Nastolatek otworzył w końcu oczy, wciąż lekko drżąc ze strachu, którego nie potrafił w żaden sposób okiełznać. Uniósł ponury wzrok i przekręcił głowę, przystawiając ucho do powierzchni drzwi. Od dobrych kilkunastu minut nie słyszał więcej żadnej wymiany zdań, dlatego postanowił, że musi w końcu wyjść. Musi opuścić ten dom.
Wstał ostrożnie i przygryzł wargę, chwytając za klamkę. Z najwyższą ostrożnością przekręcił zamek, który wydał jedynie krótkie szczęknięcie, a następnie nacisnął klamkę, wychodząc powoli na korytarz. Nie zastanawiając się dłużej, poszedł na palcach w kierunku łazienki. Wszedł do pomieszczenia, czując jak oddycha coraz szybciej. Słyszał z dołu dźwięki dochodzące z włączonego telewizora, poza tym panowała cisza.
Wciąż są pokłóceni.
Mimo wszystko wciąż bał się, że ojciec tutaj przyjdzie. Stanął przed lustrem, spoglądając w swoje odbicie. Od dłuższego czasu dawno tego nie robił, nie chciał wiedzieć jak wygląda.
Dotknął palcami sinych worków pod oczami, a następnie przejechał po bielszej niż zwykle skórze policzków. Zazwyczaj wystarczyło pół godziny w świetle promieni słonecznych, żeby jego skóra przybrała ciemniejszy odcień, tak więc aktualny wygląd nie był dla niego codziennością.
Otworzył apteczkę i wyjął z niej potrzebne rzeczy. Najchętniej opuściłby to miejsce już dawno, ale nie mógł wyjść w tym stanie na ulice. Nalał trochę wody utlenionej na wacik i zaczął przejeżdżać nim po ranie na głowie, krzywiąc się przy tym. Po chwili przemył pod małym strumieniem wody zakrwawioną dłoń i zajął się odkażaniem jej. Wciąż poruszając się najciszej jak mógł, wymienił bandaż, owijając teraz również fragment dłoni.
Nie, wciąż nie mogę tak wyjść...
Poszukał kosmetyków matki, wyjmując z niego kilka opakowań z pudrem. Nie miał pojęcia jak tego użyć, dlatego poszukał czegoś, co odpowiadałoby jego minimalnie ciemniejszemu kolorowi skóry. W końcu znalazł końcówkę czegoś o nazwie podkład. W ten sposób już po chwili stał w nieco bardziej naturalnych odcieniach, a po zmęczeniu na jego twarzy nie było śladu. Podobnie z siniakiem. Skrzywił się do swojego odbicia, czując dość dziwnie.
Nim wyszedł, zużył chyba jedną czwartą płynu do płukania ust. Po załatwieniu wszystkiego i posprzątaniu łazienki, wrócił do pokoju. Rozebrał się, w pośpiechu zmieniając bieliznę i zakładając dżinsowe męski rurki, czarną koszulkę z napisem Sorry I'm not sorry i pierwsze lepsze czarne trampki z szafy. Chwycił szkolną torbę i wysypał z niej zawartość. Następnie zaczął szybko pakować do niej potrzebne rzeczy: ładowarkę, słuchawki i jakieś ciuchy na przebranie. Omiótł pomieszczenie spojrzeniem. Poczuł głęboki smutek, nigdy nie wyobrażał sobie wyprowadzki, a teraz tak po prostu opuszczał to miejsce... ale miał powód.
– Słuchaj. – Do uszu chłopaka dobiegł męski głos, dochodzący zza drzwi. – Jeżeli już skończyłeś fochy, wyłaź stamtąd.
Brunet obrócił się przerażony w kierunku drzwi. Pokręcił szybko głową, cofając się.
– Przestań zachowywać się jak bachor.
Szybkim krokiem podszedł do drzwi balkonowych. Otworzył je, wychodząc na zewnątrz. Przełożył nogę przez barierkę i zatrzymał się nagle, patrząc w dół. Poczuł jak jego ręce stają się wilgotne, co powodowały wspomnienia. Nigdy wcześniej nie miał lęku wysokości, ale po tym co przeszedł, trudno było go nie mieć. Upadł raz z kilkunastu metrów, raz z kilku, tyle zdecydowanie mu starczyło. Przygryzając wargę z przyśpieszonym oddechem, przełożył drugą nogę i zaczął schodzić po pergoli, uważając na kolce róż. Po chwili szczęśliwie szedł już przyśpieszonym krokiem w kierunku tylnego płotu. Przerzucił przez niego torbę i sam oparł się o marmur, następnie przerzucając nogi. Zatrzymał się na moment, obracając w kierunku pokoju i posyłając mu tęskne spojrzenie.
Był pewien, że za niedługo tutaj wróci. Nie wyobrażał sobie, jak siedemnastolatek miałby żyć bez domu. Specjalnie starał się zostawiać ślady ucieczki, tak aby dać do myślenia jego matce. Miał nadzieję, że kobieta przejrzy na oczy. Nie oczekiwał tego samego od ojca, ponieważ było to niemożliwe. Odtrącił od siebie znienawidzone spojrzenie, kierując w stronę domu Cullenów. Jego priorytetem było odzyskanie telefonu.
Szedł właśnie ze spuszczoną głową po chodniku jednej z uliczek, która była najlepszym skrótem do domu jego przyjaciółki. Poza tym panował tutaj spokój, rzadko kiedy ktoś tędy chodził, podobnie z autami, raz na kilka minut przejeżdżało parę pojazdów. Przestał wpatrywać się pod nogi, unosząc wzrok. Kilka metrów dalej dostrzegł motocykl, którego właściciel opierał się nogą o krawężnik. Czerwono-czarny kolor jednośladowca niemal natychmiast skojarzył mu się z tym, który minął ich podczas jazdy samochodem. W końcu miał okazję przyjrzeć się kierowcy, jednak niewiele mu to dało. Ubrany był w skórzany, dopasowany kolorystycznie strój motocyklisty, a przyciemniona szybka jego kasku uniemożliwiała rozpoznanie go. Nastolatek niespecjalnie znał się na przepisach, ale miał wrażenie, że zatrzymywanie się w tym miejscu nie było normalne.
