16.04.2015

Rozdział 31 [ Zapamiętasz to na zawsze ]

     – Nie obchodzi mnie to. – Powiedział nieco głośniej blond włosy mężczyzna. Ubrany był w granatowy sweter, spod którego wystawał kołnierz koszuli, dżinsowe spodnie i eleganckie czarne buty. Ewidentnie był poddenerwowany całą sytuacją.
     Stiles wlepił wzrok w podłogę, co zresztą robił nieprzerwanie od kilkunastu minut, czasami tylko na moment unosząc wzrok, jakby mając nadzieję, że to mu się tylko wydaje. Westchnął cicho, gdy usłyszał jak psycholog próbuje po raz kolejny przemówić do Charlesa.
     – Proszę się uspokoić i to przemyśleć. Chłopakowi nic nie będzie, to tylko kilka dni.
     – Żadne kilka dni. – Odparł nerwowo. – To nie jest jakiś psychol, żeby go tam zamykać.
     – Tłumaczyłem już to panu. Gdyby coś poważnego było na rzeczy, nie pytałbym pana o zgodę. Chcę z nim po prostu porozmawiać i na jakiś czas odizolować od kontaktów z innymi. – Widocznie mężczyzna powoli również miał dość ciągnięcia tematu w nieskończoność.
     – Jak zamknę go w pokoju, to też będzie miał odpoczynek od innych. – Uśmiechnął się bezczelnie.
     – Chyba się nie rozumiemy. – Mruknął. – Powtarzam, Stiles niedawno próbował dokonać czegoś niemądrego, konieczne jest dla jego bezpieczeństwa sprawdzenie jak się z tym wszystkim czuje.
     Nastolatek odwrócił głowę, gdy poczuł na sobie wzrok ojca.
     – Jak dla mnie to wygląda zwyczajnie.
     Znów się zacznie.
   
