14.07.2014

Rozdział 1 [ Jak to wszystko się zaczęło? ]

     Reflektory rozbłysły, okrzyki fanów wezbrały na sile, a sędzia przygotował się do przedstawienia zawodników.
     – W lewym narożniku Peter Samar; 25 lat; 1,85m wzrostu i 80kg mięśni! – Przerwał, czekając na okrzyki fanów. Gdy tłum lekko ucichł, poprosił o ciszę i kontynuował. – W prawym narożniku Marco Marshall; również 25 lat; 1,87m wzrostu i 90kg mięśni! – Tłum dosłownie oszalał.
     Brunet odetchnął głęboko, uderzył rękawicami o siebie, następnie przybierając postawę, spojrzał w kierunku swojego przeciwnika, czekając na znak, że może wkroczyć do akcji.

     Marco siedział teraz w przebieralni. Ledwo pamiętał walkę, która z góry była dla niego wygraną. Reflektory, okrzyki, pierwszy gong, knockout. Większość starć na ringu tak wyglądała. Ostatnio nie zwracał uwagi na walki, bardziej dręczyło go poczucie samotności. Jessica, jego żona od czterech lat, wciąż wyjeżdżała w delegację. Nieustannie, odkąd podjęła się nowej pracy. W dodatku nie mógł nawet spokojnie wyjść z domu, bez otoczenia przez reporterów.
     W pomieszczeniu rozległ się dźwięk pukania. Mężczyzna westchnął. Raczył pojawić się jego menadżer, kolejna fanka z orzeszkiem w głowie czy może dla odmiany stworzenie, z którym da się porozmawiać? Mimo to odkrzyknął „Otwarte!”.
     W wejściu pojawił się niewysoki ciemny brunet z brązowymi oczami. Chłopak zamknął za sobą drzwi i podszedł kilka kroków.
     Może to i kolejny fan, ale jednak w tym coś go zaintrygowało. Te jego charakterystyczne oczy, niemalże nienaturalnie ciemne.
     – Emm… Wiesz, jestem twoim fanem… i chciałbym... No chciałbym poprosić o autograf. – Zawahał się i powiedział szeptem jakby sam do siebie. – Boże, jak to debilnie zabrzmiało. – Wykrzywił usta, marszcząc przy tym nos. Wyglądał jak mały, zniesmaczony dzieciak.
     Marco nie potrafił powstrzymać się przed szerokim uśmiechem.
     – Jasne, siadaj. – Poklepał ręką miejsce obok siebie. Podążał wzrokiem za chłopakiem, który niepewnie szedł w jego stronę i usiadł na ławce. – To… dla kogo podpisać? – Rozbawiony nieśmiałością chłopaka, miał ochotę wykombinować coś, żeby został choć chwilę dłużej. Swoją drogą uwielbiał wprowadzać ludzi w niezręczne sytuacje, robili wtedy takie zabawne miny. Młody wyglądał na tak wystraszonego, że mężczyzna nie zdziwiłby się, gdyby wybiegł stąd lub wyskoczył przez okno. – To gdzie podpisać? 
     Chłopak podał mu białą koszulkę z jakimś nadrukiem. 
     – Dla Stilesa.
     Marshall zabrał się za podpisywanie koszulki. Po chwili dodał, przyglądając się swojemu dziełu:
     – Wiesz, zawsze mógłbym podpisać się gdzie indziej. – Na ułamek (może więcej?) sekundy spojrzał na jego krocze, z uniesioną brwią. 
     Brunet zarumienił się, co tylko dodało mu uroku, podkreślając przy tym kolor oczu. Wyglądał tak bosko, że Marco ledwo powstrzymał się, żeby nie wpić się w jego usta. Miał żonę, ale od czasu do czasu… Skarcił się w myślach. Mimo wszystko nie chciał, żeby chłopak już szedł. Poza tym i tak nie miał nic do roboty, a wywoływanie u niego tego uroczego rumieńca powoli stawało się jednym z jego ulubionych zajęć. Przez moment, spoglądając w jego oczy, w ten ciemny odcień, dostrzegł błysk niebezpieczeństwa.
     Ciekawe, jaki byłby w… Marco, ogarnij się! 