Brunet utrzymywał z nim w pewien sposób kontakt, ponieważ raczej nie mógł tego nazwać wzrokowym. Nieświadomie zwalniał tempo, zastanawiając się, dlaczego motocyklista siedział nieruchomo, obrócony w jego kierunku. Teraz już lekko przestraszony, spróbował zignorować jego obecność.
Motocyklista przechylił lekko głowę, tak, że nastolatek nie wiedział już, czy to mu się przypadkiem nie zdawało. Przechodząc obok spiął się, przestraszony nagłym ruchem nieznajomego, który uruchomił silnik, ruszając gwałtownie z głośnym warkotem, oraz piskiem opon, co zagłuszyło chłopaka. Wciąż oszołomiony odwrócił się, widząc jedynie jak ten znika za zakrętem. Nabrał kilka krótkich oddechów i zaczął iść dalej, ponownie odskakując, gdy ten sam jednoślad przejechał obok z ogromną prędkością, na tylnym kole. Lawson spróbował opanować oddech, dogłębnie przerażony. Przez moment miał wrażenie, jakby to w niego miał wjechać, dlatego poczuł gwałtowny skok adrenaliny.
– Wariat – szepnął nerwowo, marszcząc brwi.
Kilka minut później, stojąc już pod drzwiami domu Darcy, zawahał się, wpatrując w wycieraczkę. Przejechał po niej czubkiem buta, biorąc głęboki oddech.
On nie jest wart zmartwień. Chciał, żebyś miał ten obraz w pamięci.
Zapukał niepewnie, zastanawiając się w międzyczasie, co powie przyjaciółce. Po chwili do jego uszu dotarł dźwięk przekręcanego zamka, a następnie drzwi otworzyły się szerzej, ukazując w progu Kola, ojca dziewczyny.
– Stiles, kurczę – powiedział, lekko się krzywiąc i drapiąc po karku. – Darcy akurat wyszła gdzieś pół godziny temu z jakimś kolegą. – Spojrzał na niego przepraszającym wzrokiem.
– Nic się nie stało. – Pokręcił szybko głową, nie będąc pewnym, czy naprawdę tak uważał. – Chciałem tylko odzyskać telefon – powiedział cicho, wysilając się na uśmiech.
– Racja, wspominała coś o tym. Zaczekaj tutaj – rzucił, znikając we wnętrzu domu.
Brunet uśmiechnął się lekko, gdy poczuł jak o jego nogę ociera się puszysta kotka Chunky. Zwierzątko mruknęło tęsknie, unosząc do pionu ogon.
– Hej, mała – szepnął, gładząc śnieżnobiałe futerko. Chunky zamruczała ponownie i oparła się łapkami o jego nogę, prosząc o kontynuację pieszczot. – Co, Darcy nadal za tobą nie przepada? Biedactwo małe, pewnie nikt się z tobą dawno nie bawił. – Dotyk kojącego zwierzątka poprawił mu lekko humor, pozwalając na moment zapomnieć o wszystkim. Uniósł głowę, słysząc nad sobą cichy chichot.
– Owszem. Darcy ostatnio stale nie ma czasu, nie mówiąc już o biednej Chunky. Na szczęście druga pańcia się tobą opiekuje, co nie? – zwrócił się do kotki. – Trzymaj, twoja własność – powiedział, wysuwając w kierunku chłopaka telefon, którego ten posłusznie odebrał. – Pozdrów rodziców.
Stiles zapatrzył się w chodnik, wstając szybko, aby otrząsnąć się. Jego uwadze nie umknęło smutne spojrzenie mężczyzny na jego dłonie. Zapewne pomyślał, że ma to związek z pobytem w szpitalu.
– Tak, tak... Dziękuję, do widzenia.
Odchodząc, poczuł kłębiące się w oczach łzy. Cullenowie byli chyba jednymi z niewielu tak pozytywnie nastawionych do niego ludzi. Zresztą nigdy nie zdarzało im się być niemiłymi w stosunku do kogoś, każdego traktowali przyjaźnie.
Nie wiedząc co ze sobą począć, skierował się w stronę parku nieopodal lasu. Postanowił, że woli na chwilę pobyć wśród zwierząt, mając nadzieję, że nie spotka tam nikogo znajomego. Słońce grzało wyjątkowo, sprawiając, że zapowiadało się na pogodny dzień. On jednak nie zwracał na to uwagi, nawet taka pogoda nie poprawiała mu nastroju. Wciąż szedł przed siebie, katując się wspomnieniami, które doprowadzały go do łez. Tak wiele razy próbował zrozumieć zachowanie jego rodziców, tyle razy im wybaczał. Tego jednak nie potrafił wytłumaczyć.
Zaczął dostrzegać jak beznadziejna była jego sytuacja. Tyle lat trzymał się dzień w dzień z jedną osobą, nie znał nikogo więcej. W ciągu miesiąca wszystko się zmieniło. Świadomie stracił ją, dla jej dobra.
Zaczął przyglądać się umaszczeniom dwóch goniących się psów, gdy na powitanie oberwał dyskiem w głowę. Gdyby tego było mało, dostał prosto w zranione już miejsce, co poskutkowało upadkiem na kolana i zawrotem głowy. Pulsujący ból stał się wręcz nie do zniesienia, a na dodatek po chwili przybiegł pies, obszczekując go. Do podwórkowej kraksy dołączył się rozszczekany szczeniak, skacząc dookoła chłopaka, co jakiś czas zaczepiając również drugiego psa.
– Przepraszam najmocniej! – rzuciła na wstępie dziewczyna, która dobiegła po chwili. – Nic ci nie jest? – spytała, wyciągając rękę w jego kierunku.
– Jest okej – mruknął, wciąż czując lekki ból. Uśmiechnął się jednak, aby nie zamartwiać właścicielki psa.
Nieznajoma jeszcze parę razy powtórzyła nerwowo przepraszam, a gdy upewniła się, że wszystko jest okej, zabrała labradora, odchodząc.
Chłopak usiadł na trawie, patrząc na szaro-białe zwierzątko, które powarkiwało i doczepiło się małymi kiełkami do jego nogawki.
– Czyj jesteś, mała poczwarko? – szepnął, przechylając lekko głowę. – Właśnie dlatego wolę koty, przy Chunky nic mi się nie stało. – Westchnął, gdy husky spojrzał na niego małymi błękitnymi ślepkami. – Zwierzęta podobno poprawiają humor i takie tam. Szkoda, że nie naprawiacie też problemów.
