One-shot „Magia Świąt”

Spojrzał ze smętną miną w kierunku okna, za którym prezentował się śnieżnobiały krajobraz. Migoczące lampeczki oświetlały ośnieżone choinki, a świecące witraże bałwanków przyczepione do latarni, przypominały o nadchodzących świętach. Świętach, których nienawidził.
     Rozejrzał się po opustoszałym pokoju, w którym odległe od siebie o równe dwa metry stały równo wyścielone łóżka. Było ich równo osiem, a pomiędzy dwoma rzędami znajdowało się kilkumetrowe przejście. Pomieszczenie utrzymane było w zielonym kolorze. Panowała całkowita cisza. Jedynie z dołu co jakiś czas do jego uszu dobiegały chichoty zarówno dzieciaków, jak i młodzieży.
     Pokręcił głową i powoli przeniósł swój wzrok na leżącą przed nim białą poduszkę z czerwonym napisem Merry Christmas. Co roku zastanawiał się, o co naprawdę w tym wszystkim chodzi. Nie wierzył i nie miał zamiaru uwierzyć w te wszystkie cuda, które rzekomo działy się w czasie świąt.
     – Mason! – Do jego uszu dobiegł krzyk Aurelii, pod wpływem którego na jego twarz wpłynął delikatny uśmieszek. Jej radosny głosik każdego przyprawiał o uśmiech. Każdy wzruszał się tym, jak dzielną dziewczynką była, mimo tego, co przeszła i jakich krzywd doznała. – Tutaj jesteś!
     Radośnie podskakując podbiegła do niego i bez pytania wskoczyła na jego łóżko, trzymając w rękach jakąś kartkę.
     – Popatrz! To dla ciebie. – Pomachała mu przed twarzą kartką A4, na której namalowany był renifer z czerwonym noskiem, a wokół niego prezenty. – Zrobiłam to dla ciebie, bo zawsze jesteś taki smutny w święta... – Skierowała błękitne oczka na lewą stronę, dąsając się.
     – Śliczny. – Przyjął prezent, przyglądając się mu.
     Znał Aurelię, od kiedy tylko tu trafiła, czyli już dobre trzy lata. Jej ojciec był potwornym narkomanem, a jej matka nie wytrzymała psychicznie całej sytuacji i mimo leczeń popełniła samobójstwo, w momencie, gdy mała była w domu. Zawsze ją podziwiał, że mimo tego wszystkiego, mając teraz osiem lat, była prawdziwym aniołkiem.
     Mieszkał już tutaj około dziesięciu lat i nikt nigdy nie okazał mu tyle miłości, ile ona. Czuł się przy niej jak starszy brat. Przez ostatnie lata żył nadzieją, że w końcu jakaś kochająca rodzina przygarnie ją. Lata mijały, a ona wciąż była samotna, chociaż tego nie dostrzegała. Była zbyt mała, żeby to zrozumieć. Nikt nie chciał dziecka, które chorowało astmę. Po czasie zrozumiał, że całe to oczekiwanie na cud nie ma sensu. Święta zawsze przypominały mu, jak okrutny los dosięga dzieci takich jak ona.
     – Co to jest? – Oburzona wskazała na jego nadgarstki w podwiniętych rękawach.
     – Nic, Aureolko. – Uśmiechnął się przyjaźnie i natychmiast zakrył wskazane przez nią miejsce.
     – Wiem co to. Moja mama miała to samo. Pani, która tłumaczyła mi, co się stało z mamusią, mówiła mi o tym. Powiedziała, że każda takie „ała” to kreska na serduszku najbliższych. – Uśmiechnęła się delikatnie, wpatrując w niego błyszczącymi oczami. – Chyba nie chcesz, żebym przez to miała takie „ała” na serduszku? Dlaczego tak robisz?
     Brunet spojrzał na nią, ze smutnym uśmiechem.
     – Jestem duży, dlatego mogę. Czasami tak trzeba, księżniczko...
     – Nie! Zobacz, ile osób cię kocha! Chcesz ich wszystkich ranić?
     – Tak, pewnie. – Prychnął. – Rozejrzyj się, nikomu tutaj nie jestem potrzebny. – Urwał, krzywiąc się. – Nie mam humoru, idź już.
     – Nie, nie pójdę. Zostało tylko kilka dni do świąt, chcę je spędzić z tobą! Nigdy nie schodzisz na dół, nie śpiewasz z nami kooolęd... – Wyszczerzyła się. – Będzie fajnie. Pomożesz mi narysować mikołaja! Zawsze mi nie wychodzi. O! Poczytamy bajki, a potem obejrzymy Opowieść wigilijną, a potem, a potem... – Wymieniała z coraz większym entuzjazmem.
     – Nie! – Krzyknął, na co dziewczynka momentalnie ucichła z przestraszoną miną. – Jejku, nie lubię świąt, okej? Te wszystkie udawane uśmiechy i czułości, każdy jest dla siebie taki kochany, przez jeden pieprz... – Urwał. – dzień. Po co mam się cieszyć, po co? To święto rodzinne nie dla mnie, nie dla nas. Jesteśmy sierotami, których każdy ocenia z góry. Rozumiesz?! Dzieciakami pijaków, alkoholików, samobójców i nie wiadomo kogo jeszcze!
     Dziewczynka pociągnęła nosem i zeskoczyła z łóżka, przecierając zapłakane oczy. Jęknęła, obracając się w jego stronę.
     – Kłamiesz! – Wykrzyczała przez łzy i tupnęła nogą. – Kłamiesz, kłamiesz, kłamiesz! – Zaczęła skakać po podłodze, zakrywając rączkami uszy. – Każdy powinien się uśmiechać! Nikt nie może nam zabronić się cieszyć! Ja-ja.... Nie chcę cię słuchać! – Wybiegła z pokoju, zalewając się łzami.
     – Aurelia... Przepraszam. – Wyszeptał, patrząc w kierunku, w którym zniknęła dziewczynka.
     Poczuł, jak po policzku spływa mu łza, dlatego pokręcił głową, włożył do uszu słuchawki i ignorując wszystko dookoła, wsunął się pod ciepłą kołdrę. To była jedyna czynność, którą był w stanie zrobić w aktualnym momencie.