 Przysłuchiwał się wszystkiemu ze smutkiem, sam już nie wiedział, kto ma większą rację. Od momentu, gdy pielęgniarka zobaczyła jego rany, nie odezwał się ani słowem. Nie chciał z nikim rozmawiać.
      Uniósł wzrok, aby spojrzeć na nieznaną mu pielęgniarkę, która trzymając jego dłoń poprawiała bandaż owijający ranę z nadgarstka. Uśmiechnęła się do niego smutno, starając się dodać mu otuchy. Zignorował ją. Chciał stąd wyjść, miał dość tego miejsca, jednakże nie chciał go opuszczać z ojcem. Bał się tego jak Charles zareaguje na wszystko, co zrobił w ostatnim czasie.
      Obrócił lekko głowę, ponownie mając wrażenie, że ktoś mu się przygląda. Osoba widocznie zdążyła odwrócić wzrok, ponieważ wszyscy skupieni byli na kłótni. Wszyscy, czyli dwóch mężczyzn stojących za psychiatrą. Jeden z nich, lekarz, wyglądał na około trzydzieści parę lat, może czterdzieści? Nie był pewny. W każdym razie nie wyglądał jak okaz młodości. Obok stał ktoś, kogo Stiles pierwszy raz widział na oczy. Domyślał się, że to może być jeden z psychiatrów, ponieważ ubrany był w podobny kitel co tleniony, krótko ostrzyżony blondyn, kłócący się z jego ojcem.
     – Proszę pomyśleć o jego bezpieczeństwie...
     – Myślę, ale o jego przyszłości. Gdzie on niby znajdzie pracę, mając w papierach wzmianki o jakichś zmyślonych przez pana chorobach psychicznych?!
     – Niech się pan nie denerwuje. Przecież nie będzie miał tego w papierach. Poza tym to jeszcze dziecko, do zawodu mu daleko.
      Odwrócił uwagę od centrum kłótni, przyglądając się stojącym obok osobom. Syknął cicho, czując ból w okolicach nadgarstka, przez za mocno ściśnięty opatrunek.
     – Przepraszam kochanie. – Szepnęła czule, poprawiając błąd.
     Z powrotem przyglądając się, kątem oka dostrzegł niewielki ruch dłoni, jednego z dotychczas stojących jak posągi obserwatorach. Nieznajomy pokazał coś, a następnie kiwnął minimalnie głową w kierunku Charlesa. Lekarz jakby w odpowiedzi, po chwilowym zastanowieniu pokręcił głową.
     O co mogło chodzić?
     – Chociaż dzień?
     – Powiedziałem nie. Chce pan rozmawiać z moim...
     – Och, niech pan przestanie grozić sądem...
     Chłopak zauważył jak wolnym krokiem w jego kierunku zmierzał nieznajomy. Kucnął przed nim, dając znak kobiecie, żeby na moment zostawiła ich samych. Pielęgniarka wykonała posłusznie prośbę, w końcu skończyła już opatrywać ranę.
      – Cześć, Stiles. – Mówił cicho, starając się, aby żaden z kłócących nie zwrócił na niego uwagi.
      Nastolatek tylko spojrzał na niego na moment, po czym znów opuścił wzrok.
      – Nie bój się mnie. – Uśmiechnął się przyjaźnie. Brunet uznał, że do niego szczególnie nie pasowało udawanie uprzejmości, przez dość wredny wyraz twarzy. – Powiedz szczerze, wolisz wracać do domu, czy przez jakiś czas w spokoju pobyć w innym miejscu?
      – Dom. – Powiedział tylko, bez chwili namysłu.
      Mężczyzny widocznie nie zadowoliła ta odpowiedź, ponieważ lekko się skrzywił.
      – Nie chcemy cię skrzywdzić.
      – A ja nie chcę mieć z wami nic do czynienia.
      – Stiles, sam możesz decydować, czego chcesz, nie twój ojciec. – Szeptał, kładąc dłoń na kolanie chłopaka. – Pan Lawson jest zbyt negatywnie do tego nastawiony, wprowadza cię w błąd.
      – Nie chcę rozmawiać na ten temat i proszę się ode mnie odsunąć. – Powiedział równie cicho, bawiąc się rąbkiem koszulki.
      – Jak się czujesz? – Spytał, ignorując jego prośbę.
      Chłopak zaczynał czuć się naprawdę niezręcznie, nie przepadał za tego typu gestami.
      – Źle, chcę stąd wyjść. – Spojrzał na niego, przygnębionym wzrokiem.
      – No nic, jakby co to pamiętaj, że zawsze możesz przyjść sam. Jakoś to załatwimy bez niepotrzebnych kłótni z twoim ojcem. – Uśmiechając się, puścił do niego oczko na znak, że się rozumieją.
        Z niesmakiem wrócił spojrzeniem na dresowe spodnie, które były jego szpitalnym ubiorem. Odetchnął z ulgą, gdy tamten w końcu wstał, odchodząc kawałek. Stiles zaczynał właśnie przyglądanie się opatrunkowi, gdy podskoczył nagle w miejscu, słysząc wrzask ojca.
      – Wstawaj! Zbieraj się i jedziemy, nie mam zamiaru z nimi dłużej rozmawiać!
      – Wie pan, nerwica również jest jedną z chorób. – Rzucił z przekąsem, widocznie kłótnia nabrała ostrzejszego tonu.
      – Ja chyba oszaleję, teraz się będzie mnie czepiał. Wychodzimy, ale już! – Krzyknął, łapiąc nastolatka za rąbek koszulki, zmuszając tym samym do wstania.