– Żeby mój własny pies wolał ciebie ode mnie. Blurr, ty mały zdrajco!
Do uszu nastolatka dotarły wesołe oskarżenia skierowane do szczeniaka. Uśmiechnął się pod nosem, rozpoznając przyjazny głos.
– Cześć Ronny – powiedział, starając się, aby ton jego głosu nie brzmiał tak smętnie.
– No cześć. Widzę, że w końcu cię wypuścili. – Zaśmiał się i zmarszczył brwi, kucając obok. – Chłopie, co ci się stało z rękami? – szepnął zmartwiony.
– Potem ci powiem, okej? Trochę głupia historia. – Pokręcił głową, udając rozbawienie. Miał nadzieję, że niebiesko włosy uwierzy mu w pogodną wersję.
– Spoko, fajnie cię widzieć zdrowego. Będziesz w poniedziałek w szkole? – spytał beztrosko, przewracając dłonią szczeniątko, aby zaczepić go do zabawy.
– Chyba nie – odparł niepewnie.
– Chcesz dotrzymać towarzystwa mi i temu małemu, niewychowanemu czemuś?
– No w sumie... i tak nie mam co robić – powiedział, wzruszając ramionami.
– Nie pytałem ciebie, tylko Blurra. – Zaśmiał się, szczerząc do nastolatka.
Stiles zwęził oczy i pokręcił głową, następnie przekręcając oczami.
– Nie jestem mały, jesteś prawie że mojego wzrostu.
– Nie, nie mój drogi. – Uniósł palec wskazujący. – Te kilka centymetrów upoważnia mnie, do nazywania ciebie mniejszym ode mnie.
Brunet westchnął ze smutnym uśmiechem, wstając z ziemi.
– A tak ogółem, to jak się czujesz? – spytał Blake, gdy obaj razem z ich czworonożnym towarzyszem znajdowali się już kawałek od centrum parku i zbliżali się do pobliskiego lasku.
– Średnio – odparł, podążając wzrokiem za szczeniakiem.
– Jak rodzice, rozmawiali z tobą na ten temat?
– Trochę tak – skłamał – ale prosiłem ich, żeby nie drążyli tematu. Nie chciałem, żeby przypominali mi to wszystko.
– Miałeś mi wytłumaczyć co z twoimi rękami – zauważył, uśmiechając się charakterystycznym dla niego przyjaznym uśmiechem.
– No, dziwna sprawa, ale... – Zastanowił się, czy nie powinien jednak powiedzieć prawdy. Odrzucił od siebie tę myśl, nie wyobrażał sobie mówienia o tym komukolwiek. – Nie wiedziałem, że mamie wczoraj spadł kubek, no więc dzisiaj wziąłem go, żeby zalać herbatę. Los mnie nie kocha, bo jak chwyciłem już zalaną szklankę, to pękła i oblałem wrzątkiem ręce...
– Ciamajda – skomentował chłopak, chichocząc. – Po co ci torba?
– Ja... – zawahał się – idę do Darcy na noc. – Uśmiechnął się, następnie próbując zmienić temat. – Ubierasz się głównie na niebiesko, masz niebieskie włosy, niebieskie oczy, niebieski telefon. Kolor oczu twojego psa ma z tym jakiś związek? – Spojrzał na niego z uniesioną brwią, szczerze zainteresowany.
Nastolatek zaśmiał się, chwytając z ziemi patyk, który następnie rzucił przed nich, zachęcając tym Blurra do zabawy.
– Poniekąd tak. No wiem, mam świra na punkcie tego koloru. – Przekręcił rozbawiony oczami.
– Mało kto kocha kolory do tego stopnia, dlaczego tak masz? I w ogóle, jaki jest twój naturalny kolor włosów?
– Wiesz... – zaczął niepewnie – farbuję włosy od około... sześciu lat? W sensie zacząłem, gdy miałem około jedenastu. Pewne... pewne wydarzenie sprawiło, że zacząłem jakby się buntować, nie zgadzać z tym. Co chwilę chodziłem z kolorowymi włosami. Od czerwonych, po zielony, a nawet róż. W końcu zostałem przy niebieskim, który mi o kimś przypomina. – Wzruszył ramionami. – Mój naturalny kolor? Nie, nie, wolisz nie wiedzieć... – Pokręcił głową.
– No powiedz – nalegał z uśmiechem, będąc coraz bardziej zainteresowany przeszłością niebieskookiego.
– Ale się nie śmiej... Moje włosy są podatne na farbowanie, bo jestem naturalnym blondynem. – Zwęził usta w cienką linię. – Zdecydowanie gardzę sobą w takich włosach.
Stiles zareagował jedynie krótkim chichotem, przyglądając się mu i próbując sobie wyobrazić jak wyglądałby w tym właśnie kolorze. Sposępniał nagle, zirytowany faktem, że nawet taka drobnostka potrafiła zepsuć mu humor, przypominając o Charlesie.
– Mogę wiedzieć, co było tym wydarzeniem? – powiedział, mrugając szybko oczami, aby pozbyć się łez.
– Nie lubię o tym mówić. Właściwie... co było, to było, nie ma sensu tego ukrywać. Moi rodzice wzięli rozwód. Po tym, jak zmarł mój brat, nic nie było takie same. Nie chciałem się z tym pogodzić, że najpierw straciłem go, a potem rodzice wymyślają sobie, że nie chcą już być razem. – Zagwizdał, przywołując szczeniątko, które odbiegło spory kawałek od nich. – Teraz już nie mam im tego za złe. Czasami tak jest, wszystko się kończy. Teraz są naprawdę szczęśliwi, próbując miłości z kimś innym. Lawson przysłuchiwał się mu w milczeniu, z lekkim smutkiem w głosie zadając kolejne pytanie.
– Co stało się twojemu bratu? Przepraszam, że pytam – dodał szybko.
– Nic nie szkodzi. Przedawkował Xanax – szepnął i spojrzał na drogę, następnie na przyjaciela, który umilkł, odwracając wzrok.
Stiles speszony unikał kontaktu wzrokowego, nie chcąc ukazać zaszklonych oczu. Nie wiedział co powiedzieć. Poczuł się źle, mając wrażenie, że przypomniał mu o czymś takim.