     Nad rankiem obudził go głos wołającej go opiekunki. Westchnął i zakrył się kołdrą. Nie miał ochoty na rozmowę. Po chwili poczuł, jak ktoś wyrywa mu ciepłe schronienie z rąk, a jego oczy oślepiło światło dochodzące z okien.
      – Mason... Wszyscy są już na śniadaniu. – Kobieta usiadła na brzegu łóżka, przeczesując dłonią jego włosy. – Co się stało?
     – Nic, nic. – Odchrząknął. – Wszystko w porządku.
     – Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że chłopcy ci dokuczają? – Spojrzała na niego zmartwionym wzrokiem.
     – Nie, to już nie ważne. Już jest okey... – Przewrócił się na bok, wpatrując w sąsiednie łóżko.
     – Od jakiegoś czasu przesiadujesz tu całymi dniami. Zawsze tak robisz, gdy przychodzi grudzień. Pamiętaj, że mi możesz wszystko powiedzieć. Czy coś szczególnego stało się w tym miesiącu?
     – Nie, nie. Ja... – Westchnął. – Po prostu nienawidzę świąt. Nie wiem, nie rozumiem, co wszyscy w nich widzą. Każdy się uśmiecha, daje sobie prezenty, po co ta cała fałszywość na jeden, głupi dzień?
     Kobieta pokręciła głową.
      – Sam odpowiadasz sobie na to pytanie. To właśnie jest magia świąt. – Mówiła spokojnym i opiekuńczym tonem. – Nikt nie patrzy na to, czy kogoś lubi, czy też nie. Po prostu na ten czas zapominamy o wszystkich przykrościach.
     – To głupie. Minie grudzień i co? Każdy z powrotem będzie robił to samo. – Wpatrywał się beznamiętnie w przestrzeń. – No dobra, powiedzmy, że to jakiś tam magiczny czas. Dlaczego w tym przepięknym czasie nie dostajemy tego, o co prosimy? – Odparł sarkastycznie. –  Nie chodzi mi o prezenty, tylko o radość.
      – Chodzi o Aurelię. – Uśmiechnęła się. – Nie potrafisz zrozumieć, dlaczego wciąż tutaj jest i obwiniasz o to, co tylko możesz. – Kontynuowała, nie pozwalając mu dojść do słowa. – Posłuchaj... ten czas tylko zmienia ludzi, nie spełnia materialnych, czy też innych potrzeb. Skąd wiesz, może w te święta ktoś również się opamięta. Zobaczysz, wspomnisz moje słowa. – Zaśmiała się delikatnie. Jej twarz powoli przybrała poważniejszy wyraz. – Aurelia mówiła mi o tym, co się wczoraj wydarzyło.
     – Ja naprawdę nie chciałem. Jest mi głupio za to, że tak na nią nawrzeszczałem. – Przymknął oczy, po czym spojrzał na rudowłosą kobietę.
      – Wiem, że nie chciałeś. Byłeś zdenerwowany, rozumiem to. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Zostawię cię teraz samego. Możesz posiedzieć tutaj i zastanowić się. Do wigilii zostało tylko kilka dni. Mam nadzieję, że do tego czasu uwierzysz w magię świat. – Nachyliła się, delikatnie muskając ustami jego czoło i wstała, wychodząc z pomieszczenia.