      – Może problemu należy szukać w atmosferze, jaka panuje w domu? – Psychiatra nie dawał za wygraną, wciąż komentując jego zachowanie.
      Tym razem Charles zignorował go, szybkim krokiem opuszczając pomieszczenie. Stiles w milczeniu podążał za nim, starając się dotrzymać mu tempa. Zdecydowanie wolał teraz nie denerwować ojca.
       Już po chwili, zaraz po tym, jak mężczyzna zdążył wypisać chłopaka, zajmowali miejsca w samochodzie. Stiles rzucił plecak z rzeczami na tyły samochodu, następnie biorąc się za zapinanie pasa.
       – Nie będzie mi dupek rozkazywał. Jeszcze, kurwa, czego. – Warknął, chwytając kierownicę.
       Brunet uznał, że milczenie w tym momencie będzie najrozsądniejsze. Samochód opuścił parking, następnie włączając się do ruchu.
       Jadąc w ciszy, nastolatek spojrzał kątem oka na mężczyznę, który ściskał w dłoniach kierownicę, ponuro patrząc na jezdnię. Westchnął cicho i oparł czoło o boczną szybę, podążając wzrokiem za mijanymi budynkami. Po chwili po prostu patrzył w przestrzeń. W myślach wręcz błagał, aby droga do ich domu ciągnęła się w nieskończoność. Bał się powrotu do domu, tym bardziej gdy Charles był na skraju wściekłości. Z takim stanem mężczyzny miał styczność tylko raz, gdy był młodszy. Wciąż przechodziły go ciarki na wspomnienie bólu, gdy oberwał do tego stopnia, że konieczna była hospitalizacja. Oczywiście nikt się o niczym nie dowiedział, rodzice zatuszowali sprawę mówiąc, że wyjątkowo niefortunnie sturlał się ze schodów, przy końcu uderzając głową o kant szafki. Wtedy po raz pierwszy ojciec go zbił, a raczej wręcz skatował. Sytuacja więcej się nie powtórzyła, jedynie lekkie uderzenia dłonią lub przedmiotem. Zdecydowanie częściej krzyczał i to tak, że zdążył wyryć w psychice nastolatka porządny ślad.
      Przeczuwał, że istnieje możliwość powtórzenia tamtego zdarzenia, szczególnie po tym, co narobił. Przygryzł wargę, przygotowując się psychicznie do tego, że sytuacja jest całkiem prawdopodobna.
      Gdy samochód zaparkował na podjeździe, chłopak pośpiesznie odpiął pasy i otworzył drzwi pojazdu. Podążył za ojcem w ciszy, którą przerwał dźwięk blokowanego Audi. Od przekroczenia progu domu z cichą nadzieją skierował się w kierunku schodów prowadzących na górę. Stanął właśnie na pierwszy szczeblu, gdy z kuchni dobiegł go głos mężczyzny.
      – Nie uważasz, że musimy sobie o czymś porozmawiać?
      Przymknął na moment powieki, po czym odwrócił się, kierując się do pomieszczenia. Stanął w progu, lekko opierając się o framugę.
      – Chętnie posłucham twoich wyjaśnień. – Charles uśmiechnął się bezczelnie, przechylając głowę.
      Chłopak ostrożnie uniósł na niego smutny wzrok, nie wiedząc co powiedzieć. Nie wiedział jak sensownie wytłumaczyć swoje zachowanie, zresztą było to niemożliwe.
      – W ogóle jak tam na kółkach z dziennikarstwa, dużo się nauczyłeś? Wiesz, dobrze, że one nie przeszkadzają ci w zdobywaniu dobrych ocen. – Kontynuował. – O co chodzi, nie mam racji? – Ze zdenerwowania zaczął stukać paznokciami o blat stołu. – Będziesz milczał? Och, a może kupić ci żyletki? A może też pamiętniczek, w którym będziesz się żalił?
      Przełknął cicho ślinę, starając się zignorować co do niego mówił. Owszem, wiedział, że zachował się głupio, ale nie miał też nad tym kontroli. Nie chciał tego, w tamtych chwilach nie myślał logicznie. Bezczelność ojca mimo wszystko go zraniła, potrzebował spokoju lub zrozumienia, nie potrzebne były mu kolejne kąśliwe uwagi, czy bolesne tematy.
       W tym samym momencie pojawiła się w jego myślach kolejna sprawa, dlaczego to on go odebrał, a nie matka. Wiedział, że kobieta zareagowałaby o wiele łagodniej niż Charles. Oprócz tego domyślał się, że ojciec z jego powodu musiał szybciej wyjść z pracy. Kątem oka spojrzał na wiszący na ścianie zegar.
     Mamo, proszę, przyjdź już...
     –
Co to, kurwa, miało znaczyć?! Wrzasnął nagle, tracąc kontrolę nad nerwami.
     Najchętniej milczałby przez cały monolog ojca, a jeszcze chętniej wybiegł z domu, ale za bardzo się bał. Sam nie wiedział czemu, ale nie wyobrażał sobie takiego zachowania przy nim.
     – Ja... kolega mnie do tego namówił... i.... – Zaczął niepewnie, drżącym głosem.
