23.12.2014

Rozdział 15 [ Oficjalny kochanek ]

     Oparł dłonie na kolanach, siedząc po turecku i podniósł głowę, żeby rozejrzeć się po otaczającym go terenie. Las, niegdyś będący parkiem, który został oddany „pod opiekę matki natury” (a raczej zabrakło funduszy na jego utrzymanie), latami rozrósł się do tego stopnia, że wszystkie ścieżki, mury, a nawet altanki zniknęły wśród drzew. Zamiast wznowić działalność, stworzyli jedynie mini park w zachodniej części lasu.
     Z cichym westchnięciem włożył dłonie do kieszeni czarnej bluzy i opuścił głowę, chowając ją w ciepłym kapturze. Czując delikatny powiew chłodnego wiatru, wzdrygnął się i dla zabicia czasu zaczął jak zwykle nucić Battle Cry. Panujący wokół mrok uświadomił mu, że już nigdy więcej nie umówi się na spotkanie o dwudziestej czwartej.
      Gdzieś po prawej usłyszał szelest gałęzi, po czym dźwięk zaczął stopniowo się nasilać. Umilkł, wciąż nie podnosząc wzroku. Ławka delikatnie poruszyła się, gdy usiadł na niej ktoś jeszcze. Po chwili głuche milczenie przerwał głos mężczyzny.
     – Hej. – Wyszeptał, uśmiechając się delikatnie.
     – Hej. – Odparł podobnym tonem i odwrócił głowę w jego kierunku. – Chyba cię popierdoliło z godziną spotkania. – Zwęził powieki, patrząc na niego zirytowany.
     Marshall zaśmiał się i obejmując go, przysunął do siebie, sadzając na swoich kolanach.
     – Nie jest tak źle. Może specjalnie chciałem, żeby to było o tej godzinie? – Poruszył zabawnie brwiami.
     – Albo po prostu nie miałeś jak się wywinąć z domu.
    Mężczyzna przekręcił oczami z cmoknięciem, po czym przysunął do siebie głowę chłopaka i złączył ich usta w pocałunku, który z miejsca pomógł mu się rozgrzać. Krążąc dłońmi po jego plechach, zjechał do pośladków, delikatnie go podsadzając. Powoli rozłączyli swoje usta, patrząc sobie głęboko w oczy.
      – Strasznie cię przepraszam, nie miałem pojęcia, że ona wraca. – Skierował wzrok w innym kierunku, czując się niezręcznie w nowym temacie. – Jak wyszedłeś?
     – No... oknem. – Wzruszył ramionami, po czym skrzywił się, czując, jak idiotycznie brzmią te słowa. – Skoro ona wróciła, to... – Przełknął niezauważalnie ślinę. – To koniec?
     – Ja... – Westchnął. – Zdaję sobie sprawę z tego, że to podłe w stosunku do niej, ale ja naprawdę czuję się lepiej w twoim towarzystwie. Wiem, co powinienem zrobić w tym wypadku, ale to może nie być takie proste.
     – Czyli co, jestem twoim oficjalnym kochankiem? – Uśmiechnął się z lekką kpiną, starając się nieco rozluźnić atmosferę. Odetchnął z ulgą, widząc rozjaśniony wyraz twarzy mężczyzny.
     – Można tak powiedzieć. – Poruszył brwiami. Spojrzał na swoje ręce, oplatające chłopaka, po czym uniósł na niego wzrok z podniesioną brwią.
     – Co? – Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi.
     – Nic. – Mężczyzna zaśmiał się, chwytając jego bluzę i w ten sposób przyciągnął go do siebie. Wpił się w jego usta, w dalszym ciągu nie puszczając materiału. Stiles objął rękami szyję Marshalla, przylegając do jego ciała.
      Po chwili Marco przerwał intymny moment, zdejmując jego kaptur i przenosząc usta, na rozgrzaną skórę szyi chłopaka. Lawson rozchylił delikatnie usta, wplątując palce w jego włosy pod wpływem przyjemnego uczucia. Nagle nastolatek delikatnie odepchnął go od siebie i rozejrzał się, próbując dostrzec cokolwiek między drzewami.
     – Słyszałeś to? – Wyszeptał.
     Mężczyzna zmarszczył brwi, zdezorientowany przyglądając mu się i powoli pokręcił głową.
     – Nie–nieważne, wydawało mi się. – Uśmiechnął się i szybkim ruchem z powrotem złączył ich usta. Przeniósł dłonie z jego ramion do rozporka i zaczął powoli bawić się guzikiem, gdy nagle poczuł wibrację, a następnie z telefonu zaczęła pobrzmiewać piosenka, ponownie niszcząc atmosferę.
     Marco zaklął pod nosem, wysuwając urządzenie z kieszeni.
     – Tak? – Przekręcił oczami. – Um, jasne, wszystko w porządku. Gdzie jestem?
     Stiles zirytowany spuścił głowę i zaczął bawić się rękawami swojej bluzy, przestając słuchać przebiegu ich rozmowy.
     Ty to wiesz, kiedy zadzwonić.
     
