzyść. Nawet gdybym powiedział... wolę nie myśleć o tym co zrobiłby Felix. "
Odetchnął głęboko, odrzucając od siebie nieprzyjemne wspomnienie. Zaczął przeglądać dalej, zauważając gdzieniegdzie pochyłe pismo, które oznaczało krótkie opowiadania, jakie zdarzało mu się pisać.
" Policzyłem na nowo, dzień sto dwudziesty piąty. Darcy zaczyna martwić się o moje zachowanie, ale co ja mam jej powiedzieć? Ona wierzy w jego wersję... Mam wrażenie, że się zmieniłem. Czy wciąż jestem tą samą osobą? "
Kolejne kartkowanie.
" Dzień trzysta trzydziesty ósmy. Ja... próbowałem się zabić. Teraz to naprawdę była moja decyzja. Darcy wszystko udaremniła... Teraz już nigdy nie uwierzy, że nie próbowałem się wtedy zabić. Muszę się z tym pogodzić. Rodzice wciąż traktują mnie jak przedmiot, coś co wyżywiają, ubierają i na co marnują pieniądze. Koszmar. Od wypadku z mostu nie wziąłem ani jednej tabletki, którą kiedyś przepisał pan... ten z durnym nazwiskiem. Minął tydzień, ośrodek o wszystkim się dowiedział i znów uczęszczam na terapie. Nawet nie wiem dlaczego zmienili mi lekarza. Tęsknię za tamtym. Nowy koleś wygląda jak wojskowy oficer, jest krótko ostrzyżonym blondynem z wiecznie niechętnym wyrazem twarzy. On jest jakiś dziwny, mam wrażenie jakby ani trochę nie próbował mi pomóc. Tata zdobył awans i uznał, że nie będzie więcej tolerował „oczerniania jego rodziny”, tak więc przerywa leczenie. I dobrze, mam dość tego dupka. Zbliża się koniec tego durnego dziennika, nikt przecież mi już nie karze go prowadzić. "
Parę kartek dalej zauważył, że była już tylko pustka. Ani jedna strona nie była zakreślona. Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie, chwytając z szafki długopis i zaczynając prowadzić krótkie obliczenie na marginesie. Oparł się wygodniej na poduszkach, wlepiając wzrok w przestrzeń.

Wciąż wtulając się w tors mężczyzny, postanowił w końcu poruszyć dręczący go temat.
— Przepraszam, że znów zaczynam ten temat, ale muszę wiedzieć. Marco... czy ty kochasz Jessicę? — spytał niepewnie, unikając jego wzroku.
— Czy kocham? — Westchnął, przez chwilę milcząc, wyraźnie nad czymś myśląc. Odezwał się po chwili, spoglądając w oczy chłopaka. — Nie, Stiles, nie kocham jej. Nawet nie wiem, czy kiedyś obdarzałem ją tym uczuciem w pełni. Obiecałem sobie, że nigdy nie wyznam komuś miłości, dopóki nie będę w stu procentach pewien.
— Więc dlaczego wciąż z nią jesteś? Dlaczego nie rozwiedziesz się z nią, nie wyznasz jej prawdy?
— Może i mam te dwadzieścia pięć lat... ale tylko fizycznie. Psychicznie wciąż jestem jak nastolatek. Wiesz kiedy można nazwać się dorosłym? Gdy jesteśmy pewni tego co robimy, myślimy rozważnie i przyjmujemy z pokorą konsekwencje — mówił, nie odrywając od niego smutnego wzroku. — A ja wciąż robię wszystko spontanicznie, rzadko kiedy zdarza mi się cokolwiek przemyśleć. Potem są tego konsekwencje... i tutaj jest ten powód. Po prostu się boję. Każdy czegoś się boi, wiesz? Niezależnie od wieku.
— Czego dokładnie się boisz? — spytał.
— No... tego jak zareaguje, jak się zachowa, co powie, co z nią będzie... Wszystko wydaje się takie proste, zrywam i koniec. Owszem, ale ona zacznie pytać dlaczego, od jak dawna, czemu ją okłamywałem, jak mogłem jej to zrobić... — Umilkł, palcami muskając jego włosy i wpatrując się w nie. — A ja nie wiem jak na to odpowiedzieć — dodał ciszej.
— Podobno, żeby było w porządku, trzeba przecierpieć ten fragment bólu. — Z powrotem oparł głowę na jego klatce piersiowej. — Osobiście mam nadzieję, że mam już to za sobą.