     – Kolega cię do tego namówił?! – Odepchnął się od stołu, idąc w kierunku nastolatka. – Kiedy w końcu w tym twoim pustym łbie ogarnie się, kogo masz słuchać, do cholery?!
     – P–przepraszam... – Zająknął się, odwracając wzrok. Przygryzł lekko wnętrze wargi, aby odreagować narastający strach.
     – Słuchaj! – Krzyknął, ściskając w pięściach materiał koszulki chłopaka i przyciągając go do siebie. – Myślisz, że mam ochotę latać za tobą po szpitalach i kłócić się z jakimiś debilami?! Czy ty wiesz ile nerwów kosztuje mnie wychowanie cię na kogoś normalnego?!
     – Już nie będę, przepraszam. – Powtórzył z naciskiem, uciekając wzrokiem.
     – Masz na mnie patrzeć, jak do ciebie mówię! Masz ostatnie pięć sekund, żeby się sensownie wytłumaczyć. – Syknął nerwowo, wciąż zaciskając dłonie na materiale jego koszulki.
     – N–nie chcę o tym mówić...
     – Och, to świetnie. – Uśmiechnął się bezczelnie. – Podsumowując, po prostu ci odwala. – Odparł nerwowo, przyciszonym głosem. Szarpnął go nagle, ciągnąc za sobą do wnętrza pomieszczenia. – Jeszcze raz to się powtórzy, a dam ci prawdziwy powód do bycia w psychiatryku. – Rzucił wrednie, popychając Stilesa plecami na stół, czym spowodował, że chłopak odruchem zrzucił z niego talerz z kubkiem, które z trzaskiem pękły po zderzeniu z kafelkami. Nim chłopak oswoił się z sytuacją, Charles złapał jego kolana, przysuwając go do krawędzi blatu, samemu stając jak najbliżej między jego nogami. – Co?! Nadal chcesz wymyślać bajeczki?! – Ścisnął jego ramiona, przygwożdżając tym samym do drewnianej powierzchni. Chłopak jęknął przerażony, próbując wyszarpać się z jego uścisku. – Są dzieciaki, które mają się o wiele gorzej, może ci to przedstawię?!
     Stiles pokręcił szybko głową, zaciskając powieki.
     –  A może jednak? – Na jego twarz wpłynął pełen bezczelności uśmiech. Szybkim ruchem zdjął koszulkę z oszołomionego chłopaka.
     – Nie! – Krzyknął nastolatek, opamiętując się. – Zostaw mnie! – Powiedział nieco głośniej, czując jak rumieni się z upokorzenia. Leżenie w samych dresach, przed kimś kogo nazywał ojcem, a w dodatku odczucie jak przyciska go kroczem w tym miejscu, sprawiły, że nie potrafił wyrwać się z paniki i lęku. Nie potrafił psychicznie zmusić się do obrony przed nim. Nie był nawet w stanie przyjąć do świadomości, że mężczyzna byłby skłonny do zrobienia czegoś takiego.
      – Ostatnim razem też obiecałeś, że to się nie powtórzy. Ile pieprzonych razy będziesz to powtarzał?! Tym razem dostaniesz taką nauczkę, że nawet ci do głowy nie przyjdzie zrobienie tego ponownie! – Warknął, szarpiąc dłonią włosy chłopaka i przyciągając jego głowę do swojej, następnie złączając ich usta.
       Brunet wydał z siebie przerażony dźwięk, drżąc ze strachu. Próbował odsunąć głowę, jednak dłoń silnie spoczywająca u tyłu jego karku, skutecznie mu to uniemożliwiała. Obrzydzony świadomością, czyich ust dotyka, przestał panować nad łzami, które zaczęły powoli spływać po jego policzkach. Ścisnął usta jak tylko mógł, nie pozwalając mężczyźnie na pogłębienie pocałunku.
     Charles odsunął się, wpatrując w niego z nienawiścią, następnie silnym ruchem przewracając go na brzuch.
     – To, kurwa, zapamiętasz na zawsze. – Wyszeptał nerwowo, opierając kroczem o jego pośladki, w tym samym momencie splatając jego ręce na kręgosłupie.
     – Nie rób tego... – Błagał, cicho łkając. Wiedział, że istniałaby szansa na ucieczkę, ale do jego głowy wciąż wracały wspomnienia każdego wrzasku, uderzenia czy oberwania przedmiotem. To skutecznie utrudniało mu racjonalne myślenie.
     – Uwierz, nie robię tego z przyjemności. To przynajmniej utrwali się w tym twoim tępym łbie. Tę lekcję, zapamiętasz sobie na długo, zanim kolejny raz będę musiał wyciągać cię ze szpitala czy czegokolwiek innego. – Szeptał tuż przy jego uchu, jedną dłonią trzymając jego skrzyżowane ręce, a drugą zjechał do jego krocza.
     – Przestań, to nie jest normalne!
     – Wybacz, ale jeżeli bicie sprawia ci jakąś chorą satysfakcję, bo mimo to wciąż robisz to samo, to nie mam innego wyboru.
      Stiles pokręcił szybko głową, widząc wszystko dookoła dość niewyraźnie, przez zbierające się w oczach łzy. Szarpnął w końcu rękami, wydostając się, nim ten zdążył zdjąć dolną część garderoby. Zdenerwowany blondyn popchnął go bardziej na bok, zrzucając tym samym ze stołu.