– Okey, zaraz będę. – Rozłączył się i z powrotem schował telefon. – Kolejny raz przepraszam, ale muszę iść. – Zmarszczył brwi, krzywiąc się. – Napiszę ci, jak będę miał czas, okej?
     – Jasne. – Posłał mu wymuszony uśmiech.
     – Odprowadzić cię?
     – Nie, nie, chciałem jeszcze pogadać z Darcy, poza tym mój dom jest niedaleko. – Pokręcił głową i zszedł z jego kolan, starając się wyglądać na szczęśliwego.
     – Trzymaj się. – Mężczyzna pocałował go delikatnie w usta, po czym zaczął truchtać tyłem, machając mu na pożegnanie.
     Zdobył się na kolejny wymuszony uśmiech i odmachał mu, a gdy ten zniknął za drzewami, nałożył kaptur, a następnie wsunął ręce do kieszeni, idąc w innym kierunku.
     – Skarbie, wróć do dooomciu. – Udał przesłodzony głosik i zamrugał rzęsami. – Ej, Darcy, co tam ciekawego? Wiesz, pogadamy sobie. – Uśmiechnął się ironicznie.
     Przechodząc koło starego dębu, ponownie usłyszał szelest. Zatrzymał się, rozglądając, nagle skupiając wzrok na miejscu pomiędzy drzewami. Zaczął powolnym krokiem zbliżać się w tamtym kierunku, kiedy nad jego głową przeleciało coś wielkiego, wydając głośne Uhu. Krzyknął, nakrywając głowę rękami. Po chwili wyprostował się, głęboko oddychając.
     Durna sowa.
     – Kurwa. – Cofnął się o krok do tyłu. – Moment, moment co w środku lasu robi czarny pies... Albo wi-wi-wi... – Odwrócił się i zaczął biec nie oglądając się. Jedynie na moment spojrzał za siebie i dostrzegł jak zwierze przechyla pysk, po czym odbiega w przeciwnym do niego kierunku. Zwolnił tempo, ale mając już serdecznie dość dzikiej natury, zaczął pół truchtem kierować się prosto do domu.