     – Mmoże lepiej na koszulce. – Młody zająknął się. 
     Sięgnął, żeby odebrać koszulkę, ale Marco nagle wyprostował rękę w górę tak, aby chłopak nie dosięgnął zawartości. Towarzysz nie ukrywał zaskoczenia, wpatrując się to na niego, to na koszulkę. 
– Nie–nie–nie. Zróbmy tak, oddam ci koszulkę pod warunkiem. – Podniósł palec wskazujący wolnej ręki, a po chwili skierował na niego. – Zostaniesz tu ze mną, aż wróci mój menadżer. Naprawdę umieram z nudów. – Nie kłamał. Miał ochotę na towarzystwo, a w szczególności jego. 
     Stiles zastanowił się przez chwilę, gdy wyszedł już z osłupienia. 
     – Jeśli to nie problem, m–mogę zostać. – Zamilkł na chwilę. Naciągnął rękawy bluzy za nadgarstki i gwałtownie zakrył policzki owiniętymi dłońmi. – Boże, rumienię się jak ciota, prawda? – Zamknął oczy, mamrocząc pod nosem.
     – Nie, wcale nie. – Mężczyzna uśmiechnął się do niego i ściągnął z twarzy jego dłonie. – Wyglądasz słodko.
     Marco uznał, że po tym, co powiedział, chłopak nie może się już bardziej zarumienić. Mimo wszystko miał ochotę sprawdzić, czy potrafi bardziej się zawstydzić… Tak z czystej ciekawości. 
     – To jesteś bokserem, tak? – Stiles niespodziewanie zmienił temat. – Pewnie dużo – Zamilkł i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że bokser siedzi w samych spodenkach. Przełknął ślinę i kontynuował. – Pewnie dużo ćwiczysz. Zresztą widać. – Nieświadomie przejechał palcami po jego umięśnionej ręce i okrążył palcem wytatuowaną rękawicę bokserską na ramieniu, co przyjemnie połaskotało mężczyznę.
     – Zgadza się. Jak to mówią, trening czyni mistrza. – Gdy chłopak speszony odsunął dłoń. Marco puścił do niego oczko, na znak, że nie przeszkadza mu to. Właściwie nie przeszkodziło mu by, gdyby sprawdził też, co ma w bokserkach.
     Kurwa, znowu myślę o głupotach.
     – Lubisz się bić, czy przychodzisz dla zabawy? – Bo jak dla zabawy to z chęcią pokażę ci te ciekawsze sfery satysfakcji; pomyślał i natychmiast ugryzł się w język, żeby tego nie wypowiedzieć.
     – Nie, nie u mnie z samoobroną ciężko. – Jak zahipnotyzowany jeździł koniuszkami palców po jego umięśnionym torsie, po każdym mięśniu na klacie. – Boks to niezła frajda, ale kompletnie nie dla mnie. Pewnie, gdybym rozmachnął się do uderzenia, to jako pierwszego znokautowałbym samego siebie.
     Marco mimo woli roześmiał się. Idealna okazja, żeby go zaprosić i… Nie, on po prostu może go nauczyć kilku ciosów.
     – Wiesz, jak chcesz, to mógłbyś wpaść do mnie na kilka godzin. Nauczyłbym cię paru ruchów. – Za wszelką cenę starał się, aby zabrzmiało to jak luźne spotkanie. 
     Stiles jakby opamiętał się i odsunął od niego rękę, spoglądając z jeszcze większym zdziwieniem niż poprzednio. 
     Marco nabazgrał na karteczce adres swojego domu i wcisnął mu papierek do dłoni.
     – Trzymaj. 
     Wyglądało na to, że chłopak zaprotestuje, ale w tym momencie bez pukania wparował gość z telefonem w ręku.
     – Słuchaj Marco, pojutrze masz kolejną walkę z… – urwał, gdy dostrzegł siedzącego obok gościa. – Nie przeszkadzam? – Przyjrzał się im zakłopotany. 
     – Nie, nie. Właściwie to ja już wychodzę… 
     – Fajnie się rozmawiało, trzymaj to twój autograf. – Marco podał mu koszulkę, którą Stiles posłusznie odebrał. Następnie odprowadził go wzrokiem, aż drzwi zatrzasnęły się.