      Nastolatek wydał z siebie pełen bólu jęk, a następnie zaczął syczeć przez zęby, wpatrując się w zakrwawioną dłoń. W dłoni znajdował się wbity fragment stłuczonego kubka, na którego kawałki upadł.
      – Wiesz, damy ci nauczkę w inny sposób. – Obszedł stół, stając przed nim i spoglądając z wyższością na siedzącego na podłodze chłopaka. – Wiesz, jeżeli nie weźmiesz się za siebie, to właśnie na tym będzie polegała twoja praca. Chyba dobrze wiesz, co masz zrobić. – Spojrzał z obojętnością na jego ranę. – Daj spokój, nic ci nie jest. – Prychnął. – Podcinasz sobie wielce żyły, a fragment porcelany ci przeszkadza?
     Chłopak wpatrywał się jeszcze przez chwilę w dłoń, po czym chwycił odłamek i wyjął go szybko, sprawiając, że po jego dłoni na świeżo założone bandaże owijające nadgarstek, ściekła krew. Zaczął syczeć przez zęby, przygryzając z bólu wargę.  Uniósł niepewnie wzrok.
      – Nie. – Odparł krótko, starając się, aby jego głos nie drżał.
      – Och, będziesz mi się sprzeciwiał? – Chwycił rączkę przedmiotu, który znajdował się najbliżej niego na blacie szafki kuchennej. Uniósł przedmiot, następnie z rozmachem uderzając powierzchnią patelni w bok głowy chłopaka.
      Nastolatek, odrzucony przez siłę uderzenia, spróbował podźwignąć się na ramionach. Mroczki zamigały przed jego oczami, a on sam zamrugał kilka razy, próbując się ich pozbyć. Poczuł jak po jego policzku, a następnie szyi spływa krew. Chwiejąc się uniósł dłoń do skroni, dotykając wilgotnego miejsca.
     – Bolało? – Zakpił mężczyzna. – Może to ci poukłada w głowie.
     Brunet przygryzł wewnętrzną część wargi, ściskając w dłoni kawałek porcelany, który przed chwilą upuścił. W końcu ignorując pulsujący ból, odwrócił spojrzenie na Charlesa, nie wiedząc już czy był bardziej przerażony, czy przekonany do nienawiści w stosunku do mężczyzny.
     Jeden ruch, a będzie po wszystkim...
     Patelnia upadła z brzdękiem z powrotem na blat.
     – Skończenie szkoły ci się nie podoba? Wolisz słuchać tekstów „klękaj dziwko”?
     Brunet w milczeniu zacisnął usta i spróbował ostrożnie wstać.
     – Dokąd to? – Warknął, kładąc nogę na jego podbrzuszu. – Chyba coś ci powiedziałem, nie?
     – Nie zrobię tego. – Wycedził przez zęby, unikając jego wzroku.
     – Pewny, gnojku? – Spytał lekceważąco, wsuwając dłoń do jego włosów, a następnie ciągnąc, zmuszając tym samym do klęknięcia. – Powiedziałem coś! – Wrzasnął tak głośno, że chłopak zamknął natychmiast oczy, wypuszczając przedmiot z ręki. – Zapamiętaj to sobie, bo tak będzie za każdym razem, gdy choć raz mnie nie posłuchasz! – Wypowiadał każde słowo z wściekłością, rozpinając w tym czasie rozporek.
     Nastolatek poczuł, jak jego policzki stają się czerwone, będąc oznaką zawstydzenia. Zaczął cicho łkać, czując się do granic upokorzonym koniecznością klęczenia przed nim.
     Dlaczego?
     Znów poczuł jak ten szarpnął go za włosy, tym razem jednak postanowił to zignorować. Nie miał zamiaru otwierać oczu, ponieważ wiedział, że widok który prawdopodobnie wtedy zobaczy, już nigdy nie zniknie z jego pamięci.
     – Co, masz ochotę na pierwszą lekcję? – Zakpił, chwytając z całej siły szczękę chłopaka w miejscu, gdzie przeszywający ból zmusił go do otworzenia ust i utrudniał zamknięcie ich.
     Nastolatek zacisnął powieki, próbując wyszukać dłonią upuszczony odłamek. Zaczerwienił się bardziej, czując jak zbiera go na wymioty, gdy poczuł go w swoich ustach. Jęknął, próbując zaprotestować. Charles tylko oparł dłonie na jego głowie, zmuszając go siłą do wykonywania ruchów w przód i tył. Brunet koniuszkami palców zaczął ostrożnie przysuwać element stłuczonego kubka, starając się nie myśleć o poruszającym się w jego ustach członku. Skupił się całkowicie na chwyceniu ostro zakończonej powierzchni. Próbując łapać krótkie oddechy, ścisnął w drżącej dłoni porcelanę, kierując ostrą krawędzią w stronę łydki mężczyzny.
     Nim wykonał ruch, który pewnie znacznie pogorszyłby jego sytuację, usłyszał głos kobiety dochodzący z przedpokoju. Odsunął się szybko, korzystając z chwilowej nieuwagi blondyna i wstał ze wciąż przymkniętymi powiekami, powtarzając w myślach „nie myśl o tym”, następnie szybkim krokiem, wręcz wybiegając z pomieszczenia. Wiedział, że mężczyzna za nim nie pobiegnie. Nie, gdy wróciła matka.