     Następnego dnia powolnym krokiem zszedł po schodach i zatrzymał się w przejściu, rozglądając po świetlicy. Na pólkach wisiały kolorowe łańcuchy, poprzyklejane śnieżynki z papieru i pluszowe bałwanki. W rogu stała mieniąca się kolorami choinka, sięgająca sufitu. Sierociniec podzielony był na dwa skrzydła, jedno dla dzieci, a drugie dla młodzieży. W efekcie na świetlicy można było znaleźć dzieciaki w różnym wieku.
     Odczuł ulgę, gdy nikt nie zwrócił uwagi na jego pojawienie się. Po prawej stronie przy stoliku dostrzegł dziewczynkę z loczkami, która z zapałem bazgrała coś na kartce, co jakiś czas mówiąc coś do chłopca naprzeciwko niej. Uśmiechnął się i podszedł, siadając obok. Korzystając z jej nieuwagi, chwycił jedną z kartek i zaczął rysować na niej mikołaja. Gdy skończył, przesunął kartkę na jej pracę, na co dziewczynka zmarszczyła brwi i spojrzała w jego stronę.
     – Pokolorujesz to dla mnie?
     – Mason! – Wyszczerzyła się i przytuliła chłopaka. – Przyszedłeś! Pewnie, że go pokoloruję, to będzie nasz mikołaj, dobrze? Zobaczysz, tak ładnie go podpiszę i powieszę na tablicy. – Z jak zwykle towarzyszącym jej entuzjazmem złapała kredki i zaczęła nadawać obrazkowi koloru, tak jak nadawała kolor życiu każdego, kogo napotkała.

     – Tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałam. – Kobieta w średnim wieku podeszła do niego. – Chodź, musimy ci coś powiedzieć.
     Zdezorientowany wstał z fotela i odłożył na niego książkę, której czytanie przerwała mu dyrektorka, pani Sabina. Posłusznie poszedł za nią, a gdy byli już na piętrze dobiegł do niego pisk Aurelii.
      – Mason! Mason! Chodź szybko, chodź! – Podbiegła do niego dziewczynka, zalana łzami. Nie był pewny, czy płakała ze smutku, czy z radości.
     Niepewny wszedł do pomieszczenia, który był gabinetem dyrektorki. Po drugiej stronie biurka siedział mężczyzna, a obok niego kobieta, do której Aurelia pośpiesznie wtuliła się.
     – Patrz, mamo, patrz! To mój braciszek!
     Zaśmiał się, słysząc to określenie, po czym uchylił delikatnie usta, wpatrując się w ludzi, którzy prawdopodobnie byli małżeństwem. Kobieta uśmiechnęła się, puszczając rękę małżonka i głaszcząc małą po włosach.
     – Skarbie, dasz nam chwilę, żebyśmy mogli porozmawiać? Proszę.
     Dziewczynka pokiwała energicznie głową i wybiegła z pomieszczenia.
      – Hej, młody, nie zapominaj o oddychaniu. – Mężczyzna zaśmiał się, a wokół jego ust pojawiły się delikatne zmarszczki.
     – Posłuchaj... Z mężem jesteśmy już za starzy na dziecko. Próbowaliśmy tak wiele razy, ale natura skutecznie niszczyła te plany. Nie pozostało nam nic innego niż pojawić się tutaj. – Mówiła spokojnym i czułym głosem. – Uznaliśmy, że nie ma lepszego sposobu na poznanie się i zbudowanie rodzinnej atmosfery niż święta. Gdy tylko weszliśmy tutaj, Aurelia zauroczyła nas swoim entuzjazmem. Wyglądała jak mały aniołek. Nawet nie chciało nam się wierzyć, że jest tutaj tak długo. Gdy usłyszała to, rozpłakała się. – Obydwoje uśmiechnęli się na wspomnienie tej chwili. – Chcieliśmy ją poznać bliżej poprzez rozmowę, ale to było naprawdę ciężkie. Co drugie zdanie mówiła o tym, jak bardzo kocha swojego starszego braciszka. Na początku nie rozumieliśmy, o co chodzi, ponieważ z podanych nam informacji wynikało, że ona nie ma rodzeństwa. Zaczęłam rozmawiać z jedną z opiekunek na twój temat. – Kobieta wstała, powoli podchodząc do wciąż nieruchomo stojącego chłopaka. – Mason, nie jesteś taki, jak siebie widzisz. Jesteś opiekuńczym i odważnym chłopakiem, tylko tego nie zauważasz. Zrozumieliśmy, że zabierając ją, złamiemy jej serduszko. Chyba że... – Zatrzymała się przed nim. – Chyba że ty zechcesz być jej braciszkiem.
     Spojrzał na uśmiech kobiety, którym go obdarowała. Zaczął łączyć ze sobą to, co usłyszał w jeden logiczny sens. Nie wierzył, że to wszystko naprawdę się stało. Przygryzł wargę i przyłożył wierzch dłoni do ust, czując, jak do oczu napływają mu łzy.
 
     Objął ramieniem dziewczynkę, wtulając ją do siebie. Mimo ciepłego ubioru czuł, jak chłód schodów wdaje mu się we znaki. Oparł podbródek na czubku jej głowy i uśmiechnął się, czując roztapiający się płatek śniegu na jego policzku.
     – Widzisz, mówiłam, że będzie dobrze! Mamusia i tatuś nas kochają. – Wyszczerzyła się i wtuliła do jego kurtki. – A ty mi nie wierzyłeś. Mówiłeś, że to nie ma sensu. – Wydęła wargę, patrząc na niego błękitnymi oczkami.
      – Przepraszam za to, co wtedy mówiłem. Strasznie cię przepraszam.
      – Nic nie szkodzi. – Odpowiedziała z charakterystycznym dla niej seplenieniem. – Ulepimy bałwana? Prooszę!
     – Okej, ale zaraz po tym, jak odpakujemy prezenty. – Skrzywił się, widząc, jak dziewczynka posmutniała. – Wiesz, co? Jak nazywa się to złote kółeczko nad głowami aniołków?
     – Aureola. – Odparła, bawiąc się fioletowym szalikiem.
     – No właśnie, Aurelio. – Wypowiedział jej imię z wyraźnym naciskiem.
     – O co chodzi? – Nagle rozszerzyła oczy ze zdziwienia. – Przecież to brzmi podobnie jak moje imię!
     – Bo ty jesteś takim małym aniołkiem. – Uśmiechnął się.
     – Zaraz kolacja, chodźcie już. – W progu stanął, Brian, ich „tatuś”, tak jak to mówiła dziewczynka.
     – Zaraz przyjdę, a ty mała leć już.
     Popatrzył jak Aurelia, ubrana jak mały bałwanek, znika za zamkniętymi drzwiami. Westchnął i obrócił się, wpatrując w niebo, na którym widoczne już były gwiazdy.
     – Dziękuję. – Wyszeptał, wciąż trzymając wzrok skierowany ku górze. – Magia świąt. – Uśmiechnął się. – Miała pani rację, pani... – Zmarszczył brwi.
     Teraz zdał sobie sprawę, że w jego sierocińcu nigdy nie pracowała żadna rudowłosa kobieta.