– Przepraszam – powiedział tylko. – Przepraszam – powtórzył po chwili, krzywiąc się od powstrzymywania przed nieuniknionym płaczem. Sam nie wiedział, czy mówił to do niebieskookiego, czy raczej do wszystkich tych, których kiedyś zranił swoim zachowaniem.
– Ej, Stiles – odparł szybko – nic się nie stało, naprawdę. – Pokręcił zaskoczony głową i zatrzymał się, obejmując nagle chłopaka.
Brunet powstrzymał się od płaczu, zdziwiony zachowaniem przyjaciela. Uniósł lekko brwi, gdy ten wciąż stał w tej pozycji. Poczuł się szczególnie niezręcznie, nie wiedząc jak zareagować. Nie wiedział, czy powinien był go przytulić, czy nie. Stali tak w ciszy, którą przerwał nadbiegający mały husky, zaczynając następnie obszczekiwać ich.
– Blurr, czego chcesz futrzaku? – Zaśmiał się nastolatek, puszczając w końcu bruneta, jak gdyby nigdy nic i schylając się, aby podrapać psa za uchem. – Nie wiem, czy to poprawi ci humor, ale wiesz... zawsze można to uznać za odpłatę afery z zeszytem.
– Ee... Tia, twoje nieszczęście, bo znów mi o tym przypomniałeś.
– Kurczę, Ronny, siedź czasem cicho – powiedział do siebie, kręcąc głową. – Skoczysz ze mną do sklepu? Nie chce mi się iść samemu.
– Nie ma sprawy – odparł, kiwając głową.
– Um... co to będzie? – mruknął, opierając podbródek o rozłożoną dłoń, pochylając się nad biurkiem i bezustannie wpatrując w płótno.
– Możesz przestać? – odparł chłopak, nawet na niego nie patrząc. Zamoczył palce w farbie, następnie przenosząc dłoń nad pracę. – Przez ciebie nie mam się jak skupić.
– Nudzi mi się – ziewnął jakby na potwierdzenie tego. – No weź, Lantan, nie mogę być twoim nagim modelem? – Poruszył sugestywnie brwiami.
– Nie – warknął. – Jeżeli ci się nudzi, to idź stąd.
– Jesteś niemiły, mógłbyś zaproponować mi jakąś rozrywkę. – Zaśmiał się ironicznie, wolną ręką zaczesując do tyłu grzywkę malarza.
Nastolatek nie wytrzymał i chwycił jedną z leżących wokół niego puszek, wylewając jej jaskrawozieloną zawartość na ubranie młodego mężczyzny.
– Teraz masz co robić – burknął, milknąc, gdy zszokowany poszkodowany uniósł dłonie, patrząc z wściekłością na wyrządzone szkody, po chwili kierując pełen nienawiści wzrok na sprawcę. – Ee... p–przepraszam? – pisnął cicho, odsuwając się powoli od coraz bardziej wściekłego mężczyzny – S–santiago, j–ja nie chciałem, ten...
+Rozdział z opóźnieniem. Trzydziesty trzeci przewiduję dodać w poniedziałek. :)
+Niby nie dzieje się żadna akcja, ale jest to chwilowo coś spokojniejszego. Poza tym dowiadujemy się troszkę więcej o Ronnym, ponownie pojawia się motocyklista, zachowując dość dziwnie i kolejny fragment z przez pewną osobę kochanym Lantanem. Oraz wyjątkowo pojawił się tajemniczy Santiago. Wybaczcie, jeżeli w takich fragmentach będą powtórzenia, ale celowo unikam opisywania wyglądu tej osoby.
+Poza tym pracuję nad dialogami. Czy tak jest czytelniej? Patrzyłam na przykładowe teksty i czytałam o tym trochę, jednak wciąż nie wiem jak pisać. Mam nadzieję, że tak jest okej. Cierpliwości, w końcu dzięki waszym radom jakoś się wyuczę. ^^ W przyszłej notce popracuję nad html, a dokładniej – akapity. Myślę też nad zmianą czcionki, na taką. Oraz zastąpieniu półpauzy (–) na pauzę (—), bo w tej czcionce nie bardzo widać tej półpauzy, bo wygląda jak zwyczajny dywiz. :/
+Pojawiła się nowa ankieta, a oto podsumowanie tamtych:
Chlip, chlip. Ktoś nie będzie czytał. :c
Zależy od zakończenia pierwszej? Hm, ciekawe czy te dwie osoby przekona zakończenie. :p
Wstał ostrożnie i przygryzł wargę, chwytając za klamkę. Z najwyższą ostrożnością przekręcił zamek, który wydał jedynie krótkie szczęknięcie, a następnie nacisnął klamkę, wychodząc powoli na korytarz. Nie zastanawiając się dłużej, poszedł na palcach w kierunku łazienki. Wszedł do pomieszczenia, czując jak oddycha coraz szybciej. Słyszał z dołu dźwięki dochodzące z włączonego telewizora, poza tym panowała cisza.
Wciąż są pokłóceni.
Mimo wszystko wciąż bał się, że ojciec tutaj przyjdzie. Stanął przed lustrem, spoglądając w swoje odbicie. Od dłuższego czasu dawno tego nie robił, nie chciał wiedzieć jak wygląda.
Dotknął palcami sinych worków pod oczami, a następnie przejechał po bielszej niż zwykle skórze policzków. Zazwyczaj wystarczyło pół godziny w świetle promieni słonecznych, żeby jego skóra przybrała ciemniejszy odcień, tak więc aktualny wygląd nie był dla niego codziennością.
Otworzył apteczkę i wyjął z niej potrzebne rzeczy. Najchętniej opuściłby to miejsce już dawno, ale nie mógł wyjść w tym stanie na ulice. Nalał trochę wody utlenionej na wacik i zaczął przejeżdżać nim po ranie na głowie, krzywiąc się przy tym. Po chwili przemył pod małym strumieniem wody zakrwawioną dłoń i zajął się odkażaniem jej. Wciąż poruszając się najciszej jak mógł, wymienił bandaż, owijając teraz również fragment dłoni.
Nie, wciąż nie mogę tak wyjść...
Poszukał kosmetyków matki, wyjmując z niego kilka opakowań z pudrem. Nie miał pojęcia jak tego użyć, dlatego poszukał czegoś, co odpowiadałoby jego minimalnie ciemniejszemu kolorowi skóry. W końcu znalazł końcówkę czegoś o nazwie podkład. W ten sposób już po chwili stał w nieco bardziej naturalnych odcieniach, a po zmęczeniu na jego twarzy nie było śladu. Podobnie z siniakiem. Skrzywił się do swojego odbicia, czując dość dziwnie.