     Momentalnie zaczął pokonywać schody, po dwa trzy stopnie na raz, w ciągu paru sekund będąc już w pokoju. Zignorował niepewne nawoływania kobiety, zamykając drzwi na klucz. Odwrócił się, opierając plecami o drewnianą powierzchnię, a następnie zsunął się do pozycji siedzącej. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej, pozwalając łzom spływać po policzkach.
      Wiedział, że matka nie będzie wiedziała o co chodziło i zacznie dopytywać blondyna, wiedział również, że prawdopodobnie brunetka nigdy nie dowie się prawdy. Nie miał odwagi jej tego powiedzieć, w ogóle nie był w stanie powiedzieć tego komukolwiek. Jak mógł przyznać się, do tego co mu zrobił? Gdzieś w głębi przypuszczał, że matka postawiłaby się małżonkowi, ale nastolatek nie chciał tego. Tak długo, jak kobieta była posłuszna, mogła być szczęśliwa. Mąż ją kochał, ale  nie tolerował jej sprzeciwów.
     Do jego uszu dotarły odgłosy kłótni gdzieś niedaleko jego drzwi. Wpatrując się tępo w przestrzeń zauważył, że przestał płakać.
     – Coś ty mu zrobił?! Dlaczego zamknął się w pokoju? – Kobieta mówiła stanowczym głosem, domagając się odpowiedzi.
     – Wyobrażasz sobie, co ten gnojek zrobił?!
     – Charles...
     Pociągnął nosem, siedząc w bezruchu. Zrozumiał, że płacz nie ma sensu, przestał odczuwać potrzebę tego. Niektórzy ludzie płaczą, aby odreagować, inni, aby zwrócić na siebie uwagę, że potrzebują bliskości, uwagi. A on? Żadna z tych rzeczy nie miała dla niego sensu, jak można odreagować coś takiego?
      Rozejrzał się ostrożnie po pokoju zachowanym w granatowych barwach z ciemnym drewnem. Zaczął nienawidzić tego domu całym sercem. Ponownie przykuł uwagę do hałaśliwej wymiany zdań
      – Wiesz co robisz? Jeżeli nie przestaniesz, ktoś naprawdę się zainteresuje!
      – Siniaki to nic złego, zawsze można powiedzieć, że przyjebał w szafkę.
      Stiles jakby odruchem o wspomnianym urazie przyłożył dłoń do boku głowy, lekko dotykając miejsca z zaschniętą krwią.
     – To nie jego wina, że się tak zachował! Może miał jakiś powód...
     – Powód?! Nie zawsze, kurwa, musi być powód! Czy każde nasze dziecko musi być popierdolone?!
     – Charles! Jak możesz?! – Głos kobiety był pełen wyrzutów.
     – Masz rację, tamto nie jest nawet kurwa moje! To może z tobą jest coś nie tak?!
     – Wiesz, że nie chcę o tym rozmawiać...
     – Och, masz rację, to było coś, nie człowiek. I jeszcze nie moje coś!
     – Przestań! – Krzyknęła nieco głośniej. – Nie możesz tak mówić, to nie wina dziecka, że urodziło się...
     – Zamknij mordę, nie mów o tym w tym domu! Nie wiem nawet czy to żyje i szczerze mnie to jebie.
     – Chore dziecko to nie powód do...
     – Upośledzone coś. – Poprawił ją.
     Chłopak przysłuchiwał się rozmowie z uchylonymi ustami. Czekał na reakcję matki, jakieś inne informacje, ale zamiast tego zapadła cisza i usłyszał jedynie jak ktoś przebiega obok drzwi, zapewne biegnąc na koniec do sypialni. Słysząc po drodze ciche łkanie, sam poczuł zbierające się w oczach łzy. Wciąż nie potrafił uwierzyć w prawdopodobieństwo, że nie jest jedynakiem. Dlaczego nic o tym nie wiedział?
      Ożywił się lekko, na moment zapominając o bólu psychicznym. Naprawdę mógł mieć rodzeństwo? W jego głowie natychmiast pojawiły się kolejne pytania, jednak wizję ich spotkania przerwało wspomnienie tego, jak Charles wyrażał się o dziecku. Tego, że było na coś chore i nie byli pewni czy przeżyło.
       Zmarszczył brwi, intensywnie myśląc nad tym, jak mógłby dowiedzieć się czegoś więcej. To jednak sprawiło, że przez jego ciało znów przeszły dreszcze na wspomnienie ohydnej nauczki. Nie chodziło już o obrażenia fizyczne, nie przejmowały go kolejne rany. Najbardziej dolegliwa była psychiczna świadomość upokorzenia, tego jak potraktował go człowiek, który był jego rodzicem. Po tym jak zachował się dzisiaj i jak wyrażał się w stosunku do jego matki, chłopak zrozumiał, że ten mężczyzna był potworem. Kimś, kogo nie dało się zmienić. Kimś, kogo nie chciał już znać.
       Spojrzał na dłoń, której rana powoli zaczęła zasychać razem z krwią, a następnie położył podbródek na kolanach, smutno spoglądając w kierunku drzwi balkonowych, przez które wpadały promienie słoneczne. Tym razem da radę, nie zrobi nic głupiego w tym kierunku.
       – Dam sobie radę. – Szepnął, jednak w jego głosie nie było nawet nuty przekonania.
       Zamknął oczy, chcąc odpocząć od wszystkiego i przeczekać aż rodzice minimalnie ochłoną.