     W szkole jedynymi tematami, którym poświęcano jakąkolwiek uwagę, było wszystko, co związane z organizacją ogniska. Każdy rozmawiał tylko o tym. Impreza miała odbyć się za tydzień. Stopniowo zaczynał przygotowywać się na najgorsze, takie ogniska nigdy nie kończyły się bez afery. Nie wiedział już co gorsze, impreza w towarzystwie znienawidzonych znajomych, czy sąsiedzka kolacja z rodzicami.
     Westchnął i skierował swój wzrok na iPhone'a, którego trzymała jego przyjaciółka, Darcy. Zajrzał jej przez ramię i przeczytał parę ostatnio opublikowanych przez nią tweetów.
     "sdhgb jaki on uroczy"
     "i jeszcze taki bad boy!"
     – O kogo chodzi? – Zapytał, marszcząc przy tym brwi.
     – Eh, Stiles, wiesz, że nie lubię jak czytasz moje tweety... – Odparła z niesmakiem, chowając urządzenie do torby.
     – Okej, po prostu pytam... – Wzruszył ramionami. – Poznałaś kogoś?
     – Nie, nie, znaczy tak, właściwie to tak. – Pokiwała delikatnie głową. – Poznałam na Twitterze cholernie fajnego chłopaka. Wiesz, wiedziałbyś to, gdybyśmy częściej rozmawiali...
     – Wiem, do czego zmierzasz. – Przekręcił oczami, krzywiąc się.
     – Wiesz, do czego zmierzam? – Zapytała z irytacją. – Zastanów się, widujemy się tylko w szkole, w ogóle nie masz dla mnie czasu! A dlaczego? No tak, bo on. – Uśmiechnęła się sardonicznie, na moment unikając jego wzroku, po czym spoważniała i przyciągnęła do siebie kolana.
     – Przepraszam. – Odparł ze szczerą przykrością, spoglądając na nią. – Powiesz mi coś więcej na temat tego chłopaka?
     – Wyraźnie widzę, że próbujesz zmienić temat, ale nie chcę sobie dzisiaj psuć humoru. – Odetchnęła, delikatnie się uśmiechając. – Nie wiem, jak ma na imię, ale powiedział, że zdradzi mi to przy naszym pierwszym spotkaniu. Tutaj najlepsze, okazało się, że chodzi do naszej szkoły. – W jej głosie dało się wyczuć nutę ekscytacji.
     – Żartujesz.
     – Nic, a nic. – Pokręciła głową. – Powiedział, że spotkamy się w najbliższym czasie, bo na razie woli się nie ujawniać.
     W korytarzu rozległ się dzwonek, na moment przerywając ich rozmowę. Obydwoje wstali z podłogi i ruszyli w kierunku sal, gdzie miały odbywać się ich zajęcia.
     – Idziesz na ognisko?
     – Nie uwierzysz, ale tak. – Odparł, kręcąc przy tym głową z szerokim uśmiechem.
     – Teraz to ty żartujesz. – Spojrzała na niego z rozdziawioną buzią. – O mój boże, Stiles Lawson, bez mojego przymusu idzie na imprezę. Zaraz napiszę o tym na TT!
     Weszli do klasy, chichrając się i usiedli w pojedynczych ławkach, jak zwykle obok siebie. Z uśmiechem na twarzy wyjął potrzebne podręczniki i zeszyt. Kątem oka dostrzegł, jak wyciągając rzeczy z torby wypadła jakaś kartka. Sięgnął po nią, a przy bliższych oględzinach zauważył, że to zdjęcie. Przełykając ślinę, nerwowo rozejrzał się po klasie, w poszukiwaniu podejrzanych osób. Każdy, nawet Felix siedział jak gdyby nigdy nic. Obrócił zdjęcie, szukając jakichkolwiek wskazówek, lecz bez skutku. Powoli spojrzał na nie jeszcze raz, mając nadzieję, że zdążyło ono zmienić ilustrację. Było to zdjęcie delikatnie rozjaśnione, z powodu panującego mroku. Ewidentnie nie było one robione zwyczajnym aparatem, przykładowo z telefonu. Fotografia przedstawiała dwie całujące się osoby na ławce, a przez opuszczony kaptur dokładnie widział kto to. Był to on, całujący się z Marco.

══◊══
   
+W ten sposób zakańczamy rozdział 15! ;)
+Wesołych Świąt Wam życzę! W prezencie przynoszę dwa one-shoty, nie wiem jak Wam, ale mi się podobają. *narcyz* ^^
+MAGIA ŚWIĄT = jest to pierwszy one-shot, który Wam zaprezentuję. Nie ma związku z blogiem (przyznaj się Damiann, właśnie się uśmiechasz xD). W zasadzie to moja praca konkursowa, ale druga nie jest związana ze świętami, więc chciałam dodać coś świątecznego. edit: dostałam za nią drugie miejsce!
+AGENT 007 = to drugi one-shot. Na jego stworzenie namówiła mnie Pandemonia. Pierwszy raz piszę coś w tym stylu, także nie bić mnie! Jest to pół thriller, a pół erotyka, z elementami przemocy, dlatego, jeżeli nie masz ukończonych osiemnastu lat, czytasz dla własnego bezpieczeństwa (ble, bel, ble...)
+Wielkie gratulacje Wam, jak i mi! Dobiliśmy ponad 10 tysięcy wyświetleń i ponad 100 komentarzy. ♥
+No nic, pozostaje mi oczekiwanie na Waszą opinię! :)

6.12.2014

Rozdział 14 [ Taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? ]