Nim wyszedł, zużył chyba jedną czwartą płynu do płukania ust. Po załatwieniu wszystkiego i posprzątaniu łazienki, wrócił do pokoju. Rozebrał się, w pośpiechu zmieniając bieliznę i zakładając dżinsowe męski rurki, czarną koszulkę z napisem Sorry I'm not sorry i pierwsze lepsze czarne trampki z szafy. Chwycił szkolną torbę i wysypał z niej zawartość. Następnie zaczął szybko pakować do niej potrzebne rzeczy: ładowarkę, słuchawki i jakieś ciuchy na przebranie. Omiótł pomieszczenie spojrzeniem. Poczuł głęboki smutek, nigdy nie wyobrażał sobie wyprowadzki, a teraz tak po prostu opuszczał to miejsce... ale miał powód.
– Słuchaj. – Do uszu chłopaka dobiegł męski głos, dochodzący zza drzwi. – Jeżeli już skończyłeś fochy, wyłaź stamtąd.
Brunet obrócił się przerażony w kierunku drzwi. Pokręcił szybko głową, cofając się.
– Przestań zachowywać się jak bachor.
Szybkim krokiem podszedł do drzwi balkonowych. Otworzył je, wychodząc na zewnątrz. Przełożył nogę przez barierkę i zatrzymał się nagle, patrząc w dół. Poczuł jak jego ręce stają się wilgotne, co powodowały wspomnienia. Nigdy wcześniej nie miał lęku wysokości, ale po tym co przeszedł, trudno było go nie mieć. Upadł raz z kilkunastu metrów, raz z kilku, tyle zdecydowanie mu starczyło. Przygryzając wargę z przyśpieszonym oddechem, przełożył drugą nogę i zaczął schodzić po pergoli, uważając na kolce róż. Po chwili szczęśliwie szedł już przyśpieszonym krokiem w kierunku tylnego płotu. Przerzucił przez niego torbę i sam oparł się o marmur, następnie przerzucając nogi. Zatrzymał się na moment, obracając w kierunku pokoju i posyłając mu tęskne spojrzenie.
Był pewien, że za niedługo tutaj wróci. Nie wyobrażał sobie, jak siedemnastolatek miałby żyć bez domu. Specjalnie starał się zostawiać ślady ucieczki, tak aby dać do myślenia jego matce. Miał nadzieję, że kobieta przejrzy na oczy. Nie oczekiwał tego samego od ojca, ponieważ było to niemożliwe. Odtrącił od siebie znienawidzone spojrzenie, kierując w stronę domu Cullenów. Jego priorytetem było odzyskanie telefonu.
Szedł właśnie ze spuszczoną głową po chodniku jednej z uliczek, która była najlepszym skrótem do domu jego przyjaciółki. Poza tym panował tutaj spokój, rzadko kiedy ktoś tędy chodził, podobnie z autami, raz na kilka minut przejeżdżało parę pojazdów. Przestał wpatrywać się pod nogi, unosząc wzrok. Kilka metrów dalej dostrzegł motocykl, którego właściciel opierał się nogą o krawężnik. Czerwono-czarny kolor jednośladowca niemal natychmiast skojarzył mu się z tym, który minął ich podczas jazdy samochodem. W końcu miał okazję przyjrzeć się kierowcy, jednak niewiele mu to dało. Ubrany był w skórzany, dopasowany kolorystycznie strój motocyklisty, a przyciemniona szybka jego kasku uniemożliwiała rozpoznanie go. Nastolatek niespecjalnie znał się na przepisach, ale miał wrażenie, że zatrzymywanie się w tym miejscu nie było normalne.
Brunet utrzymywał z nim w pewien sposób kontakt, ponieważ raczej nie mógł tego nazwać wzrokowym. Nieświadomie zwalniał tempo, zastanawiając się, dlaczego motocyklista siedział nieruchomo, obrócony w jego kierunku. Teraz już lekko przestraszony, spróbował zignorować jego obecność.
Motocyklista przechylił lekko głowę, tak, że nastolatek nie wiedział już, czy to mu się przypadkiem nie zdawało. Przechodząc obok spiął się, przestraszony nagłym ruchem nieznajomego, który uruchomił silnik, ruszając gwałtownie z głośnym warkotem, oraz piskiem opon, co zagłuszyło chłopaka. Wciąż oszołomiony odwrócił się, widząc jedynie jak ten znika za zakrętem. Nabrał kilka krótkich oddechów i zaczął iść dalej, ponownie odskakując, gdy ten sam jednoślad przejechał obok z ogromną prędkością, na tylnym kole. Lawson spróbował opanować oddech, dogłębnie przerażony. Przez moment miał wrażenie, jakby to w niego miał wjechać, dlatego poczuł gwałtowny skok adrenaliny.
– Wariat – szepnął nerwowo, marszcząc brwi.
Kilka minut później, stojąc już pod drzwiami domu Darcy, zawahał się, wpatrując w wycieraczkę. Przejechał po niej czubkiem buta, biorąc głęboki oddech.
On nie jest wart zmartwień. Chciał, żebyś miał ten obraz w pamięci.
Zapukał niepewnie, zastanawiając się w międzyczasie, co powie przyjaciółce. Po chwili do jego uszu dotarł dźwięk przekręcanego zamka, a następnie drzwi otworzyły się szerzej, ukazując w progu Kola, ojca dziewczyny.
– Stiles, kurczę – powiedział, lekko się krzywiąc i drapiąc po karku. – Darcy akurat wyszła gdzieś pół godziny temu z jakimś kolegą. – Spojrzał na niego przepraszającym wzrokiem.
– Nic się nie stało. – Pokręcił szybko głową, nie będąc pewnym, czy naprawdę tak uważał. – Chciałem tylko odzyskać telefon – powiedział cicho, wysilając się na uśmiech.
– Racja, wspominała coś o tym. Zaczekaj tutaj – rzucił, znikając we wnętrzu domu.
Brunet uśmiechnął się lekko, gdy poczuł jak o jego nogę ociera się puszysta kotka Chunky. Zwierzątko mruknęło tęsknie, unosząc do pionu ogon.