6 komentarzy:

  1. Witam,
    rewelacyjnie wyszło to spotkanie Marco i Stillsa, a ten manager to naprawdę wiedział kiedy wejść, a mogło być....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ja wiem... Prolog wyszedł ciekawie, inaczej nie byłoby mnie tutaj, ale ten rozdział wydał mi się zbyt cukierkowy. Dziecinny. Nie mam nic przeciwko tematyce homoseksualnej, jestem nawet pod wrażeniem, bo nieczęsto spotykam blogi tego typu (choć z drugiej strony, wcale ich nie szukam).
    No moje oko, trzeba tu podrasować słownictwo. Nie pasuje mi, że dorosły mężczyzna, mający żonę, już podczas pierwszego spotkania ma praktycznie ochotę dzieciaka zgwałcić... Aluzje są strasznie skonstruowane, Marco jest subtelny jak czołg. Skupiłas się za bardzo na opisie samej sytuacji niż na bohaterach - i nie mówię tu o emocjach tyczących się konwersacji, bo tego było aż zanadto. Moim zdaniem, zanim wprowadziłaś Stilesa, powinniśmy dowiedzieć się więcej o samym Marco. Możliwe, że wszystko porzyjdzie z czasem, aczkolwiek nie opuszcza mnie wrażenie, ze ten rozdział jest wyrwany z kontekstu i powinien znaleźć się gdzie indziej w tej historii.

    Nie ma takiego słowa jak "podstresować". Wiem jakie znaczenie ma użycie tego słowa w twoim zdaniu, ale lepiej unikać takich zlepek, bo one po prostu nie egzystują w słowniku. O wiele lepiej brzmiałoby to, gdybyś użyła wyrażenia "wystawić na wiekszy stres" itp.
    Było jeszcze jedno słowo lub dwa słowa, które wydały mi się podejrzane, ale już nie pamiętam, a wracać mi się nie chce.

    Lecę do nastęonego rozdziału, może historia przybierze inny obrót, wtedy ewentualnie przeproszę, za kilka cierpkich słów powyżej. ale mam nadzieję nie gniewasz się za to, bo też nie ma za co :D

    czarny-latawiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w 100% się zgadzam. Moim zdaniem rozdział wyszedł dość nagannie, od razu przechodząc do rzeczy bez żadnych wstępów. Tak jak zwykłe yaoi, czy jak to tam się nazywa.

      Usuń
    2. Totalnie! Czytajac ten rozdzial, myslalam,ze to jakis zart.

      Usuń
    3. Uwierzcie, po tych kilku miesiącach ja również uważam, że wystartowałam dość kiepsko. Po prostu za szybko to wszystko zaczęłam, ale zostawiam tak, bo nie będę od nowa pisała bloga z powodu błędów na początku. Wydaje mi się, że teraz piszę lepiej, a przynajmniej mam nadzieję, że się nie oszukuję.
      Co do tego nieszczęsnego "podstresować. Początki pisania - nie byłam pewna, czy jest takie określenie, czy nie. Wciąż staram się wzbogacać słownictwo. Dziękuję za zwrócenie na to uwagi, jak można zauważyć zastąpiłam już je czymś logicznym.

      Usuń

Kochany Hater? żєgηαм. ♥
Kochany Czytelnik? ωιтαנ. ♥
Jak już tu jesteś to będę wdzięczna za chociaż jeden krótki komentarz! ♥

Obserwatorzy