     Do jego uszu dobiegł głos nastoletniej dziewczyny. Po krótkiej chwili ponownie usłyszał, jak nawołuje jego imię. Westchnął, oddychając ciężko i wyłonił się zza drzewa ze splecionymi dłońmi. Zaniepokojony wyraz twarzy dziewczyny zmienił się natychmiastowo w niedowierzanie, gdy tylko spostrzegła przedmiot zdobiący jego nadgarstki. Wiedział, jak to wyglądało, dlatego dał jej czas na poukładanie faktów i wyładowanie emocji. Darcy przyglądała się na zmianę jego rękom i twarzy.
     – Stiles... co to jest? – Jej głos zabrzmiał przerażająco poważnie.
     – No... a na co to wygląda? – Zażenowany skierował wzrok na czubki bosych stóp, które zdążył już poharatać.
     – Chyba żartujesz. Nie mów mi, że dobrze myślę. – Rzuciła, na skraju zdenerwowania. – Co się do cholery stało?! – Krzyknęła z wyrzutem, intensywnie wpatrując się w niego.
     – Nie wiem, o czym myślisz. – Szepnął cicho, wzruszając ramionami i zawieszając wzrok na ziemi jak zganiony szczeniak.
     – A co ja mam kurwa myśleć?! Stoisz przede mną do połowy rozebrany z zakutymi rękami i chyba nawet domyślam się skąd wracasz. – Wycedzała każde słowo z wyraźnym naciskiem. – Powiedz mi co ja mam o tym myśleć?!
     Nie mając pojęcia co odpowiedzieć, stał w całkowitym milczeniu. Dziewczyna miała rację, zrobił coś głupiego.
     – Spokojnie Darcy, wdech i wydech. – Wykonała nadane sobie polecenie. – Konkrety. Jesteś w lesie, półnagi i zakuty. Gdybym cię nie znała, mogłabym pomyśleć o różnych dziwnych rzeczach. – Zrobiła kolejną przerwę na uspokajający wdech. – Stiles, gdzie jest klucz?
     – Ee... zaginął w akcji? – Wymamrotał i uśmiechnął się głupkowato.
     – No, a jakby inaczej... – Zamknęła powieki i zwęziła usta w cienką linię. – Nie chcę wiedzieć co tam się działo. Powiedz mi tylko, dlaczego ktoś wykopał cię w takim stanie z domu.
     – Możesz mi po prostu pomóc? Proszę?
     Podeszła do niego i złapała łańcuch, unosząc go do góry, za czym poszły również jego ręce.
     – Jak Stiles, jak? – Wyszeptała załamana. – Spójrz na to i zastanów się co robisz. Następnym razem bądź ostrożniejszy. To nie chociażby sznur, który przetnę nożyczkami.
     – Dobra nieważne, dam sobie radę.
     – Jasne. – Przekręciła oczami. – Stój tu. Nie ma szans na odzyskanie klucza?
     – Nie. – Odpowiedział krótko, zgodnie z prawdą.
     – Zanim ci pomogę, wytłumacz mi jedną rzecz. Dlaczego nie pomógł ci ich odpiąć? – Skrzywiła się, widząc jego niezadowoloną minę. – Nie kłam.
     Streścił jej zdarzenia, starannie pomijając erotyczne elementy, stale unikając jej wzroku. Darcy była jedyną z nielicznych osób, którym mógł zaufać. Właściwie to jedyną oprócz Marco.
     – Gdybyś nie był moim przyjacielem, poleciałoby teraz kilka niemiłych słów. Myślę, że sam w końcu zrozumiesz, co zrobiłeś. – Westchnęła. – Dobra, mam pewien pomysł. – Obróciła się i przekręciła głowę w jego kierunku. – Nie odzywaj się do mnie przez całą drogę...

     – Czuję się jak włamywacz, i to we własnym domu. – Wymamrotała, przeszukując jedną ze skrzynek.
     – Nie przesadzaj. To w końcu twój dom, nie? Przecież nie musisz prosić rodziców czy możesz wejść do garażu.
     – No właśnie muszę. Garaż to dla taty miejsce święte. Zabije mnie, jeśli się o tym dowie. – Pokręciła głową i podeszłą do ściany z wiszącymi narzędziami.
     – Uuu... Może trzyma tu jakieś trupy i tajne dokumenty, które przed tobą ukrywa? – Rozejrzał się z zainteresowaniem.
     – Nie waż się dotykać czegokolwiek. – Odwróciła się z narzędziem i spojrzała ze smutkiem na jego ręce. – Wybacz, nie znalazłam nic innego. Co ucinamy, nadgarstek czy ramię?
     Lawson spojrzał na nią przerażony. Dziewczyna natychmiast zaczęła chichotać widząc jego wyraz twarzy.
     – Ty to jednak głupi jesteś. Wysuń ręce, to przetnę te obcążki.
     Po kilku próbach udało jej się przeciąć kajdanki, które okazały się nie lada wyzwaniem. Upadły z brzękiem na podłogę, a oni pospiesznie wsunęli je za kartonowe pudła, słysząc zbliżające się kroki. Drzwi uchyliły się, a w progu stanął mężczyzna, który przestraszony upuścił jakąś skrzynkę.
     – Jasna cholera, co wy tutaj robicie?!  – Spojrzał na nich zdenerwowany, po czym schylił się po uprzednio trzymany przedmiot.
     – Nic takiego, już idziemy. – Rzuciła pośpiesznie i wyminęła go razem z przyjacielem, udając się w kierunku podwórka.
     – Darcy! Stój, ale już. – Krzyknął za nią, obracając się w ich kierunku. – Czy wy właśnie...?
     – Nie! Nie, nie, nie! – Zaprzeczyła gwałtownie nastolatka. – Tato, wiem, to dziwnie wygląda, ale naprawdę nie o to chodzi. Zresztą znasz nas, mamy różne, głupie pomysły...
     – Tak, znam was wystarczająco dobrze. – Pokiwał głową, jednak wciąż patrzył na nich z podejrzeniem. – Za teoretycznie włamanie się do mojej świątyni zostajecie na kolacji. Twoja mama znalazła dziwny przepis, jeżeli ma kogoś otruć, to najpierw was.
     – Miło. – Fuknęła, brunetka.
     – Jeszcze jedno, Stiles, gdzie masz ubranie?
     Chłopak zarumienił się lekko i rozejrzał zdenerwowany.
     – No rusz się Stiles, chcę ci jeszcze coś pokazać! – Odparła Darcy, ciągnąć przyjaciela za rękę i ignorując nawoływanie ojca.
      Odetchnęła z ulgą, gdy przypomniała sobie o koszulce, którą miała mu oddać. Jak dobrze, że chłopak jako stały bywalec oczywiście musiał zapominać czasami jakiejś koszulki, piżamy, czy nawet telefonu. Przynajmniej uniknie niezręcznej sytuacji przy stole.