– Hej, mała – szepnął, gładząc śnieżnobiałe futerko. Chunky zamruczała ponownie i oparła się łapkami o jego nogę, prosząc o kontynuację pieszczot. – Co, Darcy nadal za tobą nie przepada? Biedactwo małe, pewnie nikt się z tobą dawno nie bawił. – Dotyk kojącego zwierzątka poprawił mu lekko humor, pozwalając na moment zapomnieć o wszystkim. Uniósł głowę, słysząc nad sobą cichy chichot.
– Owszem. Darcy ostatnio stale nie ma czasu, nie mówiąc już o biednej Chunky. Na szczęście druga pańcia się tobą opiekuje, co nie? – zwrócił się do kotki. – Trzymaj, twoja własność – powiedział, wysuwając w kierunku chłopaka telefon, którego ten posłusznie odebrał. – Pozdrów rodziców.
Stiles zapatrzył się w chodnik, wstając szybko, aby otrząsnąć się. Jego uwadze nie umknęło smutne spojrzenie mężczyzny na jego dłonie. Zapewne pomyślał, że ma to związek z pobytem w szpitalu.
– Tak, tak... Dziękuję, do widzenia.
Odchodząc, poczuł kłębiące się w oczach łzy. Cullenowie byli chyba jednymi z niewielu tak pozytywnie nastawionych do niego ludzi. Zresztą nigdy nie zdarzało im się być niemiłymi w stosunku do kogoś, każdego traktowali przyjaźnie.
Nie wiedząc co ze sobą począć, skierował się w stronę parku nieopodal lasu. Postanowił, że woli na chwilę pobyć wśród zwierząt, mając nadzieję, że nie spotka tam nikogo znajomego. Słońce grzało wyjątkowo, sprawiając, że zapowiadało się na pogodny dzień. On jednak nie zwracał na to uwagi, nawet taka pogoda nie poprawiała mu nastroju. Wciąż szedł przed siebie, katując się wspomnieniami, które doprowadzały go do łez. Tak wiele razy próbował zrozumieć zachowanie jego rodziców, tyle razy im wybaczał. Tego jednak nie potrafił wytłumaczyć.
Zaczął dostrzegać jak beznadziejna była jego sytuacja. Tyle lat trzymał się dzień w dzień z jedną osobą, nie znał nikogo więcej. W ciągu miesiąca wszystko się zmieniło. Świadomie stracił ją, dla jej dobra.
Zaczął przyglądać się umaszczeniom dwóch goniących się psów, gdy na powitanie oberwał dyskiem w głowę. Gdyby tego było mało, dostał prosto w zranione już miejsce, co poskutkowało upadkiem na kolana i zawrotem głowy. Pulsujący ból stał się wręcz nie do zniesienia, a na dodatek po chwili przybiegł pies, obszczekując go. Do podwórkowej kraksy dołączył się rozszczekany szczeniak, skacząc dookoła chłopaka, co jakiś czas zaczepiając również drugiego psa.
– Przepraszam najmocniej! – rzuciła na wstępie dziewczyna, która dobiegła po chwili. – Nic ci nie jest? – spytała, wyciągając rękę w jego kierunku.
– Jest okej – mruknął, wciąż czując lekki ból. Uśmiechnął się jednak, aby nie zamartwiać właścicielki psa.
Nieznajoma jeszcze parę razy powtórzyła nerwowo przepraszam, a gdy upewniła się, że wszystko jest okej, zabrała labradora, odchodząc.
Chłopak usiadł na trawie, patrząc na szaro-białe zwierzątko, które powarkiwało i doczepiło się małymi kiełkami do jego nogawki.
– Czyj jesteś, mała poczwarko? – szepnął, przechylając lekko głowę. – Właśnie dlatego wolę koty, przy Chunky nic mi się nie stało. – Westchnął, gdy husky spojrzał na niego małymi błękitnymi ślepkami. – Zwierzęta podobno poprawiają humor i takie tam. Szkoda, że nie naprawiacie też problemów.
– Żeby mój własny pies wolał ciebie ode mnie. Blurr, ty mały zdrajco!
Do uszu nastolatka dotarły wesołe oskarżenia skierowane do szczeniaka. Uśmiechnął się pod nosem, rozpoznając przyjazny głos.
– Cześć Ronny – powiedział, starając się, aby ton jego głosu nie brzmiał tak smętnie.
– No cześć. Widzę, że w końcu cię wypuścili. – Zaśmiał się i zmarszczył brwi, kucając obok. – Chłopie, co ci się stało z rękami? – szepnął zmartwiony.
– Potem ci powiem, okej? Trochę głupia historia. – Pokręcił głową, udając rozbawienie. Miał nadzieję, że niebiesko włosy uwierzy mu w pogodną wersję.
– Spoko, fajnie cię widzieć zdrowego. Będziesz w poniedziałek w szkole? – spytał beztrosko, przewracając dłonią szczeniątko, aby zaczepić go do zabawy.
– Chyba nie – odparł niepewnie.
– Chcesz dotrzymać towarzystwa mi i temu małemu, niewychowanemu czemuś?
– No w sumie... i tak nie mam co robić – powiedział, wzruszając ramionami.
– Nie pytałem ciebie, tylko Blurra. – Zaśmiał się, szczerząc do nastolatka.
Stiles zwęził oczy i pokręcił głową, następnie przekręcając oczami.
– Nie jestem mały, jesteś prawie że mojego wzrostu.
– Nie, nie mój drogi. – Uniósł palec wskazujący. – Te kilka centymetrów upoważnia mnie, do nazywania ciebie mniejszym ode mnie.
Brunet westchnął ze smutnym uśmiechem, wstając z ziemi.
– A tak ogółem, to jak się czujesz? – spytał Blake, gdy obaj razem z ich czworonożnym towarzyszem znajdowali się już kawałek od centrum parku i zbliżali się do pobliskiego lasku.
– Średnio – odparł, podążając wzrokiem za szczeniakiem.
– Jak rodzice, rozmawiali z tobą na ten temat?
– Trochę tak – skłamał – ale prosiłem ich, żeby nie drążyli tematu. Nie chciałem, żeby przypominali mi to wszystko.
– Miałeś mi wytłumaczyć co z twoimi rękami – zauważył, uśmiechając się charakterystycznym dla niego przyjaznym uśmiechem.