Ścisnął mocniej długopis i zaczął naznaczać kolejne literki, wykorzystując też policzone wcześniej cyfry.
" Dzień dziewięćset ósmy. Nie miałem wtedy racji, zawsze jest jakieś wyjście. Jakiekolwiek. Przecierpiałem swoje, a w każdym razie mam taką nadzieję. Sprawy wciąż mają się kiepsko, ale wierzę, że to poprawię. Każdy się czegoś boi, ale każdy może się temu przeciwstawić. Udowodnię to! :) "
Z uśmiechem przyjrzał się krótkiemu wpisowi, chowając na miejsce dziennik, gdy jego telefon zaczął wibrować. Chwycił telefon, oczekując SMS'a od Darcy, jednak tylko westchnął ponuro, odczytując wiadomość.
" Mam nadzieję, że już podjąłeś decyzję! ^^ Jednak przydasz się jutro. :p "
Nie miał zamiaru się tym przejmować, nie tym razem.

══◊══

+Mam nadzieję, że rozdział się podobał! ^^
+Postaram się wyrobić z kolejnym rozdziałem, bo za chwilę wyjeżdżam i nie będzie mnie przez trzy dni, a potem weekend i trzeba by nadrobić zaległości. No nic.
+Jak większość przypuszczała, że wparuje ojciec... tak się nie stało. :p On by raczej nie czekał aż się grzecznie obudzi... Zamiast tego dość nietypowe oskarżenie jego matki. Dowiadujemy się trochę z przeszłości chłopaka — spokojnie, za nie długo każdy element się wyjaśni. ;) Stiles bierze się w garść, a Marshall w końcu przyznaje dlaczego jest jak jest.
+Dlaczego za niedługo każdy element się wyjaśni? Ponieważ jeszcze parę/paręnaście (nie jestem pewna, jak mi to wyjdzie w rozpisywaniu poszczególnych elementów) rozdziałów i koniec pierwszej części.
+A co wy sądzicie o rozdziale i możliwości „Wiary w lepsze jutro?”
+Pozdrawiam Was, a osobno pozdrawiam warszawiaków, za niedługo zwiedzę Wasze piękne miasto. :p

6 komentarzy:

  1. No i czekam czekam na jakis znak jak yto sie wszystko rozwiąże będie wielkie buuum! Chyba nie chcę:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stils nie powinien bić matki cieszę się,że powiedzał matce,że kocha Marco podobały mi się wpisy Stilsa nie podoba mi się okłamywanie Marco niech dziennik trafi w jego ręce pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Stiles to debil, Marco pizda, padam na ryj i mam focha. Nie licz na porządny komentarz. Nierządnice.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam taki metlik w glowie :v
    Ostatnio seks a teraz oskarzenie jego matki XD
    I jeszcze ten dziennik...
    No coz, widzimy sie w kolejnym rozdziale :*
    ~ Ruda

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałem Twoje opowiadanie najpierw na wattpadzie, ale musiałem zobaczyć jak wygląda w blogu :D
    Rozdział świetny, czekam na next i rozwiązanie wszelkich zagadek i będę niecierpliwie czekał na kolejną część :)
    Pozdrawiam :)

    truelifebydamien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wciąż mnie zastanawia sprawa z tymi drzwiami i to takie nagłe milszy zachowanie Charlesa, no i ciekawe kto jest tym tajemniczym gościem od zdjęcia, czyżby Felix?
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Kochany Hater? żєgηαм. ♥
Kochany Czytelnik? ωιтαנ. ♥
Jak już tu jesteś to będę wdzięczna za chociaż jeden krótki komentarz! ♥

Obserwatorzy