     Stiles przekroczył próg domu, uprzednio otrzepując bose stopy, następnie czym prędzej kierując się w stronę schodów. Będąc w połowie, usłyszał jak ojciec woła go z salonu.
     Kłopoty.
     
Skierował się w stronę pomieszczenia, powłócząc nogami. Stanął w progu i oparł się o framugę drzwi.
     – Siadaj. – Mężczyzna śledził wzrokiem, jak chłopak z niesmakiem wykonuje polecenie. – Dzwonił Kol i mówił, że zostałeś tam na kolację. Dobrze wiesz, że nie jesteśmy jakoś specjalnie zadowoleni z waszej znajomości. Zanim znajdujesz sobie przyjaciółki to najpierw znajdź sobie dziewczynę.
     Nastolatek przekręcił oczami, za co oczywiście został skrytykowany.
     – Lawson nie załamuj mnie. Podoba ci się ktoś w końcu?
     Ta, facet w wieku dwudziestu pięciu lat. Taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? 
     Ugryzł się w język i postanowił przemilczeć to pytanie. Darował sobie „mam jeszcze czas”, bo tego argumentu używał już od kilku miesięcy.
     Po dłuższej chwili milczenia kobieta, która jak na razie nie wtrącała się do rozmowy, spojrzała na niego stanowczym wzrokiem.
     – W niedzielę idziemy na obiad do Jovesterów. Mają oni syna, który studiuje dziennikarstwo. Mógłby dać ci kilka porad. Swoją drogą jego siostra, Jill, jest mniej więcej w twoim wieku. Powinieneś ją poznać.
     – Mamo...
     – Bez gadania. Masz się postarać i zrobić, szczególnie na niej, dobre wrażenie. – Odparła z poważną miną.
     – W przeciwnym wypadku porozmawiamy sobie w domu. – Wycedził Charlie z ponurą miną i na tym, jak zwykle skończyła się rozmowa.

══◊══

+Wesołych Mikołajek!
+Po południu zaczął mnie przejmować fakt, że chyba nie mam weny... posłuchałam muzyki i proszę, już jest chęć. :D
+Wiecie, jeżeli zacznę chrzanić opowiadanie pod względem stylu pisma, to upomnijcie mnie. ;-; Mi się zdaje, że ulepszam swój styl pisania, ale mózg lubi płatać figle. ._.
+W ogóle aż nie wierzę! Już prawie 100 komentarzy(95) i prawie 10 000 wyświetleń! Jejku, to mój blogowy rekord. Chyba sobie wręczę nobla. Zbliżają się święta, w dodatku takie osiągi. No cóż przydałby się w wolnej chwili one shot. Tylko teraz dylemat, czy ma on być:
1) niezwiązany z blogiem (wtedy prawdopodobnie napiszę coś, co mi świta do fabuł na przyszłość)
2) związany z blogiem (nie wlicza się do fabuły)
Hm, chyba wybiorę to 1.
+Dziękuję za te wszystkie komentarze! Aww! :3

Obserwatorzy