══◊══

+Happy Birthday to me... a nie, to było czternastego.
+Rozdział troooochę długi, ale siłą rzeczy nie dało się go bardziej skrócić. Myślę, że teraz częściej będą długie rozdziały...
+Pewna osoba w komentarzach przypuszczała, że chłopak trafi do psychiatryka. Owszem, początkowo tak miało się stać, ale w ostatnim momencie zmieniłam pewien wątek. (stąd też opóźnienia) Chyba nikt nie spodziewał się, że stanie się coś takiego... Jeśli chodzi o sposób w jaki Charles wyraża się o dziecku – przykre, ale niestety niektórzy ludzie naprawdę tak się zachowują.
+Teraz mam strasznie mało czasu, tak więc na razie wciąż nie rozstrzygam ankiet, ani nie dodaję nowych. Ale to tylko chwilowe!
+Och, i miałam wyjustować tekst, ale coś się podziało z dialogami i tym podobne, a że chcę już iść spać, to nie mam czasu tego zrobić. Jutro powinien być wyjustowany i powiecie mi, czy to ułatwia, czy utrudnia czytanie. ;)
+Dziękuję za te wszystkie komentarze i opinie! <3

16 komentarzy:

  1. Rozdział był zajebisty.
    Really.
    Kurde, biedny ten Stiles.... Ale mam nadzieję, że Marco zadziała ^w^ Love story XD

    Wyjustowanie mogło źle wpłynąć na akapity zrobione spacjami, najlepszą metodą będzie zrobić akapity w HTMLu, choć czasami za dużo dupkania z tym :/
    Eh, wspominałaś ostatnio, że błędnie zapisane dialogi (duże litery, kropki) to jakby Twój styl pisania czy coś, ale to nic innego jak błąd :(

    Bosh, Boshu, tralalala.... Życzę weny, bo czekam na neexcik ^•^
    +spóźnione życzenia urodzinowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oskar za najlepszy rozdział w historii tego bloga wędruje doo...!
    A tak poważnie. To zdecydowanie mój ulubiony rozdział. Oby Stiles przybył do psychiatry. Najlepiej bez NOGITSUNE :D
    #TeenWolf #hasztag #Psycho #Stiles
    Nawet nie przeszkadza mi fakt, że nie było anala :D Tatusia lubię. Kolejny potomek mojego Lajosa :3 To chyba syn Lajosa i Lidii, skoro ma takie zapędy kazirodcze.Co jeszcze... Marco nie było, zatem jestem dodatkowo happy. W pierwszej chwili sądziłam, że Stiles ma innego ojca, niż w rzeczywistości - dobrze, że to był tylko error w mojej twarzoczaszce.
    Wenyy, Mendo. Acha, i komentarz Poczwary był, to czas na komentarz Paskuda

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,Rozdział głupi, ale nie powiem, dlaczego. Stiles niech sobie umiera. Niech go ojciec zagwałci na śmierć. Ten ojciec jest chory, on powinien się leczyć. Stiles ma brata? Współczuję rodzinie. Ci lekarze byli fajni, spodobali mi się.
    Pozdrawiam,
    Nie-Sarabeth M."

    //może być? On się nie obrazi, prawda? Przecież wie, że my go kochamy... (a jak ON to czyta, to niech poczyta też o dystansie do siebie).

    Wenyyy :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohh biedny Stiles :/ a jego ojciec... jak tacy ludzie moga zyc?! Prosze powiedz, ze sytuacja sie poprawi.