– No, dziwna sprawa, ale... – Zastanowił się, czy nie powinien jednak powiedzieć prawdy. Odrzucił od siebie tę myśl, nie wyobrażał sobie mówienia o tym komukolwiek. – Nie wiedziałem, że mamie wczoraj spadł kubek, no więc dzisiaj wziąłem go, żeby zalać herbatę. Los mnie nie kocha, bo jak chwyciłem już zalaną szklankę, to pękła i oblałem wrzątkiem ręce...
– Ciamajda – skomentował chłopak, chichocząc. – Po co ci torba?
– Ja... – zawahał się – idę do Darcy na noc. – Uśmiechnął się, następnie próbując zmienić temat. – Ubierasz się głównie na niebiesko, masz niebieskie włosy, niebieskie oczy, niebieski telefon. Kolor oczu twojego psa ma z tym jakiś związek? – Spojrzał na niego z uniesioną brwią, szczerze zainteresowany.
Nastolatek zaśmiał się, chwytając z ziemi patyk, który następnie rzucił przed nich, zachęcając tym Blurra do zabawy.
– Poniekąd tak. No wiem, mam świra na punkcie tego koloru. – Przekręcił rozbawiony oczami.
– Mało kto kocha kolory do tego stopnia, dlaczego tak masz? I w ogóle, jaki jest twój naturalny kolor włosów?
– Wiesz... – zaczął niepewnie – farbuję włosy od około... sześciu lat? W sensie zacząłem, gdy miałem około jedenastu. Pewne... pewne wydarzenie sprawiło, że zacząłem jakby się buntować, nie zgadzać z tym. Co chwilę chodziłem z kolorowymi włosami. Od czerwonych, po zielony, a nawet róż. W końcu zostałem przy niebieskim, który mi o kimś przypomina. – Wzruszył ramionami. – Mój naturalny kolor? Nie, nie, wolisz nie wiedzieć... – Pokręcił głową.
– No powiedz – nalegał z uśmiechem, będąc coraz bardziej zainteresowany przeszłością niebieskookiego.
– Ale się nie śmiej... Moje włosy są podatne na farbowanie, bo jestem naturalnym blondynem. – Zwęził usta w cienką linię. – Zdecydowanie gardzę sobą w takich włosach.
Stiles zareagował jedynie krótkim chichotem, przyglądając się mu i próbując sobie wyobrazić jak wyglądałby w tym właśnie kolorze. Sposępniał nagle, zirytowany faktem, że nawet taka drobnostka potrafiła zepsuć mu humor, przypominając o Charlesie.
– Mogę wiedzieć, co było tym wydarzeniem? – powiedział, mrugając szybko oczami, aby pozbyć się łez.
– Nie lubię o tym mówić. Właściwie... co było, to było, nie ma sensu tego ukrywać. Moi rodzice wzięli rozwód. Po tym, jak zmarł mój brat, nic nie było takie same. Nie chciałem się z tym pogodzić, że najpierw straciłem go, a potem rodzice wymyślają sobie, że nie chcą już być razem. – Zagwizdał, przywołując szczeniątko, które odbiegło spory kawałek od nich. – Teraz już nie mam im tego za złe. Czasami tak jest, wszystko się kończy. Teraz są naprawdę szczęśliwi, próbując miłości z kimś innym. Lawson przysłuchiwał się mu w milczeniu, z lekkim smutkiem w głosie zadając kolejne pytanie.
– Co stało się twojemu bratu? Przepraszam, że pytam – dodał szybko.
– Nic nie szkodzi. Przedawkował Xanax – szepnął i spojrzał na drogę, następnie na przyjaciela, który umilkł, odwracając wzrok.
Stiles speszony unikał kontaktu wzrokowego, nie chcąc ukazać zaszklonych oczu. Nie wiedział co powiedzieć. Poczuł się źle, mając wrażenie, że przypomniał mu o czymś takim.
– Przepraszam – powiedział tylko. – Przepraszam – powtórzył po chwili, krzywiąc się od powstrzymywania przed nieuniknionym płaczem. Sam nie wiedział, czy mówił to do niebieskookiego, czy raczej do wszystkich tych, których kiedyś zranił swoim zachowaniem.
– Ej, Stiles – odparł szybko – nic się nie stało, naprawdę. – Pokręcił zaskoczony głową i zatrzymał się, obejmując nagle chłopaka.
Brunet powstrzymał się od płaczu, zdziwiony zachowaniem przyjaciela. Uniósł lekko brwi, gdy ten wciąż stał w tej pozycji. Poczuł się szczególnie niezręcznie, nie wiedząc jak zareagować. Nie wiedział, czy powinien był go przytulić, czy nie. Stali tak w ciszy, którą przerwał nadbiegający mały husky, zaczynając następnie obszczekiwać ich.
– Blurr, czego chcesz futrzaku? – Zaśmiał się nastolatek, puszczając w końcu bruneta, jak gdyby nigdy nic i schylając się, aby podrapać psa za uchem. – Nie wiem, czy to poprawi ci humor, ale wiesz... zawsze można to uznać za odpłatę afery z zeszytem.
– Ee... Tia, twoje nieszczęście, bo znów mi o tym przypomniałeś.
– Kurczę, Ronny, siedź czasem cicho – powiedział do siebie, kręcąc głową. – Skoczysz ze mną do sklepu? Nie chce mi się iść samemu.
– Nie ma sprawy – odparł, kiwając głową.
– Um... co to będzie? – mruknął, opierając podbródek o rozłożoną dłoń, pochylając się nad biurkiem i bezustannie wpatrując w płótno.
– Możesz przestać? – odparł chłopak, nawet na niego nie patrząc. Zamoczył palce w farbie, następnie przenosząc dłoń nad pracę. – Przez ciebie nie mam się jak skupić.
– Nudzi mi się – ziewnął jakby na potwierdzenie tego. – No weź, Lantan, nie mogę być twoim nagim modelem? – Poruszył sugestywnie brwiami.
– Nie – warknął. – Jeżeli ci się nudzi, to idź stąd.
– Jesteś niemiły, mógłbyś zaproponować mi jakąś rozrywkę. – Zaśmiał się ironicznie, wolną ręką zaczesując do tyłu grzywkę malarza.
Nastolatek nie wytrzymał i chwycił jedną z leżących wokół niego puszek, wylewając jej jaskrawozieloną zawartość na ubranie młodego mężczyzny.