5 komentarzy:

  1. Oj tak, usmiecham sie. W koncu cos innego niz te swinie! Jeszcze ten smutny Stiles. Nie dosc, ze tamten ma zone i ja z nim zdradza to jeszcze ten ma waty..
    Koncowka najlepsza. Taka przerazajaca. Cale one shot smutny. Szkoda mi tych dzieci z domu dziecka. Zawsze mam nadzieje, ze kazde z nich znajdzie rodzine i przezyje rodzinne swieta :(
    Dobrze, ze trafili im sie tacy rodzice. Rzadko kiedy ktos chce adoptowac starszego dzieciaka..
    Chociaz gdyby nie ta rudowlosa kobieta to Stiles mialby nadal takie zdanie na temat swiat. Tez bym chcial takiego aniola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, postanowiłam pokombinować coś z takim bohaterem, który dla jednych będzie kochany, dla innych denerwujący. Zależy jak ktoś na to patrzy. ^^ Chyba nieświadomie robię z tego opowiadanie psychologiczne... Z jednej strony Stiles jest "uroczy", a z drugiej (co okaże się w kolejnych rozdziałach) też nie jest taki do końca "normalny". Zobaczymy co z tego wyniknie. ;D

      Przyznam, że pisząc to w niektórych momentach też było mi smutno. :( Szkoda mi takich dzieciaków.. Na przykład Aurelia. To jest po prostu okrucieństwo losu. Była cudnym dzieckiem, a mimo to musiała tam trafić...
      Chciałam, żeby to opowiadanie z jednej strony było ciekawe dla zwyczajnych czytelników, ale i dające do myślenia dla tych, którzy lubią rozmyślać nad takimi tekstami. Mam nadzieję, że mi się udało. ^^

      Usuń
  2. Mam łzy w oczach i nie wiem czy ze szczęścia czy ze smutku. Biedna dziewczynka, przeżyła tak wiele. Jejku to jest piękne ♥ zakochałam się po prostu a końcówka wymiata. Szkoda ze nie wyjaśniło się kim była ta babeczka Xdd
    Zawsze jest tak ze cierpią niewinne dzieci, to niesprawiedliwe. Idealnie napisany tekst, nie mogę się do niczego przyczepić, właściwie nigdy się do niczego nie przyczepiam bo to co piszesz jest genialne. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci szczerze, że naprawdę Ci to kuźwa wyszło! ;o
    Super się to czyta i naprawdę historia jest świetna!
    Takie dzieci potrzebują bliskich... nie miec rodziny to chyba najgorsza rzecz jaka może spotkac człowieka i to jeszcze małoletniego! ;c
    Strasznie się cieszę, że wzięli ich do sb ale najważniejsze jest jeszcze samo traktowanie swoich "podopiecznych" w domu, kiedy nikt nie widzi ^.^
    Końcówka jest mega! Dodaje trochę tajemnicy a nawet "strachu" w tym wszystkim i świetnie się to razem uzupełnia ;3
    ~ Ruda

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak wiem nie te ŚWIĘTA :D
    Hmm, po przeczytaniu tej historii raz...drugi...trzeci...
    Nie mogę przestać myśleć o sierotach, sierocińcach i wszystkich tych losach dzieciaków będących w tych sierocińcach.
    One-shot wyszedł Ci świetny,gratulację ;)

    OdpowiedzUsuń

Kochany Hater? żєgηαм. ♥
Kochany Czytelnik? ωιтαנ. ♥
Jak już tu jesteś to będę wdzięczna za chociaż jeden krótki komentarz! ♥

Obserwatorzy