    X.O.X.O
    PS. Your forever

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierdole. Patola pełną gębą. Kocham to opowiadanie, naprawdę c: Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się,że Stils ma brata ciekawe dlaczego jest chory jak można nazwać dziecko upośledzone coś Stils powinien iść z tym do Marco może on pomoże im w tej sytłacji to ojciec Stilsa powinien się leczyć wspóczuje jego matce,że ma takiego męża mam nadzieję,że po tej akcji dotrze coś do mamy Stilsa więcej Marco pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo bym prosiła o rozdzał 4 histori którą piszesz z koleżanka pozdrawiam jak tam praca nad zwiastunem prowokatora

    OdpowiedzUsuń
  8. taki człowiek nie powinien mieć dzieci !!!!! biedny Stiles :( najlepiej niech się wyprowadzi z domu . <A

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurwa, teraz to dojebałaś.
    Zaczęłam tego bloga czytać wczoraj wieczorem i właśnie przeczytałam już wszystkie rozdziały. Stworzyłaś tak wielu bohaterów, których mam ochotę zabić, a dalej to czytam... Nie wiem dlaczego. :o
    Darcy- ślepa egoistka, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy.
    Felix- dupek, który nie ma ani jednaj pozytywnej cechy.
    Ojciec- popapraniec jakich mało. Mam ochotę go wykastrować i zniszczyć psychicznie.
    Doktor- zajeżdża pedofilem.
    Każdego z nich miałam ochotę walnąć, kopnąć, udusić, utopić...
    Stiles, Marco i Ronny to jedyne pozytywne, ogarnięte i ciekawe postacie.
    A... No i matka. Słaba psychicznie kobieta, która woli udawać ślepą... To akurat jest ciekawie wykreowana postać.
    Pomimo tego z miłą chęcią przeczytam dalsze rozdziały - uwielbiam opowiadania, gdzie widać jak wielkie postępy robi autor pisząc je (np.jeśli porównamy ten rozdział do pierwszego). Jestem dumna. <3
    Dodatkowo masz też duży plus u mnie jeśli chodzi o Twoje pomysły. Nie da się nudzić.
    Czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, kiedyś myślałam nad tym jak sprawić, żeby ktoś polubił jakąś postać. Niedawno zrozumiałam, że każdy ma inny gust i to jest widoczne, czytając komentarze. :p Na blogu w zasadzie chyba nie ma postaci, która byłaby przez wszystkich lubiana/nie lubiana. O dziwo nawet i anty-fani Stilesa się znajdą! ;d Planuję przy epilogu pierwszej części napisać czym i jaką cechą kierowałam się tworząc każdą postać, żebyście mogli poznać moją opinię. ;) [na razie sama wolę poobserwować jak to odbieracie :D]
      Może czytasz to z ciekawości „co ta autorka jeszcze nie wymyśli?”. :D
      Dziękuję! <3 Cały czas staram się pisać coraz lepiej, wygląda na to, że jestem na dobrej drodze. ^^

      Usuń
  10. Nie wiem co tam z moim gustem ale nie znosze powalonych rodziców, taka przemoc przewraca mi flaki i osobiście i ręczniem mam ochotę komuś wytłumaczyć co to znaczy być rodzicem.

    OdpowiedzUsuń
  11. O mój Boże! Co tu się dzieje! Nie potrafię nawet ogarnąć tego słowami. W tym rozdziale było tyle emocji! Nie spodziewałam się, że Stiles ma takie trudne życie. To jest okropne, jak wszystko mu się skomplikowało i mimo problemów z samym sobą, nie ma w nikim wsparcia. Powinien posłuchać się lekarza i zostać w szpitalu, a tam opowiedzieć o wszystkim. Jego popierdolony ojciec powinien ponieść konsekwencje swojego chorego zachowania. To jest nienormalne, aby tak krzywdzić własne dziecko! Mam nadzieję, że Stiles szybko weźmie swój los we własne ręce!
    Życzę weny i pozdrawiam!

    Zapraszam do siebie na nowy rozdział: your-perfect-imperfections-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Co to się porobiło! :o
    Ojciec Stilesa jest psychiczny!
    A jego matka nie wie co on mu kazał zrobić...
    Mam nadzieję, że Stiles wyzna prawdę Marco i razem jakoś dadzą radę :/
    Pomieszałaś mi w głowie! :D
    Jak dobrze wiesz piszę ten komentarz po raz drugi bo pierwszy się nie wysłał - nie znoszę :)
    Nie mogę się doczekać następnego! :*
    ~ Ruda

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej! chciałam ci pogratulować, bo zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards! :) Wszystkie informacje, które potrzebujesz znajdziesz tutaj na moim blogu http://jb-realy-love.blogspot.com/2015/04/liebster-blog-awards-1.html

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej,
    wspaniały, reakcja Petuni na widok Harrego w jakim jest stanie, zabrała go do Hogwart, do Albusa ale co mu powie…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej,
    Stiles ma rodzeństw? Co to za ojciec z niego...
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Kochany Hater? żєgηαм. ♥
Kochany Czytelnik? ωιтαנ. ♥
Jak już tu jesteś to będę wdzięczna za chociaż jeden krótki komentarz! ♥

Obserwatorzy