– Teraz masz co robić – burknął, milknąc, gdy zszokowany poszkodowany uniósł dłonie, patrząc z wściekłością na wyrządzone szkody, po chwili kierując pełen nienawiści wzrok na sprawcę. – Ee... p–przepraszam? – pisnął cicho, odsuwając się powoli od coraz bardziej wściekłego mężczyzny – S–santiago, j–ja nie chciałem, ten...
══◊══
+Niby nie dzieje się żadna akcja, ale jest to chwilowo coś spokojniejszego. Poza tym dowiadujemy się troszkę więcej o Ronnym, ponownie pojawia się motocyklista, zachowując dość dziwnie i kolejny fragment z przez pewną osobę kochanym Lantanem. Oraz wyjątkowo pojawił się tajemniczy Santiago. Wybaczcie, jeżeli w takich fragmentach będą powtórzenia, ale celowo unikam opisywania wyglądu tej osoby.
+Poza tym pracuję nad dialogami. Czy tak jest czytelniej? Patrzyłam na przykładowe teksty i czytałam o tym trochę, jednak wciąż nie wiem jak pisać. Mam nadzieję, że tak jest okej. Cierpliwości, w końcu dzięki waszym radom jakoś się wyuczę. ^^ W przyszłej notce popracuję nad html, a dokładniej – akapity. Myślę też nad zmianą czcionki, na taką. Oraz zastąpieniu półpauzy (–) na pauzę (—), bo w tej czcionce nie bardzo widać tej półpauzy, bo wygląda jak zwyczajny dywiz. :/
+Pojawiła się nowa ankieta, a oto podsumowanie tamtych:
Chlip, chlip. Ktoś nie będzie czytał. :c
Zależy od zakończenia pierwszej? Hm, ciekawe czy te dwie osoby przekona zakończenie. :p
Zdecydowana większość za Marco. Parę osób za Ronnym (pozdrawiam te osoby, bo pewnie ten rozdział wam się spodobał :p). A nawet i nie brakło fanów Stiles x Felix (o.o), czy Philip lub Darcy.
+Pozdrawiam! ♥
Pogubilam sie troszke...
OdpowiedzUsuńRozdzial rzeczywiscie spokojny :D
Ta cala akcja jest serio dziwna i martwie sie co z tego wyniknie...
Tyle dobrze ze Stiles nie jest juz w domu z ojcem :>
Widzisz? :D SAMA znowu sprawdzilam!
Mozesz byc dumna :3
Nie moge sie doczekac nastepnego! :*
~ Ruda
Sarcia wkurwiona, Sarcia nie dostała lekarza. Ale już drugi rozdział bez tego @#$%^^%$#$%^&*(*&^$#$&*&%$#$^&^%$%^&^%$#$%^^%#$%^^%$##$%^^%$ Marco. NOT BAD.
OdpowiedzUsuńWenyy, mendo, nie chce mi się pisać, idę przedawkować Xanax. Stiles nie potrafi się nawet zabić. Zrobię to lepiej od niego.
Wenyy, moja wyznaffczyni :P
Ciekawa jestem motocyklisty niech Stils idzie do Marco biedny Ronniy co do rodziców Darcy to prawda ciekawe gdzie wyszła Darcy i z kim pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozdział raczej spokojny ale i tak jest ciekawy bo już nie moge sie doczekać co bedzie dalej. Jestem ciekawa gdzie podzieje sie Stiles i czy Marco dowie sie o tym wszystkim. Chcialabym żeby sie dowiedzial może w koncu zrobilby coś z cala tą sytuacja. Tak mi żal Stiles biedak nie ma gdzie sie podziać i do tego taka sytuacja w domu... czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńKatalogowy Świat Wychodzi na przeciw swoim podopiecznym!
OdpowiedzUsuńWszyscy świetnie wiemy ile różnych katalogów znajduje się na blogspocie, wiele blogów jest zapisanych nie tylko do jednego, a do wielu. Dużo osób informuje katalogi o nowych postach u siebie, co zajmuje dużo czasu, który nie zawsze jest! Dlatego postanowiłam dodać do układu gadżet który jest w stanie sam się aktualizować w dowolnej chwili i informować każdego kto wejdzie, że właśnie dodałeś nowy post!
Zdaję sobie sprawę z tego że nie wszyscy chcą aby katalog informował o ich nowych postach, dlatego hojnie rozdaję tą informację, która ma na celu poinformowania Was o nowym planie powiadamiania Nowych Postów oraz pytaniem, czy się zgadzasz? :)
Jeśli tak, to zapraszam do katalogu, aby zostawić krótką informację w zakładce "Nowe Posty" w której wystarczy że napiszesz "Zgadzam się".
Wtedy nic już nie musisz robić, blogspot sam, automatycznie będzie powiadamiać na katalogu o dodanym nowym poście, a Ty oszczędzisz czas który normalnie poświęcałbyś/poświęcałabyś na pisaniu i publikowaniu zgłoszenia posta :))
W razie pytań zapraszam do zakładki Pytania
Zapraszam! :)
I Przepraszam za spam!
"strój motorzysty" wtf? Strój na motocykl.
OdpowiedzUsuń"nierozsądne, ale aktualnie był zbyt przygnębiony" Bo zawsze jak jesteśmy przygnębieni to idziemy zagadać do tajemniczych motocyklistów.
" Motorzysta" A myślałam, że już większej głupoty niż strój motorzysty nie da się jebnąć.
Spóźniłam się na ankietę z kim moim zdaniem powinien być Stiles. :c :c Ronny! ♥
Ronny to chyba mój ulubiony bohater,
Przeczytałam fragment jeszcze raz i przeczytałam kilka artykułów. Masz rację, zawaliłam po całości, w dodatku obrażając fanów tego rodzaju jednośladów chyba po całej linii. :/ Usunęłam cały fragment i napisałam go ponownie, mam wielką nadzieję, że teraz jest lepiej!
UsuńRacja, źle ustawiłam czas tej ankiety i o tym zapomniałam, przez co trwała ona strasznie krótko. :c Cieszy mnie, że Ronny ma osobistą fankę, haha! :D
nie-tylko-yaoi-czlowiek-zyje.blogspot.com/2015/04/nominejszyn-fejszyn-do-lekcji-nie.html Nominowałam Cię :D
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńciekawe gdzie teraz podzielę się Stiles? Wątpię, że do jego matki coś dotrze, a kim był ten motocyklista?
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia